niedziela, 30 grudnia 2012

Umarł Aciu

Wczoraj rano straciliśmy wielkiego przyjaciela, wspaniałego towarzysza i kumpla. Po raz kolejny przegraliśmy z niedającą żadnych szans chorobą.
Nie sposób się z tym wszystkim pogodzić, przejść nad tym dalej. Bezsilność, niemoc i przewaga choroby...

Do zobaczenia Aćku po tamtej stronie.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Prezenty

Wczoraj rano napisaliśmy list do Świętego Mikołaja, no i prosimy bardzo, jest odzew.
Kilka godzin po napisaniu listu weszliśmy kontrolnie na stronę Finnmarkslopet. A tam niespodzianka. Otóż Norwegowie postanowili zmienić terminy przyjmowania zgłoszeń do udziału w wyścigu. Od wielu lat można było rejestrować się do początku marca, a mniej więcej tydzień temu zmieniono datę na 01. stycznia.
Zgłoszenie można wysłać wypełniając ankietę na stronie wyścigu. Jak jednak zrobić, aby opłata startowa znalazła się na jego koncie do pierwszego? Zwłaszcza, że święta i banki nie będą pracowały? I skąd wziąć kasę na opłatę? Wszystkie spodziewane przelewy dopiero po Nowym Roku. Zresztą ciągle biegamy za pieniędzmi na wyścig i żyliśmy w świadomości posiadania sporej ilości czasu jeszcze.
Taki to prezent dostaliśmy na Gwiazdkę. Bardzo dziękujemy

niedziela, 23 grudnia 2012

List do Świetego Mikołaja

Hej, Św. Mikołaju!
Podobno dobre uczynki wracają, prędzej czy później do ludzi. Tak ludzie gadają.
Jeśli tak to mamy taka małą sprawę. Pytanie właściwie. Orientujesz się może, Św. Mikołaju, po jakim czasie one wracają? Tak plus minus. To jedna sprawa.
Druga jest taka, że raczej byliśmy grzeczni, więc śmiało możesz się do nas wybierać. Komin, co prawda, dość ciasny, ale za to dla reniferów dużo miejsca. Zapraszamy.

Może jakiś prezencik dla nas byś znalazł. Narobiliśmy się po łokcie, napomagaliśmy zwierzakom. Dbamy o nie jak najlepiej potrafimy. A tu tylko problemy w zamian. Klientów mało, same koszty wiecznie i tak ogólnie biednie. A roboty przy tym wszystkim huk. Na dodatek woda zamarzła nam w stajni i musimy z beczkami drałować z chałupy, a to kawał drogi.
Nie denerwuj się. Tak sobie narzekamy. Pamiętasz jak we wrześniu wyciągaliśmy z transportu Bryzę i Ogara? Z transportu do rzeźni. Jak nie daliśmy zapakować na samochód handlarza Sarma, Felka i Dumkę. Pamiętasz?
Albo jak chodziliśmy do stodoły leczyć dzieci Kiciuli, bo wg planu losu miały umrzeć? Dzisiaj mieszkają z nami. Bawią się całymi dniami, są szczęśliwe. Tak samo Rudzik, którego ktoś wyrzucił do lasu.
No, jeszcze do tego możemy dopisać Jumę i Szajenkę. Też wielce niepewny los je czekał. U nas znalazły pewność i spokój.

piątek, 21 grudnia 2012

Zima




Już, już mieliśmy pisać, że zaczyna się zima, że zrobiło się trochę na minusie i spadło nieco śniegu. Nic z tego. Celowo nie pisaliśmy nic. Zima jak to zima w tej części świata. Podpuści, zamiecie śnieżnym ogonem, przymrozi, ale jak tylko się ją zauważy to zaraz spłoszona ucieknie.
Toteż nie pisaliśmy, że przyszła. A nuż na trochę zostanie.

czwartek, 13 grudnia 2012

Nocny bieg

Nie ma chyba nic tak ekscytującego w psich zaprzęgach jak nocne bieganie. Cisza uśpionego lasu, oddechy psów i szum sań na śniegu. Świat ogranicza się wtedy jedynie do niewielkiego kręgu blasku czołówki oświetlającej pierwsze przed saniami pary psów. Liderzy nikną już w mroku.

W nocy wszystko staje się inne. Tajemnicze. Zwykły krzak jałowca przybiera fantastyczne kształty i dzięki naszej wyobraźni może stać się wszystkim. Każdą nawet najbardziej niesamowitą postacią. Zależy to tylko od naszej fantazji.

Taki nocny bieg staje się wtedy niesamowitą przygodą. Wejściem na nieznane tereny. Wszystko dzięki naszej psychice, która w ciemnościach i w pędzie zaprzęgu zaczyna reagować na zupełnie inne bodźce.
Kiedy tak gnamy przez zasypany śniegiem las, znaną nam już trasą, która w takiej nocnej odsłonie przybiera zupełnie inny obraz, to mamy nieodparte uczucie, że znaleźliśmy się tutaj po raz pierwszy.

niedziela, 9 grudnia 2012

Mamy rekord!


Wczoraj w trakcie treningu pobiliśmy wszystkie nasze dotychczasowe zaprzęgowe osiągnięcia sportowe. Alaskany przebiegły 54 kilometry w czasie 3 godzin i 11 minut. Oznacza to bieg ze średnią prędkością 16,7 km/h, co jest wynikiem bardzo zadowalającym.
Taki wynik był możliwy oczywiście ze względu na zbliżone w tej chwili do ideału warunki panujące na trasie. Kilkustopniowy mróz, niewielka ilość śniegu, który zdołał jednak przykryć nierówności na leśnych drogach. Nierówności, które spowalniają wózek. Do tego poznikały, bądź zamarzły wielkie kałuże zmuszające zaprzęg do hamowania.

czwartek, 6 grudnia 2012

Lobby mięsne nie daje za wygraną!

fot. facebook

Wczoraj dowiedzieliśmy się, że w Sejmie zbierane są podpisy pod poselskim projektem zmiany ustawy o ochronie zwierząt. Wystarczy tylko 15 podpisów posłów, aby projekt mógł zostać złożony u Marszałka Sejmu!

Lobby rzeźnickie chce, żeby ustawa o ochronie zwierząt w ogóle nie odnosiła się do uboju zwierząt. Będzie dzięki temu obowiązywać Rozporządzenie Rady, które dopuszcza ten bestialski sposób uboju bez ogłuszania.
Poselski projekt zmiany ustawy ma być procedowany tylko kilka dni - prawdopodobnie już w piątek 14 grudnia Sejm przegłosuje usunięcie z ustawy zapisu o konieczności ogłuszania zwierząt przed ubojem i tym samym ubój rytualny będzie w Polsce legalny.

środa, 5 grudnia 2012

Dookoła Borów Tucholskich

Bory Tucholskie to największy zwarty kompleks leśny naszego kraju, to cudownie piękne miejsce na ziemi. Miejsce, gdzie obecnie żyjemy, pracujemy i oddajemy się swojej pasji.
Na pewno Bory Tucholskie są warte, aby je opisać widziane oczami polskich maszerów. Nikt jak dotąd takiego zadania się nie podjął, a i nawet z rzadka docierają tu psie zaprzęgi. Dlatego aż się prosi aby się za to zabrać.


Planujemy objechać Bory w trzech, czterech turach. Za każdym razem miejscem startu będzie nasz kennel w Śliwiczkach. To z niego wyruszy każdorazowo kolejna wyprawa tego projektu.
Każda z nich będzie liczyć około 100 kilometrów i w każdej pobiegnie nasz wyścigowy zaprzęg alaskan husky. Ma to bowiem być zarazem dobry trening przed startem w Sedivackim Longu i Finnmarkslopet.

wtorek, 4 grudnia 2012

Listopad za nami

Zakończyliśmy trzeci miesiąc przygotowań zaprzęgu alaskanów do sezonu startowego.
Po dwóch poprzednich, bardzo mocno przetrenowanych miesiącach, przyszedł nieco słabszy listopad. Stało się tak za sprawą bardzo ciepłej, jak na tę porę roku, aury. Praktycznie cały ten miesiąc stał pod znakiem mocno dodatniej temperatury.
Ma to jednak swoje dobre strony, i choć zwolniliśmy pod pogodowym przymusem, to najprawdopodobniej wyszło nam to na zdrowie.
Psy były już zmęczone nieco częstym i długim bieganiem. Widać było na treningach pewne znudzenie, a raczej brak głodu biegania. Treningi zaczęły trochę przypominać chodzenie do niezbyt atrakcyjnej pracy, takie z musu.
Przerwa to wszystko odmieniła. Zrobiliśmy w listopadzie zaledwie 360 km w 15 treningach. Statystycznie co drugi dzień był wolny. W praktyce jednak zdarzały się wolne od biegania nawet cztery kolejne dni .
Alaskany znowu nabrały ogromnej chęci trenowania. Na dodatek początek grudnia przyniósł upragnione ochłodzenie. I to nawet poniżej zera.

Pierwsze trzy dni grudnia zamknęliśmy trzema treningami i 70-cioma kilometrami. Dzisiaj przerwa, a jutro pięćdziesiątka. Teraz kilometry bedą szybko przybywały w naszym dzienniku treningowym.

Czasem w sporcie tak jest, że to co nas martwi w jakimś momencie, co wydaje się nam kłopotem, po czasie okazuje się tak naprawdę naszym zyskiem. I to jest w sporcie piękne, że nie wszystko można do końca przewidzieć i zaplanować.


poniedziałek, 3 grudnia 2012

STOP ubojowi rytualnemu zwierząt!

W zeszły wtorek 27 listopada Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż przepis rozporządzenia podpisanego w roku 2004 przez ówczesnego ministra rolnictwa Wojciecha Olejniczaka, który pozwala na rytualny ubój zwierząt przez wykrwawienie, bez wcześniejszego ogłuszenia, jest sprzeczny z ustawą o ochronie zwierząt i przez to z konstytucją.

Na czym dokładnie polega ubój rytualny? Otóż, jest to wyjątkowo okrutny sposób zabijania zwierząt na mięso, polegający na wielokrotnym [od 1 do nawet 60 nacięć] przecinaniu szyi, czyli skóry, mięśni, trzech par nerwów, obu tętnic, przełyku i tchawicy, bez przecinania kręgosłupa i rdzenia kręgowego tak, aby zwierzę w dalszym ciągu żyło i było świadome.
Zwierzę jest najpierw unieruchamiane/ściskane w specjalnej klatce ubojowej - co wywołuje u niego potworny stres - następnie jest odwracane do góry nogami, aby dostęp do jego gardła był jak najbardziej wygodny dla rzeźników, którzy wielokrotnie podrzynają mu gardło.

czwartek, 29 listopada 2012

Droga Psa

Wojtek Kurtyka, jeden z największych himalaistów świata, wiele lat temu, swoją życiową drogę przez najtrudniejsze góry świata, nazwał Ścieżką Góry. Nawiązywał w ten sposób do starego samurajskiego kodeksu Bushido i zawierającej się w nim Drogi Miecza.
Drogi, którą podążał świadomie japoński wojownik. Będącej zarazem drogą do celu i celem samym w sobie. To buddyjska filozofia stawiająca na piedestale samą drogę. Samo dążenie do celu.

Kurtyka wzorem samuraja kroczył swoją Drogą Góry poświęcając się jej całkowicie. Stawiając przed sobą wielkie cele i robiąc wszystko co należy, aby je realizować.
To trudna droga. Wymagająca ogromnego samozaparcia i jeszcze większej pewności jej celu. Do tego im cel ambitniejszy tym ryzyko porażki większe. Ale jak ktoś kiedyś powiedział "dla wielkiej sprawy honornie jest nawet zginąć".
Otóż to, tylko wielkie cele warte są tego, aby im się poświęcić. Dla osiągnięcia wielkich celów warto poświęcić całe życie. Choćbyśmy nawet nigdy nie zdołali ich osiągnąć. Ważne, że próbujemy, że walczymy. Bierni nie osiągają niczego. "Kto ryzykuje ten pije szampana":))

środa, 28 listopada 2012

55 dni

Zaledwie 55 dni zostało już do pierwszego startu w tym sezonie. Sedivacki Long zbliża się wielkimi krokami.
Zobaczymy jakie będą warunki na trasie, jak dopisze zima. Termin wyścigu ze względu na śnieg, wydaje się dość bezpieczny, ale...
Różnie to w tej części Europy bywa.

Tymczasem u nas prognozy bardzo obiecujące. Od najbliższego weekendu ma pojawić się po raz pierwszy zima. Podobno przymrozi i pośnieży. Pożyjemy, zobaczymy:)
Najwyższy czas już na ochłodzenie, bo obecne temperatury robią nam trochę bałaganu w planach treningowych, a balaganu nie lubimy. Przynajmniej w tej kwestii.

Do wyścigu zgłosiły się, na ten moment, 92 zespoły. W naszej kategorii oznaczonej LU startuje 18 zaprzęgów złożonych z alaskan husky. Najczęściej z 8 psów.
Mamy konkurentów z Czech, Węgier, Austrii, Niemiec, a nawet ze Stanów Zjednoczonych, choć Rodney jest już mieszkańcem Czech od paru lat.


niedziela, 25 listopada 2012

Listopad

Ciepła aura w tym miesiącu nie jest żadnym zaskoczeniem. Można się było tego spodziewać. Zazwyczaj listopad bywa ciepły, choć raz na parę lat potrafi zaskoczyć iście zimową pogodą. Nie tym razem.

W listopadzie zamierzaliśmy zrobić ogrom kilometrów, ale skoro jest tak ciepło, to musieliśmy odstąpić od tego planu. I tak też jest dobrze.
Po bardzo intensywnym treningu w dwóch poprzednich miesiącach, chwilowe odpuszczenie dobrze zrobiło alaskanom. Choć odpuszczenie to trochę na wyrost powiedziane. Ogólny kilometraż listopada i tak zamknie się liczbą ponad 400 km.
Więcej dni bez biegania, krótsze treningi, wszystko to spowodowało faktyczny wzrost formy. Psiaki znowu zrobiły się głodne biegania. Wróciła świeżość i energia z początku sezonu.

Do Finnmarkslopet jeszcze dobre trzy miesiące. To bardzo dużo czasu, zwłaszcza przy pracy jaką już wykonaliśmy. 1200 km z zaplanowanych trzech tysięcy to dobry wynik, dajacy nam pewien komfort psychiczny.
Nadchodzi podobno jakieś ochłodzenie. Temperatury mają zbliżyc się do zera. To pozwoli "nabijać" kolejne długie kilometry. Musimy wyjść daleko poza limit 50 kilometrów, który już regularnie osiągaliśmy w ostatnim czasie.

Póki co, odpukać w nie malowane, obywamy się bez chorób, kontuzji, otarć i tym podobnego świństwa, które lubi przyczepić się do zespołu, zwłaszcza w takiej pogodzie. Cały trening odbywa się gładko i bezproblemowo. Oby nie był to jakiś podstęp losu:))


niedziela, 18 listopada 2012

Kompletny brak kultury

Często dyskutujemy o tym dlaczego w Polsce jest tak, a nie inaczej. Dlaczego w naszym kraju ludzie tak mało ze sobą współpracują? Dlaczego wielu spraw nie potrafią załatwiać normalnie? Dlaczego nie ma z kim sensownie rozmawiać o interesach i nie tylko?
W ostatnich dniach i tygodniach parę podobnych do siebie sytuacji dało nam sporo do myślenia.
Otóż bardzo często otrzymujemy, ten rok jest pod tym względem rekordowy, zapytania dotyczące różnych imprez, na których mielibyśmy się pokazać, albo wręcz całe takie imprezy organizować.
Niekiedy wystarczy w takiej sytuacji wysłać jedną z gotowych ofert, jakie mamy w komputerze, ale niekiedy musimy nad taką ofertą solidnie przysiąść. Zaangażować w jej tworzenie firmy skandynawskie. Wykonać ileś tam telefonów i napisać nawet kilkadziesiąt maili.

Jaki jest efekt takiej pracy? Żaden! Jedna firemka z drugą prosi o ofertę,  o szczegółowy scenariusz imprezy, a po ich otrzymaniu nie potrafi nawet napisać słowa dziękuję. Czy to takie czasy? Coś przespaliśmy i zmieniły się obyczaje? Dzisiaj już nie obowiązują normy dobrego wychowania? Nie trzeba już mówić dzień dobry, do widzenia, proszę, dziękuję?

środa, 14 listopada 2012

Pierwszy tysiąc

Wczoraj, 13 listopada, przekroczyliśmy pierwsze tysiąc kilometrów w treningu alaskanów.
Nie obyło się co prawda bez pewnych kłopotów, ale jest. Problemy dotyczyły, jak zwykle pogody. Od pierwszego listopada mieliśmy ocieplenie. Temperatury uparcie trzymały się około 10 stopni. Na tym etapie treningowym na jakim jesteśmy obecnie to zbyt dużo. Musieliśmy skrócić dystanse poszczególnych biegów, a nawet kilka razy zupełnie ich zaniechać.
W innym przypadku ten pierwszy tysiąc zamknęlibyśmy ponad tydzień temu.
Zmiany planów są wpisane w mushing:) Zawsze trzeba liczyć się z nieprzewidzianymi sytuacjami. Z doświadczenia wiemy, że one zawsze się pojawią. Prędzej lub później.

Wczoraj na gpsie pojawiło się 1000 kilometrów, a już dzisiaj dołożyliśmy do tego kolejne 50. Powoli wracamy do normalnego rytmu.

Tysiąc kilometrów to już spory dystans. Do końca jednak jeszcze dużo więcej. Druga połowa listopada i grudzień powinny przynieść kolejne 1000 km.
Potem będziemy mieli jeszcze cały styczeń, zakończony Sedivakiem, gdzie do przejechania będzie prawie 250 km. A po nim już z górki. Treningi jedynie podtrzymujące formę. Oszczędzające zdrowie psów i nas.
A potem... oby Finnmark.

To przed nami. Dzisiaj świętujemy pierwszy tysiąc! 

sobota, 10 listopada 2012

Uciekający czas

Przemijanie znowu dało znać o sobie w naszym kennelu.
Po ostatnich treningach doszliśmy do wniosku, że dla Mai i Chiefa nadszedł czas zakończenia kariery zaprzęgowej. To smutny moment świadczący dobitnie o upływającym czasie.
Ciągle zabiegani, ciągle strasznie zapracowani, nie zauważamy jak ulotne jest życie, jak przelatuje między palcami.
Ta ciągła pogoń robi z nas upośledzonych ludzi niezdolnych do delektowania się chwilą obecną, która przecież się nigdy już nie powtórzy.

                                Maja

środa, 7 listopada 2012

Pięćdziesiąt po raz czwarty

Wczoraj po raz kolejny alaskany przebiegły 50 kilometrowy dystans. Po ociepleniu, które przyszło wraz z początkiem listopada, wcale nie byliśmy pewni, czy takie treningi da się kontynuować. Jak się okazuje jednak się da.
Co prawda wczoraj pomógł w tym wydatnie padający deszcz, który dodatkowo schładza psie organizmy. Z treningami w deszczu nie należy przesadzać, zwłaszcza na takich dystansach. Ten wczoraj jednak padał z dużymi przerwami, podczas których psy wysychały.

Czwarta pięćdziesiątka i po raz czwarty czas leciutko ponad 3 godziny. Ta regularność bardzo nas satysfakcjonuje. To bardzo istotne, aby biegać dystanse w równym i wysokim tempie.

Widać już też po sposobie biegania alaskanów, jaki efekt przynosi trening. Każdą pięćdziesiątkę kończą kilkukilometrowym przyspieszeniem. Mniej więcej 4-5 kilometrów przed domem wjeżdżamy na tereny jeleni. Zawsze tam są. Zostawiają świeże ślady i zapachy. To pobudza psie instynkty. Momentalnie przyśpieszają i trwają w taki rytmie już do końca.
Jeśli przyśpieszają, to znaczy że mogą to zrobić. A skoro mogą to zrobić, to znaczy że są już w niezłej formie. Jednym słowem - jest moc!

Pogoda ma być w najbliższym czasie stabilnie kiepska. Dość ciepło i mokro. Po wczorajszym jednak treningu, mamy nadzieję że uda się kontynuować realizację planu treningowego, czyli bieganie kolejnych 40-50 kilometrowych odcinków. Jeśli ten plan się powiedzie, to jeszcze w listopadzie pojedziemy pierwszą setkę, która dość wyraźnie powie nam w jakiej naprawdę formie jest cały zespół.

Trasa treningu na stronie trail.pl

niedziela, 4 listopada 2012

Sedivackuv Long

Oto pierwszy nasz sportowy cel tego sezonu.
Sedivacki Long to najdłuższy, po wyścigach skandynawskich i Wielkiej Odysei, europejski wyścig psich zaprzęgów.
W przeciwieństwie do Femundlopet, czy Finnmarkslopet, jest to wyścig etapowy. Oznacza to, że każdego dnia mamy pewien dystans do przejechania, po czym wracamy do hotelu, a psy śpią w ciepłej przyczepie. W przypadku Sedivaka pierwszy etap to 65 km, drugi 55 i po 4-ro godzinnej przerwie 35 km nocny etap. Kolejny dzień to 55 km zakończone biwakiem, po którym nastąpi 35 km finalny odcinek.
Razem 245 km w cztery dni. Wszystko zaczyna się 22 stycznia od kontroli wet. i technicznej. Pierwszy start 23 stycznia i tak do 26.

W Sedivacku startowało już bodaj trzech Polaków, jednak żadnemu z nich nie udało się dojechać do mety. Mamy nadzieję zmienić tę "tradycję":))

piątek, 2 listopada 2012

Drugi miesiąc za nami

Już dwa miesiące wypełnione treningami mamy za sobą. Podobnie jak we wrześniu alaskany odbyły 24 treningi. Część wspólnie z syberianami przy okazji organizowanych przez nas Husky Adventure.

Po wrześniowym rozruchu, październik miał być miesiącem poważnej, ciężkiej pracy. I był.
Przy tej samej liczbie treningów zaprzęg alaskanów pokonał  o ponad 230 km więcej niż we wrześniu. Październik zamknął się w ponad 530 kilometrach. To świetny wynik.
Mróz w ostatnich dniach miesiąca pozwolił w trzy dni pokonać 150 km, w trzech pięćdziesięcio - kilometrowych  odcinkach.

Nadal wszystko przebiega bez problemów zdrowotnych i motywacyjnych. Choć momentami odczuwamy już trudy, zwłaszcza ostatnich, treningów. Mieliśmy jednak dwa dni przerwy, więc jest trochę lepiej. Jednak bóle mięśni, stawów oraz zakwasy, niestety są nie do uniknięcia w takim rytmie treningowym i są jego naturalną konsekwencją. Później za to będzie trochę lepiej. Znaczy lżej i mniej, ale to dopiero pod koniec stycznia. Póki co tworzymy ciągle fundament formy.
Długie biegi mają rozbudować wytrzymałość, którą od stycznia będziemy już tylko podtrzymywać.

Cieszy nas bardzo, że alaskany biegają bardzo równo. W trakcie serii 3x50 km, każda pięćdziesiątka na innej trasie, w zasadzie miały takie same czasy. 3 godziny. Druga, co prawda okazała się najszybsza, bowiem osiągnęliśmy czas 2 godz, 58 minut. Najwolniejsza była pierwsza. 3,05, a trzecia 3,01. To dość dobre czasy, zważywszy zwłaszcza na to, że to dopiero zupełny początek sezonu.
Napawa to optymizmem.

Teraz listopad z fatalnym pogodowo początkiem. Po lekkich mrozach na koniec października, początek listopada jest wyraźnie na plusie. Trzeba będzie się do tego dostosować i czekać na poprawę pogody. Wiemy już jak ją wykorzystać:) Jeśli nadejdzie.

Wzrost ilości bieganych kilometrów dał się też odczuć w psiej kuchni. Dużo szybciej zaczęły znikać zapasy mięsa w zamrażarce. Więcej pracy, więcej jedzenia. To prosta zasada:)
Kaloryczność posiłków podkręcamy drobiowym tłuszczem i olejem rzepakowym. Świetnie jako wypełniacz sprawdzają się, od tego sezonu po raz pierwszy, płatki owsiane. Na głowę biją makaron!
Włączyliśmy także alaskanom codzienną dawkę witaminy C i cerutin od czasu do czasu. Niestety duże różnice temperatur powodują u psów przeziębienia tak samo jak u ludzi.

Mamy nadzieję, że listopad okaże się tak samo owocny treningowo jak dwa poprzednie miesiące. Trzymajcie za nas kciuki:)


poniedziałek, 29 października 2012

Oto wielka tajemnica mrozu

Porządny silnik musi mieć dobre chłodzenie. Wtedy może napędzać pojazd skutecznie i bezpiecznie. Osiąga swoją maksymalną moc, kiedy produkowane przy tym ciepło jest optymalnie odprowadzane z niego na zewnątrz. W innym wypadku może się zatrzeć.

Tak samo jest z biegającymi psami. Ich silniki, organizmy, także pracują dobrze wtedy kiedy mają zapewnione dobre chłodzenie.A, że pies schładza się głównie poprzez ziajanie, to i temperatura na zewnątrz psa ma ogromne znaczenie.
Generalnie im zimniej tym lepiej. Oczywiście w granicach rozsądku.

Widać wyraźnie tę zasadę w trakcie treningów. Kiedy jest naprawdę zimno, czyli wtedy gdy temperatura powietrza spada poniżej zera, psy biegną dużo wydajniej, mniej się męczą. Biegną na dużym luzie. Widać, że bieg sprawia im wielką przyjemność.Są też bardziej skoncentrowane na biegu. Nie trzeba też wtedy robić tak częstych przerw, jak podczas biegu w wyższych temperaturach.

niedziela, 28 października 2012

Arina i Klein


Dzisiaj krótko o następnej parze alaskanów.
Klein jest naszym pierwszym alaskan husky. To dzięki temu psiakowi dowiedzieliśmy się jakie to są psy. Od pierwszych treningów z nim marzyliśmy o całym zaprzęgu alaskanów. Nigdy bowiem przedtem nie spotkaliśmy tak pracującego psa. Wkładającego w bieg tyle zaangażowania i energii. Ma tak do dzisiaj.

sobota, 27 października 2012

DeDee i Pips


DeDee i Pips są braćmi. Są tak do siebie podobni, że nawet nam czasem się mylą:) Dlatego mówimy na nich Klony.
Bracia bez wątpienia są najsilniejszymi psami w całym stadzie. Wielkie, mocarne psiska o niesłychanej wytrzymałości. To urodzone wheel dogi, czyli te psy w zaprzęgu, które biegają tuż przed saniami, czy wózkiem.
Na tej pozycji każdy maszer ustawia najmocniejsze swoje psy, bo tego ona wymaga. Wheel dogi mają największy ciężar do ciągnięcia i w związku z tym muszą posiadać odpowiednią do tego posturę.
Pips i DeDee są idealnymi wheel dogami. DeDee oprócz tego jest także liderem, który prowadzi zaprzęg Darii w czasie pracy z klientami. Jednak jego przeznaczenie to wheel!

piątek, 26 października 2012

Pierwsza pięćdziesiątka

Team alaskanów już od jakiegoś czasu szykował się do pierwszego 50-kilometrowego treningu.
Zrobiliśmy już ze dwa, trzy razy dystans około 40 km, więc korciło mocno, żeby pójść dalej. W ostatnim tygodniu były zbyt wysokie temperatury, które skutecznie ograniczyły pokonywany zaprzęgiem dystans. Ale dzisiaj przyszło długo oczekiwane ochłodzenie ... i jest!
Mamy pierwszą pięćdziesiątkę! Po raz pierwszy w tym sezonie pokonaliśmy taki dystans. Jest to też nasz październikowy rekord w całej naszej zaprzęgowej karierze. Nigdy wcześniej nie mieliśmy tak długiego treningu w październiku. To jest możliwe tylko z alaskanami :)


Takich pięćdziesiątek teraz będziemy mieli około 10. Musimy na tym dystansie ustabilizować formę. Na razie pokonywać będziemy ten dystans spokojnie, bez pośpiechu, robiąc na trasie sporo przerw. Dzisiaj zajęło to alaskanom równe cztery godziny. Nakręciliśmy w tym czasie filmik oraz kilka razy zatrzymywaliśmy się na krócej lub dłużej. To jeszcze nie ten moment, żeby taki dystans robić za jednym zamachem. Za jakiś czas polecimy to tylko z przerwami "technologicznymi", na pojenie psów i jakąś przekąskę. Wtedy czas będziemy mieli o wiele lepszy.
O ile, to trudno w tej chwili powiedzieć. Na pewno będzie dużo krócej.

Podsumowując, to jesteśmy bardzo zadowoleni z dotychczasowych efektów treningu. Zrealizowaliśmy jak dotąd wszystkie założenia. Pokonaliśmy rekordowy, jak na tę porę roku, dystans. Psy są w doskonałej formie i ogólnej kondycji. Wszystkie zdrowe i zadowolone z życia. Nie widać po nich żadnych negatywnych skutków obciążeń treningowych, a zatem ciągle pracujemy poniżej progu ich możliwości. Jest wielki apetyt i ogromna chęć do zabawy po treningach. To dobre znaki.
Dante ma już za sobą problemy z lamblią, wrócił do normalnej wagi. To nas stresowało jeszcze jakiś czas temu, ale to już przeszłość. Na szczęście.

Ciągle przewija się w naszym domu temat Finnmarkslopet. Sami na sobie wywieramy dużą presję i ciągle sobie powtarzamy, że teraz musi się udać, że to już najwyższy czas, żeby w tym właśnie sezonie stanąć na starcie tego wielkiego wyścigu. Poznaliśmy już smak porażki, kiedy w zeszłym sezonie nie udało się nawet wyjechać z domu. Kiedy przeszliśmy przez wszystkie przygotowania do startu. Kiedy poświęciliśmy na nie masę czasu. Kiedy przejechaliśmy prawie 2500 kilometrów na treningach.
Teraz pracujemy jeszcze ciężej, jeszcze więcej trenujemy, mając nadzieję, że to wszystko skończy się na mecie w Alcie.
Jak będzie pokaże jak zwykle czas.

Poniżej przebieg dzisiejszego treningu opublikowany na zaprzyjaźnionym trail.pl
http://trail.pl/szlaki/zaprzegowa-petla-w-sercu-borow-6965

piątek, 19 października 2012

Październik

Zazwyczaj ten miesiąc był takim prawdziwie rozruchowym czasem dla naszych psów. To wtedy treningi nabierały rumieńców. Stawały się dłuższe, bardziej intensywne.
W tym roku mamy już taki rozruch za sobą. Zrobiliśmy go we wrześniu. Bardzo skutecznie zresztą.
Dzięki temu październik jest miesiącem ciężkiej i planowej pracy. Robimy w tej chwili sporo kilometrów tygodniowo, czyli 120-140. Dystanse to między 20 a 40 kilometrów na jednostkę treningową. Trochę ograniczają nas co prawda temperatury. Nawet startując w ostatnich dniach przed siódmą, to koło ósmej jest już bardzo ciepło. Wystarcza jednak do dobrego treningu.
Chciałoby się już pociągnąć dalej! Pojechać z 60, 80 km, ale to nie te warunki ciągle. Jeszcze trzeba poczekać.

Tymczasem forma stabilna. Ze zdrowiem też w porządku. Po zdiagnozowaniu lamblii i potraktowaniu jej lekami Dante wraca do swojej właściwej masy. Wygląda na to, że problemy były chwilowe. Jedynie Jume ciągle zmaga się z efektami liambliozy, ale ona ma na to więcej czasu.

Teraz jest moment na dokładne analizowanie diety psów. Trening jest dostatecznie ciężki i długotrwały, aby zaczęły uwidaczniać się ewentualne braki w żywieniu. Musimy tego ciągle pilnować. Póki co zdecydowanie wzrosły ilości jedzenia pochłaniane przez alaskany. Nie można jednak przesadzić. Nadwaga też nie jest pożądana.

Na jakąś radykalna zmianę pogody nie mamy specjalnie co liczyc, więc taki jak dotychczas model treningu będziemy kontynuować do końca miesiąca. W listopadzie dołożymy jednak trochę treningu siłowego, który wyeliminowaliśmy z wcześniejszego planu. Cały czas mocno analizujemy wszystko to co dzieje się na treningach i poza nimi i wyciągamy wnioski. A potem staramy się coś jeszcze poprawić. Czeka nas jeden jedyny wyścig w tym sezonie, więc musimy wszystko przetestować wcześniej w treningu. Po wyścigu będzie już na to za późno. Poprawki nie będzie. Dopiero rok później:) Ewentualnie.


czwartek, 18 października 2012

Determinacja

Determinacja jest jednym z podstawowych warunków sięgania po własne marzenia. Bez niej możemy jedynie marzyć, ale tych marzeń nie spełniać.
Determinacja to moc pozwalająca przezwyciężać problemy. Dająca siłę do walki z przeciwnościami losu i zwątpieniem, które one rodzą. Tylko ludzie naprawdę zdeterminowani dopadają swoje marzenia, a nawet je prześcigają.

W naszym przypadku przekonaliśmy się o jej sile, kiedy kilka miesięcy temu nie udało nam się wystartować w Finnmarkslopet. Wiele tygodni ciężkiego treningu, zmęczenia i niewyspania. Ciągłego przebywania w terenie, mimo często nie sprzyjających warunków pogodowych. Przeziębień, chorób, kontuzji.
Najgorsze były wieczory, kiedy nękani przez skurcze nie mogliśmy wstać z kanapy, żeby pójść pod prysznic. Skurczów będących efektem wielogodzinnych treningów.
Mniej więcej połowę treningów odbyliśmy w nocy, przy świetle czołówki. Sporo z nich w nocnych mgłach, które niemal do zera ograniczały widoczność.

Wszystko to niby na nic. Nie pojechaliśmy na wyścig. Nie zrealizowaliśmy celu, dla osiągnięcia którego tak ciężko pracowaliśmy. I co? Załamało nas to? Zmusiło do zmiany planów? Zaczęliśmy myśleć, że wszystko to było błędem?
Wręcz przeciwnie! Silny sportowy kenel jest naszym nadrzędnym celem. Wszystko co robimy prowadzi do niego. Zatem wszystko to co dzieje się teraz jest częścią dużego planu. Być może planu na całą resztę naszego życia. Nie ma w nim żadnego znaczenia, czy pojedziemy na pierwszy wielki wyścig w tym, czy w następnym roku. Nie ma, bo na takie wyścigi zamierzamy jeździć przez następne 20 lat. Jeśli zdrowie pozwoli.

Pewność celu rodzi determinację. Determinacja daje siłę. Mamy w ten sposób komplet. Wiemy czego chcemy, wiemy co jest najważniejsze i wiemy jak do tego dojść. Dochodzą do całości różne życiowe sytuacje i  mamy pełny obraz.

Dotyczy to wszystkich ludzi. Nie tylko nas. Życzymy Wam dużych pokładów determinacji w dochodzeniu do Waszych celów.

sobota, 13 października 2012

Lamblia Giardia

Jednak nie obeszło się bez pewnych komplikacji zdrowotnych. Cieszyliśmy się, że psy są zdrowe, nie łapią kontuzji. Bajka się skończyła. Dopadła nasze psy lamblioza.
Jak zwykle u nas choroba nie przebiega książkowo. Dlatego też nie mamy stu procentowej pewności co do diagnozy. W badaniu kału wyszły lamblie, więc założyliśmy, że to to. Normalnie psy maja biegunkę, śluzowaty stolec, wymioty, gorączkę, bóle brzucha. U nas ze specyficznych i licznych objawów lambliozy występuje tylko i wyłącznie znaczny spadek masy.
Normalny apetyt, aktywność, zachowanie i humor. A masa ciała spada. Dotyczy to dwóch psów. Jume i Dante. Jume jest tak chuda, że nie biega już w zaprzęgu. Dante natomiast trenuje normalnie.

Lambliozę można leczyć fenbendazolem, który w sporych dawkach należy podawać psom przez kolejne 3 dni. Po dwóch tygodniach powtórka. My z racji naszych wątpliwości co do diagnozy, brak wielu specyficznych objawów, zanim podamy lek powtórnie, wykonamy wcześniej drugie badanie kału.

Na lamblię wskazywał także dobry wynik badań krwi i moczu. Tam wszystko było w normie.
Jak zwykle mamy do rozwiązania chorobowy rebus.
Jesteśmy właśnie po trzydniowej serii z fenbendazolem, którą musiały przejść wszystkie psy.
Psy mogą trenować w trakcie kuracji, jednak ich forma wyraźnie spada w tym okresie. Staramy się wtedy jeszcze lepiej je karmić, ale spadek jest i tak wyraźny. Dostają także leki poprawiające ich florę bakteryjną. Bardzo nie lubimy tych kuracji. W końcu to kontrolowane trucie zwierzaków. Dobrze, że tę serie mamy za sobą.
Odrobaczaliśmy psy 4 razy do roku, ale teraz postanowiliśmy robić to tylko i wyłącznie wtedy kiedy będzie naprawdę taka potrzeba. Czyli raz na kwartał kał oddamy do badania i jeśli nic nie wyjdzie, to nie odrobaczamy. A jak coś wyjdzie, to odrobaczymy tym na co wrażliwe jest to co wyszło.

Lamblie po kuracji powinny odpuścić. Florę bakteryjną podkręciliśmy psom. Teraz spróbujemy je podtuczyć. Jak się nie uda bedziemy temat drążyć dalej, ale nie będzie to miła wiadomość.
Najgorsze, że akurat te dwa psy dopadł ten problem. U innych przebieg jest bezobjawowy. Jume i Dante to jedni z najlepszych naszych biegaczy. Dante przygotowuje się do Finnmarka i jest przecież jednym z filarów naszego teamu.
Trochę zaczęliśmy się martwić.

środa, 10 października 2012

Demonstracja

Pisaliśmy kilkukrotnie o koniach z Morskiego Oka. Wielokrotnie zabieraliśmy głos na ten temat na forach internetowych. Wielu ludzi, podobnie jak my, jest przeciwnikami pracy koni na drodze do Morskiego Oka. Wielu ludzi w rozmaity sposób okazuje swój sprzeciw dla tej chorej sytuacji jaka ma miejsce na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Konie są obarczane zbyt ciężką pracą. Pracą wyniszczającą ich organizmy. Powodującą ich niezdolność do dalszej nawet po jednym, czy dwóch sezonach na tej trasie. A w efekcie sprzedaż zamęczonych koni do rzeźni. Niezależnie od wieku. Te konie nie mają prawa do emerytury, ani godnego życia! Nie maja nawet prawa do godnej śmierci. Pracują ciężko dla ludzi, a następnie trafiają do transportów śmierci. Taki los zgotował im człowiek.
My, ludzie wrażliwi i myślący nie zgadzamy się na to.

TPN, na skutek działań obrońców zwierząt, wprowadził wymagania dla koni i woźniców. Określają one różne aspekty pracy zaprzęgów. Prawie żadne z nich nie są przestrzegane. Żaden z fiakrów nie poniósł jak dotąd odpowiedzialności za niestosowanie się do przepisów. Wreszcie, na miejscu zmian i postoju koni, nie istnieją odpowiednie warunki dla tych zwierząt.

TPN zasłania się własnym regulaminem i wprowadzonymi przepisami. Twierdzi, że koniom nic złego się nie dzieje. Fiakrzy w ogóle nie widzą problemu. Zatem pozostaje tylko i wyłącznie przemówić do rozsądku ludzi korzystających z zaprzęgów.
Dlatego pragniemy zorganizować manifestację na tej trasie. Zapraszamy do udziału w niej wszystkich, którym los zwierząt leży na sercu. Musimy tam wyjść i powiedzieć ludziom, że korzystanie z usług fiakrów powoduje cierpienie koni. Musimy o tym mówić tam na miejscu, do konkretnych ludzi. Będziemy do nich podchodzić, kiedy czekać będą na swoją kolej na dole i u góry trasy. Będziemy rozmawiać z ludźmi na samej trasie idąc obok fasiągów, na najbardziej stromych odcinkach, gdzie konie pracują najmocniej. Tam gdzie można iść w tempie zaprzęgu.
Będziemy rozdawać ulotki z informacjami o pracy tych koni. Chcemy wierzyć, że przynajmniej część ludzi zrozumie jaką krzywdę robi koniom, dając niegodziwy zarobek ich właścicielom.
Jeśli nie zrozumie nikt wtedy trzeba będzie zmienić metody działania.

Póki co mamy nadzieję, że wystarczy rozmowa.
Potrzebujemy do niej współdziałania wszystkich ludzi, którym los zwierząt nie jest obojętny. Stowarzyszeń, fundacji i pojedynczych osób nie będących członkami żadnych takich organizacji, a mających podobne przekonania. Im będzie nas więcej tym lepiej.

Mamy sporo czasu na taką akcję, bowiem uważamy, że należy przeprowadzić ją w szczycie sezonu turystycznego. Wtedy kiedy będzie tam jak najwięcej turystów, licząc na ich wsparcie. Akcja powinna rozwinąć się właśnie poprzez włączanie się do niej osób postronnych. Mogłaby wtedy przyjąć naprawdę wielkie rozmiary, a co za tym idzie zdobyć spory oddźwięk. Gdyby dzięki temu zainteresowały się sprawą media, to jej rezultat byłby jeszcze lepszy.

Reasumując poszukujemy chętnych do demonstracji przeciwko pracy koni na trasie do Morskiego Oka w którąś z lipcowych sobót. Zapraszamy do współpracy przy jej tworzeniu i udziału w nich wszystkich, o których pisaliśmy powyżej.

Zjednoczmy się we wspólnej sprawie, abyśmy mogli żyć w pięknym i przyjemnym kraju. Abyśmy mogli pojechać w polskie Tatry i napawać się ich pięknem, a nie być świadkami barbarzyństwa.
Sami tworzymy rzeczywistość i otaczający nas świat. Tylko sami możemy go uczynić lepszym. Nikt, jak widać, nie zrobi tego za nas.  

niedziela, 7 października 2012

Husky Adventure

Sezon wycieczek psimi zaprzęgami w pełni. To już trzeci weekend pod rząd, który spędziliśmy z naszymi gośćmi.
Przejażdżka psim zaprzęgiem w Borach Tucholskich dostarcza naszym pasażerom ciekawych wrażeń. Wszyscy są pod wrażeniem niezwykłego kontaktu, jaki mamy z naszymi psami. Ogromne wrażenie robi ponadto wielki zapał z jakim psy pracują, jak rwą się do biegu, jak nie mogą się go doczekać. To raczej rzadko spotykane sytuacje.
Wciąż psie zaprzęgi są w naszym kraju pewną egzotyką i to także jest ich atutem. Obcowanie z tymi cudownymi zwierzakami, ich entuzjazm, piękna przyroda Borów. Naprawdę warto do nas przyjechać. Tym bardziej teraz, kiedy w lesie są grzyby. 

Zazwyczaj nie robimy zdjęć kiedy pracujemy z klientami, bo nie mamy na to czasu. Dzisiaj jednak byli z nami Daria i Jarek z podpoznańskiej Traperskiej Osady. To dzięki ich zdjęciom możemy pokazać na blogu wycinek z naszej pracy.













                                     Daria, Jarek i Felek

czwartek, 4 października 2012

Terroryści i sekciarze

Wreszcie wiemy kim naprawdę jesteśmy - koń by się uśmiał. Nomen omen.
Zabraliśmy otóż głos komentując jeden z postów, zahaczających o temat końskich rzeźni na pewnym blogu, co wywołało kilka kolejnych komentarzy. Te z kolei sprowokowały nas do napisania tekstu, w którym wyjaśniliśmy co sądzimy o ludziach, którzy nie rozumieją po co podpisuje się petycje, po co broni się praw zwierząt, dlaczego próbują niektórzy skrócić listę zwierząt rzeźnych.
Tym tekstem naraziliśmy się niezmiernie ludziom, o których właśnie napisaliśmy. No cóż, spodziewaliśmy się niepochlebnych opinii, ale epitety jakimi nas określono wykroczyły nieco poza nasze wyobrażenie o sobie samych.
Mianowicie nie mieliśmy pojęcia, że to co uprawiamy i jakie głosimy poglądy to czysty terroryzm. Mało tego, jesteśmy sekciarzami łapiącymi ludzi w swoją pajęczą sieć kłamstw i nadużyć.
Ponadto zostaliśmy nazwani "inteligentnymi inaczej", "oszołomami ze skrzywieniem umysłowym", "histerykami", "demagogami", "neofitami", "hipokrytami", że o pospolitych "chamach" nie wspomnimy.
Wszystko to dlatego, że nie zgadzamy się aby zwierzęta cierpiały przez człowieka. 

No i się narobiło. Teraz zaszyliśmy się w domu. Boimy się wyjść do psów i koni. Ze strachem czekamy na atak marines, czy innej kawalerii powietrznej NATO. Terroryzm to nie przelewki! Wiadomo jak się postępuje z terrorystami w tym świecie.
Cholera, jak mamy dalej żyć? Kto nam pomoże? Ach zapomnieliśmy, terrorystom w cywilizowanych krajach nikt nie pomaga.

No to się pośmialiśmy, wróćmy jednak do rzeczywistości.
Nie jest ona wesoła niestety. Cała ta sytuacja pokazuje stosunek przeciętnego obywatela do zwierząt. Jest także świadectwem miernego poziomu wiedzy o tym w jaki sposób pozyskiwane jest w naszym kraju mięso. Niektórym wydaje się, że świnki i krówki z uśmiechem idą do rzeźni, szczęśliwe, że tak fajnie przysługują się ludziom.

Problem polega na tym, że takich ludzi, jak ci którzy nas opieprzyli, jest dużo, jeśli nie większość w społeczeństwie. To dzięki ich sile mamy w naszym kraju problemy praktycznie ze wszystkim. Kiepska służba zdrowia, zacofane szkolnictwo, dziurawe drogi i tak dalej i tym podobnie.
Zapytacie - co ma piernik do wiatraka? Otóż ma. W demokratycznym kraju mamy potężne narzędzie służące do zmieniania rzeczywistości. Jest to czynne prawo wyborcze. To narzędzie daje nam możliwość realnego wpływania na otaczający nas świat.
Prosty przykład.
Od wielu lat wszyscy mówią o zbyt ciężkich tornistrach, z którymi chodzą do szkoły nasze dzieci. Słyszymy o tym odkąd tylko pamiętamy, czyli od lat 70-tych XX wieku. Faktycznie tak jest. Mówią o tym nie tylko ludzie, ale także wyniki badań naukowych. I co? Nic. Rodzice mówią nauczycielom, ci skarżą się na system. Tak bez końca.
Gdyby jednak, powiedzmy, 5 milionów ludzi, w zgodzie i jednym głosem, krzyknęło: panie i panowie politycy, albo tę sytuację realnie poprawicie, albo zakończycie swoje polityczne kariery, bo to my decydujemy kto zasiądzie w parlamencie! To jak by się to skończyło waszym zdaniem?
Demokracja daje nam ogromną siłę. Musimy tylko zdawać sobie z tego sprawę. Niestety to "tylko" jest dla wielu niewykonalne. Mało tego, oni wolą narzekać, a nawet jak widać na naszym skromnym przykładzie, przeszkadzać kiedy inni próbują swoją wyborczą broń użyć. Tak, to my daleko nie zajedziemy.

Przykład dotyczył bardzo konkretnej sprawy związanej ze szkołą. Takich spraw jest oczywiście bardzo wiele. Wszystkie bardzo konkretne. Prawdopodobnie wszystkie można załatwić wyborczą bronią. Dlatego nie uznajemy gadania - "tego się nie zmieni". Wszystko można zmienić. Trzeba tylko się zjednoczyć, choćby na chwilę poprzeć ludzi, którzy mają rację. W ten sposób możemy doczekać się bardziej przyjaznej ludziom szkoły, dobrych dróg, fachowej i rozumnej służby zdrowia. Możemy także sprawić, że szanowane będą tutaj prawa zwierząt, że człowiek będzie zabijał, skoro już musi, tylko tyle zwierząt ile jest mu niezbędne do przetrwania, a nie bez opamiętania w żądzy zarobku. I będzie to czynił w maksymalnie humanitarny sposób.
Możemy także w ten sposób zakończyć gehennę naszych tradycyjnych towarzyszy. Koni i psów. Możemy wykreślić z listy zwierząt rzeźnych konie. Naprawdę możemy to zrobić. Czy gatunek ludzki ucierpi na braku koniny w jadłospisie. Raczej nie.
W przypadku psów niezbędne jest natomiast zatrzymanie ich bezsensownego mnożenia, którego efektem są pełne schroniska i fundacje. Na to idą nasze pieniądze. Także w takim wymiarze nie potrafimy sobie z tym poradzić. Tolerujemy istnienie pseudohodowli, potem utrzymujemy gminne, czy powiatowe schroniska. Po co?
A wystarczy głośno, ustami paru milionów obywateli, powiedzieć: Wysoki Sejmie żądamy uchwalenia mądrej, humanitarnej ustawy o ochronie zwierząt, której żadni cwaniacy nie będą w stanie obejść. Jeśli Wysoki Sejm nie jest w stanie sobie z taką pracą poradzić, to wybierzemy nowy.

Tak musimy działać. Jako cały naród. Naprawdę w ten sposób można zrobić wszystko. Potrzeba jedynie trochę aktywności umysłowej, trochę wiedzy o otaczającym nas świecie i trochę zrozumienia dla racji innych ludzi. A wtedy nikt do nikogo nie będzie się czepiał, Syberiada nie będzie musiała trwonić sił i cennego czasu na głupie dyskusje, a na swoim blogu pisać będzie jedynie o sprawach miłych i przyjemnych.
Utopia? Raczej nie.

14 października o godzinie 12:00 we Wrocławiu, mieście bardzo kulturalnym, odbędzie się zorganizowana przez Fundację Tara manifestacja w obronie koni.
Ludzie z całej Polski uderzeniami w bębny, w rytmie końskich serc spróbują ruszyć serca ludzkie. Wesprzyjmy uczestników manifestacji, bo to wszystko odbywa się także w naszym ludzkim interesie, abyśmy pokazali, że jesteśmy ludźmi, że czujemy i myślimy. Zawalczmy o nasze człowieczeństwo przerywając tragedię zwierząt.


O ile żyłoby się wszystkim lepiej, gdybyśmy codziennie nie musieli czytać takich artykułów i oglądać takich reportaży. O ile bylibyśmy wszyscy zdrowsi, gdybyśmy nie jedli "produkowanego" w taki sposób mięsa?
"Człowiek, to brzmi dumnie". Czy aby na pewno? Udowodnijmy, że tak!   

środa, 3 października 2012

Alta

Alta to niewielkie miasto w Norwegii. Całą gminę zamieszkuje około 17 tys. ludzi, z których 75% mieszka w tym mieście.
Alta leży w prowincji Finnmark, położonej daleko na północ od koła polarnego. Jej okolice znane są z tego, że pozyskuje się tam łupek, który należy do najwyżej cenionych odmian tego surowca na świecie. Znajduje się tam też kopalnia rud miedzi.
W Alcie znaleziono także rysunki naskalne sprzed ponad 6 tys lat, znalezisko to wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa UNESCO. 

Dla nas jednak Alta to miejsce, w którym od ponad 30 lat ma start i metę trzeci na świecie pod względem długości wyścig psich zaprzęgów Finnmarkslopet. Ten fakt spowodował, że Alta stała się obiektem naszych marzeń. Miejscem, do którego próba wyjazdu zdominowała ostatnie dwa lata naszego życia
W tym sezonie do Alty wybieramy się po raz trzeci. Już dwa razy skończyło się na marzeniach. Jak będzie teraz? Czy wreszcie staniemy na linii startu usytuowanej na jej jednej z głównych ulic? Czy znowu skończy się na marzeniach i śledzeniu wyścigu w internecie.
Nasze najlepsze psy są coraz starsze, najlepsze lata za chwilę zaczną im umykać. Dante ma teraz osiem lat. W marcu będzie już 9-cio letnim psem. Reszta jest niewiele młodsza. mają po 6-7 lat, większość 7. Dla długodystansowców nie jest to jakiś specjalnie zaawansowany wiek, ale lata lecą. Jeśli nie dotrzemy do Alty teraz, to za rok nasze psy będą jeszcze starsze. Widać po nich, że emerytura tak szybko dla nich nie nadejdzie, ale w którymś momencie ich możliwości zaczną maleć. To nieuniknione. Nam też zresztą zegar tyka, choć akurat w przypadku ludzi mushing można uprawiać bardzo długo na wysokim poziomie, jeśli oczywiście zdrowie dopisze.
Dobre zaprzęgi zazwyczaj złożone są z psów starszych, doświadczonych i młodych, pełnych entuzjazmu, z ogromnymi pokładami młodzieńczej energii. I w naszym, w którymś momencie będą musiały pojawić się młodsze zwierzaki, więc w tym składzie mamy pewnie jedną z ostatnich okazji pojechać na wielki wyścig.

Przygotowania do takiego wyjazdu są dość skomplikowane i dość drogie. Sam koszt wyjazdu i opłaty startowej to plus minus 10 tys. Koszty przygotowań i niezbędnych wymian sprzętu dużo więcej. Dlatego nie jest łatwo doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca  Zwłaszcza kiedy trzeba samemu wszystko sfinansować.
Nasze marzenia nie są tanie, jak widać:) Lepiej jednak mieć marzenia drogie niż żadne:))

wtorek, 2 października 2012

Drugi miesiąc

Rozpoczęliśmy drugi miesiąc treningów. Aura nadal dość ciepła, więc wciąż wstajemy około 5 i rozpoczynamy treningi kiedy jeszcze jest ciemno. Ma to ten niewątpliwy plus, że potem mamy cały dzień na inne zajęcia. Ponadto w Borach o świcie jest niezwykle pięknie, zwłaszcza teraz kiedy polska złota jesień rusza na całego.


We wrześniu alaskany przebiegły 300 km. W październiku będzie dużo więcej. Zmieni się też dystans pojedynczych treningów. W tym miesiącu będzie sporo 30-40 kilometrowych biegów. To już konkretna praca nad wytrzymałością. W weekendy psy pracują z wycieczkami, więc zapewniamy im w ten sposób także trening siłowy. Również bardzo ważny w psich przygotowaniach.
Dzisiaj pojechaliśmy pierwszą "czterdziestkę" w tym sezonie. Odwiedziliśmy nasz ulubiony Ocypel. Wieś położoną pomiędzy jeziorami. Ocypel jest pełny ludzi latem i niesamowicie pusty poza letnim okresem.
Dlatego tak chętnie go odwiedzamy:)

40 kilometrów na początku października to nowość w naszych przygotowaniach. Nigdy jeszcze nie jeździliśmy takich dystansów na początku sezonu. Forma alaskanów jednak na to pozwala.
Podstawą w planowaniu treningów są obserwacje psów. Bacznie im się przyglądamy w każdym momencie. Wszystko ma dla nas duże znaczenie. Zachowanie, humor, relacje z innymi psami, apetyt. To główne wykładniki. Jeśli pies biega i skacze w kojcu to najpewniej jest w dobrej formie i nic mu nie dolega. Jeśli jeszcze do tego ma swój zwykły "wilczy" apetyt, a na wybiegu biega i bawi się z innymi psami, to mamy już absolutną pewność, że tak jest.
Brak któregokolwiek z tych zachowań jest natomiast symptomem, że coś może być nie tak. Takiemu zwierzowi musimy się jeszcze mocniej przyjrzeć. Najpoważniej traktujemy brak apetytu, czy nawet odmowę jedzenia. Alaskany to potworne żarłoki, więc kiedy zostawiają pełną michę, to znaczy że jest bardzo źle i trzeba natychmiast działać.
Pierwsze co robimy to staramy się dociec, czy problem związany jest z bólami mięśni, stawów, czy też z czymś innym. Następnie sprawdzamy błony śluzowe i śluzówki oczu. Jeśli są blade to znak, że pies jest osłabiony. Potem robimy prosty test naciągając skórę zwierzęcia. Jeżeli wraca na swoje miejsce zbyt wolno, świadczy to o odwodnieniu. Taki pies musi zostać bezwzględnie odstawiony od treningu.

Można tych wszystkich "atrakcji" w miarę skutecznie unikać stosując się do podstawowych zasad.
Po pierwsze zawsze dostosowujemy trening do warunków atmosferycznych, zwłaszcza temperatury.
Po drugie dobrze odżywiamy i poimy psy.
Po trzecie woda i przekąski w trakcie treningu.
Po czwarte - nie robimy wariackich treningów z cyklu "jak dzisiaj pięknie w lesie, pojadę sobie 30 km",
podczas kiedy najdłuższy poprzedni trening to było 5.


Stosując się do prostych zasad unikniemy większości problemów mogących nas i nasze psy dopaść w sezonie treningowym.
U nas w każdym razie to się sprawdza. Jak dotąd, podobnie było w poprzednim sezonie, omijają nas takie problemy.
Październik będzie zatem wypełniony 2-3 godzinnymi biegami przeplatanymi treningiem siłowym. Otworzymy w ten sposób pełnię możliwości psich organizmów. Szybkie bieganie 40-sto kilometrowych dystansów to rewelacyjna baza do dużo dłuższych dystansów. Wszak alaskany maja być w stanie przebiec ponad 200 km w ciągu doby. W poprzednim sezonie 40 km było podstawowym dystansem treningowym. Teraz będzie podobnie.
Bogatsi o doświadczenia z poprzedniej zimy, zamierzamy główną pracę treningową wykonać do końca stycznia. W zeszłym sezonie na początku lutego pojawiły się seryjne odwilże z opadami deszczu, w wyniku których przez dwa tygodnie praktycznie nie było możliwości wykonać bezpiecznego, nienarażającego na kontuzje treningu. Dlatego tym razem planujemy w lutym już tylko szlifować formę i ładować akumulatory, aby 9 marca wreszcie stanąć na starcie w Alcie. Co za rym:))



 

niedziela, 30 września 2012

Mocne otwarcie sezonu

Wrzesień jak zwykle otwiera prawdziwy zaprzęgowy sezon. Po letniej przerwie zbieramy się do pracy. To taki miesiąc, podczas którego mamy się z psami rozruszać, przygotować psy do dużych obciążeń w dalszej części sezonu.
W tym roku zaplanowaliśmy trochę intensywniejszy rozruch w porównaniu do poprzednich lat. Miało być trochę więcej treningów i trochę więcej wybieganych kilometrów.
Udało się. Co prawda w dzień było zazwyczaj zbyt ciepło dla psów, ale nie o 6 rano. Niemal każdego dnia wstawaliśmy o świcie, aby w porannym chłodzie móc realizować założenia treningowe.

Pierwsze dwa tygodnie mineły na krótkich, 5-cio, 10-cio kilometrowych dystansach. Bywało, że i dwa razy dziennie.
Od połowy miesiąca wydłużaliśmy systematycznie ilość pokonywanych kilometrów. Sporo treningów odbyło się na dystansie ok. 20 km.
Na koniec września spokojnie przejechaliśmy 30.
Wykonaliśmy plan w ponad stu procentach. Zamierzaliśmy przebiec ok. 250 km, a skończyło się na 300.
Nasze zaprzęgi wyjeżdżały na trasę w tym miesiącu 33 razy. W tym alaskany 24 razy.
Doskonały miesiąc! Masa świetnej roboty za nami. Mamy bazę do dalszego treningu.
Na dodatek obyło się się bez jakichkolwiek kontuzji, otarć i innych tego typu problemów, które potrafią gnębić kenel na początku sezonu. Chyba wreszcie umiemy ich unikać, choć duży udział zawsze w tych sprawach ma szczęście.
Z jednego treningu wypadł Klein z powodu przeziębienia. Był to ewidentny znak, że psy weszły już na duże obroty, a ich organizmy zużywają mnóstwo energii na regenerację i adaptację do wysiłku. W takich momentach spada odporność. U ludzi jest tak samo. Świetnie pisze o tym Justyna Kowalczyk na swoim blogu.
Był to także znak, że czas włączyć wspomaganie farmakologiczne:)) psom. Spokojnie nie chodzi o doping! Owo wspomaganie to codzienna dawka witaminy C i cerutinu. Ich działanie u psów jest takie samo jak u nas. Trzeba się zabezpieczać. Ponadto witamina C ma zbawienny wpływ na chrząstkę stawową, no i jest bezpieczna w stosowaniu, bo nieprzyswojony ewentualny nadmiar wydalany jest z organizmu wraz z moczem. My sami ze sobą postępujemy tak samo. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Zwłaszcza, że czas mamy sprzyjający przeziębieniom. Psy to dotyczy tak samo jak ludzi W dzień ciepło, w nocy i nad ranem zimno, wilgoć ... co tu dużo mówić trzeba o siebie dbać:)

sobota, 29 września 2012

Jak to możliwe

Kilka dni temu wzięliśmy udział w dyskusji komentując jeden z postów na zaprzyjaźnionym blogu. Chodziło o konie. Post był w swoim kontekście przeciwko ubojowi tych wspaniałych zwierząt.
Większość komentarzy popierała sprzeciw. Jednak nie wszystkie.
Nie będziemy się już tutaj rozwodzić nad wymianą poglądów jaka tam i wtedy się wywiązała.
Skupimy się jedynie na smutnych wnioskach z niej wypływających. 

Otóż okazuje się, nie pierwszy zresztą raz, że można być miłośnikiem zwierząt, kochać je i podziwiać, rzekomo, a jednocześnie nie widzieć niczego złego w ich zabijaniu i przerobowi na kiełbasy. Osobliwa to dość miłość.
W Polsce zjada się głównie świnie, kury i trochę krów. Celowo używamy nazw zwierząt, a nie mięsa które z tych zwierząt się otrzymuje.
Nikt, w zasadzie, nie trzyma tych zwierząt w domu, w mieszkaniu. Nikt nie wyprowadza ich na smyczy, na spacery. Nikt nie trzyma ich dla przyjemności, do towarzystwa, czy rekreacji.
Pewnie dlatego tak łatwo przychodzi ludziom je zabijać i zjadać.

Zupełnie inna sytuacja jest natomiast w przypadku koni i psów. Zwierząt od tysiącleci towarzyszących człowiekowi w innych celach niż konsumpcyjne.
Pies jest w tej szczęśliwej sytuacji, że póki co nie znalazł się na liście zwierząt rzeźnych. W przeciwieństwie do konia, który nie miał takiego szczęścia. I to nawet pomimo tego, że koniny się w Polsce nie spożywa.

Nurtuje nas następująca kwestia - jak można deklarować miłość do konia, a jednocześnie nie widzieć niczego zdrożnego w oddaniu go do rzeźni?Jaki mechanizm, działający w ludzkim umyśle na to pozwala?
Pracujemy z koniem ileś tam lat, a na koniec, kiedy zwierz nie ma już siły pracować, bach do rzeźni. Na otarcie łez dostaniemy trochę grosza.

Ręce nam opadają, kiedy w takich dyskusjach pojawiają się pseudonaukowe teorie o człowieku drapieżniku, który musi jeść mięso, bo inaczej umrze. Jakim cudem, w takim razie utrzymują się przy życiu wegetarianie?
Znowu brak podstawowej wiedzy i empatii. Znowu powracajace jak bumerang przekonanie, że zwierzęta są tylko dla naszej przyjemności na tej ziemi. Ot takie durne stwory, które dają się wykorzystywać do pracy, zabawy, a potem na talerz.
Ludzie tkwią w swej durnocie, bronią jej niczym Kmicic Częstochowy, nie przyjmując żadnych argumentów.

Koń cierpi w milczeniu. Nie krzyczy kiedy coś go boli. Bity mocno nie jęczy. Chyba żadne inne zwierzę tak nie ma. Dlatego jest łatwiej zadawać mu cierpienie. Łatwiej wciągnąć go na przyczepę, zawiązując sznurek na języku, żeby wlazł tam gdzie chce człowiek. Jak mu się przyleje kijem, to nie krzyknie, ale przecież go zaboli.

Polska jest liderem eksportu koni na rzeź. W Polsce wiele rzeźni para się, także na eksport, zabronionym w cywilizowanych krajach ubojem rytualnym. Największym zboczeniem, jaki na masową skalę wykombinował człowiek w uboju zwierząt.
Dlaczego Polska przewodzi w tych niechlubnych statystykach? Ponieważ wielu naszych obywateli to skończeni idioci, którzy nie posiadają żadnej wiedzy, żadnego doświadczenia. Nigdzie nie byli i nic nie widzieli. I nie chcą wiedzieć. To mogłoby zburzyć ich spokój. Takim ludziom można wmówić wszystko, bo nie mają własnego zdania.
Cytat z tamtej dyskusji "Nie jem mięsa końskiego, ale jednak jestem mięsożerna, więc mam podobne zdanie do Baby, nie będę hipokrytką.", czyli rzeźnie dla koni są ok, bo to mięso jak każde inne.
Nie będę hipokrytką! Jem mięso, więc zgadzam się na wszystko, co czynione jest zwierzętom. Baba ma jeszcze bardziej konkretne poglądy.
Czy jedząc mięso należy się zgadzać na okrucieństwo wobec zwierząt? My porzuciliśmy jedzenie mięsa kilka miesięcy temu, ale wcześniej  byliśmy tak samo przeciwnikami ich uboju jak dzisiaj. Jedliśmy, nie wiemy sami dlaczego. Tak było. Dzisiaj tego nie robimy, ale nie jesteśmy większymi obrońcami zwierząt, niż byliśmy kiedyś.
Tym bardziej konie, których mięsa w Polsce nikt nie je.
Tacy ludzie jak owa Baba, czy tacy którzy piszą podobne komentarze jak ten zacytowany są najgorsi, z punktu widzenia obrony zwierząt. Deklarują miłość do nich, a jednocześnie mordują. Podniecają się pięknym zdjęciem konia, ale jednocześnie tolerują wożenie ich w ciasnych naczepach do włoskich rzeźni.
To już nie jest nawet hipokryzja. To jest... czasem brak słów.

Na koniec argument Baby - chłop na wsi pracuje z koniem, ale kiedy koń jest stary i nie może pracować, to chłop musi go sprzedać na mięso, bo utrzymanie dużego konia kosztuje, a skąd chłop ma brać? - typowe durne, wiejskie myślenie. Gdzie do cholery koń jest potrzebny w dzisiejszym rolnictwie? Po jaka cholerę chłopu koń, na którego utrzymanie go nie stać? Jak chłop z tym koniem pracował, że nie zarobili wspólnie na końską emeryturę? Ręce opadają od takiego pierdzielenia. Chłop na wsi nie jest już potrzebny tak samo jak koń do pługa. Większość żywności produkują wielkie firmy rolne, a mali rolnicy funkcjonują wyłącznie dzięki temu, że sami produkują żywność dla siebie oraz otrzymują unijne dopłaty. Widzimy to u naszych sąsiadów rolników, gospodarzących na kilku hektarach i klepiących biedę.

Reasumując. Zgadzając się na rzeźnie dla koni, zgadzamy się na ubój zwierząt, które dzisiaj są, tak samo jak pies, zwierzętami do towarzystwa. Do rekreacji, sportu. Zgadzamy się zatem na mordowanie naszych towarzyszy, przyjaciół. My mówimy stanowcze nie wobec takiej sytuacji. Jesteśmy też wrogami ludzi pokroju takiej Baby i im podobnym. Człowiek ewoluuje ciągle, ma szansę skorzystać z tego daru natury i rozwijać swój umysł. Może i Baba ma taką jeszcze szansę, może i jej podobni? A może nie?
W każdym razie nie można być biernym, trzeba działać, przynajmniej wyrażać swój sprzeciw. A tacy jak Baba, niech przynajmniej milczą, kiedy inni próbują coś robić! Siedzieć na tyłkach i nie przeszkadzać! - chciałoby się ryknąć.


piątek, 28 września 2012

Nie ma mocnych

Każda praca rodzi frustracje. Zależność od współpracowników, szefa, spóźniającego się tramwaju. Wszystkie sytuacje dookoła pracy wywołują u człowieka stres. Głównie negatywny.

To jest złe. Zestresowany pracownik to kiepski pracownik. To słaba jakość, mizerna wydajność. Każdy z nas pracuje najlepiej kiedy czuje, że jest potrzebny i doceniany. I oczywiście wtedy, kiedy swoją pracę potrafi dobrze wykonać i to bez specjalnego sprężania się.
Identycznie jest kiedy prowadzimy własną firmę. Może tylko trochę większa presja, zwłaszcza w małej firmie, bo jak my nie zarobimy, to w firmie nie będzie pieniędzy.
W firmie pracującej ze zwierzętami jest jeszcze gorzej, bo musimy myśleć także o nich. Pilnować na każdym kroku, aby nie działa im się krzywda. Nie jesteśmy przecież takimi sukinsynami jak fiakrzy z Podhala.
Dla nas, ciągle to powtarzamy, psy w tym biznesie są najważniejsze. O nie dbamy najbardziej.

Szkoda, że część naszych klientów tego nie rozumie. Znaczy, wielu ludzi w naszym kraju nie rozumie w ogóle co to jest zwierzę. No chyba, że to na talerzu.
To rodzi konflikty i awantury. Prosty przykład. Wysyłamy informację, że planowana wycieczka, z powodu ciepłej aury we wrześniu musi odbyć się o godzinie 9, zamiast 11. Pani odpisuje, że nie tak się umawialiśmy, że 9 to stanowczo za wcześnie, ona nie dojedzie.
Ok, zamordujemy psy, niech w biegają w pełnym słońcu, męczą się, odwodnią, bo umówiliśmy się wcześniej na 11, zaznaczając iz godzina może ulec zmianie. Zawsze o tym informujemy, ale po co czytać? Po co próbować choćby zrozumieć? Lepiej po swojemu. Przecież klient nasz pan!

Ta godzina 9 to i tak ukłon w stronę klientów, bo tak naprawdę we wrześniu dobre warunki są o 6, 7.
No ale to już byłby całkiem kosmos dla takich ludzi.
Strasznie nasze społeczeństwo zrobiło się leniwe i wygodne. Wielkim problemem jest podejść gdzieś pieszo 500 metrów. O podbiegnięciu nie ma mowy w ogóle. Nieruchawi, nieodpowiednio ubrani, bez jakiejkolwiek wiedzy o zwierzętach, sporcie, aktywności. Takie mamy społeczeństwo.
Na szczęście do nas dociera około 30 procent takich klientów. 70 procent to normalni ludzie. Jednak ludzka psychika jest tak durnie skonstruowana, że zapamiętuje to co złe łatwiej od tego dobrego.

Oferujemy wycieczki zaprzęgami po to, aby móc realizować w pełni swoją pasję. Przekazujemy ją także klientom. Często rozmowy po nie mają końca. Oddajemy za niskie wynagrodzenie całe swoje wieloletnie doświadczenie, wiedzę i tym podobne. Często w zamian dostajemy durne dyskusje, nerwy i szarpaninę. Taka sytuacja nie ma najmniejszego sensu.
Nie jesteśmy jednak w stanie robić selekcji klientów, tak aby trafiali do nas jedynie ci naprawdę zainteresowani tematem. Zawsze trafi się jakiś idiota, albo idiotka.
Okazuje się, że nawet nasza wymarzona firma i praca może nam szybko zbrzydnąć za sprawą wstrętnych ludzi.

Strasznie nam się marzy społeczeństwo ludzi świadomych, wolnych, szanujących siebie nawzajem, szanujących otaczajacy nas świat. Rozumiejących, że świat i wszystko na nim nie jest stworzone jedynie dla ich przyjemności, tylko zupełnie w innym celu, który warto by było wreszcie ogarnąć. Ci, dla których jest to niezrozumiałe niech do diabła omijają nas szerokim łukiem, bo naprawdę miarka już się przebiera!

Jeśli ten sezon też będzie obfitował w takie "wrażenia" to będzie to ostatni sezon pracy z Polakami. W przyszłości skupimy się na obcokrajowcach z cywilizowanych krajów, z którymi mamy wyłącznie dobre doświadczenia. Nawet bardzo dobre!

Nie ma na nas mocnych, nie ma takich pieniędzy na tym świecie, abyśmy zaczęli robić coś, co jest sprzeczne z naszym podejściem do zwierząt. W ostateczności mamy różne inne zawody, którymi możemy zarobić na życie!


środa, 26 września 2012

O świcie

Nie ma to jak wstać o 5.30, wypić kawę i pojechać na trening.
W szarówce wychodzimy z domu, wypuszczamy psy na wybieg. Wtedy już nad lasem robi się jaśniej. Słońce wstaje na czerwono. Niebo purpurowieje, a nad łąkami snują się mgły. Pięknie.

Trochę po szóstej wszystko mamy już gotowe i ruszamy.
W lesie jest cicho i pusto. Grzybiarze przychodzą do lasu około ósmej, kiedy my już wracamy.
To najlepszy czas teraz na leśne włóczęgi. Dzisiaj 30 km.








poniedziałek, 24 września 2012

Dzienniki kołymskie



Słowo się rzekło. Dziś pierwsza z recenzji.
Jakiś czas temu przeczytaliśmy książkę Jacka Hugo-Badera "Dzienniki kołymskie". To nasz pierwszy kontakt z tym autorem. Wiedzieliśmy co nieco o nim, że to dziennikarz Gazety Wyborczej, że reportażysta zajmujący się szeroko pojętym tematem Rosji.

Hugo-Bader to także jeden z takich ludzi, o których mówi się, że z niejednego pieca chleb jedli. Lubimy bardzo takich ludzi. Sami posiadając także rozmaite życiowe doświadczenia.
Autor Dzienników jest pedagogiem z wykształcenia. Pracował jako pedagog szkolny i nauczyciel, także jako socjoterapeuta. Był również ładowaczem na kolei, wagowym w punkcie skupu trzody chlewnej, właścicielem firmy kolportażowej, czy sprzedawcą w sklepie spożywczym.

Taki życiorys jest w pewnym sensie gwarantem interesującego poglądu na świat, i odpowiedniego bagażu własnych historii, aby zrozumieć cudze.

Nie zawiedliśmy się na tej książce. Dzienniki kołymskie to zbiór opowieści ludzi spotkanych przez autora na Trakcie kołymskim, w trakcie samotnej podróży z Magadanu do Jakucka.
Trakt nazywany jest też drogą na kościach, tylu ludzi umarło przy jego budowie. Do dziś ich kości leżą pod nawierzchnią. Cała Kołyma to jeden wielki cmentarz.
Książka zahacza mocno i często o historię, którą wypełniają losy zesłańców. Trudne i tragiczne losy.
Bader opisuje je w kapitalny sposób. Niezwykle ciekawie i prawdziwie, jak może pisać jedynie człowiek mocno doświadczony życiowo.
Bardzo ciekawy jest sposób w jaki autor stawał się słuchaczem tych historii. Sposób, dzięki któremu otwierali się przed nim i ożywiali pamięć o czasach, o których zdają się na co dzień już nie pamiętać.
Nie będziemy zdradzać szczegółów. Przekonajcie się sami.

Zacytujemy jedynie motto otwierające tę książkę, oddające doskonale w prosty sposób stan ducha tzw. ludzi radzieckich, których całe mnóstwo wciąż żyje w Rosji, co wyraźnie widać w tej książce.

                                                            Sierp i młot, młot i sierp
                                                            To jest nasz radziecki herb.
                                                            Chcesz, to siej, a chcesz, to kuj.
                                                            Tak czy siak dostaniesz chuj.

Podsumowując-pozycja kapitalna, niezwykle ciekawa. Jedna z tych, do których można wracać kilkakrotnie. Choć z drugiej strony opisuje straszne czasy i ich wpływ na niełatwą współczesność. Z całą pewnością sięgniemy także po inne książki tego autora.
Polecamy z czystym sumieniem.

niedziela, 23 września 2012

Początek jesieni

Jesień rześka, jesień pachnąca wilgocią, grzybami i igliwiem.
Jesień wypełniona magicznym światłem.
Zanurzona we mgłach.
Szronem porannego przymrozku przyprószona.
Jesień szykujących się do odlotu żurawi.
Najpiękniejsza pora roku.









Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...