środa, 28 października 2015

Mniejsza aktywność blogowa

Tak to już jest, że albo piszemy, albo trenujemy i siedzimy w lesie. W ostatnich dwóch miesiącach opublikowaliśmy sporo postów. Poruszyliśmy parę ważnych dla nas tematów. Teraz, w październiku, nasza blogowa aktywność mocno spadła. Czy zabrakło nam tematów? A może nie chce nam się pisać? Otóż nie. Problemem jest brak czasu i "zarobienie".

Październik w tym roku wyjątkowo sprzyja nam pogodowo. Niskie temperatury dają możliwość normalnego trenowania. Wykorzystujemy tę możliwość skwapliwie i trenujemy mocno.
Do tego wydłużył się bardzo dystans pokonywany na każdym treningu. Teraz każdorazowo na trasie
spędzamy ok. 2,5 godziny. Do tego pół godziny pakowanie i dojazd na trening i tyle samo czasu na powrót i rozpakowanie.
Po powrocie do domu trzeba wypuścić wszystkie psy na wybieg oraz nakarmić te które biegały. To kolejna godzina. Co najmniej.
Zatem kompletny trening trwa 4,5 do 5 godzin.
Kiedy wreszcie wejdziemy do domu, to sami musimy coś zjeść, wypić. Potem trzeba robić obiad, bo Kacper wróci ze szkoły i swojego treningu, skoczyć do miasteczka na zakupy, znowu wypuścić psy i je nakarmić. I już jest wieczór.

A jeszcze trzeba ogarnąć bazarek i wysyłki fantów. Wysłać ofertę, poszukać jakiejś pracy, odpisać na maile. Czas zasuwa jak opętany przy tym wszystkim i dlatego tak mało teraz piszemy. A będzie jeszcze gorzej, bo przecież treningi będą za chwilę dużo dłuższe. Jedyna nadzieja w tym, że wtedy przerwy pomiędzy treningami będą musiały być znacznie dłuższe niż teraz.
Z drugiej jednak strony my też potrzebujemy coraz więcej czasu na odpoczynek. Nie ma lekko, nie jesteśmy przecież coraz młodsi. Wbrew pozorom :)

niedziela, 25 października 2015

Kennel mój widzę ogromny



Powtarzając, z jedną zmianą, za Wyspiańskim "Teatr mój widzę ogromny", nie gmach, nie jego wielkość, nie przestrzeń jaką zajmuje, ale tę wielkość ducha i idei. Wielkość słowa i czynu. Wielkość pasji i marzeń i jeszcze ten cel, który tak trudno osiągnąć, ale warty każdej chwili mu poświęconej.

Tak, kennel mój widzę ogromny, bo pełny poświęcenia i trudu. Wypełniony miłością i pasją. I jeszcze duchem niezłomnym, co żadnych nie uląkł się trudności i nic go złamać nie zdołało. Taki to kenel.
I nawet teraz kiedy trudno jest to wszystko utrzymać, ducha nie gasimy i wciąż dążymy do swoich celów, choć ciężko jest jak nigdy dotąd. Jednak jeśli przetrwamy, jeśli wyjdziemy z tego obronną ręką, to doczekamy się Ogromnego Kennelu. Nie wielkich budynków i setki psów, ale wspaniałych osiągniętych celów. I spełnienia wreszcie tego życia z psami związanego od tak dawna. Pokażemy wreszcie światu i samym sobie na co nas stać, na co stać ludzi wytrwałych i niepokonanych. Jesteśmy już blisko, brakuje tylko pieniędzy, aby machina mogła ruszyć z miejsca. Znamy jej moc, wiemy co może osiągnąć. Pracujemy na ten cel od wielu lat. Wszytko jest do zrobienia, nie ma niemożliwego. Jedyną przeszkodą są pieniądze. Na razie jedyną, bo zdrowia jeszcze wystarczy. A pasji i woli działania jest aż nadto.

Kennel mój widzę ogromny. Tam gdzieś na dalekiej północy, wśród śniegu i lodu i tutaj w trudnym dniu codziennym rodzi się jego ogrom. Musimy go tylko obudzić, dać impuls, by ruszył z miejsca.  

niedziela, 18 października 2015

Fundacja nie może tak działać!



Weronka z malutkim Wezyrkiem

Od afery, która ostatecznie wywaliła nas ze Śliwiczek i wpędziła w niekończące się problemy minęło dobre półtora roku. Przypomnimy tylko, że zajmowaliśmy się tam cudzymi końmi w ramach dzierżawy gospodarstwa.
Po trzech latach pracy z końmi, opieki nad nimi i ciągłej walki z właścicielką tego miejsca o należyte traktowanie jej własnych zwierząt, dostaliśmy wypowiedzenie umowy. Bezpośrednią tego przyczyną było pojawienie się fundacji, która oficjalnie para się opieką nad zwierzętami. Stwierdzili, że konie są chude oraz, że żyją w niewłaściwych warunkach. Stwierdzili coś, z czym my walczyliśmy od 3 lat.
Zamiast załatwić tę sprawę po ludzku i z głową, zrobili pokaz totalnej amatorki i kompletnego braku wiedzy w zakresie prawa i opieki nad zwierzętami.
My naiwnie sądziliśmy, że taka fundacja pomoże nam w wyegzekwowaniu praw zwierząt w tym gospodarstwie. Stało się inaczej. Otóż okazało się po pewnym czasie, że fundacja i właścicielka gospodarstwa to znajomi, a znajomym przecież krzywdy się nie robi, więc postanowili zrobić z nas winnych całej tej sytuacji. O co chodzi pisaliśmy w czerwcu 2014 tutaj i w kolejnych postach. Nie ma na tym blogu dalszego ciągu tej historii, bo nie chcieliśmy nic pisać, póki toczy się sprawa w sądzie. Teraz sytuacja zaczyna się zmieniać ponieważ znaleźliśmy pewne informacje, które dużo zmieniają w tej sprawie.

Otóż inspektor owej fundacji ciągle powtarzał w trakcie spotkań z nami, że najważniejsze są zwierzęta i trzeba im pomóc. My mówiliśmy mu, że trzeba im pomóc z głową, bo inaczej trafią do rzeźni. Na dodatek my wylecimy z tego miejsca, stracimy pracę i możliwości utrzymania naszych ponad 40 zwierząt. Inspektor miał to w dupie. Od początku był całkowicie nie wrażliwy na przyszły los naszych psów, kotów i gęsi. Nie interesowało go, że nie mamy kojców w miejscu, do którego się wyniesiemy, że tam nie będziemy mogli pracować z psami, a w związku z tym zarabiać. Tłumaczyliśmy, że tracąc pracę i miejsce do działania w Śliwiczkach skazujemy na niepewny los nasze zwierzaki i nas samych. Jeszcze raz to napiszemy dosadnie. Miał to w dupie!

Musimy pomóc tym koniom - powtarzał jak mantrę.

No i kurwa pomógł! Jak diabli pomógł! Dzisiaj wiemy, że z 13 koni żyje tylko 5. Mamy absolutną pewność, że do rzeźni trafiła Weronka, cudowna klacz o anielskim usposobieniu. Stało się to wiosną tego roku. Na 99,9 procent taki sam los spotkał Ogara, Wezyra, Sarma, Dumkę, DeDee, Sobótkę i Felka. 5 z nich to były jeszcze dzieci, którym pomagaliśmy i z którymi pracowaliśmy od ich narodzin.

Ta "fundacja" zniweczyła 3 lata naszej pracy, 3 lata walki o te konie. Mieliśmy plan działania, wiedzieliśmy co zrobić, aby trafiły one do dobrych ludzi. Część planowaliśmy sami wykupić. Inspektor fundacji wszystko zepsuł i doprowadził do śmierci koni. A nas na skraj ruiny psychicznej, emocjonalnej i finansowej. Jego działanie także spowodowało zagrożenie dla życia i zdrowia naszych zwierząt. Przecież musieliśmy wyprowadzać się ze Śliwiczek w pośpiechu i w upałach, nie mając gdzie schronić przed nim naszych psów. Inspektor wiedział o tym, ale raz jeszcze to napiszemy, miał to w dupie.

W życiu nie spotkaliśmy się z taką amatorszczyzną w wykonaniu organizacji pozarządowej.
Kiedy mówiliśmy mu o naszych problemach, o upale, braku kojców i pieniędzy na ich budowę, to straszył nas, że do nas też przyjedzie "pomóc Pieskom".
Teraz wiemy już, że konie wysłał na rzeź.

Dzisiaj nie podamy w tym poście danych tej fundacji, bo jak wspomnieliśmy sprawa sądowa jest w toku i nie chcemy szkodzić jej przebiegowi.
Takie fundacje to zakała prozwierzęcej działalności. Przez takie fundacje ludzie tracą wiarę w możliwość sensownego działania. To jest chore, że każdy może założyć sobie organizację i szkodzić zwierzętom. Chore, że nikt nie kontroluje efektów takiej działalności.

środa, 14 października 2015

Jeden z tych wielkich



Robimy bardzo dużo treningów. Przez 15 lat uzbierało się tych biegów całe mnóstwo. Różne psy, różne trasy, rejony Polski i Europy. Ogromna ilość wspomnień i przeżyć o rozmaitym zabarwieniu. Od szczęśliwych do tragicznych.
W tym ogromie na czoło wybijają się jednak biegi, które pozostawiają w pamięci ślad na zawsze. Te Wielkie Biegi, podczas których intensywność przeżyć była tak ogromna, że na zawsze wryły się w naszą pamięć.
Nie ma dla nich reguły, miały one miejsce w różnych okolicznościach, najczęściej w trakcie treningów, bo takich biegów jest najwięcej. Tak jak 4 lata temu. Listopad, deszcz, noc. Ciepło, jak na tę porę roku. Gdzieś w Borach Tucholskich. Psy pracujące w całkowitej ciszy. Równy, miarowy bieg. 70 kilometrów zrobionych w warunkach, w których 20 miało być wyczynem. Coś się jednak zacięło w głowach psów i szły naprzód i szły. Też się zaciąłem. Bez widoczności, czołówka wariowała w nocnej mgle i deszczu. To był okres szczytowej formy Dantego. Żaden znany nam pies nie prowadził tak zaprzęgu jak on.

Albo z dziesięć lat temu bieg z 10 syberianów, Na prowadzeniu Adja z Whisky. 26 grudnia, drugi dzień świąt. W pewnym momencie z mgły wyłoniła się pojedyncza sarna. Stanęła przed zaprzęgiem i zaraz potem zniknęła. Po kilkunastu minutach pojawiła się znowu. Zatrzymałem zaprzęg. Stoję i patrzę na nią. Ona na nas. Psy stoją spokojnie, nie szczekają, nie szarpią. Sarna znowu wbiegła w las. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze ze trzy razy. Co to było? Jakiś znak?

Jezioro Inari. Luty dwa lata temu. Idziemy dwoma zaprzęgami przez świeży śnieg. W takich momentach należałoby zwolnić, zejść z tempa, przetrwać ciężki odcinek, aby zachować po nim jak najwięcej sił na dalszą część drogi. Nic z tego. Psy walą do przodu jakby coś je goniło. W takich momentach można poczuć się nieswojo. Wielkie, zamarznięte jezioro, jesteśmy jakiś kilometr od brzegu, a psy jakby uciekały przed czymś. Z boku widzimy potężną sylwetkę świętej wyspy Ukko. Samowie wierzyli, że mieszka tam ich bóg.
Oddalamy się od wyspy. Nagle, w kompletnie zaciągniętym chmurami niebie robi się dziura i pokazuje przez nią słońce, tworząc fantastyczne smugi światła. Psy zwalniają, w końcu zatrzymujemy się i gapimy w tę dziurę. Oko boga Ukko? Dalsza droga odbywa się spokojnie, nie licząc spotkanych już na lądzie reniferów.

Te wielkie biegi zostały w pamięci nie tylko ze względu na wyjątkowe okoliczności. Są to też fantastyczne "przeloty" na długich dystansach z nieprawdopodobną prędkością. Tak jak 3 lata temu z ósemką alaskanów w trakcie przygotowań do Finnmarkslopet 54 kilometry w 2 godziny 50 minut. W tym pierwsze 30 km w półtorej godziny. Takie biegi robi się bez rozmawiania z psami, bez wydawania komend. Dante prowadził całą trasę z pamięci, ani razu się do niego nie odezwałem. To najlepszy bieg pod względem sportowym w całej karierze.

Drugi w tym rankingu odbył się w marcu tego roku między Inari, a Sevettijarvi ponad 300 kilometrów za kołem polarnym w Finlandii. 100 kilometrowy odcinek z pełnymi saniami zrobiony w 7 godzin 20 minut. Większość dystansu w nocy. Popis orientacji w terenie liderów. Zuzy i Kleina. Też bez gadania z psami. Liderzy sami znajdowali szlak nie rzadko krzyżujący się z innymi ścieżkami.
Podobnie było w Gargii, na płaskowyżu Finnmark w Norwegii. Tam było co prawda w dzień, ale z powodu burzy i chmur, w które wjechaliśmy, widoczność spadła do zera. Nie widziałem psów przed saniami. Gorzej niż w nocy.

Nazbierało się tych wielkich biegów przez te wszystkie lata. Pewnie jeszcze wiele ich przed nami, jeśli będzie do nich okazja.
Ta była wczoraj. Zwykły normalny trening, jakich wiele o tej porze roku. Zimno i mokro. Bardzo dobre warunki dla długiego biegu. Już w trakcie zapinania psów stało się coś niesamowitego. Psy zawsze szaleją przed biegiem. Nie chcą czekać na resztę podpinanych psiaków. Chcą biec od razu. Podpinam kolejne psy, i nagle zauważam, że Henia przypięta z przodu, jest przecież liderem, spokojnie siedzi sobie i spogląda na mnie jak latam z innymi psami od przyczepy do liny. Spokojnie siedzi na tyłku! To nie zdarza się często zaprzęgowcom.
Potem ruszamy. Szybkie tempo od początku, hamuję często ze względu na 10 latków w tym zaprzęgu, ale oni tego nie potrzebują. Henia z Zuzą bezbłędnie reagują na komendy dotyczące kierunku biegu. Mija 10, 20, 30 kilometrów i wciąż utrzymuje się równe, bardzo szybkie tempo. Zrobiliśmy ostatecznie 35.
Znakomity bieg, prowadzony płynnie i bez zgrzytów. Młodzież równo z seniorami. Ten zaprzęg prowadzi 10 letnia Zuza z 3 letnią Henią.

Takie biegi czynią z mushingu coś więcej niż tylko sport. To one są jego solą. kwintesencją. Przenoszą tę aktywność z fizyczności do duchowości. Do innego świata, pełnego wielkich, duchowych przeżyć. Oby w przyszłości czekały nas jeszcze takie. .

niedziela, 11 października 2015

Nie dla zabijania zwierząt



Ten post jest o naszym stosunku do tzw. łowiectwa i myśliwych.
Konieczność obcowania z myśliwymi i ich obecnością w lasach jest największym mankamentem uprawiania mushingu. Nasze lasy są dość niewielkie, więc nie ma możliwości działania w takich ich rejonach, aby tych ludzi nie spotykać.
Dyskomfort jaki w związku z tym odczuwamy jest ogromny. To dla nas wielki problem.
Niestety w polskich lasach wszędzie sterczą ambony. W niektórych miejscach rozlokowano je tak, aby z jednej widać było następną. To prawdziwy gwałt na krajobrazie. Przez to nasze lasy przypominają obozy koncentracyjne z wieżyczkami strzelniczymi. Trudno na taki widok mieć inne skojarzenia. W końcu to są wieżyczki strzelnicze.

Do tego dochodzi postawa myśliwych. Ci ludzie uważają się za właścicieli lasów i mają za nic obecność innych osób. Mało tego tę obecność wciąż zwalczają. Mają za cel wywalenie z lasów wszystkich ludzi, aby mogli w spokoju, przez nikogo nie podglądani uprawiać swój proceder.
My oczywiście mamy "na pieńku" z myśliwymi od lat. W zasadzie od początku naszej maszerskiej działalności. Zawsze mieli do nas jakieś "ale". Nieraz i nie dwa uczestniczyliśmy w idiotycznych dyskusjach. W Borach, tam działało koło łowieckie z Warszawy, nasyłali na nas leśniczych albo straż leśną. Sami nie zniżyli się nigdy do rozmowy z nami.
Od zawsze też działaliśmy w miarę spokojnie w lasach dzięki normalnemu podejściu do sprawy miejscowych nadleśniczych, którzy potrafili znaleźć jakieś wyjście z sytuacji.
Niemniej każdy wyjazd na trening budzi w nas zawsze stres, czy aby znowu nie będziemy dyskutować, zamiast robić swoje.

Jest to niezwykle denerwujące. My robimy wszystko, aby nie płoszyć, czy nie straszyć zwierząt leśnych. Nasze psy zawsze są na uwięzi, nigdy nie biegają luzem po lesie. Zawsze zatrzymujemy zaprzęg i dajemy czas na spokojną ucieczkę dzikim zwierzętom, kiedy spotykamy je na swojej drodze. Doprowadziło to kiedyś do sytuacji, że jelenie przestały przed nami uciekać. Potrafiły stanąć na drodze i przyglądać się zaprzęgowi.
Nie wjeżdżamy do lasu samochodem, nie hałasujemy, nie śmiecimy. Ba, nierzadko zabieramy znalezione śmieci ze sobą. Nie poruszamy się po lesie pod wpływem alkoholu, co myśliwym zdarza się niezwykle często.

To oni wszędzie pakują się samochodami. Dosłownie potrafią podjechać pod ambonę. Śmiecą ołowiem, papierami, butelkami itp.. Zaśmiecają w karygodny sposób przestrzeń swoimi ambonami.
My wciąż edukujemy się z zakresu wiedzy o lesie i mieszkających w nich zwierząt. Myśliwi mają to gdzieś. Byle rozmowa z nimi obnaża brak podstawowej wiedzy. Klepią tylko zapamiętane z własnych propagandowych broszur teksty. Najgłupszy jest ten, ze dzięki nim są jeszcze w lasach zwierzęta. Trudno o większy idiotyzm. Zabijanie zwierząt chroni zwierzęta!!!!!!

Niestety myśliwych przybywa i za nic mają brak społecznej akceptacji dla mordowania zwierząt. Nastał czas rządów pieniądza i wielu nowobogackich leci do lasu z flintą, aby podkreślić swój status, albo gdzieś się wkręcić. Polują przecież sędziowie, politycy, prokuratorzy, adwokaci, lekarze, samorządowcy, biznesmeni, itd, itp.
Do wyborów znów wybiera się spora grupka myśliwych mająca nadzieję na przedłużenie w świetle prawa swej zabójczej egzystencji.

My nigdy nie staniemy po stronie ludzi mordujących zwierzaki dla frajdy, dla rozrywki, czy dla poprawienia sobie samopoczucia. Nie ma takiej możliwości. Dla nas są oni na przeciwnym biegunie naszych poglądów i naszego świata.
Dlatego powtarzamy i powtarzać będziemy Nie dla zabijania zwierząt! Nie dla myśliwych. Nie dla ludzi pozbawionych szacunku dla natury!



sobota, 10 października 2015

Październik



Październik, jak dotąd i jak wynika z prognoz, jest i będzie rewelacyjny jeśli chodzi o warunki do treningu. Jest zimno. Ranki przynoszą przymrozki nawet do minus 3. To stwarza wspaniałe okoliczności do biegania. Nawet nie trzeba wstawać już o 6 rano, aby załapać się na poranny chłód. Dobrze jest w zasadzie przez niemal cały dzień.
Staramy się jak możemy to wykorzystać. Pokusa podkręcenia kilometrażu jest ogromna, jednak trzeba pamiętać o możliwościach zaprzęgu w tym momencie. To dopiero początek biegania dłuższych dystansów. Regularnie psy pokonują już 30 kilometrowe odcinki, ale na znacznie dłuższy dystans jeszcze jest zbyt wcześnie.
Do tego także należałoby zmienić cały plan dnia. Przed treningami rzędu 50, 60 km psy muszą dostać lekki posiłek. To wszystko trzeba wcześniej przygotować, podać i odczekać, żeby psy nie biegły zaraz po jedzeniu.
Sam taki bieg trwa znacznie dłużej, więc potrzeba na niego więcej czasu. Po biegu kolejny posiłek dla psów i dopiero wtedy możemy zająć się "zwykłym życiem". Na to musimy się też wcześniej przygotować. Dlatego póki co nie przekraczamy dystansów 30-40 km.

Natomiast moment ten nadejść będzie musiał. Jesień to okres bardzo ciężkiej pracy w przygotowaniach zaprzęgu do sezonu. Wrzesień i październik to miesiące wprowadzenia zespołu w regularny trening i przygotowanie do największych obciążeń, na które przyjdzie czas w listopadzie i grudniu.

Jest też jeden minus, jakżeby inaczej. W naszych lasach deszcz nie padał od kilku miesięcy, nie licząc kilku krótkich mżawek. Mamy okropną suszę. Przez nią na piaszczystych drogach nieprawdopodobnie się kurzy. Z takim natężeniem tego zjawiska nie spotkaliśmy się o tej porze roku jeszcze nigdy, a podróżujemy psimi zaprzęgami od 15 lat.
Omijamy jak to tylko możliwe najgorzej kurzące odcinki, ale jest ich tak dużo, że nie zawsze jest to możliwe. Psy, sprzęt i my wyglądamy po treningach jak uczestnicy rajdu Paryż - Dakar na pustyni.
Ten stan rzeczy martwi nas bardzo. Psy wdychają ten kurz, niestety. Oby wreszcie popadało.
 

wtorek, 6 października 2015

Jak można pomóc zwierzakom?



Cały czas na facebooku prowadzimy bazarek dla 41 podopiecznych Domu Psiego Seniora. Bazarek będzie trwać aż do odwołania. Potrzeb jest coraz więcej, gdyż zwierzaki stają się coraz starsze i tym samym wymagają specjalnej opieki oraz leczenia.

Wszystkim im chcemy stworzyć jak najbardziej przyjazne i komfortowe miejsce do życia. Chcemy również edukować małych i dużych [z tymi dużymi nie będzie tak prosto, ale my lubimy konkretne wyzwania :)], organizować warsztaty i kursy oraz dzielić się naszymi doświadczeniami podczas prelekcji. To zaledwie drobny wycinek naszych planów. Jednak, aby je zrealizować potrzebne są... pieniądze. 

1. Każdy z Was może wesprzeć naszych podopiecznych kupując wirtualną miseczkę z jedzonkiem. Koszt jednej to tylko 5 zł. To naprawdę niewiele, a taki pomnożony piątak może zdziałać mnóstwo dobra.
41 zwierzaków, czyli 34 psy, 6 kotów i jedna gąska oraz my człowieki bardzo dziękujemy za Waszą pomoc :) 

2. A jeśli macie w domu niepotrzebne rzeczy, które zawadzają Wam w szafach, piwnicach, na strychach, w komórkach, garażach itp., nie wiecie co z nimi zrobić, a może nawet chcecie je wyrzucić, to prosimy nie róbcie tego - te wszystkie rzeczy mogą pomóc zwierzakom! 

Jak? Wystarczy, że je do nas wyślecie, a my wystawimy je na prowadzonym przez nas bazarku dla Domu Psiego Seniora: https://www.facebook.com/events/397387850466410/

Przy okazji porządków bardzo pomożecie zwierzakom. Zachęcamy Was do tego serdecznie 
Emotikon smilehhjghj
W ten właśnie sposób wspierają naszych podopiecznych Hotel dla zwierząt - PsiKotel w Bydgoszczy i Tangowa chatka - dom tymczasowy dla bezdomnych psiaków w Warszawie. Serdecznie im za to dziękujemy.
Zaglądajcie na bazarek Domu Psiego Seniora, na pewno znajdziecie na nim coś ciekawego, coś co warto wylicytować i tym samym  zrobić coś dobrego - pomóc zwierzętom. 

Prosimy Was także o udostępnianie wydarzenia i publikowanych na nim postów, zapraszania znajomych. To naprawdę nic nie kosztuje, a tyle zwierzaków uraduje :) 

3. Polecamy Wam jeszcze oczywiście zakup wycieczki psim zaprzęgiem, podczas której będziecie mieli okazję bliżej poznać naszych psich podopiecznych oraz doznać niezapomnianych wrażeń. Poznajcie 7 powodów, dla których warto pojechać psim zaprzęgiem. Jednym, z nich jest niebanalny pomysł na prezent dla bliskiej osoby :)

Pomóżcie nam dalej pomagać. Każdy z Was może stworzyć z nami Dom Psiego Seniora. Liczy się każda złotówka.

niedziela, 4 października 2015

SuperHenia



W każdym sportowym zespole dobrze jest mieć kilka gwiazd. To one powodują, że cały zespól ma więcej wiary w sukces, więcej optymizmu i znacznie większe szanse na dobry wynik.
Takie gwiazdy nakręcają resztę do ciężkiej pracy i sportowej walki, kiedy przyjdzie na nią pora. Są też znakomitym źródłem doświadczenia. Jednym słowem reszta ma się od kogo uczyć.

Pierwszą taką gwiazdą była w naszym zespole Adja, potem ucząca się od niej "fachu" Saba. W 2011 roku doszedł do teamu Dante. Mistrz nad mistrze. Jednocześnie był też Klein, choć to bardziej doskonały rzemieślnik, niż artysta w swojej pracy. Po Dante pałeczkę przejęła jego córka Zuza, a teraz do tego towarzystwa dociera Henia.

Henia ma dopiero 3 lata i 5 miesięcy, a zdążyła już być na wyścigu Finnmarkslopet w 2014, na wyprawie lapońskiej w tym samym roku oraz na wyprawie Laponia 2015. Szybka kariera.
Henia od początku zdradzała talent do prowadzenia zaprzęgu. W 2014 liderów jednak mieliśmy pod dostatkiem. Etatowo zaprzęg prowadził Klein z Zuzą, a w odwodzie był wciąż jeszcze znajdujący się w znakomitej formie Dante. Na tragicznym dla nas Finnmarkslopet 2014 to właśnie Dante prowadził zaprzęg z Zuzą.

Sezon 2014/2015 to początek doskonałego biegania młodej Heni. Rozkręcała sie powoli. Jeszcze jesienią 2014 miewała czasem problemy z równą pracą na całym dystansie. Zaczynała bardzo mocno i zdarzało jej się nie wytrzymywać takiej pracy do końca. Gdzieś tak jednak w styczniu, czy w lutym 2015 przyszedł prawdziwy przełom w jej formie. Henia narzucała zaprzęgowi mocne tempo i wreszcie sama zaczęła je wytrzymywać.

Wyprawa Laponia 2015 to był popis pracy liderów w wykonaniu Kleina i Zuzy. Długie, nawet 100 kilometrowe odcinki pokonywane nocą, pokazały pełnię ich wspaniałych możliwości. Zwłaszcza Zuzy.
Natomiast kiedy po Zuzce zaczynało być widać psychiczne zmęczenie wtedy zastępowała ją w prowadzeniu Henia. Wtedy ta suczka pokazała, że nie na darmo ufaliśmy, że kiedyś może zostać liderem.
Została nim w obecnym sezonie 2015/2016. Każdy pies pracujący na tej pozycji, musi do niej dorosnąć. Dojrzeć psychicznie. I to własnie w przypadku Heni nastąpiło.
Stała się bardzo pewna siebie, zdecydowana i niezwykle silna fizycznie. To już nie ten dzieciak, który tak bardzo się zmęczył na pierwszym odcinku Finnmarkslopet, bo nie potrafił właściwie rozłożyć sił. To już doświadczony psiak wyrastający na najmocniejszego członka tego zespołu. To SuperHenia!

Nauczyła się już wielu umiejętności niezbędnych liderowi. Rozrosła się, wzmocniła fizycznie i mentalnie. Nauczyła się biegać głową, nie tylko łapami. Potrafi rozłożyć siły tak, że nie widać po niej zmęczenia podczas długich biegów. Musi jeszcze opanować reagowanie na komendy gee i haw, czyli kierunki biegu, choć już jest z tym nieźle, i będzie znakomitym liderem.

W piątek przeszła, można powiedzieć, chrzest bojowy. Spotkaliśmy na kilka kilometrów przed końcem treningu dwoje ludzi z psami na smyczach. Zaprzęg powinien w takiej sytuacji przebiec obok takich psów i tyle. Jednak w tym przypadku tamte psiaki były bardzo agresywnie usposobione do zaprzęgu. Trochę na wyrost, bowiem rzucały się strasznie w dwa na 10 psów w zaprzęgu. Kiedy już myślałem, że przejdziemy obok nich i moje psy zwyczajnie je oleją, Zuza jednak nie wytrzymała "obelg" rzucanych przez tamte. One wisiały na swoich obrożach i na przemian a to szczekały, a to charczały. Zuza nie odpuszcza w takiej sytuacji. Podeszły do tamtych razem z Henią. Popatrzyły im w oczy z odległości może 10 cm... i poszły dalej. Bez jednego warknięcia, bez jakiejkolwiek agresji. Coś tam pewnie sobie pomyślały i poszły dalej. Ludzie byli w szoku, bo byli już pewni, że ich psy zostaną zjedzone. Tak własnie zachowują się prawdziwi liderzy. Wiedziałem, że Zuza nie wda się w żadną bójkę, bo trzyma się dziewczyna od takich rzeczy z daleka, ale nie byłem już tak pewny tego w przypadku Heni. Tymczasem to mało tego, że Henia zachowała kompletny spokój, to jeszcze, gdyby to tylko od niej, a nie od Zuzy jeszcze, zależało, to w ogóle by do tych psów nie podeszła. Jeszcze raz musi tutaj paść to słowo - SuperHenia.

Nie musimy chyba pisać jak radują nas takie sytuacje pokazujące jak wspaniałe mamy psy i jak z nimi, nie chwaląc się, dobrze pracujemy. Jesteśmy dumni z naszych zwierzaków. Zresztą powtarzamy to dość często, tak jak one dają nam ku temu okazję.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...