wtorek, 30 sierpnia 2016

Medytacja



Mało jest tak sprzyjających momentów do zastanowienia się nad życiem i sobą, jak czas długiej wyprawy. Przemierzamy ogromne odległości z psami. Rytm ich biegu wprowadza nas w pewien rodzaj transu. Sanie suną kołysząc się jedynie na nierównościach trasy, a nasz umysł ogarnia spokój. Prawdziwy błogostan.
Mushing tak ma, że wymaga zupełnego skupienia z jednej strony, ale zarazem daje mnóstwo spokoju. Ten przychodzi natomiast kiedy już wszystko opanujemy i mamy to pod kontrolą.
Wtedy zapadamy w trans. Nie tylko my, bo psów tak samo to dotyczy. Ich transem jest bieg. Jednostajny, miarowy kłus, od czasu do czasu przeplatany takim swoistym galopkiem, który być może pozwala im zachować kontakt z rzeczywistością. I wrócić od czasu do czasu do realnego świata.

Kiedy tak podróżujemy, to nasz umysł otwiera się na wiele bodźców przeoczanych na co dzień. W transie jesteśmy na nie bardziej otwarci i łatwiej im dostać się do naszych myśli.

Psy biegną, sanie suną, śnieg trzeszczy pod płozami, a nad głowami mamy zorzę polarną dodającą magicznej aury temu wszystkiemu. Myśl ma okazję wejść w obszary rzadko przez siebie odwiedzane i dotknąć spraw nawet zapomnianych.

Cisza panuje w naszych głowach. Milknie na dobre zgiełk cywilizacji. Stapiamy się w jeden twór z psami, śniegiem, powietrzem, słońcem i zorzą. Jesteśmy cząstką natury. Jedną z bilionów cząstek, z których składa się wszechświat. W takim momencie czujemy to wyraźnie.
Ten stan trwa i trwa, a my postępujemy przez śnieżne pustkowia, dalecy od ludzi i ich problemów.
Taki jest mushing.
To jest medytacja. Nawet nie wiemy dokładnie co wtedy dzieje się w naszych głowach. Albo nie pamiętamy po wszystkim. Od czasu do czasu przerywamy ten stan, by sprawdzić czy wszystko w porządku i zaraz zapadamy w niego ponownie.

To uzależnia. Co jakiś czas potrzebujemy takiej medytacji i wyciszenia. Jazda z psami przez śniegi Laponii daje nam go zawsze. Dlatego wciąż tam wracamy.

piątek, 26 sierpnia 2016

Trylogia Norweska rozpoczęta


Trenujemy!
Rozpoczęliśmy przygotowania do Trylogii. Póki co trenuje ludzka część zespołu, gdyż dla psów jest zwyczajnie zbyt ciepło. My natomiast biegamy i nordikujemy. I to coraz szybciej i dalej. Forma rośnie. Zimą będzie niezbędna.
Treningu potrzebuje zwłaszcza Krzysztof, który przez ostatnie dwa lata leczył, z różnym skutkiem zerwany mięsień brzuchaty łydki. Ta kontuzja wciąż i przy każdej okazji dawała o sobie znać. Teraz jest znacznie lepiej, a o kontuzji przypomina tylko ogromna blizna i niestety spora nadwaga. Damy jednak z tym radę.

Czeka nas mnóstwo pracy. Zwłaszcza od września, kiedy w trening wejdą psy i trenować będziemy dwa razy dziennie. Z psami o świcie, popołudniu sami. Ale takie właśnie życie kochamy i takiego potrzebujemy do szczęścia.
Mamy trzy miesiące przygotowań w Polsce przed sobą. Po 17 listopada, krótko po Explorers Festivalu, nasz zespół wyjedzie do Vuollerim, by tam gonić nasze marzenia. Dlatego przygotowania jesienne są tak ważne. W Szwecji musimy wejść od razu w maksymalne obciążenia treningowe, by być jak najlepiej przygotowanymi już do pierwszego wyścigu w sezonie. I ukończyć go z jak najlepszym rezultatem, a przede wszystkim uzyskać kwalifikację do Femundlopet i Finnmarkslopet.

Oprócz samego treningu nasze przygotowania to także ogarnianie logistyki i zaopatrzenia. Karmę dla psów musimy zorganizować sobie tam na miejscu. Myślimy także o sprzęcie, głównie butach dla psów, których potrzebujemy ogromną ilość 3 tysięcy sztuk. Buty się zużywają i niestety nie nadają do dalszego użytku, stąd ich tyle. Bez nich jednak nie mamy szans na nic.
Przy logistyce "psiej" to ta związana z ludzką częścią zespołu to już banał. Żywność dla ludzi - wiadomo, ubezpieczenia, ciuchy, buty, odżywki. Naprawdę to prosta sprawa w porównaniu z psami :)





środa, 24 sierpnia 2016

Małe podsumowanie igrzysk

Nie będziemy tutaj pisać o wszystkich dyscyplinach sportowych w jakich Polska miała reprezentację podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Nie znamy się na większości z nich i nie specjalnie budzą one nasze  zainteresowanie na co dzień, więc nie miałoby to żadnego sensu.

Te igrzyska zapamiętamy jednak z kilku powodów. Po pierwsze genialny występ wioślarstwa. Dwa medale, złoty i brązowy, znakomity występ reszty reprezentacji. Wszystkie polskie osady popłynęły na wysokim poziomie i zajęły bardzo dobre miejsca. Wszystkie także poprawiły swe osiągnięcia z przeszłości. To jedyna taka dyscyplina w Polsce. Dzięki temu polska reprezentacja wioślarska została sklasyfikowana na czwartym miejscu drużynowo! Za nią Niemcy, wielka wioślarska potęga od zawsze, Francja, Włochy, Australia, czy Holandia. Wyprzedzili drużynowo naszych wioślarzy tylko Brytyjczycy, Nowozelandczycy i Amerykanie.
To najlepszy wynik polskich wioseł w historii. Wielkie brawa!

A inni? Wspaniały, fantastyczny i kosmiczny wynik Anity Włodarczyk. Ta kobieta jest w innej lidze w swojej konkurencji. Wyszła do koła jak po swoje. Mądra, zdecydowana i pewna siebie. Wielka mistrzyni!
Bardzo dobrze wypadł też Piotr Małachowski zdobywając srebrny medal. Pewnie liczył na więcej, jak my wszyscy, ale taki jest sport. Zawsze ktoś wygrywa, a ktoś jest drugi.
Do tego brązowy medal w rzucie młotem Wojciecha Nowickiego.
W lekkoatletyce kibice liczyli na znacznie więcej. Zwłaszcza po sukcesach na mistrzostwach świata w 2015 i niesamowitych mistrzostwach Europy w 2016. Coś jednak zawiodło, coś poszło nie tak. Tak też bywa w sporcie.

Kajakarstwo. Ta dyscyplina opiera się, jak mogliśmy zobaczyć na trzech, czterech paniach. brązowy medal Beaty Mikołajczyk i Karoliny Naji oraz srebrny Marty Walczykiewicz to był szczyt możliwości tej dyscypliny w tych igrzyskach. Kompletnie zawiedli panowie, plasując się w najlepszym wypadku w finałach B.

Znakomity wynik zaliczyło kolarstwo. Dwa medale, w tym srebrny Mai Włoszczowskiej to znakomity wynik i nie wszystko na co stać będzie kolarstwo w przyszłości. Zwłaszcza to szosowe wchodzi chyba w złote dla siebie czasy.

Musimy też parę słów napisać tutaj o skandalu jaki miał miejsce w podnoszeniu ciężarów. To co tam się wydarzyło przekreśla w znacznym stopniu sens tej dyscypliny. W żadnej innej nie było tyle przypadków dopingu co w ciężarach właśnie. Od wielu lat ta dyscyplina należy do najbardziej skażonych dopingiem. Mnóstwo wpadek, afer, anulowań wyników sprzed lat, odbierania medali. Nie wiemy jaka może być przyszłość tej dyscypliny. Makabra po prostu.

Podsumowując, możemy napisać, że polski sport nie ma się dobrze. To widać wyraźnie. Zawsze był spychany gdzieś na tylne miejsca. Zbyt mało Polaków go uprawia, zbyt mało dzieci i młodzieży trafia do klubów i zbyt mało czasu poświęca mu polska szkoła. I nie będzie lepiej. Tego możemy być pewni. Inwestuje się ogromne pieniądze w sporty, w których wyniki są mizerne. Tak, mamy na myśli piłkę nożną, która jest zaprzeczeniem normalnego sportu, a która drenuje wszelkie budżety. Szczyt marzeń polskich piłkarzy to wyjście z grupy dużej imprezy. Szkoda gadać. Tak jest od wielu lat i tylko wyjatkowy optymista może wierzyc w zmiane tej sytuacji.
Dlatego wciąż będziemy słyszeć o niszowych sportach, tak jak mówi się o wioślarstwie. A jednocześnie to właśnie w tych niszowych zdobywając największe na świecie laury.

wtorek, 23 sierpnia 2016

17 Południk




17 Południk Dolnośląski Festiwal Podróżników. 3 września to właśnie w jego trakcie rozpoczniemy jesienną sesję spotkań z maszerską opowieścią. Tym co odróżni ją od wiosenno-letniej będzie Trylogia Norweska i opowieść o naszych planach na najbliższą zimę.

A tak piszą o tym festiwalu jego organizatorzy na stronie www.17poludnik.pl 
 "Dolnośląski Festiwal Podróżników - 17 Południk, którego nazwa pochodzi od południka przebiegającego przez stolicę Dolnego Śląska, i który od czterech lat odbywa się w malowniczo położonej miejscowości Pasterka w Górach Stołowych, tuż przy granicy z Republiką Czeską, to miejsce spotkań wyjątkowych osobowości, unikatowych prelekcji i nieszablonowej edukacji. Co roku gromadzi ludzi ciekawych świata – eksploratorów najodleglejszych zakątków naszego globu, pasjonatów aktywnej turystyki, miłośników dalekich stron i innych kultur, ale także tych, którzy jeszcze nie zaczęli swojej wielkiej, podróżniczej przygody i dopiero poszukują swoich inspiracji."

O tym co w trakcie festiwalu będzie się działo także cytujemy za stroną www.17poludnik.pl
"Pasterka - Góry Stołowe - 02-04.09.2016 r.
Trzy festiwalowe dni wypełni szereg atrakcji, z których jak zwykle najważniejsze będą prelekcje i spotkania z podróżnikami. W tym roku zapowiadają się one wyjątkowo ciekawie. I tak, podwodny fotograf Bartosz Stróżyński, nagradzany na wielu prestiżowych konkursach fotograficznych, takich jak: International Photography Awards, Por el Planeta Competition, European Wildlife Photographer of the Year, czy też Wielki Konkurs Fotograficzny National Geographic, opowie nam o swojej fascynacji Antarktydą i Arktyką. Marek Pindral, autor kilku książek podróżniczych, zabierze w nas do Omanu, gdzie jak w baśniach Szeherezady, spędził ponad 1001 dni i nocy. Z Aleksandrem Hanuszem, który ze szczególną pasją oddaje się pływaniu morskiemu małymi, własnoręcznie wykonanymi łódkami, z anglosaska zwanymi dinghy, wybierzemy się w pełną perypetii, pierwszą, polską wyprawę przez Ocean Atlantycki na odkrytopokładowej mieczówce. Agnieszka i Mateusz Waligóra opowiedzą nam o swojej rowerowej podróży przez Amerykę Południową i Australię, wyróżnioną w kategorii „Wyczyn Roku”na festiwalu Kolosy. 2 lata, 2 kontynenty, 16.000 km rowerem, 7 wysokich gór i milion przygód. Daria i Krzysztof Nowakowscy pokażą nam daleką północ, gdzie ze swoimi psami spędzają każdą zimę, organizując wyprawy i zmagając się z najdłuższymi w Europie wyścigami psich zaprzęgów. Paulina Franczak-Sherpa i jej urodzony w Himalajach mąż - Nima Sherpa - licencjonowany przewodnik górski i wspinacz wysokościowy, zabiorą nas do Nepalu, abyśmy się przekonali jak dziś wygląda ten kraj, rok po wielkim trzęsieniu ziemi, w którym życie straciło tysiące jego mieszkańców, a w gruzach legło kilkaset tysięcy budowli. Do odległej Jakucji, zobaczyć jedne z największych dziur na świecie – gigantyczne kratery kopalni diamentów na północy Syberii, wybierzemy się z wytrawnym podróżnikiem - Jurkiem Arsobą. A Anna Sieradzka i Lucyna Leszkiewicz, autorki bloga podróżniczego „Panny na wygnaniu”, opowiedzą nam o swojej rocznej wędrówce po Azji Południowo-Wschodniej - o wizytach u mniejszości Hmong i Akha, o wspólnym, suto zakrapianym, biesiadowaniu z mieszkańcami kambodżańskiego plemienia Kreung, o mieszkaniu z laotańską rodziną pod jednym dachem, o zgłębianiu balijskich tradycji, o „weseleniu się” na Indonezyjskim Flores i o poznaniu „Łowców głów” na Borneo.

Wszystkie pokazy będą prezentowane na dużym ekranie, w specjalnie przygotowanym namiocie festiwalowym dla kilkuset osób, gdzie oprócz miejsc siedzących będzie także sporo miejsca do rozłożenia karimat. Poza pokazami w programie znajdzie się również wiele dodatkowych atrakcji, takich jak: projekcje filmowe, konkursy z nagrodami, górska wycieczka, czy też wielkie, festiwalowe ognisko, które płonąc będzie do białego rana.
A wszystko to w wyjątkowej atmosferze i niepowtarzalnym otoczeniu Gór Stołowych, w maleńkiej i niezwykle urokliwej miejscowości, położonej gdzieś na „końcu świata”."

Nam nie pozostaje nic innego, jak wszystkich serdecznie zaprosić do Pasterki.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Relacje z końca świata

W listopadzie wyruszam do Laponii na kilka miesięcy, by przygotować się do realizacji Trylogii Norweskiej.
Zamieszkam w tym czasie w szwedzkiej miejscowości położonej przy kole polarnym o nazwie Vuollerim. Będę tam trenował i pracował z uczestnikami Husky Safari.

Ten pobyt będzie także kapitalną okazją, aby poopowiadać Wam trochę o Dalekiej Północy.
Opiszę codzienne życie Szwedów i Samów i wszystkie zjawiska jemu towarzyszące. Dzięki tym relacjom poznacie miejscowe zwyczaje, zobaczycie jak wyglądają sklepy i zakupy za kołem polarnym. Opowiem jak miejscowi radzą sobie z opadami śniegu i dużymi mrozami.

Pokażę Wam piękno tej krainy. Góry, renifery, tajgę i tundrę. Opowiem o zorzy polarnej.
Dużo miejsca poświęcę przygotowaniom do Trylogii Norweskiej. Zabiorę Was wirtualnie na treningi i na same wyścigi.
Obiecuję, że dużo będzie się działo!

Relację rozpocznę już przed wyjazdem. Zobaczycie jak wygląda logistyka podróży z kilkunastoma psami na trasie liczącej około 2500 kilometrów.
Już teraz zapraszam do oglądania i czytania. Tu na naszym blogu.
Nie mogę się już doczekać :)

czwartek, 18 sierpnia 2016

Wioślarskie Rio

Do końca Igrzysk XXXI Olimpiady w Rio de Janeiro jeszcze kilka dni, ale chyba możemy już pokusić się o opinię, iż to właśnie wioślarstwo uzyskało ze wszystkich sportów olimpijskich największy sukces wśród Polaków.
Odpadli w ćwierćfinale siatkarze, odpadł w kwalifikacjach Paweł Fajdek, nie dostał się do finału 800 mistrz Europy Adam Kszczot, afera u ciężarowców i brak jakiegokolwiek medalu.

Tymczasem u wioślarzy złoty medal dwójki podwójnej Natalia Madaj i Magda Fularczyk-Kozłowska, brązowy medal czwórki podwójnej kobiet z Moniką Ciaciuch, Marią Springwald, Agnieszką Kobus, i Joanną Leszczyńską. Dwa medale zdobyte jednego, finałowego dnia.
Oprócz tego fantastyczne czwarte miejsce czwórki podwójnej mężczyzn z Mateuszem Biskupem, Wiktorem Chabelem, Dariuszem Radoszem i Mirosławem Ziętarskim. Wszyscy chcieli tutaj medalu, ale to czwarte miejsce to zapowiedź sukcesów tej osady w przyszłości. W tym biegu każdy mógł wygrać i każdy mógł być ostatni, tak ogromna jest konkurencja w męskiej czwórce podwójnej.

Do tego piąte miejsce ósemki i szóste dwójki wagi lekkiej mężczyzn. Jedno miejsce gorzej od nich wypadła dwójka wagi lekkiej kobiet, która wygrała ostatecznie finał B i zajęła siódme miejsce.
Tak samo, czyli na siódmym miejscu, zakończył olimpijską rywalizację Natan Węgrzycki-Szymczyk, nasz jedynkarz. Przegrał tylko i wyłącznie z największymi tuzami jedynki męskiej. Konkurencji, w której do sukcesów dochodzi się latami, a Natan ma dopiero 21 lat. Kto wie czy nie do niego będzie należała korona najlepszego skiffisty świata już niebawem?

Na dodatek na dziesiątym miejscu uplasowała się dwójka bez sterniczki kobiet, siostry Wierzbowskie. To także świetny wynik biorąc pod uwagę ile pokonały one konkurentek już choćby w trakcie kwalifikacji do Rio oraz już tam na miejscu. Na dodatek ten wynik przesunął je o pięć pozycji w rankingu tej konkurencji.

Podsumowując:
Do Rio pojechało osiem osad. Wszystkie przebrnęły eliminacje, żadna nie odpadła w ich trakcie. Trzy osady ulokowały się w finale B, przy czym dwie z nich w nim zwyciężyły. Natomiast w finale A zdobyli nasi wioślarze jedno szóste miejsce, jedno piąte i czwarte. No i najważniejsze laury - brązowy i złoty medal igrzysk!
Jednoczesnie wszystkie osady znacznie poprawiły swoje osiągnięcia.
Kto może równać się z wioślarzami? Oczywiście Anita Włodarczyk! Kobieta z innej planety w damskim rzucie młotem. Zjawisko po prostu. Jej rekordy świata są, a może i będą, poza zasięgiem rywalek.
Niestety Anita jest jedyna, jak na razie, w swej dyscyplinie.
Nadzieja jeszcze w kajakarkach, które już mają także dwa medale, brązowy i srebrny oraz szansę na kolejny w następnych dniach. Jednak nie dogonią już wioślarek i wioślarzy, bo oprócz trzech kajakarek reszta ich ekipy wypadła słabo.

W wiosłach moc, w wiosłach piękno i wspaniałe emocje. Królewska dyscyplina jest na szczycie. Może wreszcie dziennikarze i kibice dostrzegą potencjał tego sportu i zaczną traktować go poważnie.
W każdym razie nasi zawodnicy w Rio dali wioślarstwu piękne pięć minut. Bardzo serdecznie im za to dziękujemy.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Miejcie odwagę marzyć!

Marzenia, od nich wszystko się zaczyna.
Kiedyś marzyłem o byciu wielkim sportowcem i prawie mi wyszło. Marzyłem o zdobywaniu wysokich gór i kilka z nich zdobyłem.
Później, razem z Darią zaczęliśmy marzyć o ogromnych przestrzeniach Dalekiej Północy, o wspaniałych wyprawach psimi zaprzęgami i długodystansowych wyścigach.
Ba, marzę wciąż o tym, by kiedyś taki długaśny wyścig wygrać. Czy mi się uda? Nie wiem, ale jedno jest pewne - jeśli nadal będę marzył, to mam szansę swe marzenie spełnić. Jeśli przestanę, to sam sobie te szansę odbiorę.





Nawet jeśli swych marzeń nie zrealizujemy, to chociaż życie wypełnimy dążeniem do tego i tym samym uczynimy je ciekawszym. To też może przynieść satysfakcję i szczęście.
Zatem nie bójmy się marzyć, nie bójmy się sięgać też po swe marzenia. Róbmy to i bądźmy szczęśliwi.




piątek, 12 sierpnia 2016

Pomagamy Malinie

Malina - niewidoma sunia z jedną nerką, będąca pod opieką naszej przyjaciółki Agnieszki cały czas potrzebuje wsparcia.
 

Jakiś czas temu Krzysiek podarował kilka swoich książek pt. "23 kilometr" dla Maliny - wszystkie osoby, które wpłaciły 49 zł dla dzielnej suni otrzymywały od nas książki. Pisaliśmy o tym tutaj. Zebrane wtedy pieniądze zostały przeznaczone na niezbędną diagnostykę.



Prosimy Was ponownie o pomoc.
Malina już dosyć wycierpiała w swoim 10-letnim życiu. Niestety problemy z kręgosłupem dają o sobie znać. Potrzebny jest preparat, który można zakupić teraz z 40% zniżką.
Każde 5, 10, 15 zł jest na wagę złota. A może jest wśród Was ktoś, kto kupiłby po prostu ten preparat dla Malinki.
Podajcie dalej ten post.
Historię Maliny znajdziecie tutaj: https://web.facebook.com/events/1020409077997627/
i tutaj.

Numer konta, na które można dokonywać wpłat:
53 1440 1387 0000 0000 1258 6396
Fundacja Zwierzaki w Potrzebie Moniuszki 11 05-200 Wołomin
z dopiskiem"Malina"
paypal: zwierzakiwpotrzebie@wp.pl



czwartek, 11 sierpnia 2016

Daleka Północ

Daleką Północą zwykło się nazywać rejony polarne, czyli tereny położone za północnym kołem podbiegunowym, czyli południkiem 66°33’N, który jednocześnie niemal dokładnie wyznacza granicę występowania nocy polarnej i dnia polarnego, czyli okresów kiedy słońce w ogóle nie wschodzi, albo nie zachodzi.
Granicami klimatycznymi Arktyki, to inne określenie tych rejonów, jest izoterma średniej temperatury najcieplejszego w roku miesiąca, czyli lipca na poziomie +10 stopni Celsjusza. Pokrywa się ona mniej więcej z północną granicą wegetacji drzew.

Arktyka zmienia się w naszych oczach kiedy podróżujemy na północ. Najpierw widzimy lasy, zwane tajgą. Są one przeważnie iglaste, ale i bywają, choć rzadziej, liściaste. Gatunki drzew, które ją porastają to świerk, sosna, limba, jodła i modrzew. Z liściastych spotykamy brzozę, wierzbę, osikę, olszę, jarzęby.

Te drzewa, kiedy docieramy do koła podbiegunowego, wyglądają najpierw tak jak u nas. Nie ma wielkiej różnicy. Natomiast im dalej przemieszczamy się na północ, tym lasy stają się coraz rzadsze, a drzewa niższe.
Stopniowo tajga zamienia się w lasotundrę, w której drzewa rosną w coraz mniejszych skupiskach i w miejsce lasów wchodzą otwarte przestrzenie. Drzewa stopniowo przyjmują formę krzewów. Lasotundra to strefa przejściowa między tajgą, a tundrą, w której  nie znajdziemy już drzew.
Rozróżniamy tundrę krzewinkową, gdzie widzimy krzewy karłowatej brzozy i płożące wierzby, tundrę mszysto-porostową, w której panują mchy i porosty oraz występujące w dużych  ilościach rośliny kwiatowe, głównie z rodziny wrzosowatych.

Dalej wchodzimy w tundrę arktyczną, zwaną pustynią polarną, która jest królestwem porostów i mchów. Tylko one są w stanie tam wegetować.
Co ciekawe na tej pustyni, w trakcie bardzo krótkiego lata, kwitną też kwiaty. W sumie około stu gatunków roślin naczyniowych znajdziemy w tym fragmencie tundry. Ze znanych nam dobrze kwitnie tam mak, niezapominajka, turzyca.

Z jednej strony odludzia i ubogie na pozór w życie rejony, a z drugiej królestwo drobnych roślin, które w innych częściach świata, cieplejszych, są zdecydowanie zdominowane przez bardziej wybujałe formy roślinnego życia.

Daleka Północ to kraina czysta. Brak przemysłu i związanych z nim wyziewów, małe zaludnienie i niski stopień trucia środowiska przez człowieka. Niewielki ruch samochodowy. Wszystko to powoduje, że w Arktyce oddychamy czystym powietrzem i pijemy czystą wodę. Nawet ta prosto z potoku, rzeki, czy nawet jeziora nadaje się do picia. Nawet bez przegotowania. Wiemy o czym mówimy, bo przecież na wszystkich naszych wyprawach korzystamy z tej wody. Bez najmniejszych sensacji żołądkowych.

Odludzie, odmienne od naszych, polskich krajobrazów, renifery, wspaniałe widoki, ogromna przestrzeń i wydający się żyć bez pośpiechu ludzie, działają na wszystkich odwiedzających Daleką Północ uspokajająco. Sami się szybko wyciszamy, wchodzimy na niższe obroty, zaprzestajemy gonitwy z czasem. My zawsze tam to odczuwamy, a potem strasznie tęsknimy do tego stanu, kiedy już nas tam nie ma.
Ten spokój jest być może, tak naprawdę, największym atutem i naszym zyskiem z pobytu w Arktyce. Pozwala przecież, choćby na kilka dni, pożyć innym rodzajem życia i innymi zupełnie emocjami. Zdecydowanie pozytywnymi.
Polecamy to wszystkim, choćby raz w życiu odwiedzić tą daleką, a jednocześnie bliską północ. W końcu samolotem można tam dotrzeć w kilka godzin i to za kilkaset złotych w obie strony. Warto to zrobić póki człowiek nie rozpanoszył się tam jeszcze w poszukiwaniach zysku z ropy, czy gazu, których niestety jest tam mnóstwo.


sobota, 6 sierpnia 2016

Trylogia Norweska - Finnmarkslopet







Na koniec Trylogii, to co dla nas najważniejsze - Finnmarkslopet. Najdłuższy na świecie wyścig zaprzęgów złożonych z ośmiu psów. Nasze marzenie i nasza trauma, którą najwyższy czas odrzucić i zapomnieć.
Ten wyścig siedzi w naszych głowach od 2005 roku. Długo zbieraliśmy doświadczenie i odpowiedni zespół psów. W końcu w 2011 byliśmy gotowi. Trening i jeszcze raz trening. Zjechaliśmy całe Bory Tucholskie, kilka tysięcy kilometrów, by w 2012 wystartować w tym wspaniałym biegu.
Wszystko na nic. Odpowiedzialność za zwierzęta, które mieliśmy pod swą opieką i nieodpowiedzialność ich właścicieli zmusiły nas do pozostania w domu.

Rok później jeszcze więcej pracy i znowu pech. Tym razem choroba, zabieg....

W 2014 wszystko miało wreszcie skończyć się szczęśliwie. Przygotowania poukładały się w miarę pozytywnie. Jechaliśmy do Norwegii pewni, że tym razem Finnmarkslopet nam się nie wymknie. Był w nas nieprawdopodobny spokój. Jakby ukończenie tego wyścigu było tylko formalnością.
Skończyło się tragicznie. Vili, pies który dołączył do zespołu półtora miesiąca przed startem umarł na 23 kilometrze trasy. Zabiła go niewydolność serca.

Od tego momentu rozpoczął się najgorszy okres naszego życia. Trauma, zrezygnowanie, załamanie psychiczne i straszne myśli, które tłukły się w głowie.
Śmierć Vilego spowodowała też to, że nie mieliśmy już cierpliwości patrzeć na to, co z końmi będącymi pod naszą opieka, wyprawiają ich właściciele. Śmierć Vilego bardzo nas zradykalizowała. Poszliśmy z tymi ludźmi na wojnę. Nieprzestrzeganie elementarnych praw zwierząt było dla nas nie do zniesienia. Zmagaliśmy się z tym problemem trzy lata i brakowało nam już sił.

Straciliśmy pracę, musieliśmy wyprowadzić się do naszej rudery, która miała zostać rozebrana, by w tym samym miejscu budować nowy dom.
Znaleźliśmy się na samym dnie.

Ale my jesteśmy zbyt silni i zbyt odważni, aby to tak się skończyło. Mimo wszystko nie przestaliśmy marzyć. I snuć planów na przyszłość. I teraz, dwa lata później, znów wzięliśmy na rozpiskę wyścig, który wciąż nam ucieka.
W marcu 2017 mamy zamiar go wreszcie złapać!

piątek, 5 sierpnia 2016

Trylogia Norweska - Femundlopet

Femundlopet to drugi z wyścigów Trylogii. Zaczyna się 10 lutego 2017. Bardzo trudny, mocno obsadzony 400 kilometrowy wyścig w górskim terenie. Góry to największy problem jaki na trasie tych zawodów czyha na zaprzęgi, które nie miały możliwości trenowania w takim terenie. Nie brakuje zespołów, które nie doceniły tego faktu i pojechały na Femunda bez odpowiedniego, górskiego przygotowania i nie dały zwyczajnie mu rady. Dlatego też my wybraliśmy na miejsce naszych przygotowań Vuollerim. Tam pagórów nie brakuje, a i do parku narodowego Sarek i Gór Skandynawskich jest całkiem blisko.

Femundlopet jest wyścigiem , w którym zazwyczaj startują wszystkie norweskie gwiazdy włącznie z tymi, którzy wybierają się na Alaskę i Iditarod. Dla nich często Femundlopet jest ostatnim sprawdzianem przed legendarnym alaskańskim gigantem.
Dzięki temu będziemy mieli okazję sprawdzić się na tle najlepszych europejskich specjalistów od mushingu.

Ten wyścig jest dla nas drugim etapem przed Finnmarkslopet, docelowym wyścigiem tego sezonu. Ukończenie 400 kilometrowego szlaku Femunda pozwoli nam w następnym sezonie wystartować na jego dłuższej, 600 kilometrowej trasie. Nie da nam jednak przepustki na 1000 kilometrowy Finnmarkslopet. O to powalczymy na Finnmarkslopet 500 w marcu.

Plan na Femundlopet 400? Jest całkiem prosty. Dojechać do mety w jak najlepszym czasie i z jak największą liczbą zaprzęgów za sobą. Jeśli to się powiedzie, to będziemy bardzo zadowoleni.
Musimy do tego dobrze przygotować się w szwedzkich górach, aby podołać wszystkim trudom Femunda.
Innym, oprócz górskiego terenu, problemem mogą być bardzo niskie temperatury. Nawet poniżej -40 stopni. Do tego też musimy być przygotowani. Po to również jedziemy już w końcu listopada do szwedzkiej Laponii.
Femundlopet to wyścig, w którym jak dotąd, wystartowała największa ilość zaprzęgów. Kilka lat temu jednego dnia, stanęło ich na starcie obu dystansów około 200. Po tamtym sezonie organizatorzy wprowadzili limity i teraz na trasę wyrusza  około 150 zaprzęgów każdego roku.

Po nim zostanie już tylko Finnmarkslopet na naszej liście na.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Husky Safari - terminy


W tym poście publikujemy proponowane terminy Husky Safari realizowanych w okolicach Jokkmokk w szwedzkiej Laponii. Terminy uwzględniają nasze plany wyścigowe oraz zgrane są z lotami z Krakowa do Lulea. Właśnie ten szwedzki port lotniczy położony jest najbliżej.
Można tam też dotrzeć pociągiem ze Sztokholmu, który dociera do miejscowości Murjek położonej 17 kilometrów od naszej bazy w Vuollerim.

Wszystkie samoloty latają do Lulea ze Sztokholmu, więc możliwości dotarcia tam jest dużo więcej, nie tylko z Krakowa. My użyliśmy tego połączenia ze względu na atrakcyjne ceny.

Oto terminy:

15 - 20.12.2016 przelot Kraków Lulea 382 zł, wylot do Krakowa 594 zł

29.12. - 03.01.2017 przelot Kraków Lulea 467 zł, wylot do Warszawy 562 zł

22 - 26.01.2017 przelot z Krakowa 382 zł, wylot do Krakowa 315 zł - zajęty

23 - 27.03.2017 przelot z Krakowa 382 zł, wylot do Krakowa 394 zł

27 - 31.03.2017 przelot z Krakowa 429 zł, wylot do Krakowa 480 zł

31.03. - 05.04.2017 przelot z Krakowa 382 zł, wylot do Krakowa 401 zł

Istnieje możliwość realizacji Husky Safari również w innych terminach o ile te podane powyżej w żaden sposób by nie pasowały. Prosimy w takim przypadku o kontakt info@syberiada-adventure.com
Ceny biletów lotniczych mogą pewnie ulec zmianie, choćby ze względu na zmiany kursów walut, więc prosimy traktować je orientacyjnie. Nie pośredniczymy też w zakupie biletów.

środa, 3 sierpnia 2016

Trylogia Norweska - początek


Kochamy to co robimy, uwielbiamy prawdziwą zimę i kontakt z naturą. Potrzebujemy do życia adrenaliny, potrzebujemy emocji i musimy mieć o czym marzyć. A te marzenia wypada też od czasu do czasu realizować. Dla własnej satysfakcji i poczucia, że coś doprowadziliśmy do końca.

Polskie zimy przeszkadzają nam w tym wszystkim. Brak śniegu i mrozu, a zamiast tego deszcz i błoto, paraliżują nasze działania. Odbierają chęć do niego.
Do tego dochodzą rządowe plany uczynienia z polskiej natury prywatnego folwarku myśliwych, z którymi od zawsze mamy na pieńku. Choćby z przyczyn ideowych. Nie zgadzamy się przecież na zabijanie zwierząt dla zabawy. Trudno więc o wspólny język z myśliwymi.

Dodamy do tego jeszcze trudności w zarabianiu pieniędzy, co powiązane jest też z dwoma powyższymi sprawami, zwłaszcza brakiem zimy, i mamy pełny obraz dlaczego chcemy, a nawet musimy przenieść się do dalekiej Laponii. Tam osiąść i realizować nasz życiowy plan. Osiąść przynajmniej na kilka miesięcy w roku.

Trylogia potrzebuje dobrych warunków.Śniegu, mrozu, długich treningowych tras, ale też spokoju i pewności, że nic nie przeszkodzi nam w jej realizacji. Tej pewności zawsze nam brakowało i ona okazywała się największym problemem wszelkich przygotowań. Dlatego tym razem musimy przede wszystkim ją właśnie osiągnąć.
W skupieniu i pewności wyboru drogi możemy wykuć naszą maszerską przyszłość. Na Dalekiej Północy ją pewnie znajdziemy.

Myślimy i mówimy o takich przenosinach już kilka lat. Pewnie przynajmniej gdzieś od 2010 roku, od powrotu z pierwszej wyprawy, kiedy to Laponia nas zachwyciła.
Mówić jednak i myśleć o czymś, to dopiero początek. Możemy tak sobie planować latami i stale pozostawiać taki plan w sferze marzeń. Nic z niego nie wyjdzie.
Ciągle się wahaliśmy, ciągle coś wydawało się na tyle kuszące, by jednak jeszcze tutaj zostać. Tak jak choćby trzyletni epizod w Borach Tucholskich. Teraz to wahanie zniknęło. Jest wreszcie pewność, że teraz musimy to zrobić, bo przyszłości już nie ma w tym miejscu, w którym się znajdujemy.
Być może musieliśmy stanąć pod ścianą, żeby do tego dojść? Tacy już jesteśmy. Co na to poradzić? Zresztą nieważne, nie ważna przeszłość, istotne tylko to co przed nami.

Trylogia Norweska to świetna okazja, by coś zmienić w naszym życiu. Duży projekt, wymagający mnóstwa pracy i poświęcenia. Tak jak lubimy najbardziej :) Przecież zawsze pociągały nas te, niemal niemożliwe do zrealizowania plany, bo one są warte zachodu tak naprawdę. Tyle tylko, że Trylogię możemy zrobić! Ona nie jest nieosiągalna. Wręcz przeciwnie. Przy dobrych, lapońskich warunkach, zrobimy ją. I to jeszcze jak! :)
Nasi Drodzy, bądźcie z nami, obserwujcie nasze poczynania, a nie będziecie żałować :)

wtorek, 2 sierpnia 2016

Husky Safari 2016/2017


Jednym ze sposobów finansowania Trylogii Norweskiej jest organizacja Husky Safari za wyjątkowo niską cenę. Taką, która pozwoli znaleźć chętnych na taki wyjazd i zdobyć dzięki temu środki na realizację projektu. Krótko mówiąc robimy to po to, aby mieć za co wyjechać do Laponii, przygotowywać się tam do wyścigów przez kilka miesięcy i zakończyć te wyścigi na dobrych miejscach.

Jak wygląda Husky Safari? To pięcio lub sześciodniowy (do ustalenia) pobyt w szwedzkiej Laponii.
Pięć dni, cztery noclegi, trzy dni jazdy zaprzęgiem. Każdy chętny prowadzi zaprzęg sam albo jedzie jako pasażer. Do wyboru.

Pierwszego dnia docieracie do naszej bazy w Vuollerim. Można dostać się tam lecąc do Lulea, a później jadąc autobusem, albo dotrzeć pociągiem do Murjek ze Sztokholmu. Trzy pociągi dziennie tam dojeżdżają. Z Murjek zabierzemy Was samochodem.

Tego pierwszego dnia powitamy Was, zakwaterujemy i poznacie się z psami. Rano rozpoczniemy zajęcia. Najpierw nauczymy Was radzić sobie z psami i sprzętem. Kiedy już to opanujecie wyruszymy w teren na pierwsze Husky Safari. Drugiego i trzeciego dnia będziemy podróżować psimi zaprzęgami po okolicach Vuollerim i Jokkmokk. Kilkukrotnie przekroczymy koło podbiegunowe.
Na trasie będziemy zatrzymywać się na odpoczynek i posiłki. Napijemy się też kawy, czy herbaty.
Wieczorami zapolujemy za zorzę polarną. Powiemy i pokażemy Wam jak ją fotografować.
Do udziału w Husky Safari nie potrzeba jakiejś specjalnej kondycji. Wystarczy być normalnie sprawnym. Zawsze dostosowujemy intensywność zajęć do formy uczestników.

Ostatniego dnia pożegnamy się i ruszycie w drogę powrotną do domu.
Zapewniamy Wam w trakcie pobytu: zakwaterowanie, zaprzęgi i nasze przewodnictwo w terenie. Chętnie też podzielimy się z Wami naszą wiedzą i doświadczeniem. Musicie przywieźć ze sobą ciepłą odzież, ale buty dostaniecie od nas. Listę potrzebnych rzeczy znajdziecie tutaj.

A teraz cena takiego pobytu - jedynie 1500 zł za osobę!
Nie zawiera ona wyżywienia, które trzeba sobie zorganizować we własnym zakresie. Pomożemy Wam w zakupach na miejscu. W naszym domu jest w pełni wyposażona kuchnia, więc z przygotowaniem posiłków nie będzie żadnego problemu.

Do tej ceny musicie doliczyć tylko koszty dojazdu. Samolot do Lulea, najbliższego lotniska, można znaleźć już za mniej niż 700 zł w obie strony. Terminy Husky Safari możemy zgrać, w miarę możliwości z tymi najtańszymi lotami.
Listę terminów znajdziecie tutaj.

To oferta limitowana. Mamy na nią tylko 30 miejsc. Zatem kto pierwszy ten lepszy!
Chętni muszą się do nas zgłosić pisząc np. na info@syberiada-adventure.com i udostępnić informację o Husky Safari gdzie się tylko da. To wszystko.

To co? Widzimy się w Laponii?

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Trylogia Norweska - Gausdal Maraton

Gausdal Maraton to, mimo iż najkrótszy z trójki, to jednak najważniejszy z wyścigów nadchodzącego sezonu. Bez ukończenia Gausdala nie będzie dalszej części Trylogii. On jest bramą do Femunda i Finnmarka.

Teraz, aby móc wystartować w którymkolwiek z najdłuższych wyścigów w Europie, czy to Femundlopet, czy Finnmarkslopet, niezbędne jest wcześniejsze zameldowanie się na mecie któregoś z krótszych wyścigów. Jednym z nich jest właśnie 200-kilometrowy Gausdal Maraton.
Dopiero po jego ukończeniu możemy stanąć na starcie tamtych dwóch, dużo dłuższych.

Nasz plan w związku z tym to maksymalnie dobre przygotowanie do tego pierwszego startu. Zaczniemy jak zwykle od początku września klasycznym rozbieganiem zespołu. 5-6 kilometrów powtarzanych codziennie, a może nawet dwukrotnie w ciągu dnia. Krótko i szybko. Najpewniej 5-6 rano, kiedy będzie odpowiednia temperatura. Od połowy września stopniowe wydłużanie dystansu aż do 30 kilometrów na koniec miesiąca.
Treningi dłuższe, ale z przerwami jedno, czy czasem dwudniowymi. Organizmy muszą mieć czas na regenerację, inaczej będą wyniszczane, a nie trenowane.

W październiku biegać będziemy głównie trzydziestki. Często i regularnie. Jeśli będzie zimno, to i więcej. Kiedyś biegaliśmy w październiku nawet po 50, czy 60 kilometrów. Czy uda się to powtórzyć? Zobaczymy.

Listopad to będzie ostatni miesiąc treningów w Polsce. Chcemy otrzeć się o tysiąc kilometrów w tym miesiącu, ale wszystko w rękach pogody. Jeździliśmy już w poprzednich latach ponad 800 km w listopadzie, ale musi być do tego zimno. Jeśli będzie to do końca listopada na naszym liczniku będzie 2 tysiące kilometrów. Doskonała podstawa pod dalszą część sezonu.

W pierwszych dniach grudnia nasz zespół powinien już być w Vuollerim i trenować w szwedzkich śniegach i mrozach. Grudzień to kolejny tysiąc kilometrów, plus minus.
Przed samym Maratonem odpuścimy co nieco, aby nabrać świeżości. To wtedy możemy spotkać się z Wami na Husky Safari. Dobrze nam zrobi taka odmiana od biegania długich dystansów.

Sam Gausdal Maraton to dwie pętle po 100 kilometrów każda. Start, punkt kontrolny w połowie dystansu i meta w tym samym miejscu, czyli w Astridbekken. Na punkcie obowiązkowe 5 godzin postoju.
Ten wyścig musimy dojechać do końca. Bez ukończenia go nie będzie reszty Trylogii.
Jeśli jednak przygotujemy się do tego startu tak jak napisaliśmy powyżej, to wszystko powinno się dobrze skończyć.

Trylogia Norweska


Coś tam już przebąkiwaliśmy, coś już gdzieniegdzie padło. No dobra, czas ogłosić to oficjalnie.
Projekt Trylogia Norweska wchodzi w życie!

Dlaczego trylogia?
Trzy wyścigi w jednym sezonie. Beaskadas 300, Femundlopet i Finnmarkslopet. Jeden po drugim, z miesięcznymi przerwami. Wszystkie w Norwegii.

Najpierw 220-kilometrowy Beaskadas 300 rozgrywany 6-8 stycznia.
Następnie 400-kilometrów trasy Femundlopet, który rusza 10 lutego.
I wreszcie 500-kilometrowy Finnmarkslopet 11 marca. To powrót do zmagań z tym wyścigiem i czas na wyrównanie rachunków.
Dwa lata temu skończyło się tragicznie, zatem najwyższa pora odwrócić fatum i pokonać trasę tego wyścigu w dobrym stylu.

Trylogia ma być nie tylko startem z nastawieniem na ukończenie wyścigów. Nie po tylu latach pracy i przygotowań. Jedziemy tam po dobre miejsca. Chcemy i możemy znaleźć się jak najwyżej w klasyfikacji tych trzech wyścigów. Ma być wspaniała przygoda, spełnienie marzeń i dobry, sportowy wynik. Zasłużyliśmy sobie na to.

Musimy się do Trylogii doskonale przygotować i zdobyć pieniądze na jej realizację. Tu już nie wystarczą przygotowania w Polsce i bieganie w piachu i błocie całymi miesiącami. Musimy przenieść się choćby na cztery miesiące sezonu do Laponii, by móc wykonać treningową pracę, która pozwoli nam ścigać się z najlepszymi zaprzęgami.
To jest w naszym zasięgu.

Mamy pomysł jak te środki pozyskać. Zwrócimy się do sponsorów, tak jak to się robi w takich sytuacjach. Ale to nie wszystko. Wiemy przecież dobrze, jak to ze znajdowaniem sponsorów bywa.
Chcemy oprócz tego na ten projekt zwyczajnie zapracować. Potrzebujemy około 40 tysięcy złotych, aby przygotować się do startów w Laponii i wystartować w wyścigach. Te 40 tysięcy niezbędne jest, aby dojechać do Laponii i z niej wrócić, by wynająć dom na te kilka miesięcy, opłacić opłaty startowe i noclegi na wyścigach. Musimy też mieć paliwo, aby na każdy wyścig dojechać i by potem samochód mógł krążyć między checkpointami.
Te pieniądze wystarczą także na żywienie psów i naszej ekipy w czasie całego pobytu. To 40 tysięcy złotych.

Przydałoby się jeszcze kilka tysięcy rezerwy na rozmaite przypadki losowe.
Dlatego mamy ofertę jakiej nigdy nie było na Dalekiej Północy. Dokładnie mówiąc w cenie jakiej tam nikt nie widział.  
5 dni Husky Safari za 1500 zł!
Normalna cena takiej frajdy to około 5 tysięcy.

Dzięki temu będziemy mogli na Trylogię zarobić. I zrealizować ambitny plan.
Pomożecie nam? Wystarczy, że udostępnicie w internecie informację o naszym projekcie. Ludzie się dowiedzą i dzięki temu znajdą się chętni na Husky Safari w tak niskiej cenie.
Mamy 30 miejsc na cały sezon, który trwać będzie od początku grudnia do końca marca, czy nawet kwietnia.
Zmieniamy też bazę w Laponii. Tym razem to nie Inari w Finlandii, tylko Vuollerim w Szwecji.

W kolejnych postach będziemy się rozpisywać w szczegółach o Trylogii Norweskiej i związanych z nią Husky Safari.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...