poniedziałek, 14 listopada 2011

Nakręcamy sprężynę !

Ósemka alaskanów pracuje jak szalona. Trening, przerwa, drugi trening, albo jeden długi. Dobiliśmy w sobotę do ponad pięćdziesięciu kilometrów w jednym ciągu. Teraz już nie schodzimy poniżej 30 km na jednym treningu.
Forma na ten moment jest fantastyczna, ale do pełni szczęścia jeszcze sporo brakuje, ale tak właśnie ma być na tym etapie.

Teraz trening jest też ciągłym testem. Sprawdzamy co dzieje się po trzech, czterech dziesiątkach kilometrów. Jak psy jedzą, jak piją i jaką mają kupę. Na tej podstawie oceniamy ich kondycję i odpowiednio dozujemy trening.

Ciepły wrzesień i takoż sama duża część października spowodowały, że na początku sezonu nie mogliśmy wybiegać takiej ilości kilometrów o jaką nam chodziło. Teraz jest natomiast znakomicie i nadrabiamy zaległości. Dzisiaj przekroczymy pierwszą pięćsetkę i pójdziemy dalej. W trakcie ostatnich pięciu dni przejechaliśmy 150 km, a to dopiero początek !
Do wyścigu musimy zrobić 2500 km. Brakuje jeszcze 2000, a na całą robotę mamy w zasadzie resztę listopada, grudzień i niewielką część stycznia.
Na szczęście psy są w dobrym zdrowiu, wesołe i pełne entuzjazmu. Masujemy ich mięśnie po każdym biegu, dużo z nimi rozmawiamy i generalnie spędzamy razem masę czasu. Także ich dieta staje się stopniowo co raz bogatsza i bardziej urozmaicona.

Budujemy niezwykłą więź z alaskanami, która potem spowoduje, że kiedy będzie piekielnie ciężko na trasie, to wspólnie damy radę to przetrwać i nie pękniemy. W ten sposób "nakręcamy sprężynę" mentalną i fizyczną.
Długie wyścigi, takie jak Femund, zmuszają do maksymalnych wysiłków, zarówno fizycznych jak i umysłowych. Jesteśmy sami z psami na trasie, musimy wciąż podejmować decyzje, dbać o psy i jak najszybciej poruszać się do przodu.
W tym momencie robimy wszystko, aby właśnie tak mogło się stać !

sobota, 5 listopada 2011

Syberiada jedzie na Femundlopet 2012

Kiedy podjęliśmy decyzję o startach w najdłuższych wyścigach psich zaprzęgów wiedzieliśmy doskonale, że będzie to bardzo trudne zadanie. Trudne z wielu powodów. Jeden z nich to odpowiednie przygotowanie psów i siebie oraz zdobycie dostatecznego doświadczenia, aby w ogóle móc tam się pojawić i sensownie działać, a nie narobić sobie jedynie wstydu.
To po pierwsze. Po drugie to oczywiście stałe pytanie przy realizacji jakiegokolwiek projektu, czyli skąd wziąć na to kasę.

Zacznijmy od zdobywania doświadczenia. Trwa to w Polsce latami, bo niezwykle mało jest u nas ludzi od których można się czegoś dowiedzieć. Większość rozwiązań, choćby treningowych trzeba testować na sobie samym podpierając się informacjami z internetu. Od czasu do czasu też konsultowaliśmy się trochę z Maćkiem, chyba najbardziej doświadczonym maszerem w Polsce. Trochę się to też zmieniło kiedy poznaliśmy Gretę i Wojtka, bo oni sami robią podobne rzeczy jak my, a ponadto dzięki nim poznaliśmy Karola, który mieszkał w sportowym, długodystansowym kenelu w Norwegii. To dzięki tym ludziom otworzyły nam się oczy na parę spraw.
Nasze doświadczenie budowaliśmy mozolnie przez lata uprawiania mushingu, pracy z psami w trudnych polskich warunkach. Wszystko to zaowocowało sukcesem naszej wyprawy. Zrealizowaliśmy w jej trakcie wszystkie nasze założenia, i dzięki temu nasz lapoński debiut wypadł znakomicie i pozwolił śmiało myśleć o następnych projektach, a te są oczywiste. Zamierzamy wystartować we wszystkich wielkich wyścigach.

Teraz trening. Przy długich dystansach trening jest nieprawdopodobnie absorbujący. To ogromne ilości czasu jakie należy spędzić na trasach. To dwa-dwa i pół tysiąca kilometrów, które musimy przejechać, bo inaczej nie ma po co wybierać się na taki wyścig. Kilometry to oczywiście nie wszystko. Nie obejdzie się bez treningu siłowego, czy wytrzymałościowego. Te dwa bardzo się od siebie różnią, ale obydwa muszą zostać wykonane. Jednym słowem to kilka do kilkunastu godzin treningu niemal każdego dnia. O przerwach także nie wolno zapominać, bo są one w sporcie równie istotne co sam trening.

Do tego dochodzi czas za zajmowanie się psami, masaże po treningach, przeglądanie łap, przygotowanie odpowiednich posiłków i podanie ich we właściwych momentach. Przecież psy muszą coś zjeść i wypić przed treningiem. Zatem jeśli ruszamy o 7 rano, to o piątej dajemy psom jeść, żeby nie biegły zaraz po jedzeniu.

To wszystko powoduje, że start w takich zawodach staje dość skomplikowany.
Teraz zajmijmy się stroną finansową tego przedsięwzięcia.
Opłata startowa to ok. 3 tys zł., po ostatnim spadku wartości złotówki, koszt paliwa niezbędnego, żeby tam dojechać to drugie 3 tys., noclegi 2 tys. Razem daje to ok. 8 tys. zł. Tak z grubsza, bo zawsze przy takich wyjazdach dochodzi coś jeszcze.
Teraz do tego dochodzi kolejny koszt, a mianowicie norweskie przepisy o konieczności wykonania badań na obecność przeciwciał wścieklizny we krwi zaszczepionych psów. Plus minus kolejne 3 tys. Tutaj się postawiliśmy. To było już za wiele. Stwierdziliśmy, że z taką kwotą sobie nie poradzimy. Powyższe koszty dotyczyły jednego zaprzęgu. Czyli 8 tys., żeby wystartował jeden zaprzęg, przy dwóch to byłoby 11 tys (dwie opłaty startowe), a teraz jeszcze dochodzą badania za bagatela jakieś 4 tys. za dwa teamy!
To nas dobiło. W Polsce trudno jest o jakiekolwiek wsparcie sponsorskie, jeszcze trudniej o wsparcie społeczne, więc jak zdobyć środki na wyścig? Sprzedawaliśmy za marne pieniądze fajne koszulki, myśleliśmy, że ta akcja pomoże zdobyć kasę na wyścig...sprzedało się ich tyle, że zwróciły się koszty ich produkcji. Co jakiś czas rzucamy ofertę z cyklu wykup Husky Adventure za 250 zł, a zostaniesz naszym sponsorem...zero zainteresowania. Nigdy nie chcieliśmy niczego za darmo, zawsze dawaliśmy coś w zamian....a i tak wszystko musimy finansować sami, albo przy pomocy wiernych przyjaciół.

W tej sytuacji byliśmy bliscy zrezygnowania z naszego planu. Od kilkudziesięciu lat odbywają się te największe wyścigi, to obędą się bez nas jeszcze trochę, bo przecież prędzej czy później damy radę tam pojechać.
Ale wtedy stał się cud! Dostaliśmy informację, że najprawdopodobniej wymóg badań zostaje zniesiony. Zaczęliśmy drążyć temat, wysyłać maile. Otrzymywaliśmy wiele sprzecznych informacji. Raz mówiono nam, że przepis będzie zniesiony, innym razem że nie.
Wreszcie odpowiedział nam główny weterynarz Femundlopet. Napisał, że badania nie będą konieczne. Niestety otrzymaliśmy też kolejnego maila od instytucji zajmującej się weterynarią w Norwegii, że to nic pewnego. Jednocześnie na stronach ministerstw rolnictwa Szwecji, Wielkiej Brytanii i Irlandii, czyli krajów mających identyczne z Norwegią regulacje, pojawiły się informacje o zniesieniu tych przepisów od 01.01.2012.
Jest w związku z tym niemal pewne, że ten koszt odpada.

Zwiększyło to nasze szanse na start. Jednak wciąż to spora suma pieniędzy, zwłaszcza w zestawieniu z naszymi codziennymi kosztami oraz kasą potrzebną na przygotowanie zaprzęgu. Tutaj musieliśmy podjąć jedną z najgorszych decyzji. Na Femund pojedzie jeden zaprzęg. Przygotujemy osiem psów, a nie szesnaście. Zapłacimy jedną opłatę startową i zrezygnujemy z części noclegów w Norwegii. Wszystko po to, aby choć jedno z nas tam dotarło.

Najgorsze jest to, że nawet 15 tys. zł. to nie jest jakiś ogromny koszt za to, aby dwa polskie zaprzęgi wystartowały w największych wyścigach psich zaprzęgów na świecie. Jednak w zestawieniu z kosztami naszego kenelu, który na co dzień walczy o przetrwanie to suma ogromna. Niestety takie są fakty.
Jest problemem sprzedać za 40 zł koszulkę, jest problemem sprzedać za 250 zł wycieczkę psim zaprzęgiem, jest problemem dostać choćby 300 zł za prelekcję, której słucha setka ludzi. To też nie może bez problemów odbywać się realizacja ambitnych projektów.
Wyprawę zorganizowaliśmy za swoje pieniądze, to i wyścigi też pewnie damy radę za nie zaliczyć, choć na pewno nie będzie łatwo.
W każdym razie JEDZIEMY NA FEMUNDLOPET 2012!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...