środa, 21 grudnia 2011

Śliwiczki, 21.12.2011


Nasze życie w Śliwiczkach jest całkowicie podporządkowane zwierzakom: karmienie psów i koni, treningi, masaże, mielenie mięsa, drobne naprawy sprzętu oraz sprzątanie kojców i wybiegu, no i oczywiście wycieczki psimi zaprzęgami z naszymi klientami. Naprawdę jest co robić :) Ale my to kochamy!
Teraz mamy trochę spokojniejszy tydzień, który pozwoli nam złapać odrobinę oddechu przed czekającymi nas wyzwaniami i nawet znajdzie się chwila na poczytanie książki :)

Ogarek

Zaciekawiona Sara

Kolejny dzień w biurze :)

Ups, chyba mi się trochę przytyło na zimę :)


Alaskany w akcji

Fruwajacy Dante



Koniki zarośnięte jak mamuty


Najwięksi kumple Sarm vel Kopytko & Ogar

Brok

Bryza, szefowa stadka koni i mama Broka

Dega, największa i najbardziej kontaktowa z całego stada

Feta

czwartek, 8 grudnia 2011

Dylematy Syberiady

Zawsze mieliśmy problemy z realizacją naszych wypraw, czy startów w norweskich wyścigach, spowodowane brakami finansowymi. Po raz pierwszy mamy zupełnie inny kłopot.
Jeden z naszych zaprzęgów miał wystartować w wyścigu Femundlopet, ale znowu tak się nie stanie. Tym razem na przeszkodzie stanął nadmiar pracy w naszej firmie.
Organizujemy przecież wycieczki i wyprawy psimi zaprzęgami. Próbujemy z tej działalności utrzymać kenel i siebie. Strasznie ciężko, jak dotąd, nam to wychodziło. Ciągle musieliśmy pracować gdzieś jeszcze, bo pieniędzy z psiej działalności było niewiele.
Od kiedy mieszkamy w Śliwiczkach ta sytuacja zmieniła się diametralnie. Otóż wreszcie nasze wycieczki sprzedają się i to w ilościach, o jakich jeszcze niedawno mogliśmy jedynie pomarzyć.
Pojawił się jednak problem ze startem w wyścigach. Najwięcej pracy będziemy mieli w styczniu i lutym, czyli wtedy kiedy trzeba jechać do Norwegii!
Mieliśmy spory dylemat co zrobić z tym faktem. W końcu to pierwsza zima, kiedy możemy pracować tylko z psami i z tego się utrzymać
Podęliśmy decyzję o odpuszczeniu Femunda.

Ten sezon miał przynieść Krzysztofowi szansę zdobycia kwalifikacji do Finnmarkslopet 1000. Zawsze podkreślaliśmy, że tysiąc kilometrowy dystans na Finnmarku jest naszym głównym celem. Żeby zdobyć kwalifikację do startu w nim musimy wcześniej ukończyć Femunda 400 albo Finnmarka 500. Dlatego tak naprawdę wszystko jedno, który to będzie wyścig w tym sezonie. Najważniejsze, żeby Krzysztof miał szansę za rok stanąć na starcie Finnmarkslopet 1000.

Marzec to już zdecydowanie luźniejszy okres w naszej pracy, więc ... krótko mówiąc rozpoczęliśmy już procedurę zgłaszania się do wyścigu.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Nakręcamy sprężynę !

Ósemka alaskanów pracuje jak szalona. Trening, przerwa, drugi trening, albo jeden długi. Dobiliśmy w sobotę do ponad pięćdziesięciu kilometrów w jednym ciągu. Teraz już nie schodzimy poniżej 30 km na jednym treningu.
Forma na ten moment jest fantastyczna, ale do pełni szczęścia jeszcze sporo brakuje, ale tak właśnie ma być na tym etapie.

Teraz trening jest też ciągłym testem. Sprawdzamy co dzieje się po trzech, czterech dziesiątkach kilometrów. Jak psy jedzą, jak piją i jaką mają kupę. Na tej podstawie oceniamy ich kondycję i odpowiednio dozujemy trening.

Ciepły wrzesień i takoż sama duża część października spowodowały, że na początku sezonu nie mogliśmy wybiegać takiej ilości kilometrów o jaką nam chodziło. Teraz jest natomiast znakomicie i nadrabiamy zaległości. Dzisiaj przekroczymy pierwszą pięćsetkę i pójdziemy dalej. W trakcie ostatnich pięciu dni przejechaliśmy 150 km, a to dopiero początek !
Do wyścigu musimy zrobić 2500 km. Brakuje jeszcze 2000, a na całą robotę mamy w zasadzie resztę listopada, grudzień i niewielką część stycznia.
Na szczęście psy są w dobrym zdrowiu, wesołe i pełne entuzjazmu. Masujemy ich mięśnie po każdym biegu, dużo z nimi rozmawiamy i generalnie spędzamy razem masę czasu. Także ich dieta staje się stopniowo co raz bogatsza i bardziej urozmaicona.

Budujemy niezwykłą więź z alaskanami, która potem spowoduje, że kiedy będzie piekielnie ciężko na trasie, to wspólnie damy radę to przetrwać i nie pękniemy. W ten sposób "nakręcamy sprężynę" mentalną i fizyczną.
Długie wyścigi, takie jak Femund, zmuszają do maksymalnych wysiłków, zarówno fizycznych jak i umysłowych. Jesteśmy sami z psami na trasie, musimy wciąż podejmować decyzje, dbać o psy i jak najszybciej poruszać się do przodu.
W tym momencie robimy wszystko, aby właśnie tak mogło się stać !

sobota, 5 listopada 2011

Syberiada jedzie na Femundlopet 2012

Kiedy podjęliśmy decyzję o startach w najdłuższych wyścigach psich zaprzęgów wiedzieliśmy doskonale, że będzie to bardzo trudne zadanie. Trudne z wielu powodów. Jeden z nich to odpowiednie przygotowanie psów i siebie oraz zdobycie dostatecznego doświadczenia, aby w ogóle móc tam się pojawić i sensownie działać, a nie narobić sobie jedynie wstydu.
To po pierwsze. Po drugie to oczywiście stałe pytanie przy realizacji jakiegokolwiek projektu, czyli skąd wziąć na to kasę.

Zacznijmy od zdobywania doświadczenia. Trwa to w Polsce latami, bo niezwykle mało jest u nas ludzi od których można się czegoś dowiedzieć. Większość rozwiązań, choćby treningowych trzeba testować na sobie samym podpierając się informacjami z internetu. Od czasu do czasu też konsultowaliśmy się trochę z Maćkiem, chyba najbardziej doświadczonym maszerem w Polsce. Trochę się to też zmieniło kiedy poznaliśmy Gretę i Wojtka, bo oni sami robią podobne rzeczy jak my, a ponadto dzięki nim poznaliśmy Karola, który mieszkał w sportowym, długodystansowym kenelu w Norwegii. To dzięki tym ludziom otworzyły nam się oczy na parę spraw.
Nasze doświadczenie budowaliśmy mozolnie przez lata uprawiania mushingu, pracy z psami w trudnych polskich warunkach. Wszystko to zaowocowało sukcesem naszej wyprawy. Zrealizowaliśmy w jej trakcie wszystkie nasze założenia, i dzięki temu nasz lapoński debiut wypadł znakomicie i pozwolił śmiało myśleć o następnych projektach, a te są oczywiste. Zamierzamy wystartować we wszystkich wielkich wyścigach.

Teraz trening. Przy długich dystansach trening jest nieprawdopodobnie absorbujący. To ogromne ilości czasu jakie należy spędzić na trasach. To dwa-dwa i pół tysiąca kilometrów, które musimy przejechać, bo inaczej nie ma po co wybierać się na taki wyścig. Kilometry to oczywiście nie wszystko. Nie obejdzie się bez treningu siłowego, czy wytrzymałościowego. Te dwa bardzo się od siebie różnią, ale obydwa muszą zostać wykonane. Jednym słowem to kilka do kilkunastu godzin treningu niemal każdego dnia. O przerwach także nie wolno zapominać, bo są one w sporcie równie istotne co sam trening.

Do tego dochodzi czas za zajmowanie się psami, masaże po treningach, przeglądanie łap, przygotowanie odpowiednich posiłków i podanie ich we właściwych momentach. Przecież psy muszą coś zjeść i wypić przed treningiem. Zatem jeśli ruszamy o 7 rano, to o piątej dajemy psom jeść, żeby nie biegły zaraz po jedzeniu.

To wszystko powoduje, że start w takich zawodach staje dość skomplikowany.
Teraz zajmijmy się stroną finansową tego przedsięwzięcia.
Opłata startowa to ok. 3 tys zł., po ostatnim spadku wartości złotówki, koszt paliwa niezbędnego, żeby tam dojechać to drugie 3 tys., noclegi 2 tys. Razem daje to ok. 8 tys. zł. Tak z grubsza, bo zawsze przy takich wyjazdach dochodzi coś jeszcze.
Teraz do tego dochodzi kolejny koszt, a mianowicie norweskie przepisy o konieczności wykonania badań na obecność przeciwciał wścieklizny we krwi zaszczepionych psów. Plus minus kolejne 3 tys. Tutaj się postawiliśmy. To było już za wiele. Stwierdziliśmy, że z taką kwotą sobie nie poradzimy. Powyższe koszty dotyczyły jednego zaprzęgu. Czyli 8 tys., żeby wystartował jeden zaprzęg, przy dwóch to byłoby 11 tys (dwie opłaty startowe), a teraz jeszcze dochodzą badania za bagatela jakieś 4 tys. za dwa teamy!
To nas dobiło. W Polsce trudno jest o jakiekolwiek wsparcie sponsorskie, jeszcze trudniej o wsparcie społeczne, więc jak zdobyć środki na wyścig? Sprzedawaliśmy za marne pieniądze fajne koszulki, myśleliśmy, że ta akcja pomoże zdobyć kasę na wyścig...sprzedało się ich tyle, że zwróciły się koszty ich produkcji. Co jakiś czas rzucamy ofertę z cyklu wykup Husky Adventure za 250 zł, a zostaniesz naszym sponsorem...zero zainteresowania. Nigdy nie chcieliśmy niczego za darmo, zawsze dawaliśmy coś w zamian....a i tak wszystko musimy finansować sami, albo przy pomocy wiernych przyjaciół.

W tej sytuacji byliśmy bliscy zrezygnowania z naszego planu. Od kilkudziesięciu lat odbywają się te największe wyścigi, to obędą się bez nas jeszcze trochę, bo przecież prędzej czy później damy radę tam pojechać.
Ale wtedy stał się cud! Dostaliśmy informację, że najprawdopodobniej wymóg badań zostaje zniesiony. Zaczęliśmy drążyć temat, wysyłać maile. Otrzymywaliśmy wiele sprzecznych informacji. Raz mówiono nam, że przepis będzie zniesiony, innym razem że nie.
Wreszcie odpowiedział nam główny weterynarz Femundlopet. Napisał, że badania nie będą konieczne. Niestety otrzymaliśmy też kolejnego maila od instytucji zajmującej się weterynarią w Norwegii, że to nic pewnego. Jednocześnie na stronach ministerstw rolnictwa Szwecji, Wielkiej Brytanii i Irlandii, czyli krajów mających identyczne z Norwegią regulacje, pojawiły się informacje o zniesieniu tych przepisów od 01.01.2012.
Jest w związku z tym niemal pewne, że ten koszt odpada.

Zwiększyło to nasze szanse na start. Jednak wciąż to spora suma pieniędzy, zwłaszcza w zestawieniu z naszymi codziennymi kosztami oraz kasą potrzebną na przygotowanie zaprzęgu. Tutaj musieliśmy podjąć jedną z najgorszych decyzji. Na Femund pojedzie jeden zaprzęg. Przygotujemy osiem psów, a nie szesnaście. Zapłacimy jedną opłatę startową i zrezygnujemy z części noclegów w Norwegii. Wszystko po to, aby choć jedno z nas tam dotarło.

Najgorsze jest to, że nawet 15 tys. zł. to nie jest jakiś ogromny koszt za to, aby dwa polskie zaprzęgi wystartowały w największych wyścigach psich zaprzęgów na świecie. Jednak w zestawieniu z kosztami naszego kenelu, który na co dzień walczy o przetrwanie to suma ogromna. Niestety takie są fakty.
Jest problemem sprzedać za 40 zł koszulkę, jest problemem sprzedać za 250 zł wycieczkę psim zaprzęgiem, jest problemem dostać choćby 300 zł za prelekcję, której słucha setka ludzi. To też nie może bez problemów odbywać się realizacja ambitnych projektów.
Wyprawę zorganizowaliśmy za swoje pieniądze, to i wyścigi też pewnie damy radę za nie zaliczyć, choć na pewno nie będzie łatwo.
W każdym razie JEDZIEMY NA FEMUNDLOPET 2012!!!

niedziela, 30 października 2011

Next generation!

W Syberiadzie mamy nowego maszera. Kacper rozpoczął treningi z czwórką psów. Sam przygotowuje je do biegu, sam podpina i samodzielnie prowadzi wózek. Na razie zabiera się z nim Daria dla bezpieczeństwa, ale to chwilowo póki Kacpi nie nabierze wprawy.

Ma spory talent, który zresztą wykazywał od dawna. Zawsze bardzo szybko opanowywał każdy nowy pojazd, więc z wózkiem nie miał najmniejszych problemów. Zresztą jeździ zaprzęgiem od kołyski. Pierwszy raz psy ciągnęły jego dziecięcy wózek kiedy miał dwa miesiące! Pod tym względem jest chyba rekordzistą:)

Kacper ma to szczęście, że wychowywał się od urodzenia wśród psów. Najpierw w naszym życiu były one, potem synek. Dzięki temu ma dzisiaj z nimi kapitalny kontakt i łatwość w dogadywaniu się z psami. Pracują z nim tak samo jak z nami. Widać, że wśród psów wyrobił sobie chłopak solidną pozycję:)

Podchodzi do treningów bardzo poważnie i trenuje często i solidnie. Tylko tak dalej.
Ma też oczywiście ambitne plany, w których go wspieramy. Już za cztery lata będzie mógł wystartować w Junior Femundlopet na dystansie 150 km. O ile ten wyścig będzie organizowany. Oby był, bo to dobry kierunek. Na Iditarod, czy Yukon Quest organizowany od dawna i bardzo poważnie traktowany. Mamy nadzieję, że w Europie wreszcie pojawią się tego typu zawody.
W każdym razie, jakby co to będziemy gotowi:)




środa, 26 października 2011

Maszerski żywot



Od ponad miesiąca trenujemy z naszymi psami tak intensywnie, jak nie robiliśmy tego nigdy dotąd. Treningi o świcie, w południe i wieczorem. Wszystko jedno, każda pora jest dobra na porządny bieg.
Ponadto nadal mamy masę pracy w końsko-psiej farmie. Budujemy jeszcze kojce, sprzątamy stajnie. Teraz grodzimy padok dla koni, co ma nam ułatwić pracę z nimi.
Wstajemy rano i na dobrą sprawę nie wiadomo od czego zacząć. Wszystko wymaga naszej roboty a mamy tylko cztery ręce. Pomaga nam na szczęście Bartosz, który przychodzi na kilka godzin dziennie i dzięki temu trochę sprawniej ubywa tematów na naszej liście "do zrobienia".

Zaczął się też sezon wycieczek. Bardzo staraliśmy się zainteresować nimi ludzi właśnie w czasie pięknej złotej jesieni. I wreszcie to, co wcześniej się nie udawało, teraz stało się faktem. Nareszcie ludzie docenili uroki tej cudownej pory roku!
Czyżby magia Borów?
Bory faktycznie cudowne! Takich barw nie sposób znaleźć w mieście! Ciągle jeszcze las kusi czerwienią, żółcią i brązem pomieszanymi z zielenią. Wspaniałe obrazy, zwłaszcza o świcie w oparach mgieł.

czwartek, 29 września 2011

Uroki jesieni


Treningi, budowa kojców oraz całe mnóstwo zajęć związanych z normalnym życiem psio-ludzkiej rodziny powoduje, że nasze dni wypełnione są po brzegi, zawsze jednak znajdziemy chwilę na mały spacer po lesie, który o tej porze roku urzeka swoim wyjątkowym pięknem i różnorodnością kolorów.

Wrzesień jest według nas najwspanialszym miesiącem do uprawiania wszelkich aktywności outdoorowych. Stabilna pogoda, niesamowite widoki, możliwość spotkania w lesie jeleni, saren, dzików, smaczne podgrzybki, kurki i borowiki, które ostatnio zbieraliśmy podczas treningu z psami :) są niewątpliwym atutami września. To właśnie teraz jest najlepszy czas, aby w komfortowych warunkach przeżyć niesamowitą przygodę, jaką jest wycieczka psim zaprzęgiem. Harmonijna praca psów oraz las widziany z perspektywy zaprzęgowego wózka to wyjątkowe i niezapomniane doświadczenie.

Jutro upływa ostatni dzień naszej wrześniowej promocji http://www.syberiada-adventure.com/pl/scenariusze-oferta-dla-osob-i-firm/husky-adventure - piękna Polska Złota Jesień czeka i mamy nadzieję, że październik okaże się równie cudowny co wrzesień:)

 Fot. Agnieszka Brzozowska

 Fot. Agnieszka Brzozowska

 Fot. Agnieszka Brzozowska
















niedziela, 25 września 2011

Trening czyni mistrza!

We wrześniu rozpoczęliśmy regularne przygotowania do sezonu wyścigowego i wycieczkowego. Zarówno jedna jak i druga aktywność potrzebuje właściwego przygotowania psów i nas. Odpowiednio niskie temperatury we wrześniu pozwoliły rozpocząć systematyczny trening.

Najważniejsze na tym etapie jest rozbieganie psów po letniej przerwie. Jeździmy teraz na ósemkach psów, pokonując na jednym treningu od 5 do 20 kilometrów. Nie obciążamy dodatkowo wózków, a o tempie biegu decydują psy.

Uformowały się też dwa psie zespoły, z którymi pojedziemy do Norwegii. Jeden zaprzęg to alaskan husky Dante, Tanda, Anga, Zuza, Arina, Nikola, Pips i Dedee.
Drugi zaprzęg to w tej chwili alaskan i siberian husky Klejn, Rasti, Sami, Balto, Lego, Bongo, Inari, Mumin.
W rezerwie do drugiego zaprzęgu pozostają jeszcze Saba i Luna.
Planujemy też w najbliższym czasie wzmocnienie drugiego zaprzęgu nowymi psami z Czech.

Alaskany są już w tej chwili w dosyć wysokiej formie i bardzo nas to cieszy. Natomiast w drugim zaprzęgu niestety faceci myślą głównie o cieczce ich koleżanek i w związku z tym nie za bardzo mają głowę do pracy. Biegają jednak przyzwoicie, więc pewnie kiedy tylko miną cieczki to chłopaki wrócą do odpowiedniej dyspozycji.

Sezon dopiero się rozpoczyna, więc jest zdecydowanie za wcześnie na jakieś sensowne wnioski. Faktem jednak jest, że zaprzęg alaskanów to prawdziwa torpeda. Biegają fantastycznie skoncentrowane i pewne. Można przejechać 20 km nie odzywając się do nich i nie zatrzymując zaprzęgu z powodu zaplątanych lin czy czegoś podobnego.
Siberiany to jednak inna bajka. Zawsze traciły głowy w cieczce i w tym okresie trening z nimi to nie jest prosta sprawa, jednak kiedy wrócą do swojego normalnego biegania to będzie ono także na wysokim poziomie. Wszak te psy to weterani Inarijarvi Expedition 2010, więc wiedzą jak biegać na długich dystansach!

środa, 21 września 2011

Plac budowy

Trochę nam się wydłuża budowa kojców, ale musieliśmy poważnie zająć się treningiem. Nie za bardzo daje się połączyć bycie maszerem i budowlańcem zarazem.
Powoli mimo wszystko psi dom pnie się do góry, a w wolnych chwilach zaliczamy porządne treningi i odkrywamy okolicę.

Bory Tucholskie powalają swoim ogromem i pięknem. Tutaj są naprawdę wymarzone warunki do psiego treningu i jazdy konnej. Daria jeździ od dziecka konno, więc i Krzysztof będzie musiał na stare lata się nauczyć. Chcemy jednak najpierw skończyć ciężką pracę budowlaną, aby móc spokojnie dosiąść koni.

Zmieniliśmy też koncepcję kojców w trakcie ich budowy. Wszystko będzie teraz zrobione tak, abyśmy zaoszczędzili maksymalnie czas pracując z psami. Zmiana koncepcji też nie przyspiesza końca robót. Teraz psy będą miały oprócz boksów spory kawałek mini wybiegu, który będą mogły spokojnie używać jako toalety.

Poniżej parę fotek z budowy. Oj przydałby się ktoś do pomocy:)





wtorek, 13 września 2011

Konie i psy

Kiedy podjęliśmy decyzję o przeprowadzce do Śliwiczek, mieliśmy w zasadzie jedną poważną wątpliwość. Jak konie będą reagować na psy i odwrotnie.
Psy zaprzęgowe jak wiadomo to łobuzy czystej próby i różne pomysły pojawiają się w ich głowach, a na dodatek wcześniej nie miały tak bezpośredniego kontaktu z innymi zwierzakami jak tutaj.

Mieszkają kilkanaście metrów od koni, każdy trening rozpoczyna się od przejścia obok miejsca gdzie wykładamy koniom siano, a ponadto pierwsze kilkaset metrów biegu odbywa się wzdłuż ogrodzenia pastwiska.

Psy kiedy pierwszy raz pojawiły się Śliwiczkach, jak to mają w zwyczaju, głośno i długo wyły, tak aby nikt w okolicy nie miał wątpliwości kto pojawił się we wsi.
W trakcie tego przedstawienia konie stały spokojnie i przyglądały się z nie małym zaciekawieniem całej akcji. Potem jeszcze w ciągu dnia sprawdzały, co też dzieje się u psów. Kiedy dotarło do nich, że zaprzęgowce nie są dla nich zagrożeniem, spokojnie przeszły nad kwestią psów do porządku dziennego.

Tak było do pierwszego treningu.
Kiedy zapinaliśmy alaskany do wózka, zaciekawienie koni znów weszło na szczyty. Stały w bezpiecznej odległości i przyglądały się całej akcji.
Psy jak to psy, kiedy mają biec nie zwracają uwagi na nic dookoła. Ich uwaga całkowicie skupiona jest na drodze przed nimi i wszystko inne mają gdzieś!

Wróciliśmy z tego pierwszego biegu i zaczęliśmy przygotowywać następne psy. Teraz konie już nie wytrzymały i niemal wszystkie podeszły do samego ogrodzenia, aby z odległości 2-3 metrów przyglądać się całej akcji. Żadnego lęku, czysta ciekawość.

Na drugi dzień sytuacja rozwinęła się jeszcze bardziej i kiedy w ostatnich blaskach zachodzącego słońca wracaliśmy z treningu, to konie po prostu galopowały obok nas za swoim ogrodzeniem. Widok był absolutnie fantastyczny! Podniesione w górę ogony, zadarte głowy, postawione uszy. Znakomity popis końskiej witalności i piękna w czystej postaci!

W Śliwiczkach nie tracimy czasu na oglądanie telewizji, tutaj natura daje taki pokaz, że najchętniej przebywalibyśmy cały czas wśród koni i psów.
Uwielbiamy siedzieć obok koni i patrzeć jak spokojnie jędzą siano, czuć ich zapach. Zanurzyć się w poukładanym świecie zwierząt i chłonąć jego harmonię. To jest wspaniałe, że możemy być częścią tego świata.

sobota, 10 września 2011

Jak zbudować kojce?

W komentarzu do jednego z ostatnich postów padło pytanie jak wyglądają nasze kojce i jaki mamy na nie pomysł.

Te, w których obecnie mieszkają nasze psy budowaliśmy jakieś 8 lat temu, więc są wypadkową naszej ówczesnej wiedzy i doświadczenia.
Trzy ściany i dach, posadzone na betonowej posadzce. Beton daje się łatwo sprzątać, nie nasiąka, dzięki czemu nie trzyma nieprzyjemnego zapachu.
Ściany z desek, a przedziałki pomiędzy boksami na metr od posadzki także z desek, a powyżej z siatki. W każdym boksie jedna spora buda. Dwa psy w boksie. Rozmiary boksów to 2,7m do 3,7m długości na 1,8m szerokości. Wysokość 1,7m z tyłu i 2,1 z przodu przy bramce. Taka wysokość pozwala nam na wygodne sprzątanie.

Od czoła siatka 1,8 m i takiej samej wysokości bramki.
Ważna wskazówka - bramki warto osadzić na takiej wysokości, aby wygodnie wepchnąć pod nią miskę z jedzeniem. Nie musimy wtedy wchodzić do boksów podczas karmienia psów. Bardzo zaoszczędza nam to czas w trakcie karmienia. Zwłaszcza kiedy mamy więcej psów.

Wszystkie psy ponadto maja dostęp do sporego, ogrodzonego wybiegu. W starym domu miały go ok. 1000m2.

Te kojce spisywały nam się znakomicie do pewnego momentu. Otóż po latach życia z psami okazało się, że kojce powinny wyglądać nieco inaczej. Z takiego kojca jakie mamy musimy psy wypuszczać na wybieg kilka razy dziennie. Przynajmniej rano, w południe, wieczorem i po karmieniu. Wszystko to zbytnio nie absorbuje, przynajmniej do momentu kiedy zaczynamy ostro trenować i pracować. Wtedy zaczyna na wszystko brakować czasu. A kiedy dopadnie nas jeszcze jakaś choroba, no to mamy już prawdziwy problem.

Dlatego po latach doszliśmy do wniosku, że najlepsze kojce to takie, które wymagają od nas najmniej pracy. Czyli, grodzimy siatką kwadrat 4x4, w jednym z rogów montujemy podest z desek, można w tym rogu postawić także dwie drewniane ściany. Zadaszamy ten róg, np. dwoma płytami onduliny o wymiarach 2x0,9 m, na podeście stawiamy budę i dom dla dwóch psów mamy gotowy. W takim kojcu psy bez wypuszczania na wybieg mogą siedzieć długo, pod warunkiem regularnego sprzątania. Do tego ogrodzony wspólny dla wszystkich psów wybieg.

W naszym wypadku jest to rozwiązanie idealne. Często gdzieś wyjeżdżamy, a wtedy z psami zostaje kuzyn Marek. Musi psy wypuszczać powiedzmy 3 razy dziennie na wybieg. Kilka jednak psiaków jakoś do Marka, ani do innych ludzi nie może się przekonać. Jeśli je wypuści to łobuzy już do niego nie wrócą, więc tych psów nie wypuszcza. A my zamiast spokojnie gdzieś tam robić swoje martwimy się tym, że one siedzą zamknięte.
Poza tym Marek nie zawsze może i musi z psami zostać ktoś, kto nie ma z nimi kontaktu na co dzień. Wtedy siedzą wszystkie, niestety.

Teraz w Śliwiczkach goni nas czas, więc stawiamy te same kojce, które mieliśmy w Dąbiu. Jednak jak się tylko ogarniemy, to będziemy robić nowe 4x4.

Jak postawimy kojce, bo na razie leżą jeszcze rozebrane to damy ich zdjęcia.

czwartek, 8 września 2011

Kojce

Przez ostatnie dwa dni rozbieraliśmy nasze kojce w Dąbiu. To był symboliczny moment, kiedy zaczęliśmy demontaż tego co zbudowaliśmy kilka lat temu. Wtedy mieliśmy nadzieję na ciekawe życie, spełnienie marzeń itd. Eksperymentowaliśmy i uczyliśmy się wszystkiego od podstaw.
Dzisiaj już mamy to wymarzone ciekawe życie, już nie musimy eksperymentować, ale nadal się uczymy. Życie ze zwierzętami ciągle przynosi nowe sytuacje i emocje.

Teraz mamy już komplet ścian i dachów przewieziony do Śliwiczek. Pozostaje tylko to wszystko postawić na nowo. Tylko...

Tymczasem ochłodziło się i rozpoczynamy treningi. Ostatnie dni były zbyt parne i ciepłe, aby myśleć o bieganiu z psami, ale od wczoraj sytuacja zmieniła się diametralnie, więc zaczynamy. Przygotowania do nadchodzącego sezonu ruszą za chwilę pełną parą. Po to przecież tu jesteśmy.

Do końca września damy psom zwyczajnie się rozbiegać. Rozciągnąć mięśnie, powrócić do wysokiej aktywności po letnim lenistwie.
W październiku natomiast dołożymy do tego trening siłowy w małych zaprzęgach.
Możecie w tym wszystkim uczestniczyć biorąc udział w naszych wycieczkach, które są dla nas źródłem finansów niezbędnych do prowadzenia działalności, ale zarazem świetnym treningiem przed zawodami. Zapraszamy na stronę .

W Śliwiczkach są genialne warunki do organizowania wycieczek. Wielkie, piękne lasy, rzeki malowniczo wijące się wśród nich, a za chwilę już dosłownie wspaniała Złota Polska Jesień, która tutaj wprost powala. Można już rezerwować terminy i szczerze mówiąc nie ma na co z tym czekać, bo i czas i ilość miejsc ograniczone.

No cóż, to by było na tyle, idziemy stawiać kojce:)

wtorek, 6 września 2011

Bory Tucholskie

No i wylądowaliśmy ostatecznie w Śliwiczkach. 3km od Śliwic, 18km od Czerska, 36km od Świecia nad Wisłą, 80km od Bydgoszczy i 100km od Trójmiasta. Z Warszawy 300.

Miejsce fantastyczne, krótko mówiąc. Największy zwarty kompleks leśny w Polsce dookoła, malownicza Wda 3 km od domu, atrakcyjne turystycznie miejsca wszędzie wokół.
A do tego zwierzaki. 32 psy i 9 koni, a i jeszcze Paco, psi terapeuta, który zamieszkał z nami. Paco jest labradorem i pracuje z chorymi dziećmi w czasie wakacji.

Mamy mnóstwo pracy, musimy jeszcze przenieść kojce z naszego starego domu i postawić je od nowa w Śliwiczkach. Pewnie potrwa to jeszcze kilka dni, ale opanujemy tę sytuację:) Zajmujemy się psami, końmi i czekamy na koniec robót, żebyśmy mogli spokojnie zabrać się za zaprzęgową robotę.

Od dzisiaj mamy też wreszcie internet. Wolny co prawda, ale jakoś chodzi, więc wracamy do świata żywych.
















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...