tag:blogger.com,1999:blog-40802268113559717272024-02-19T15:55:30.142+01:00Psim zaprzęgiem przez życieDroga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.comBlogger602125tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-44360091175703873372017-11-02T11:27:00.000+01:002017-11-02T12:01:57.906+01:00Zaduszki 2017<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-wf2QEMhnrdM/WfrpVx7SJ3I/AAAAAAAAJjU/PwydscVej2EQz7I1lGFpQkwB2uWDsYFJgCLcBGAs/s1600/odesz%25C5%2582y.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="565" data-original-width="848" height="425" src="https://4.bp.blogspot.com/-wf2QEMhnrdM/WfrpVx7SJ3I/AAAAAAAAJjU/PwydscVej2EQz7I1lGFpQkwB2uWDsYFJgCLcBGAs/s640/odesz%25C5%2582y.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
Tak pisaliśmy o naszych zmarłych psach dwa lata temu, w Zaduszki 2015:<br />
<br />
"Szesnaście lat żyjemy z psami zaprzęgowymi. Szesnaście lat wypełnionych ich obecnością, ich przyjaźnią, ich towarzystwem. Szesnaście lat codziennej troski o nie.<br />
Przez te wszystkie lata przewinęło ich się nieco przez to życie. Wiele z nich przeszło już za tęczowy most i te psy dzisiaj wspominamy. Choć nie tylko dzisiaj. One są wciąż wśród nas. Rozmawiamy o nich, wspominamy je w różnych sytuacjach. Myślimy o nich.<br />
<br />
Odchodziły z tego świata w różny sposób. Adja była pierwsza. Młoda liderka umarła 20 listopada 2005 przez błąd lekarza. Jej śmierć była wstrząsem dla nas i dla stada. Niespodziewana i bezsensowna. Wciąż śmierć Adji nas boli. Na początku ten ból był niemal nie do zniesienia. Nie mogliśmy się z tym pogodzić.<br />
<br />
Po odejściu Adji śmierć omijała nasze stado przez pięć lat. W 2010, 30 stycznia umarła Whisky. Największa przyjaciółka Adji. Pięć lat wcześniej pękały nam serca, kiedy Whisky szukała Adji. Zaglądała do jej budy, chodziła po wybiegu. Wyła. Płakaliśmy razem z nią.<br />
Pięć lat później dopadła ją tajemnicza choroba. Tydzień trwała walka o Rudą, jak nazywaliśmy Whisky czasem. Nie daliśmy rady chorobie. Umarła w naszej łazience, na kolanach Darii. Miała dopiero dziewięć lat. Teraz opłakiwaliśmy Whisky i Adję.<br />
<br />
Śmierć omijała nasz kenel ledwie siedem miesięcy. We wrześniu 2010 zaczęła się czarna seria. Najpierw odeszła Atka. Czternastoletnia seniorka dotarła do swej życiowej mety. Ona pierwsza z naszych psów dożyła sędziwego wieku.<br />
Pod koniec listopada zachorował Tosiek. Amerykańska akita, stróż zaprzęgowców. Sześcioletni, wspaniały pies zaczął nagle znikać w oczach. Codzienne badania i wyjazdy na kroplówki. Tosiek nie mógł jeść, jego organizm nie przyjmował też wody. Kroplówki były jedyną szansą na przeżycie. Jednak leki nie pomagały. Dwoiliśmy się i troiliśmy razem z lekarzami, a Tosiek znikał.<br />
W ferworze tej walki przegapiliśmy, że coś dzieje się z Renią. A to było ropomacicze. Kiedy to pojęliśmy było już za późno. Renia umarła 11 grudnia 2010. Tosiek przeżył ją o dziesięć dni.<br />
<br />
Płakaliśmy nad grobami Adji i Whisky, Atki, Reni i Tośka. Nad nimi i nad naszą bezsilnością. Grób Whisky kopaliśmy przy kilkunastostopniowym mrozie. Posuwając się wgłąb ziemi po centymetrze. Mieliśmy więc dużo czasu na opłakiwanie jej. Co jakiś czas rzucaliśmy narzędzia i mówiliśmy do siebie słowa o rozpaczy, o niemożności zmienienia okrutnego losu.<br />
Kiedy umierali Renia i Tosiek byliśmy już potężnie zmęczeni. Miesiąc walczyliśmy o Tośka. Przez miesiąc można nie przespać wiele nocy. Wtedy zrozumieliśmy, że do śmierci psów nie można się przyzwyczaić. Ani pogodzić się z nią, kiedy odchodzą zwierzaki w młodym wieku. Nie radzimy sobie z tym do dzisiaj.<br />
<br />
Znowu śmierć opuściła nasz kennel ledwie na dziesięć miesięcy. 30 września 2011 umarł 13-letni Pasik. Nasz drugi husky. Rudzielec odszedł cicho i spokojnie. Nawet zdążyliśmy się z nim pożegnać. W jego przypadku głównym powodem śmierci była starość.<br />
<br />
Ponad rok anioł śmierci nie zaglądał do nas. Zrobił to dopiero 29 grudnia 2012. I zabrał Acia. Kochane i cudowne stworzenie. Aciu miał 12 lat i nowotwór. Tak jak Tosiek. Walczyliśmy o naszego kumpla do samego końca, łapiąc się jak pijany płotu każdej, dającej nadzieję, opcji. I znowu nie daliśmy rady. Kochany Aciu odszedł na drugą stronę.<br />
<br />
Baja, przyszywana siostra Acia, z którym wychowywała się i żyła od szczeniaka, przeżyła swojego przyjaciela ledwie o trzy miesiące. Umarła 3 marca 2013. Całe życie spędziła z Aciem. Może życie bez niego nie miało dla niej sensu? Baji nerki przestały pracować i nic nie mogliśmy na to poradzić, mimo robienia wszystkiego co było możliwe.<br />
<br />
Cztery miesiące później, 18 lipca, śmierć zabrała nam 9-letnią Kalę. Pewnego dnia dostała ataku epilepsji, po którym została na krótko sparaliżowana. Po podaniu leków szybko objawy zniknęły. Po jakimś czasie jednak atak się ponowił. Tym razem było już dużo gorzej. Kala bardzo powoli dochodziła do siebie. Ataki się ponawiały. Cały czas podawaliśmy jej leki, czekając aż wreszcie zaczną działać. Zaczęły. Po południu 17 lipca jej stan wyraźnie się poprawił. Kala zaczęła interesować się otaczającym ją światem. Napiła się wreszcie wody i nawet coś zjadła. Pierwszy raz od kilku dni. Wróciła nam nadzieja. Rano Kala nie żyła. Umarła w nocy.<br />
<br />
Znowu kilka miesięcy spokoju. Miesięcy bez pogrzebów.<br />
5 lutego 2014 zaginęła Saba. Byliśmy wtedy w drodze do Laponii. Zwierzaki, które nie jechały z nami zostały pod opieką koleżanki. Jej brat zadział gdzieś Sabę. Miał pojechać z nią do lekarza, bo podejrzewaliśmy ropomacicze. Wszystko było ustalone z lekarzem. Miał chłopak tylko ją tam dostarczyć. Podobno uciekła mu po drodze. Wiemy to od jego siostry. On sam nigdy się z nami nie spotkał, nie powiedział jak to było. Do dzisiaj nie wiemy jaki los spotkał Sabę. Nie wiemy, czy żyje, czy może umarła. Tragiczna sprawa, która leży cieniem na naszych sumieniach i ciągle nie daje spokoju.<br />
<br />
Miesiąc później, 8 marca, w Norwegii, po 23 kilometrach biegu w 500 kilometrowym wyścigu psich zaprzęgów, umiera na niewydolność serca Vili. Trzyletni pies zgasł w sekundzie. Po tej śmierci już nigdy nie będziemy takimi samymi ludźmi jak wcześniej,<br />
<br />
10 kwietnia 2015, po ponad roku przerwy, śmierć zabrała ze sobą Nanooka. Psa, od którego to wszystko się zaczęło. Nanook był pierwszym naszym psem zaprzęgowym, pierwszym husky w naszym życiu. Dożył szczęśliwie prawie 16 lat. Do końca był psem radosnym i pełnym życia. Wraz z jego śmiercią skończyła się jakby pewna epoka w naszym kennelowym życiu.<br />
<br />
Jedenaście psów. Jedenastu przyjaciół na dobre i na złe. I dziesięć lat od pierwszej śmierci do ostatniej. Okropna średnia ponad jednej śmierci rocznie. Pierwsze sześć lat z psami było jak beztroskie dzieciństwo. Czysta radość z możliwości życia z nimi. Bez myślenia o nieuchronnym końcu. A potem jak uderzenie obuchem. Śmierć Adji zmieniła wszystko. Tak jak każda kolejna. Każdy odchodzący pies zabierał ze sobą cząstkę naszych serc. Ile z nich jeszcze nam zostało? Nie wiemy. Wiemy tylko, że dla żadnego z nich go nie zabraknie."<br />
<br />
Minęły dwa lata i znów przybyło naszych przyjaciół za Tęczowym Mostem. Stado postarzało się o kolejne dwa lat. Dla psów to szmat czasu w ich krótkim życiu.<br />
Po Nanooku odeszła Juma. Stało się to 6 marca 2016. Juma walczyła od dawna z rakiem kości. Miała ogromną chęć życia, a my robiliśmy wszystko, aby dać jej żyć. Umarła wśród swoich przyjaciół, na wybiegu. Chwilę wcześniej strasznie chciała do nich wyjść. Ostatnie miesiące życia spędziła z nami w domu. Zawsze dobijała się do drzwi kiedy psy wychodziły z kojców. Tak było także tamtego dnia. Wyszła, podeszła do swojej siostry Szejen ... i umarła. Cichutko, tak jak żyła.<br />
<br />
4 kwietnia życie zakończył najstarszy w stadzie, po Nanooku, Moli. Miał 15 lat. Do końca był żwawym staruszkiem. Owszem dolegało mu to i owo, jak to z dziadkami bywa, ale do końca nie tracił pogody ducha. Jego życie się dopełniło.<br />
<br />
2 listopada, równy rok temu, po ciężkiej chorobie śmierć zabrała nam Maję. Wiedzieliśmy, że w jej wieku, miała 14 lat, wiele już nie wywalczymy dla niej. Staraliśmy się więc, aby niczego jej nie brakowało. Daliśmy jej tyle miłości, ile byliśmy w stanie, choć ona i tak dała nam pewnie więcej.<br />
<br />
Chief jej brat, opuścił nas 17 lutego 2017. Prosiłem Chiefcia, żeby poczekał na mnie, żeby nie umierał dopóki nie wrócę ze Szwecji. I poczekał, ten kochany psiak. Kiedy wróciłem do domu, był już bardzo słaby. Na starość miał kłopoty z sercem. Dotrwał jednak do mojego powrotu i mogliśmy się pożegnać.<br />
<br />
Niedługo mieliśmy spokój w kennelu. 5 marca odszedł 14-letni Odyn. On wydawał się nieśmiertelny. nigdy na nic nie chorował. Nie miał żadnych problemów, kontuzji, czy tym podobnych historii. Na niego też niestety przyszedł czas. Na to nie ma sposobu.<br />
<br />
Największym zaskoczeniem stała się dla nas śmierć 11-letniej Angi. Dopadła ją 3 lipca tego roku. Znienacka. Wszystko było normalnie, aż nagle Anga zachorowała, a cztery dni później umarła. Kacper miał w niedzielę udar mózgu, a Anga umarła w poniedziałek. W niedzielę zdążyliśmy wrócić z Angą od weterynarza, by natychmiast jechać z Kacprem do szpitala. Straszne to były chwile.<br />
<br />
Moli, Maja,Chief, Odyn i Anga byli weteranami lapońskich wypraw. To z nimi zrobiliśmy pierwszą pętlę jeziora Inari. Anga i Odyn były liderami zaprzęgu Darii. Po tych psach zostało nam mnóstwo wspaniałych wspomnień.<br />
Tylko Juma nie zdążyła nigdzie z nami pojechać, bo krótko po tym jak się u nas pojawiła dopadła ją choroba.<br />
<br />
Jak będzie za rok? Życie pokaże. Mamy tylko nadzieję, że nasze psy mają dobre życie z nami i że kiedyś jeszcze je wszystkie gdzieś tam, w innym świecie spotkamy. Czekajcie na nas, kochane psiaki.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div>
<br /></div>
Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-7087446907834717642017-10-29T09:11:00.000+01:002017-10-29T09:11:19.990+01:00IditarodNajsłynniejszy na świecie wyścig psich zaprzęgów, tysiąc milowy Iditarod ma ostatnio wyjątkowo złą prasę. W zeszłym roku otrzymał poważny cios zadany przez wycofujących się sponsorów, a w tym roku wyszła na jaw afera dopingowa.<br />
Zacznijmy od początku. Od wielu lat Iditarod jest zwalczany przez amerykańską organizację zajmującą się prawami zwierząt PETA. Stara się ona udowadniać, że psom Iditarod dzieje się krzywda. PETA apeluje do sponsorów o wycofanie wsparcia, do mediów o zaprzestanie transmitowania wyścigu, a do kibiców, aby odwrócili się od tej imprezy.<br />
<br />
Z całą pewnością taki wyścig jak Iditarod, na tak ogromnym dystansie, nie jest wolny od okrutnych zachowań wobec zwierząt. Jednak trzeba przyznać, że organizatorzy starają się temu przeciwdziałać. Wolontariusze na trasie, weterynarze na punktach kontrolnych, kamery telewizyjne. To wszystko sprawia, ze jest trudno cokolwiek negatywnego ukryć.<br />
<br />
PETA jednak poszła dalej. W zeszłym roku wyprodukowała film pod tytułem "Sled dogs". Dosłownie wstrząsający dokument, pokazujący co dzieje się w wyścigowych i komercyjnych kennelach. Autentyczny horror. Psy bite i zmuszane do pracy. Mieszkające w tragicznych warunkach. Nie leczone i źle żywione. Byle tylko mogły pobiec z klientem. Do tego fabryki szczeniąt. Przecież przy dużej umieralności kimś trzeba zastępować zmarłe psy.<br />
Wiemy dobrze do czego dochodzi w takich kennelach. Sami o tym pisaliśmy i mówiliśmy nie raz. Dotyczy to wszystkich miejsc na ziemi, gdzie pracuje się z psami. Znamy podobne przypadki z Francji, Szwecji, Norwegii, Kanady oraz Alaski. Wszędzie, gdzie człowiek zarabia pieniądze na pracy psów, dochodzi do patologii. Jednak nie jest to przecież regułą. Film PETY starał się udowodnić, że wszyscy maszerzy na Alasce to bestie, maltretujące swoje psy. To bzdura. Nigdy tak się nie zdarza i wszyscy dobrze wiemy, że takie sytuacje to margines, a nie powszechna norma.<br />
To tak, jakby po nagłośnieniu makabrycznej sytuacji w Dobrczu koło Bydgoszczy, gdzie ujawniono fabrykę szczeniąt funkcjonującą w warunkach, które trudno opisać, gdzie psy masowo umierały i traktowane były jak śmieć, uznać że tak dzieje się we wszystkich hodowlach psów w Polsce. Albo, że wszyscy Polacy przywiązują swoje psy do drzew w lesie, kiedy im się znudzą, bo takich przypadków ostatnio też jest sporo.<br />
Tak własnie zrobiła PETA. Uogólniła totalnie. Wszystko po to, aby zdyskredytować Iditarod. I dopięła swego. Kilku dużych sponsorów wycofało swoje wsparcie.<br />
<br />
Tymczasem rzecz wygląda nieco inaczej. Wśród zawodników Iditarod nie brakuje porządnych ludzi, dbających o swoje psy. Oni nie kryli oburzenia wobec filmu. Ponadto PETA sama nie jest dobrym sędzią w tych sprawach. Ta organizacja ma na sumieniu tysiące choćby psów, gdyż uważa, że lepszy martwy pies, niż bezdomny. po co szukać mu domu. Zbyt dużo ich jest, więc i tak nie wszystkie znajdą swoje miejsce. Lepiej je uśpić. To również jest raczej mało etyczne postępowanie. Przyganiał kocioł garnkowi.<br />
<br />
W efekcie film nie narobił Iditarod tak wielkich problemów jak PETA by sobie życzyła. Mało tego, po raz kolejny rozgorzała dyskusja na temat jej samej i jej metod działania. Kij ma dwa końce, jak zawsze.<br />
W tym roku jednak pojawił się kolejny problem wyścigu. Otóż u czterech psów Dallasa Seavey, który zajął drugie miejsce, wykryto zabroniony środek przeciwbólowy o nazwie tramadol. Użycie tego specyfiku to niedozwolony doping. Wykryto go u czterech psów, wszystkich od których pobrano próbki. Można więc domniemywać, że znajdował się on w organizmach wszystkich psów w zaprzęgu Seavey.<br />
Co zrobił z ta sprawą Iditarod? Próbował zamieść pod dywan. Przez siedem miesięcy od momentu zakończenia zawodów organizatorzy milczeli jak grób. Kiedy sprawa wyszła na światło dzienne zaczęli się tłumaczyć. Mówili, że nie ujawnili sprawy, bo nie byli zdolni udowodnić winy zawodnikowi. Dodatkowo nie podawali przez długi czas jego nazwiska. Ograniczyli się jedynie do informacji, że jest to ktoś z pierwszej dwudziestki wyścigu. Jaką to sprowokowało sytuację? Ano wszyscy z owej dwudziestki zaczęli się tłumaczyć, wydawać oficjalne oświadczenia, że to nie oni. Dość komiczna sytuacja.<br />
W końcu grupa około stu weteranów wyścigu zażądała ujawnienia nazwiska winnego, grożąc wycofaniem się z wyścigu w 2018 roku. To dopiero spowodowało ugięcie się organizatorów. Padło nazwisko Dallasa Seavey.<br />
On poszedł oczywiście w klasyczne tłumaczenia przyłapanego na dopingu. To nie jak, nic nie wiedziałem, ktoś musiał podać to moim psom. Zawrotna karierę rozpoczęło słowo sabotaż.<br />
<br />
Jak to się skończy? Pożyjemy zobaczymy. Jedno tylko jest oczywiste. Wyścig strzelił sobie w kolano, jak nigdy dotąd. Z filmem "Sled dogs" można walczyć. Można udowodnić, że jest totalnym uogólnieniem i tak nie dzieje się we wszystkich kennelach. Co jednak zrobić z faktem tuszowania dopingu? Wszystko wskazuje tym bardziej na to, że gdyby ktoś tego nie ujawnił, to w ogóle nie byłoby tematu. To natychmiast musi rodzić pytanie, czy takich przypadków nie ma więcej, i czy Seavey nie miał po prostu pecha? Może bowiem większość przypadków dopingu, jeśli nie wszystkie, są utajnione? Kto w takim razie jest czysty, a kto zamieszany w aferę? Moim zdaniem to będzie znacznie większy problem dla Iditarod niż wszystkie dotychczasowe. Dziwi mnie tylko, że po nagonce, która wciąż trwa na ten wyścig, organizator pozwala sobie na takie sytuacje. Niepojęte.<br />
<br />
Ta sytuacja rzuca także cień na wszystkie pozostałe wyścig psich zaprzęgów na świecie. Powstaje oczywista wątpliwość, czy gdzie indziej przypadkiem nie jest podobnie. A jeśli jest, to co?<br />
Głupie to i nieodpowiedzialne. W dzisiejszych czasach wszystko wychodzi na jaw. Nie dziś to jutro, albo pojutrze. Jak więc można wpaść na pomysł przemilczania problemów? Pewnie jak zwykle chodzi o osobiste układy i kasę. Może gdyby wpadł ktoś inny, z mniej znanym nazwiskiem, to byłoby inaczej? Może? Tego się już nie dowiemy.<br />
Przykre jest tylko w tym wszystkim to, że takie sytuacje obierają uczciwym i dobrym ludziom wiarę w istnienie tych wzniosłych ideałów, które przygnały nas do mushingu. Pasja, miłość do psów i natury, potrzeba przeżycia prawdziwej przygody. Na szczęście wyścigi to tylko ułamek możliwości jakie daje mushing i można spokojnie bez nich żyć. I ta świadomość ratuje całą tę chorą sytuację.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-3977476335405812612017-10-28T19:39:00.000+02:002017-10-28T19:39:13.907+02:0023 kilometrMoja książka jest już dostępna od niemal dwóch lat. Przeczytało ją w tym czasie spore grono osób. Dokładnie trudno oszacować ilu tych czytelników może być. Wiem tylko ile książek sprzedaliśmy. Jednak osoby, które książkę kupiły to nie jedyni czytelnicy, bowiem "23 kilometr" znajduje się dzisiaj w kilkudziesięciu bibliotekach i tu wszelkie nasze spekulacje się kończą. Nie znamy statystyk czytelnictwa w bibliotekach. Wiadomo tylko, że ono istnieje. Potwierdzeniem na to są zaproszenia na spotkania autorskie i konkretne pytania w ich trakcie, związane z tym co ta książka opisuje. Czyli uczestnicy spotkania wcześniej książkę czytali.<br />
<br />
Najczęściej pytania dotyczą zakończenia książki, czyli śmierci Vilego. Czytelnicy pytają jak to możliwe, że młody zdrowy pies umiera nagle i to na samym początku wyścigu. To jest chyba najtrudniejsze pytanie, na które sami długo nie mogliśmy znaleźć odpowiedzi. wydawało nam się, że Vili musiał mieć jakąś ukrytą chorobę, bardzo długo obstawialiśmy tętniaka w mózgu, czy sercu. Jednak, kiedy dotarł do nas raport z sekcji zwłok Vilego, to okazało się, że nie dręczyły go żadne tego typu problemy. Mało tego, nie znaleziono w jego organizmie niczego, co mogłoby być przyczyną śmierci. Pozornie jego śmierć zaczynała wyglądać bardzo tajemniczo. Można by zadawać rozmaite pytania. Może był przemęczony, może dostawał jakieś leki, choćby te uznawane za doping w sporcie psich zaprzęgów. Otóż nic z tych rzeczy. Vili był dobrze przygotowany do sezonu, odpowiednio wytrenowany. Odpowiednio oznacza ni mniej, ni więcej tylko tyle, że treningu było w sam raz. Nie było więc mowy o przemęczeniu. Vili był w znakomitej formie zarówno w trakcie wyprawy treningowej odbytej w lutym na jeziorze Inari, jak i przed samym startem. Nawet na kilka minut przed jego śmiercią, opisuję to w książce, nic nie wskazywało na tragedię, która nastąpić miała dosłownie za moment.<br />
<br />
Mimo to wciąż znajdują się osoby, które obarczają nas winą za śmierć Vilego. Nie czynią tego jednak w trakcie spotkań, w cztery oczy. Robią to "zza węgła", znad klawiatury, siedząc w domowym zaciszu i wymyślając niestworzone historie. Niestety najczęściej są to nasi znajomi, którzy przestali nimi być już jakiś czas temu. Mamy taki klubik "fanów", który bardzo się uaktywnił po szwedzkiej wpadce. Nawet nie będziemy się zastanawiać, co spowodowało ich przejście na "złą stronę mocy". Oni lubią rozpowszechniać mit padaczkowy. Otóż według ich wersji, Vili cierpiał na padaczkę, a ja zaciągnąłem go mimo to do Norwegii i tym samym zabiłem. Po pierwsze żadna z tych osób Vilego nawet na oczy nie widziała, Vili był z nami zaledwie półtora miesiąca, które spędził w większości w Finlandii, a więc nie miała najmniejszego pojęcia jaki to był pies, jak się zachowywał, jak biegał i jak się regenerował po biegu.<br />
Tak to już jest, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy wiedzą najmniej.<br />
<br />
Dlatego, w każdym razie, dementuję te plotki. Vili nie cierpiał na żadną chorobę, ukrytą, czy jawną. Był zdrowy i w pełni sprawny. W czasie treningów w Inari, przebiegł z całym zespołem niemal pięćset kilometrów i był jednym z najsilniejszych psów. W ogóle to był jeden z najsilniejszych biegaczy, z jakimi spotkaliśmy się w życiu. Zabiła go natomiast niewydolność serca, która pojawiła się w tym pechowym momencie na dwudziestym trzecim kilometrze trasy wyścigu Finnmarkslopet.<br />
Jak wiemy takie śmierci się zdarzają, zarówno wśród zwierząt, jak i wśród ludzi sportowców.<br />
<br />
Nie wiedzą tylko tego, jak widać, albo nie chcą wiedzieć rozmaici hejterzy. Spotkałem się z opinią jednego z nich, że cała moja książka jest wymyślona i oparta na kłamliwej wersji śmierci Vilego. Nawet do tego dochodzi. Jak to traktować? Chyba tylko spuścić w toalecie, bo nie warto brać takich rzeczy do siebie i zatruwać sobie życia. Hejterzy niech się bawią internetem, to on jest ich jedynym teatrem działań. Poza nim nie istnieją. I to by było na tyle o nich. No może jeszcze to, że w "23 kilometrze" dziewięćdziesiąt procent książki poświęcone jest innym sprawom, niż śmierć Vilego. Ta pojawia się na samym końcu. Wypadałoby zatem najpierw książkę przeczytać, a dopiero potem ją ewentualnie krytykować.<br />
<br />
Książka jest wciąż dostępna, przed nami kolejne spotkania autorskie, na których będzie dobra okazja porozmawiać o tym dlaczego start w wyścigu skończył się tragedią. Rozmawiamy o tym nie tylko zresztą w trakcie tych spotkań, bo i zdarza się, że ktoś zapyta o to w internecie. Tam też jesteśmy dostępni. To nie są żadne tajemnice, a nawet wręcz przeciwnie. Może dzięki naszym doświadczeniom ktoś zrozumie swoją tragedię, czy nawet jej zapobiegnie. To drugie jest niestety znacznie trudniejsze, bowiem w przypadku Vilego nie sposób było tego przewidzieć. Nawet w komentarzu do autopsji, norwescy lekarze napisali, że taka chwilowa niewydolność jest niezwykle trudna, o ile nie niemożliwa, do wychwycenia w badaniu ambulatoryjnym. W przypadku Vilego tak się stało. Badania, które przeszedł przed wyjazdem nie wskazały niczego niepokojącego.<br />
<br />
Jak w takim razie zapobiec takim nieszczęściom w przyszłości? trudno powiedzieć. Tutaj nawet uprawianie sportu przez psa nie jest wyłączną przyczyną śmierci. Ona może dopaść psiaka również w zabawie, czy podczas spaceru.<br />
Opowiadała nam pani weterynarz, która zajmuje się naszymi psami, jak to kiedyś przyszedł do jej gabinetu pan z suczką. Normalną, na oko zdrową, kilkuletnią. Przyszła na szczepienie. Pani doktor nabrała do strzykawki szczepionkę, odwraca się do suczki, a ta leży na podłodze. Zaczęła ją reanimować, ale bezskutecznie. Zwierzątko umarło. Być może była to reakcja serca na stres związany z przyjściem do lecznicy? <br />
Takich opowieści po śmierci Vilego usłyszeliśmy mnóstwo. Wiele osób pisało do nas o swoich przypadkach z psami. To jest okropne, jak wielu ludzi straciło swojego zwierzaka w taki nagły sposób. Życie jest nieprawdopodobnie kruche, aż trudno w to uwierzyć, dopóki samemu się przez taką tragedię nie przejdzie. Oby Was i nas one omijały z daleka.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-72877648701406823862017-10-25T17:09:00.002+02:002017-10-27T00:13:28.246+02:00Rzeczpospolita ŁowieckaNo i stało się. Od 10 listopada będzie można polować na łosie. Zdecydował o tym minister zniszczenia środowiska szyszko. Smutny to dzień dla wszystkich rozumiejących przyrodę ludzi, ale niczego innego chyba się nie spodziewaliśmy. Ta władza ma za nic opór społeczny, protesty, petycje. Liczy się tylko jej, wąsko pojęty, interes i nic poza tym.<br />
W ostatnich miesiącach byliśmy świadkami wypowiadanych przez myśliwskie i leśne lobby, bzdur na temat zagrożenia jakie łosie sprawiają na drogach, o zniszczeniach w uprawach leśnych, czyli jakim to straszliwym bandytą i szkodnikiem jest ów łoś.<br />
<br />
Dzisiaj myśliwi mogą świętować. Po raz kolejny ich interes jest na wierzchu. Znowu rządza mordu i zdobycia trofeum będzie zaspokojona. Brawo minister, brawo jego pryncypał rydzyk i im podobnym.<br />
Tyle lat myśliwi czekali na swój dzień i dziś on nadszedł. Już im pewnie ślinka leci na myśl o zamrażarkach pełnych łosiowego mięsa. A jakie biznesy będzie można robić, jaką kasę brać od zagranicznych myśliwych, którzy u siebie to łosia zobaczyć mogą już tylko na dawnych zdjęciach.<br />
Macie państwo z piórkami w kapelutkach dzisiaj swoje święto. Nie ostatnie pewnie, bo już trwają przymiarki do mordowania żubrów, że o wilkach nawet nie wspomnę. Na te ostatnie od dawna już trwa nagonka i tylko czekać kiedy wielki minister zdejmie z nich ochronę. To dopiero będzie święto.<br />
<br />
Przy okazji możemy po raz kolejny zadać sobie pytanie, jaką rolę mają w naszym kraju naukowcy, czy inni światli ludzie, którzy przestrzegali przed zdjęciem z łosia moratorium. Był to jednak przysłowiowy głos wołającego na puszczy, spuszczony krótko mówiąc w kiblu. Przecież państwo z flintami, rządni krwi i trofeów są mądrzejsi i wiedzą lepiej czy do czegoś strzelać, czy nie. Tak się to już ułożyło, że ta garstka, bo czymże jest trochę ponad sto tysięcy myśliwych w niemal czterdziestomilionowym kraju, ma decydujący głos w wielu sprawach. Głos nie znoszący sprzeciwu.<br />
Miejmy nadzieję, że do czasu. Tylko zresztą to nam zostało, nadzieja, że któregoś pięknego dnia pogonimy morderców z naszych lasów. Właśnie z naszych, bo to lasy państwowe, czyli nasze, a nie tylko myśliwych. Pamiętajmy o tym i walczmy o swoje.<br />
<br />
Edit:<br />
Jednak okazało się, że mordercy zwierząt muszą się wstrzymać z otwieraniem szampana. Dzisiaj, czyli 26 października dotarła do nas informacja, że ministerstwo zniszczenia środowiska wstrzymuje swoje rozporządzenie i wyrok na łosiach zostaje zawieszony. To wspaniała wiadomość, jednak przestrzegam przed zbytnim optymizmem. W rządzie szykują się dymisje, więc ta zmiana decyzji musi mieć z tym związek. Dlatego musimy być czujni i nie odpuszczać. Wykonanie wyroku zawieszone, ale oni nie odpuszczą. To nie pierwsza próba zalegalizowania strzelania do łosi, i pewnie nie ostatnia. Dzisiaj się udało, ale musi jeszcze udać się jutro i pojutrze. Podpisujmy petycję, pokazujmy swój sprzeciw i brak zgody na barbarzyństwo. Poniżej link do petycji:<br />
http://akcja.przyrodnicze.org/kampanie/jestem-z-losiemDroga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-15918669785633797102017-10-22T09:47:00.000+02:002017-10-22T22:31:38.869+02:00Tekst niepoprawnyTo nie będzie tekst poprawny politycznie ani miły, czy sympatyczny. Mam już swoje lata i niejedno widziałem, czy przeżyłem. Sądzę, że właśnie moje doświadczenie pozwala mi taki tekst dzisiaj napisać. Do rzeczy w takim razie.<br />
<br />
Od wielu lat zajmuję się psimi zaprzęgami, od wielu lat prowadziłem też razem z Darią firmę oferującą różne atrakcje z owymi zaprzęgami. I powiem Wam jedno, zawsze w tym wszystkim wkurzali mnie ludzie. To delikatnie zresztą powiedziane, bo nie chcę bluzgać na swoim własnym blogu.<br />
Tych ludzi nie były może jakieś ogromne ilości, ale zawsze tak się dzieje, że to negatywne wspomnienia pozostają w pamięci najdłużej. Na dwadzieścia, trzydzieści osób, dwie, czy trzy rozgrzeją mnie do czerwoności i zostają ze mną na długo. Niestety tak mam.<br />
Najbardziej wkurzał mnie zawsze brak szacunku dla psów. Tego nigdy nie byłem w stanie darować. A to dość częste w tym biznesie zjawisko. Klasyczna postawa "zapłaciłem to wymagam", od początku odstręczała mnie od tej pracy. Drugim takim negatywnym elementem był alkohol. Przyjeżdża pijany facet, zawsze to byli faceci, nigdy kobiety, i zabawiaj go. Pół biedy jeśli był sympatyczny. To też brak szacunku, dla wszystkiego wokół tym razem.<br />
<br />
Takie sytuacje odstręczały mnie od pracy z psami dla ludzi. Często miałem ochotę to wszystko grzmotnąć w cholerę i zająć się czymś innym. Niestety, kiedy podliczałem wszystkie koszty, to wychodziło mi, że tylko pracując z psami zarobię na nie, więc brnęliśmy w to dalej.<br />
Kiedy powstał pomysł organizowania wyjazdów do Laponii, to sądziliśmy, że tam pojadą fajni ludzie. Kto inny będzie chciał odmrażać dupsko i wydawać sporą kasę na północy? Chyba tylko pasjonat tamtych regionów.<br />
Nie mieliśmy pojęcia w co się ładujemy. Nie zapomnę do końca życia pierwszej grupy klientów zabranych do Inari. Byli okropni od momentu wyjścia z samolotu. Nie mam pojęcia po jakiego diabła zawędrowali do Laponii. Kompletne nieporozumienie. Z trudem próbowaliśmy zachowywać się profesjonalnie. Do czasu.<br />
Po tamtej akcji miałem wszystkiego dość. Na szczęście kolejna grupa była idealna. Właśnie dla takich ludzi przygotowywaliśmy te wyjazdy.<br />
Cóż z tego, kiedy jeszcze następna okazała się taka sama jak pierwsza. Przestraszyłem się wtedy, że przez takich ludzi znienawidzę Laponię, że zacznie nam się ona kojarzyć ze złymi emocjami. Nie mogliśmy do tego dopuścić. Obiecałem sobie wtedy, że nigdy więcej nie zabiorę tam nikogo za pieniądze. Wytrzymałem w tym postanowieniu zaledwie niecałe dwa lata. Wszystko przez pasję. Chciałem regularnie startować w długich wyścigach, a to kosztuje sporo kasy. Nie szło jej zarobić organizując te nasze atrakcje w Polsce, nie szło dobrze zarobić na książce i spotkaniach autorskich. Znowu dałem się zwieść nadziei, że tym razem będzie lepiej.<br />
<br />
I znowu nie było. Wyjazd do Szwecji okazał się totalną klapą. Pisałem już o tym wcześniej, więc nie będę teraz wracał do tej historii. Miała ona, pomimo wszystko jednak, pewien niezwykle pozytywny aspekt. Kilka osób niezadowolonych z obrotu spraw w Szwecji, postanowiło dać mi popalić. Nie tylko mi, bo także Darii, Kacprowi i naszym zwierzakom. Przejechali się po nas równo. Jeden nawet rozpętał kampanię w internecie tylko po to, aby nas pogrążyć. Wbrew wszystkiemu, to ten człowiek uświadomił mi w jakim bagnie się znalazłem przez swoje własne decyzje. Dzięki niemu zobaczyłem z kim mogłem mieć do czynienia. Po raz pierwszy chyba dotarło do mnie, że ta praca wymaga wyjątkowo elastycznego kręgosłupa moralnego i zmusza do robienia dobrej miny do ludzi, z którymi jest nam całkowicie nie po drodze. Ci, którzy na nas najbardziej po Szwecji napadli, byli myśliwymi. Jak wiecie nie cierpię ich serdecznie i uważam za dewiantów i wykolejeńców. Tymczasem tam w Vuolerim miałem z nimi mieszkać pod jednym dachem, uśmiechać się do nich i dzielić moim doświadczeniem. Może jeszcze wysłuchiwać opowieści o ich barbarzyńskim hobby? Ja człowiek, który za dobro zwierząt dałby się pokroić, miałem spędzić kilka dni z ich mordercami.<br />
Nigdy w życiu!<br />
Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy kogo tam zabieram. Nie sprawdzałem kto jest kim i czym się zajmuje. Błąd, jak się okazało.<br />
<br />
Nie ma zatem tego złego, co by na dobre nie wyszło. Posypało się wszystko, straciliśmy cały majątek, kupę zdrowia i jakiekolwiek szanse na dalsze funkcjonowanie na rynku turystycznym z psimi zaprzęgami w Polsce.... ale warto było! Do diabła warto było! Choćby dlatego, że nie musiałem zajmować się myśliwymi.<br />
Nie tylko dlatego zresztą. Kolejny pozytyw jest w tym taki, że wreszcie naprawdę mam dosyć tej roboty. Nigdy więcej nie zorganizuję dla ludzi, których nie znam, wyjazdu do Laponii.<br />
To koniec z takimi historiami i koniec ze wstrętnymi ludźmi, którzy nie są w stanie dostrzec piękna natury i docenić należycie wspaniałej pracy psów. O sobie nawet nie wspomnę :)<br />
<br />
Praca ze zwierzętami zawsze budziła moje obawy, co do dobrego ich traktowania. Mamy mnóstwo przykładów brutalnego wykorzystywania zwierząt dla ludzkiego zarobku. Wycisnąć ze zwierzaka ile się da, a potem się go pozbyć. Psa uśpić, czy wyrzucić, konia oddać do rzeźni. To normalne postępowanie. Mamy mnóstwo przykładów na to o czym piszę. Konie z Morskiego Oka, psy z rozmaitych keneli, a zwłaszcza amerykańskich i skandynawskich. Znamy przecież sprawę rozstrzelania ponad stu psów w Kanadzie, krótko po igrzyskach olimpijskich w Vancouver, kiedy zarobiły swoje wożąc turystów licznie przybyłych na olimpiadę, a po niej nie były już potrzebne. Można tę listę ciągnąć dalej i wymieniać mniej lub bardziej drastyczne przypadki pewnie bez końca.<br />
W każdym razie zawsze wiedzieliśmy, że aby pracować z psami musimy utrzymywać wszelkie etyczne kwestie na maksymalnie wysokim poziomie. Zwierze musi być na pierwszym miejscu listy naszych priorytetów. Nie zyski, nie nasze dostatnie życie. Te powinny przyjść niejako przy okazji.<br />
<br />
W praktyce okazało się to niezwykle trudne. Koszty prowadzenia kenelu są tak duże i jednocześnie stałe, że albo etyka, albo zarobek. I tu polegliśmy. Uciekałem ze Szwecji przed konsekwencjami akcji rozpętanej przez konkurencję, właśnie po to, by ratować psy. Tam chodziło dosłownie o ich życie. O życie moich psów, nie moje. Sam więcej zdziałałbym z urzędnikami zostając na miejscu, ale to byłoby niezwykle niebezpieczne dla psów. Ratowałem psy wpędzając się jednocześnie w gigantyczne problemy. Narażając na utratę pieniędzy, pracy w przyszłości i dobrego imienia. Miałem to wszystko gdzieś, bo znacznie łatwiej jest żyć z komornikiem na głowie niż z zapaskudzonym sumieniem, że zabiłem swoje psy.<br />
<br />
Kilka lat temu było podobnie. Szlag nas trafił kiedy widzieliśmy jak traktowane są konie w Śliwiczkach i też musieliśmy, dla ich dobra zawalczyć. Własnym kosztem. Poszliśmy na wojnę, w której niemal nikt nas nie wsparł. "Nasi znajomi" przyjeżdżali do nas tam chętnie, żeby pobyć w fajnym miejscu, potrenować ze swoimi psami. Kiedy jednak przyszło co do czego i wystarczyło opowiedzieć w sądzie jak było, to wszyscy zniknęli. No nie wszyscy, trwała przy nas jedna osoba, która jest z nami na dobre i na złe. Jedna z kilkunastu! Inni przed sądem nie chcieli się stawić, ale w internecie, za naszymi plecami mieli bardzo dużo do powiedzenia, oczywiście negatywnie na nasz temat. Skądś to znacie, co? Każdy może opowiedzieć podobną historyjkę o "przyjaciołach". Po co ludzie tak się zachowują? Może chcą w ten sposób uciszyć własne sumienie? Mogli zachować się jak ludzie, a zachowali się jak....Wiadomo co. W Szwecji też tak było w temacie znajomych.<br />
Zawsze będę powtarzał, że dzięki mushingowi poznałem w życiu mnóstwo cudownych, wspaniałych i bohaterskich psów oraz kupę paskudnych ludzi, na szczęście z kilkoma wyjątkami :)<br />
<br />
Dlatego nadszedł czas na kompletną zmianę. Nie mam pojęcia jak to się wszystko ułoży, ale wiem jedno, kończę przygodę z organizacją jakiejkolwiek turystyki. Istnieją ważniejsze rzeczy do zrobienia i to na nich zamierzam się skupić. Zwłaszcza, że czas zasuwa jak opętany i z każdym dniem mam go coraz mniej. Amen.Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-5700852793955523232017-10-11T21:31:00.000+02:002017-10-11T21:31:13.058+02:00Trudne czasy<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;">Do
szału doprowadza mnie to, co dzieje się obecnie w sprawach przyrody. Mordowanie
łosi, eksterminacja dzików, zagłada Puszczy
Białowieskiej, Bukowej, czy Karpackiej oraz ciągłe zbliżanie się do rozpoczęcia polowań na wilki. Już trwa stopniowe budowanie histerii i atmosfery strachu. To gdzieś wilki gapią się na dzieci wracające z kościoła, to gdzieś zagryzły psa, a to znów mogące zaatakować ludzi. Wiadomości, które łykają prości ludzie, pozbawieni elementarnej wiedzy o czymkolwiek, a które budują w nich lęk i poczucie, że bohaterscy myśliwi wymordują te dzikie bestie nim one pożrą ludzi. To wszystko nie daje mi spokoju. </span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;">Pisowski minister i
siedzący mu w dupie leśnicy i myśliwi, chcą zniszczyć polską
przyrodę. Wyssać z niej, jak wampir, wszystko, co może przynieść dochód. Nie zgadzam się na dyktaturę tych chamów, nie zgadzam
się na takie traktowanie naszego wspólnego dobra. Nie zgadzam się na pychę myśliwych, z jaką opowiadają bzdury o konieczności strzelania do zwierząt, dla ich własnego dobra. Ich argumenty są tak obrzydliwe, że aż nie chce mi się z nimi dyskutować. Podpisuję
wszelkie petycje w tych sprawach, ale to nie działa. Te gnoje robią
co chcą i nie mają najmniejszego zamiaru przestać. Straszna jest ta bezsilność.
Za chwilę dostaniemy potężne kary za wycinkę w Puszczy i my,
społeczeństwo będziemy je płacić. Nie te dziady w zielonych
mundurkach i ich szef szyszko, czy nadszef rydzyk. Tylko my wszyscy. </span></span>
<br />
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;">Nie
ma słów dość obelżywych w słowniku ludzi kulturalnych, aby wyrazić co
czuję wobec pisowskich polityków, leśników i myśliwych. Mam
tylko nadzieję, że któregoś pięknego dnia po was, skurwysyny
przyjdziemy! I też nie będzie litości, tak jak wy jej nie macie.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;">Tylko, czy wtedy jeszcze </span>coś<span style="font-family: inherit;"> pozostanie do uratowania. Czy zachowa się choćby skrawek Puszczy Białowieskiej? Czy po lesie hasać będą jeszcze jakieś dzikie zwierzęta? Czy będą w ogóle jeszcze jakieś prawdziwe lasy? No i pytanie najważniejsze - czy będzie miejsce w takim kraju dla nas, ludzi myślących i odczuwających wspólnotę z naturą i rozumiejących jej prawa i potrzeby? Mam spore wątpliwości. Możemy skończyć w kryminałach,ścigani przez prawackie bojówki, które już się rozkręcają i jak możemy zauważyć, nie przebierają w środkach. Może któregoś dnia wpadną do naszych domów uzbrojeni w pałki i kastety oenerowskie bojówki, by wybić nam lewactwo z głów razem z zębami. Taka przyszłość pewnie nas czeka.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;">Widzieliśmy ich już w akcji. Potrafią atakować i obrażać bez żadnej żenady wszystkich, niezależnie od wieku i płci. Każdy jest ich wrogiem, kto myśli inaczej niż oni. Raczej każdy, kto w ogóle myśli, w przeciwieństwie do nich.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;">Tak oto wyszliśmy z tematu ochrony środowiska i znaleźliśmy się w polityce, ale tego w dzisiejszych czasach nie sposób uniknąć. Polityka wlazła brudnymi buciorami we wszystkie dziedziny życia i skalała je swoim cuchnącym oddechem, bo na to jej pozwoliliśmy. Daliśmy władzę wariatom i prymitywom. Owszem, to daliśmy to nie do końca tak. Ja nie głosowałem na tę bandę, i wiele znanych mi osób także nie. Daliśmy ją jako naród, jako całość. Pozwoliliśmy ludziom tępym i fanatycznym wybrać równych sobie. Pozwoliliśmy bawiąc się w różne wątpliwości, nie idąc na wybory. Zbyt mało nas poszło, w każdym razie. Ja poszedłem. Nie ważne. Istotne,że stanęliśmy dzisiaj na krawędzi przepaści i nie mam pewności, czy damy radę się znad niej cofnąć.</span></span><br />
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;">Będziemy musieli się bardzo postarać. Jednak może nam zabraknąć determinacji i odwagi. Jesteśmy dzisiaj strasznie miękcy i słabi. Boimy się byle czego, wmówiliśmy sobie sami, jak to wiele mamy do stracenia. Samochody, mieszkania, domy, kredyty przecież. To nas blokuje? To hamuje nas przed demonstracją siły? Przez to na protestach bywa coraz mniej ludzi? Przez to pozwalamy na coraz więcej rządzącym bandytom? Nie potrafimy się im przeciwstawić? Pewnie, że strach, bo teraz to już jedynie pozostała nam agresja. Dawno było dla mnie jasne, że trzeba rwać bruk i walić nim w tych co próbują dokonać kolejnego rozbioru Polski i wyrzucić nas na margines cywilizacji. Musimy stanąć z nimi do walki. Nie wymachując białymi różami, tylko kijami. Różą jeszcze nikt nie przepędził szkodnika, kijem wielokrotnie. </span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;">Zostało nam już niewiele naprawdę czasu. Jeśli zrozumiemy to o czym piszę, to możemy jeszcze się uratować, to ostatnie chwile, kiedy oni jeszcze czegoś się boją. Potem będzie już tylko prokurator i wiezienie dla takich jak my.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-75504102126802526422017-09-11T00:03:00.000+02:002017-09-11T00:03:46.619+02:00Zbyt późno na opamiętanieMy ludzie wyrządzamy straszną krzywdę Ziemi, Matce Naturze i samym sobie. Jesteśmy strasznie tępi i nie potrafimy wyciągać logicznych wniosków. Zamiast tego brniemy w nadmierny konsumpcjonizm i chciejstwo posiadania przyrody na własność.<br />
Lasy Państwowe wraz z Ministerstwem Środowiska niszczą sanktuaria polskiej przyrody. Wycinają Puszczę Białowieską, Puszczę Karpacką i Bukową. Wycinają drzewa gdzie popadnie w miastach i na wsiach, by w ich miejscach wybudować betonowe domy. Ludzie rozpełzają się po świecie wypierając z niego naturę. Myśliwi mordują bez opamiętania zwierzęta, a rząd pozwala im to robić, a wręcz zachęca ich do eskalacji tego procederu, rozszerzając wciąż listę gatunków, na jakie wolno polować. Za chwilę wróci na nią łoś, bobry, żurawie!, a nawet ptaki krukowate, czy wydry.<br />
To jest celowe niszczenie przyrody.<br />
<br />
Ona jednak prędzej czy później pokaże gdzie nasze miejsce w szeregu. Z każdym rokiem wzrasta liczba niebezpiecznych zjawisk pogodowych. Cieplarnia nad nami zamknęła się i będzie rosnąć w siłę, na nasze własne życzenie, a to sprzyja powstawaniu silnych burz, czy tornad. Emitujemy mnóstwo gazów cieplarnianych, jeździmy samochodami bez przerwy, produkujemy różne pierdoły, bo wmówiliśmy sobie, że bez nich nie ma cywilizacji i mordujemy siebie sami w ten sposób.<br />
Obecnie w Ameryce szaleje huragan Irma, który już zabił dwadzieścia kilka osób, a to pewnie dopiero początek.<br />
Kilka tygodni temu Amerykę nawiedził inny huragan, który spustoszył Teksas. Fachowcy mówią, że za kilka lat i u nas, w Polsce, będą się działy podobne rzeczy. W sierpniu mieliśmy już tego próbkę na Pomorzu i Kujawach. To co było, to jednak tylko przygrywka do tego, co nas czeka w niedalekiej przyszłości.<br />
<br />
Czy możemy odmienić los naszej planety? Pewnie, teoretycznie tak. Wielu mądrych ludzi wskazuje drogę. Tylko mam wątpliwości, czy aby już dziś nie jest na to zbyt późno. Wątpię też, aby na ludzi zstąpiło opamiętanie. Przytłaczająca większość ludzkości nie widzi niczego złego w zwiększaniu ludzkiej populacji i idącej za tym produkcji. Nadchodzi czas zapłaty za nasz brak szacunku dla natury, za pogardę i czynienie sobie ziemi poddanej. Ziemia da nam mocno po tyłkach. Strzeżmy się.Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-76960383460118847442017-05-30T13:31:00.000+02:002017-05-30T13:35:20.717+02:00Sprostowanie<span style="font-family: inherit;">Prawie cztery miesiące temu napisałem tutaj ostatniego posta. Podałem tam informację, że w Szwecji nie można trzymać, w trakcie wyjazdu, psów w przyczepie, co zmusiło mnie do opuszczenia tego kraju i przerwania działalności tam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Pisałem to mając słowną interpretację prawa usłyszaną od szwedzkich urzędników oraz ich pisemną decyzję wydaną w języku szwedzkim, zakazującą mi używania przyczepy w celach mieszkalnych dla psów.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">W lutym, już po napisaniu tamtego tekstu, otrzymałem wreszcie decyzję w zrozumiałym dla mnie języku. Prawo, na które powołali się urzędnicy pozwalało mi używać przyczepy w taki sposób w jaki to czyniłem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Zatem zakazanie mi działania w Szwecji było bezprawne. </span><br />
<span style="font-family: inherit;">Złożyłem odwołanie do szwedzkiego sądu administracyjnego i tam ta sprawa leży od lutego. Dzisiaj dostałem kolejną odpowiedź z tegoż sądu : <span style="background-color: white; color: #1f497d; font-size: 14.6667px;">I am sorry but I can´t get you a date for a decision. You still have to wait. </span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white;">Czekam tak już cztery miesiące, nazywany oszustem, kłamcą, wyłudzaczem itd. Ile poczekam jeszcze? Tyle ile będzie trzeba. Miał</span><span style="background-color: white;"><span style="font-family: inherit;">em prawo tam działać.</span></span><span style="background-color: white;"> Miałem prawo robić to w taki sposób w jaki robiłem. Moje psy miały prawo do bycia psami, a ja człowiekiem. Szwedzcy urzędnicy złamali moje prawa człowieka. Wpędzili mnie w niesamowite problemy. Miałem realizować marzenia a mam długi i niepewną przyszłość. Ja, moja rodzina i wszystkie nasze zwierzęta. Tylko dlatego, że urzędnik działał w zmowie z lokalnym biznesem. Gdybym był Szwedem nikt by mnie nie tknął, być może. Jednak Polaka trzeba było usadzić i pokazać mu jego miejsce. Tak to odbieram.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; font-family: inherit;">Powtórzę jeszcze raz, złamano moje prawa człowieka. Nie odpuszczę tej sprawy. To jest walka o moja godność i prawo do działania. Szwecja nie może zrujnować wielu lat naszej ciężkiej pracy. </span><span style="background-color: white;"> </span></span>Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-4435281719568237042017-02-04T10:15:00.000+01:002017-02-04T10:15:04.350+01:00Koniec marzeńNiecały miesiąc temu napisałem ostatni post z Vuollerim. Już wtedy było źle, ale wciąż miałem nadzieję, że jakoś to się wszystko ułoży.<br />
Nie stało się tak.<br />
Finnmarkslopet robi wszystko, aby mnie od siebie odepchnąć. Miałem z tym wyścigiem problem od zawsze. Mimo wszystko jednak zabierałem się za niego kolejny raz i kolejny. Umarł Vili, a teraz musiałem przerwać przygotowania do Trylogii Norweskiej z przyczyny, która nie mieści mi się w głowie.<br />
Kto nie wie o co chodzi może o tym przeczytać tu: https://web.facebook.com/SyberiadaAdventure/posts/1531926396825206<br />
<br />
Na tym kończę z marzeniami o wielkim wyścigu. Jego koszt stał się zbyt duży. Co wykombinuje los przy mojej kolejnej próbie? Nie będę tego sprawdzał.<br />
Mam dość ciągłego walczenia z przepisami i spełniania coraz to nowych warunków, które maksymalnie promują Skandynawów, co jest jednym z powodów tak małej liczby zawodników z innych krajów na starcie.<br />
Norwegowie mają ten wyścig pod nosem. Dla wszystkich innych samo dotarcie na jego start to już wyprawa. Bardzo niebezpieczna wyprawa.<br />
Ponadto kiedy oni trenują, to my latamy i załatwiamy bzdurne dokumenty, których nikt i nigdzie jeszcze nie sprawdzał. Ale papiery mieć musimy. Musimy także truć nasze zwierzaki tabletkami na robale przed każdym przekroczeniem granicy. Oni nie muszą tego robić. Przez to nasze psy są słabsze.<br />
<br />
W tym sezonie postanowiłem przygotowywać się w szwecji, celowo piszę nazwę tego kraju z małej litery, ale tam okazało się, że muszę wybudować kenel, aby przebywać w tym kraju choćby jeden dzień.<br />
Wszędzie na świecie maszerzy trenując na wyjeździe trzymają swoje psy w przyczepach. W szwecji jest to zabronione. Szwedzki urzędnik wie lepiej co jest dobre dla moich psów niż ja, który poświęciłem całe życie dla mushingu! Znam swoje psy doskonale, wiem który czego potrzebuje i ta wiedza potwierdza się we wszystkich moich działaniach. Ale to młoda inspektorka po 10 minutowej rozmowie ze mną wie lepiej.<br />
Nie mam zamiaru nigdy więcej dać się tak traktować. Tam nie ma żadnej wolności. Ich przepisy są fikcją i totalną ściemą. Według ich idiotycznych wytycznych moim psom było źle w przyczepie, więc postanowili je zabić. Czy ktoś może zrozumieć taki idiotyzm? Takie coś możliwe jest tylko w szwecji, która chwali się brakiem bezdomnych zwierząt, które po prostu są zabijane. Taki mają sposób na bezdomność.<br />
<br />
Przyczepa, w której pies po ciężkim treningu ma doskonałe warunki do odpoczynku, jest zła, ale spanie psów na śniegu, bez słomy i kurtek podczas ich "kultowej" imprezy Fjalraven Polar jest ok.<br />
Przyczepa be, a bieganie bez butów i kurtek na tejże imprezie i we wszystkich kenelach turystycznych ok. Przyczepa be, a zabijanie starszych psów ok. Starszy pies w szwecji to już ośmiolatek. Przyczepa be, a eutanazja na życzenie ok! Taka jest szwecja.<br />
<br />
Zająłem się mushingiem wiele lat temu, bo dawał w cywilizowanym świecie namiastkę wolności. W terenie z psami, wiatrem i przestrzenią czułem się wolny. szwecja zabiła to poczucie. Nie tylko szwecja zresztą. Przepisy, papiery, ciągłe ich zmiany. To zabija ducha, doprowadza do absurdu, z którego ja się wypisuję. Nie interesuje mnie mushing obarczony coraz głupszymi przepisami i ludźmi.<br />
Do widzenia.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-83152085629514006332017-01-08T10:29:00.002+01:002017-01-08T13:58:07.495+01:00Wieści z koła polarnego<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-4iT6Dk-qxKI/WHIGWKyZ3DI/AAAAAAAAJeI/hDewIb9mEe8Bve1d2ynowbToxRPkZG5HACLcB/s1600/DSC02426-001.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://4.bp.blogspot.com/-4iT6Dk-qxKI/WHIGWKyZ3DI/AAAAAAAAJeI/hDewIb9mEe8Bve1d2ynowbToxRPkZG5HACLcB/s640/DSC02426-001.JPG" width="640" /></a></div>
Nowy rok rozpoczęliśmy, jak zwykle, od pracy z psami. Ja w Laponii, Daria i Kacper w Polsce. Ja mam tutaj 13 psów, oni 28 i cały dom na głowie. Ja "tylko" treningi i Husky Safari.<br />
<br />
Wczoraj miałem z psami pobiec wyścig Beaskadas 300 w Norwegii. Nie pobiegłem, bo pogoda szaleje jak opętana w Finnmarku i wyścig przesunięto na następny weekend. Dla mnie to klapa. Za tydzień mam gości na kolejne Safari i jechać do Norwegii nie mogę. Mocno to komplikuje mój plan.<br />
W północnej Norwegii od początku grudnia panują masakryczne warunki. Opady deszczu i wichury bardzo utrudniają życie psim zaprzęgom. Dla mnie to problem jeszcze wiekszy, bo Beaskadas jest kwalifikacją do dwóch nastepnych wyscigów i kluczem do realizacji Trylogii Norweskiej.<br />
<br />
Nie chcę jeszcze podejmować żadnych ostatecznych decyzji. Zobaczę co wydarzy się dalej. Póki co muszę skupić się na moich gościach i pokazać im Laponię z maszerskiego punktu widzenia.<br />
<br />
Poza wszystkim mamy tu, w Vuollerim, piękną zimę. Jest mróz i sporo śniegu. Ostatnie dwa dni z temperaturami -34 pokazały możliwości zimy w tym rejonie, a pewnie nie było to ostanie jej słowo.<br />
<br />
Pozdrawiam z Dalekiej Połnocy<br />
KrzysztofDroga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-31238533564314239522016-12-25T20:03:00.000+01:002016-12-25T20:03:15.570+01:00Świąteczny prezent<a href="https://1.bp.blogspot.com/--ldGPAupqBU/WGAXPKdFY7I/AAAAAAAAJdo/cj1iiKU4xkMKGcvjntCgNvbA2YGVqK40ACLcB/s1600/DSC02283-001.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/--ldGPAupqBU/WGAXPKdFY7I/AAAAAAAAJdo/cj1iiKU4xkMKGcvjntCgNvbA2YGVqK40ACLcB/s640/DSC02283-001.JPG" width="640" /></a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Jak zwykle około osiemnastej wyszedłem karmić psy. Wypuściłem całą ekipę z przyczepy, przygotowałem stół, na którym napełniam miski, dolałem oleju i cieplej zupy. Za moimi plecami cały czas świeciła na niebie zorza. Niemal każdego dnia ją obserwuję, jednak ze względu na latarnie uliczne i światła domów sąsiadów nie dawało jej się dotąd sfotografować, Zbyt słabo była widoczna.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbXMg-qUu_8T9DqmhuutAEIFQtG0Saf_q2F_zU9Xg5UH0-dc4lgM6Jm8aUSkuhsQzWIohik10AEKx3AYKp15pJMEKMbkGaGVrha3UUn6zu0pvEYpMUnXhvSkY4j8a0mOyHUUlsGd7cKQV3/s1600/DSC02284-001.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbXMg-qUu_8T9DqmhuutAEIFQtG0Saf_q2F_zU9Xg5UH0-dc4lgM6Jm8aUSkuhsQzWIohik10AEKx3AYKp15pJMEKMbkGaGVrha3UUn6zu0pvEYpMUnXhvSkY4j8a0mOyHUUlsGd7cKQV3/s640/DSC02284-001.JPG" width="640" /></a></div>
Dzisiaj jednak stało się inaczej. Zorza rozbłysła dużo mocniej niż dotąd, na dodatek ożyła. Przestała być statyczna i zaczęła falować. Ten jej ruch jest niesamowity, magiczny, nieprawdopodobny.<br />
Tym razem udało mi się zarejestrować co nieco aparatem, ale to co było dzisiaj najciekawsze okazało się dla obiektywu zbyt dynamiczne. Nie zarejestrował niczego. Dlatego moje to co widziałem własnym okiem.<br />
<br />
To najlepszy prezent świąteczny jaki moglem dostać tutaj. Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-50982079496156861042016-12-24T14:23:00.000+01:002016-12-24T14:23:05.124+01:00Świąteczny czas<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-MaBKMq_sZdk/WF52mjeWaLI/AAAAAAAAJdY/gKIRgFVZC_AQ3PzOPfws1pHBsrSiq1gswCLcB/s1600/DSC02237.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://4.bp.blogspot.com/-MaBKMq_sZdk/WF52mjeWaLI/AAAAAAAAJdY/gKIRgFVZC_AQ3PzOPfws1pHBsrSiq1gswCLcB/s640/DSC02237.JPG" width="640" /></a></div>
<br />
Święta to czas magiczny. Wreszcie trochę zwalniamy, przestajemy pracować, mamy chwilę na zadumę, refleksję nad naszym życiem, której na co dzień nam brakuje.<br />
Taka jest największa zaleta świąt. Czas spędzony z rodziną, z najbliższymi, z którymi dzieli się dolę i niedolę. Rodzina to najważniejsza sprawa na świecie. Nie ma niczego ponad nią. Czuje się to zwłaszcza, gdy rodzina jest daleko.<br />
<br />
Daria z Kacprem w Polsce, ja w Szwecji. Na szczęście jest internet i telefony. Mamy stały kontakt. I świadomość, że ta rozłąka jest po coś. Po to, bym przygotował grunt dla nas wszystkich na lapońskiej ziemi. Następne święta spędzimy już razem i będą one najwspanialsze w naszym życiu. Już my się o to postaramy.<br />
<br />
Tymczasem u mnie w Vuollerim pada śnieg. Sypie od nocy i sypać ma do jutra. A jutro wedlug prognoz piękna pogoda. Wczoraj temperatura doszła niemalże do -20, dzisiaj natomiast jest ledwie -8. Tutaj to ciepło.<br />
<br />
Życzymy Wam wszystkim ciepłych właśnie świąt, spędzonych z najbliższymi. Wszystkiego najlepszego na święta i nie tylko. Kochajcie się i szanujcie, bo rodzina i przyjaciele to największy skarb jaki człowiek może w życiu znaleźć. Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-38287545494865919142016-12-23T08:20:00.000+01:002016-12-23T08:20:08.897+01:00Beaskades 300<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-TZmoAh6FpQY/WFzQBZK9vSI/AAAAAAAAJdI/FVCpqgmbuSIOzJKCVriF7TvAKEkWQVLbQCLcB/s1600/DSC02205-001.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://1.bp.blogspot.com/-TZmoAh6FpQY/WFzQBZK9vSI/AAAAAAAAJdI/FVCpqgmbuSIOzJKCVriF7TvAKEkWQVLbQCLcB/s640/DSC02205-001.JPG" width="640" /></a></div>
<br />
Za dwa tygodnie stanę z moim psim zespołem na starcie pierwszego w tym sezonie długodystansowego wyścigu psich zaprzęgów Beaskades 300. Wyścigu najważniejszego dla mnie w tym sezonie. On jest bowiem kwalifikacją do dwóch kolejnych.<br />
Specjalnie po to, aby mieć szansę na pozytywne zakończenie zmagań z jego trasą, wybrałem się na trening do szwedzkiej Laponii. To przez ten wyścig spędzę święta z dala od mojej rodziny. Po raz pierwszy nie będziemy w święta razem. Nie jest to dla nas proste. Tym bardziej więc zależy mi na powodzeniu w tych zawodach. Skoro płacimy za to tak wysoką psychicznie cenę, to niech będzie sukces.<br />
<br />
Oczywiście zaklinanie rzeczywistości nic tutaj nie da. Realia są twarde. Albo dam radę przygotować mój zespół, albo nie. Taryfy ulgowej nie będzie, tak jak i zresztą nie było jej nigdy.<br />
Rzeczywistość nas nie rozpieszczała. W Polsce warunki treningowe zawsze były trudne, stąd decyzja o przygotowaniach w Szwecji. Tutaj jednak też nie jest różowo. Na początku było nieźle, ale dwudniowa odwilż z opadami deszczu wszystko zamieniła w lodowisko. Na dzisiejszym treningu doszło do bardzo groźnej sytuacji. Na szczęście doświadczenie i rozsądek wzięły górę i uchroniły mnie przed poważnym wypadkiem. Kolejna lekcja maszerskiej pokory. Na co dzień nie zdaję sobie sprawy z zagrożeń, owszem sport ekstremalny, ale zazwyczaj mam nad wszystkim kontrolę, aż nagle zdarza się dzień jak dzisiaj i wszystko biorą diabli. Tylko wielkie doświadczenie ratuje sytuację. Dzisiaj mogło skończyć się bardzo źle dla mnie. Na szczęście mam tylko podrapany trochę nos.<br />
<br />
Na Beaskades 300 zgłosiło się ponad 60 zaprzęgów. Na moim dystansie z 8 psów jest ich 34. W tym jeden Polak oprócz mnie, Marcin Harna, pracujący i trenujący na co dzień w norweskim Tromso.<br />
Dwóch Polaków, trzech Finów i jedna Szwedka, cała reszta to Norwegowie. Tak jest zazwyczaj na wszystkich wyścigach długodystansowych. Norwegowie są w przytłaczającej większości.<br />
<br />
Dwa tygodnie treningów, szlifowania formy, a potem zobaczymy jak będzie. Oby tylko warunki na trasach się poprawiły, bo obecne lodowisko i tu w Szwecji i tam w Norwegii nie napawa optymizmem. Jestem jednak dobrej myśli. Pogoda musi się poprawić.<br />
<br />
Poniżej pełna lista zawodników startujących z ósemką psów na 220 kilometrowej trasie:<br />
<br />
Sølvi Monsen, Alta, Beskades husky, Alta THK<br />
Herlof Hammari, Alta, Lamas kennel, Alta THK<br />
Runar Terje Foslund, Alta, Vidar Uglebakken, Alta THK<br />
Marion Jarry, Varangerbotn, Vesterelva & Viddas<br />
Maja Sellevoll, Storslett, Røyelskampen kennel, Nordreisa THK<br />
Emma Cowell, Langfjordbotn, Azgard N70, Alta THK<br />
Christian Kunz, Kvaløya, Tromsø Villmarksenter<br />
Raine Niemi, Finland, Team Maglelin, Pohjos-Lapin V.<br />
Karolliina Ruippo, Finland, Team Magelin, Pohjos-Lapin V.<br />
Sanja Heikkila, Storslett<br />
Heidi Walseth, Alta, Haldde husky, Alta THK<br />
Vidar Myklevoll, Alta, Northern Lights husky, Alta THK<br />
Tommy Theodorsen, Straumsbukta, Kvaløya husky, Troms THK<br />
Geir-Ivar Vikholt, Borkenes, Suna-Sanik kennel<br />
Silje Holmen Larsen, Storslett. Nirva Huskies<br />
Mailin Jerijervi, Svanvik. Tripp Trapp husky, Varanger THK<br />
Kenneth Nilsen, Alta, Tverrelvdalen husky, Alta THK<br />
Dre Langefeld, Langfjordbotn. Vidda Runners Huskies<br />
Hans Petter Harangen, Lakselv. Vestavinden husky. Alta THK<br />
Silje Maret Somby, Karasjok, Alta THK<br />
Anna Dorothea Yri, Alta, Yri kennel. Alta THK<br />
Åse Østvold, Alta, Bechs racing kennel. Alta THK<br />
Marcin Harna, Kvaløysletta, Tromsø Villmarkssenter<br />
Rune Røksland, Lakselv, Vov Vov Husky, Alta THK<br />
Krzysztof Nowakoski, Polen. Syberiada Adventure<br />
Ebbe W. Pedersen, Alta, Northern Lights huskies. Alta THK<br />
Elaine Brown, Alta, Northern Lighs huskies<br />
Ingvill Aasheim, Langfjordbotn, Parken gård husky<br />
Matti Salmi, Finland, Nellim husky<br />
Kristoffer Bjørkhaug, Alta, North Cape huskies<br />
Raghnild Larshus, Alta North Cape huskies<br />
Mads Larsen, Alta, Northern lights husky<br />
Maria Sparboe, Alta, Team Horisont, Alta THK<br />
Anette Jonsson, Sverige, Team Saari SleddogsDroga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-52668855359289163082016-12-22T08:44:00.000+01:002016-12-22T08:44:58.495+01:00Polarna codzienność<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-Xz-cHlma7qI/WFuEC5wM4HI/AAAAAAAAJcw/x39UYtEpM0EOg8yo2WgO_aeqNG0Bw57qQCLcB/s1600/DSC02190-001.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://4.bp.blogspot.com/-Xz-cHlma7qI/WFuEC5wM4HI/AAAAAAAAJcw/x39UYtEpM0EOg8yo2WgO_aeqNG0Bw57qQCLcB/s640/DSC02190-001.JPG" width="426" /></a></div>
<br />
Pierwszy wyścig tego sezonu zbliża się wielkimi krokami. To już 6 stycznia w norweskiej Gargii. Trzeba przygotować solidnie zespół.<br />
Dlatego codziennie robimy to samo. Pobudka około 7. Śniadanie, przegląd prasy internetowej, wyjście do psów. Muszę przygotować im śniadanie. Wypuścić z przyczepy, każdego przejrzeć, popatrzeć czy wszystko w porządku.<br />
Kiedy psy zjedzą zabieram się za przygotowanie sprzętu do treningu. Robię psom przekąski na trasę, zakładam im szelki i buty.<br />
Możemy ruszać.<br />
<br />
Kiedy mam gości to pomagają mi w tym wszystkim, kiedy ich nie ma robię wszystko sam. Każdego dnia. Od czasu do czasu nadchodzi dzień odpoczynkowy. Dla psów i dla mnie. Jak już nadejdzie, to nie wiadomo co z nim robić. Trudno jest wyskoczyć na chwilę z kołowrotu.<br />
<br />
Miałem taki dzień w ostatni poniedziałek. Odespałem trochę sennych zaległości jeszcze z Polski i solidnie poczytałem książkę Jacka Hugo-Badera pt. "Skucha". Czyta się to bardzo szybko, uwielbiam styl Badera, a i tematy w jego książkach raczej z tych mnie wciągających. Lecą więc strony szybko. Jak skończę to biorę się za najnowszą o Jurku Kukuczce.<br />
<br />
Dzisiaj spróbujemy pojechać w stronę Harads. Znalazłem kilka dni temu drogowskaz, to dzisiaj tam spróbujemy. Wczoraj szlak do Kabdalis okazał się nieistniejący. Po czterech kilometrach trafiliśmy na coś w rodzaju pętli tramwajowej. Ktoś zatoczył koło skuterem i wrócił. Z sześdziesięciokilomertowej trasy istnieją na razie tylko cztery. To kiepska wiadomość. W tamtym rejonie pozostaje nam włóczenie się po szosie. Tylko, że pierwsze jej cztery kilometry przy ostatnim opadzie deszczu posypano piaskiem. Wczoraj zamordowałem tam do końca ślizgi w treningowych saniach. Trudno inaczej kiedy osiem w sumie kilometrów robi się po żwirze.<br />
<br />
Jeśli szlak do Harads okażę się tak samo niedrożny to zostaje nam tylko zapora, a ta napawa mnie niepokojem. Jej ogrom źle działa na moją psychę. Chociaż może raczej chodzi o zalodzony, stromy zjazd do niej? No cóż, trzeba będzie ją oswoić. Mushing to sport ekstremalny, więc nie ma co liczyć, że zawsze będzie przyjemnie. Strach, lęk, obawa, to stały towarzysz maszera. Nie da się tego uniknąć. Trzeba to oswoić.Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-50795092036497879662016-12-21T19:03:00.000+01:002016-12-21T19:03:03.725+01:00Zmiana pogody
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
W niedzielę
popołudniu zrobiło się nagle dużo cieplej. Z -10 temperatura
podniosła się do -5, ale tylko pozornie wciąż był mróz.
Wieczorem zaczął padać deszcz. Widocznie wyżej była dodatnia
temperatura, a mróz pokazywany przez termometry to efekt zimna
bijącego od śniegu i lodu.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Po deszczu
wszystko pokryło się lodową glazurą. Jest bardzo niebezpiecznie
chodzić, a co dopiero jechać zaprzęgiem. Na razie wygląda to
kiepsko. Zobaczymy co nas dzisiaj czeka. Czy bieg w teren, czy dzień
relaksu, drugi już z rzędu, bo wczorajszy był wcześniej
zaplanowany.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Niedzielę
wykorzystałem na wycieczkę do Jokkmokk. Bardzo ładne miasteczko, w
ten dzień emanujące spokojem. Wszystko pozamykane włącznie z
samskim muzeum, które jest tam dużą atrakcją. Szwedzi nie pracują
jednak w niedzielę, nie licząc pracowników marketów, które są
otwarte na okrągło od 8 do 22.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-y5u9-rd_Ego/WFrDh6BA-_I/AAAAAAAAJcg/MdgfJMFoeCwVEAZL8QIumBONP0sSr40kgCLcB/s1600/20161219_102455.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://1.bp.blogspot.com/-y5u9-rd_Ego/WFrDh6BA-_I/AAAAAAAAJcg/MdgfJMFoeCwVEAZL8QIumBONP0sSr40kgCLcB/s640/20161219_102455.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Nie omieszkałem
więc wejść do jednego z nich. Od razu zauważyłem na półce
tutejszy smakołyk. Blodpuding, czyli puding(?) galaretka(?) z krwi.
Je się to z konfiturą na przykład.
</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Krwawy puding to
jednak nic przy innym szwedzkim specjale. Kiszonych śledziach. To ni
mniej ni więcej, jak zgniłe śledzie zamknięte w puszce. Wyjątkowa
ohyda.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Te puszki są tak
nagazowane, że potrafią wybuchać, dlatego nie ma mowy aby
wpuszczono kogoś z tym specjałem do samolotu. Szwedzi podobno
otwierają taką puszkę w ogródku, w wykopanym wcześniej dołku.
Po przebiciu puszki tryska z niej wyjątkowo cuchnąca ciecz, którą
należy odcedzić. Jeśli zrobimy to w domu, to smród pozostanie w
nim na lata. Ponoć wielu Szwedów ma w trakcie otwierania tych
puszek odruch wymiotny. Mimo to uwielbiają zgniłe śledzie i
zajadają je z chrupkim pieczywem.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Przysmak ten
wymyślono, kiedy dawno temu sprzedawano Finom solone śledzie.
Szwecja była w tamtych czasach ubogim krajem, więc ktoś postanowił
zaoszczędzić na drogiej soli i wysłać Finom trochę mniej solone
śledzie niż zazwyczaj. Te, jak się okazało, nie przetrwały
transportu i zgniły. Beczki wróciły do Szwecji. Tam natomiast nie
chcąc zmarnować takiej ilości towaru zjedzono go w takim stanie w
jakim był. W ten oto sposób powstał narodowy przysmak. Smacznego.
</div>
Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-21371129083521675772016-12-18T17:35:00.000+01:002016-12-18T18:48:57.041+01:00Zorza polarna<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jak to z nią bywa pojawiła się nagle
wczoraj wieczorem i równie nagle zniknęła. Zrobiła mniej więcej
piętnastominutowy pokazik i nie zdążyłem nawet ustawić statywu z
aparatem. W każdym razie była, pokazała się i mam nadzieję na
znacznie więcej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wczoraj też eksplorowałem dalej teren
wokół domu. Na mapie znalazłem szlak prowadzący do Jokkmokk i
Kabdalis. Ruszyłem nim szczęśliwy, że nie wszystkie drogi
prowadzą przez tamę na rzece Lulealven, dokąd dotarłem
przedwczoraj. Do zapory prowadzi dość karkołomna trasa. Wijąca
się w górach w zasadzie ścieżka szerokości sań. Jest na niej
mnóstwo podjazdów i co oczywiste także zjazdów. Te są wyjątkowo
ekscytujące. Duża stromizna to duża prędkość zaprzęgu nawet
pomimo hamowania. Przy tych prędkościach przelatuje się między
drzewami dosłownie na milimetry. Trzeba być bardzo skupionym, aby
nie doszło do wypadku.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Na koniec, ostatni kilometr do zapory
wiedzie zalodzoną asfaltową drogą. Mocno w dół. Idzie ona także
po samej zaporze, na drugą stronę rzeki. Na szosie jest bardzo
ślisko, a hamowanie mało skuteczne. To taki zjazd, który po prostu
trzeba przetrwać.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedy natomiast zbliżyłem się do
zapory, mym oczom ukazał się widok wprost imponujący. Zapora jest
ogromna. Wznosi się dobre<b> </b>pięćdziesiąt metrów nad lustro rzeki po drugiej stronie rzeki<span style="font-weight: normal;"><b>. </b>Do tego
otaczają ją góry. Pięknie i groźnie jednocześnie.</span></div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Wczoraj, po
przeżyciach około zaporowych, chciałem trasy łatwiejszej, na której
nie będę musiał się tak mocno skupiać, a Erene łatwo poradzi
sobie z zaprzęgiem.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Właśnie taką
trasą okazał się szlak do Jokkmokk, którym wyruszyliśmy wczoraj.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Do Jokkmokk mam
czterdzieści sześć kilometrów, więc szlak zapowiadał się
doskonale. Zapowiadał, bowiem po mniej więcej półtora kilometra od
domu skończył się na jakiejś asfaltówce.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Rozglądałem się
wokół szukając znaczników, pojechałem po śladach jakiegoś skutera, nic.
Szlaku dalej nie ma. Najprawdopodobniej nie ma go jeszcze. Jest
początek zimy, turyści jeszcze nie dotarli, więc nie ma dla kogo
go utrzymywać w przejezdnym stanie.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
W tej sytuacji
wybrałem jazdę szosą. Najpierw po lodzie, a po kilku kilometrach
skręciłem w inną, mniej uczęszczana szosę, którą przykrywał
przyjemny śnieg. Psom biegło się doskonale, ja moglem odpocząć od
trudności technicznych, a Erene bezstresowo rozkoszować się jazdą
zaprzęgiem.
</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Przez dwadzieścia
kilometrów spędzonych na szosie, minął nas jeden samochód.</div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Poczułem się jak
maszerzy z Alaski, którzy do treningów wykorzystują Denali
Highway, na której mijają się z tirami, z rzadka oczywiście.
Wystarczy, że na takiej drodze zaprzęg trzyma się prawej strony i
można śmigać. Kierowcy tutaj są bardzo ostrożni zbliżając się do
psów. </div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
Dzisiaj dzień odpoczynkowy, wizyta w sennym Jokkmokk, a jutro wracamy do zaprzęgowego młyna. Przed świętami pierwsza próba z dużo dłuższym dystansem niż dotychczas, czyli ponad 50 km. W święta atak na 100. Pierwszy wyścig coraz bliżej.</div>
Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-79359148113356497412016-12-17T18:05:00.000+01:002016-12-17T18:43:06.726+01:00Vuollerim - 17 grudnia 2016<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-v5qCQuz0VB0/WFVtRWcBWUI/AAAAAAAAJcQ/LnPxeWPAD4IHdtRxWGehc7os4B2-4MZiwCLcB/s1600/20161217_123337-001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://3.bp.blogspot.com/-v5qCQuz0VB0/WFVtRWcBWUI/AAAAAAAAJcQ/LnPxeWPAD4IHdtRxWGehc7os4B2-4MZiwCLcB/s640/20161217_123337-001.jpg" width="480" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zorza się nie pokazała. Usłyszałem,
że jest za ciepło. A jest -15. Może coś w tym jest, a może to
wina księżyca, który świeci jak opętany ostatnio. W każdym
razie czekam dalej cierpliwie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wieczorem dotarło nareszcie mięso dla
psów. 525 kilogramów mieszanki łososia z kurczakiem i wołowiną.
Psy szczęśliwe, ja również. Nic tak nie poprawia morale zespołu
jak pełne brzuchy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wciąż nie mam internetu. Te posty
zamieszczam dzięki uprzejmości dobrych ludzi. Pojawiła się jednak
pewna szansa, że jednak podłączę się do sieci. Najwcześniej
jednak dopiero na koniec przyszłego tygodnia.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jest tutaj ze mną od dwóch dni
pierwsza uczestniczka Husky Safari. To Erene z Wielkiej Brytanii. Jak
zwykle mam spore kłopoty ze zrozumieniem angielskiego u Anglika.
Rozumiem co po angielsku mówią Niemcy, Szwedzi, Finowie i inni,
natomiast nie rozumiem Anglików. Masakra. Jakoś sobie jednak
radzimy. Wczoraj Erene była pierwszy raz zaprzęgiem w terenie.
Dzisiaj drugi raz. Zobaczymy jak poradzi sobie z psami i trudnościami
trasy, choć dzisiaj spróbujemy poszukać jakiejś mniej
ekscytującej.</div>
Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-38622928453788750322016-12-17T17:10:00.001+01:002016-12-17T18:43:33.505+01:00Początek w Vuollerim<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-sUdiD9UxsbI/WFVhsw-fLFI/AAAAAAAAJcA/A2_8GSfULW4oTTTfGDOj8v1xvKoq1EfcQCLcB/s1600/20161216_090611-001.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://1.bp.blogspot.com/-sUdiD9UxsbI/WFVhsw-fLFI/AAAAAAAAJcA/A2_8GSfULW4oTTTfGDOj8v1xvKoq1EfcQCLcB/s640/20161216_090611-001.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Dojechałem, to pierwsza informacja.
Długa droga za mną i muszę napisać, że samotna jazda przez
niemal 2300 km, to żadna frajda. Na pamięć znam teksty wszystkich
piosenek które, miałem w odtwarzaczu i wszystkie audiobooki. Tak
to jest, kiedy nie ma do kogo otworzyć ust. Zwłaszcza nie jest to
proste dla takiego gaduły jak ja :)</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W każdym razie jestem. Dotarłem tutaj
wczoraj około godziny 4 nad ranem. Końcówka podróży była
straszna. Piekielnie straszna. Co kilka kilometrów musiałem się
zatrzymywać i wychodzić z samochodu na mróz. Inaczej zasnąłbym
za kierownicą. Pchała mnie do przodu jedynie świadomość, że to
ostatnie 80 km i położę się do łóżka w ciepłym domu. Choć
tak naprawdę, to jechałem jedynie dlatego, że wyjechali mi na
przeciw moi przyjaciele. Ania, Mikołaj i Kuba. Skoro postanowili
poprowadzić mnie na ostatnim odcinku, to nie byłoby w porządku
powiedzieć im nagle, że staję i śpię w samochodzie. Musiałem
dojechać do domu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Poranek był straszny. Przed pójściem
spać musiałem oczywiście zająć się jeszcze psami, wypuścić je
z przyczepy, napoić, dać coś do jedzenia. Do tego zabrałem z
samochodu wszystko to co mogło w nim zamarznąć. Soki, mokre
jedzenie, warzywa, komputer, aparat foto i kamerę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Spać położyłem się około piątej,
a budzik dzwonił o ósmej trzydzieści. Słysząc go nie mogłem
zrozumieć o co mu chodzi, ani gdzie ja właściwie jestem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Dzisiaj jest już dużo lepiej. Jedna
przespana normalnie noc poprawiła zdecydowanie mój stan.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
No dobrze, teraz o Vuollerim i północy
Szwecji w ogóle.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jest ciemno, to po pierwsze. Noc
polarna jest w rozkwicie. Co prawda robi się widno tak mniej więcej
około dziewiątej, ale już po trzynastej powoli zaczyna zapadać
zmrok. Przez te cztery godziny jest na tyle jasno, że można
swobodnie robić coś na zewnątrz, natomiast w domach ludzie i tak
palą światła. Nie jest to jakoś specjalnie uciążliwe, mam tylko
wrażenie, że od czternastej jest już noc. Czekałem na mięso dla
psów, które obiecali dowieść mi dziś wieczorem. Słyszę to i
myślę sobie, jak to wieczorem, jak już jest wieczór i to raczej
późny, po czym zerkam na zegarek, a ten pokazuje dopiero piętnastą,
a tu mrok jak o drugiej w nocy. No cóż trzeba się do tego
przyzwyczaić. Tu i tak nie jest tak źle. Jeszcze ciemniej jest teraz
dalej na północy. Choćby w Inari, czy Alcie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ciemność to jedno, ale opowiem wam
teraz trochę o jeżdżeniu samochodem tutaj. Otóż drogi są
kompletnie zalodzone. Asfaltu nie widać spod lodu zupełnie. Wygląda
to na jakiś koszmar. Jak po tym jeździć? Zwłaszcza, że tutaj są
góry. Jest na to jednak sposób. Opony z kolcami. Te kolce to takie
niewielkie stalowe wypustki, ledwo wystające ponad bieżnik opony.
One jednak wystarczają w zupełności, aby zapewnić samochodom
przyczepność. Dzięki nim ludzie jeżdżą tutaj jak po asfalcie.
Szwedzi i inni mieszkańcy północy pędzą po tych lodowiskach z
prędkością ponad stu kilometrów na godzinę, za nic mając
zakręty i strome zjazdy. Kolce tak świetnie trzymają, że jest to
możliwe.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedyś myślałem, że nigdy nie będę
w stanie po lodach jeździć tak szybko jak oni, a tymczasem już w
Finlandii gnałem z przyczepą dziewięćdziesiąt kilometrów na
godzinę, co wcześniej wydawało mi się czystym szaleństwem. Jest
bowiem coś irracjonalnego w jeździe samochodem z takimi
prędkościami, po ciemku, drogą, którą niemal nie daje się iść
pieszo, gdyż jest tak okropnie ślisko.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Teraz parę słów o dzikich
zwierzętach. Laponia to oczywiście renifery. Widziałem dzisiaj
mnóstwo ich śladów na śniegu, ale żadnego z nich osobiście.
Gdzieś się kręcą, nawet jeden musiał być dzisiaj blisko mojego
domu, ale widziałem tylko ślady. Renifery to oczywistość.
Spotkania z nimi są bezpieczne, choć oczywiście nie zawsze. One
też nie lubią kiedy ktoś jest nachalny i kręci się blisko nich.
Wtedy najczęściej po prostu uciekają. Jest jednak zwierzę tutaj,
które raczej nie będzie uciekać. To łoś. Jednego z nich
spotkaliśmy wczoraj w nocy na trasie. Stanął na środku jezdni i
patrzył na samochód. W takiej sytuacji nie wolno go poganiać, ani
straszyć. Na łosia to nie podziała. Wręcz przeciwnie. Wszyscy
opowiadają tutaj historię jak to pewien kierowca zaczął na tego
zwierza trąbić. Łoś potraktował to jako agresję do jego własnej
osoby i agresją postanowił odpowiedzieć. Facet uciekał na
wstecznym biegu, a łoś demolował mu samochód. Rozbił przednią
szybę, zniszczył maskę, a w końcu uszkodził i silnik. Nie wolno
poganiać łosi. Jedyny bezpieczny sposób to stać spokojnie i
łaskawie czekać aż on sobie pójdzie. Pod żadnym też pozorem nie
wolno wychodzić z samochodu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ciekawe jak wyglądają tu spotkania z
łosiami podczas jazdy psim zaprzęgiem? Czy obecność psów
przegoni łosia, czy też może właśnie sprowokuje go do ataku? Mam
nadzieję, że nigdy tego nie sprawdzę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jest tu jeszcze jedno duże zwierzę,
ono jednak teraz śpi pogrążone w zimowym śnie. To niedźwiedź.
Jest podobno ich tu sporo i nierzadko zaglądają do wiosek. Zwłaszcza
wiosną kiedy budzą się głodne i chude i wyruszają na poszukiwanie
żywności. Niedźwiedzie będą jednak spały jeszcze do kwietnia.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Napiszę też, że Vuollerim to bardzo
urokliwe miejsce. Wszyscy mieszkają w tradycyjnych skandynawskich,
drewnianych domach. Większość z nich ma bordowy, albo żółty
kolor. Mój jest żółty. Jest tutaj szkoła, biblioteka, sklep,
stacja benzynowa i dom kultury. Jest hotel i czynny tylko latem
camping. Cisza i spokój. Ludzie żyją w swoim spokojnym rytmie.
Miasteczko sprawia wrażenie dość sennego, pewnie dlatego, że ludzie
tu tylko mieszkają, a większość z nich dojeżdża gdzieś do pracy.
Choćby do odległego o czterdzieści kilometrów Jokkmokk.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
No dobrze, to byłoby na tyle jeśli
chodzi o moje pierwsze wrażenia. Jestem, jakby nie patrzeć, na
końcu cywilizowanego świata. Tutaj bezkresna natura przenika się z
cywilizacją na każdym kroku. Ma się wrażenie bycia na granicy.
Zasięg telefonów, samochody, telewizory, a tymczasem kilkaset, a
może nawet kilkadziesiąt metrów obok panuje już natura i jej
ogrom. Dziś pojechałem zaprzęgiem w teren po raz pierwszy. Szlak
najpierw prowadził niemal obok domów, a za moment, dosłownie za
zakrętem, zaczął się dziki bór. Gęsty las, zwalone stare
drzewa, potoki, mnóstwo śladów zwierząt i śnieg. Dużo śniegu.
Im bardziej jechałem przed siebie tym bardziej oddalałem się od
cywilizacji. Psy biegły przed siebie jak oszalałe, szybko
oddalając nas od Vuollerim, od ludzi i ich świata. Pierwszy bieg w
nowym miejscu zawsze jest szalony. Psy wyspane w podróży roznosi
dosłownie energia. Chcą działać, biegać, i kiedy już mogą,
robią to z dziką pasją. Zazwyczaj zapominają przy tym o niemal
wszystkich zasadach, Robią się głuche na moje komendy i prośby o
odrobinę choćby spokoju, tak mi przecież potrzebnego kiedy
rozpoznaję dopiero teren. Nic z tego. Psy robią to po swojemu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jutro na szczęście powinno być już
spokojniej. Mam przynajmniej taką nadzieję.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Pierwszy kontakt z terenem pokazał mi
też jego trudności. To nie jest płaska powierzchnia wielkiego
zamarzniętego jeziora. To góry z krętymi ścieżkami, podbiegami i
szalonymi zjazdami. Będzie niełatwo, ale przecież właśnie takich
trudności szukałem. Im ciężej będzie na treningu tym mniej nas
zaskoczy na trasach wyścigów.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Pozdrawiam z zimowego na maksa
Vuollerim. Dzisiaj -15 i niemal czyste niebo w tej chwili, więc może
pokaże się zorza.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-21994322756335338312016-12-07T07:46:00.000+01:002016-12-07T07:46:00.397+01:00Sezon 2017 <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-Ny8Aok4DwKc/WEewD13zIII/AAAAAAAAJbw/dey4hGx8AvIIIwl7VtZ881dDddl4w2RgwCLcB/s1600/DSCF2777-1.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://2.bp.blogspot.com/-Ny8Aok4DwKc/WEewD13zIII/AAAAAAAAJbw/dey4hGx8AvIIIwl7VtZ881dDddl4w2RgwCLcB/s640/DSCF2777-1.JPG" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
6 stycznia rozpoczynamy realizację Trylogii Norweskiej startem w wyścigu Beaskadas 300. 220 kilometrów trasy wiodącej przez tundrę płaskowyżu Finnmark. Tuż nad Oceanem Arktycznym. W samym środku nocy polarnej.<br />
<br />
Dystans dość spory jak na początek sezonu, bo nie wszędzie były dobre warunki do treningu. W Polsce jak zwykle, raz cieplej, raz zimniej, często z deszczem. Nie ma co do tego wracać. W naszym kraju zawsze tak wygląda jesienno-zimowa pogoda. To dlatego przecież wyjeżdżamy na treningi do Szwecji.<br />
Różowo także jednak nie było z warunkami i w samej Norwegii. Wiem od znajomego z Tromso, że też przeczekiwał okresy niepogody. Najgorsze były deszcze i przychodzący po nich mróz, który zamieniał teren w lodowisko. Teraz im się tam poprawiło, bo wreszcie spadł śnieg.<br />
<br />
Co innego w Szwecji. W okolicach Jokkmokk, czyli tam, gdzie znajdziemy się już za kilka dni, warunki wymarzone. Jest mnóstwo śniegu i spory mróz, sięgający -20 stopni. To tylko potwierdza sens wyboru tego miejsca na nasze przygotowania.<br />
<br />
Sezon 2017 będzie naszym najdłuższym i najtrudniejszym sezonem w całej naszej, trwającej już siedemnaście lat, zaprzęgowej karierze. Mamy nadzieje też, iż będzie to sezon szczęśliwy, obfitujący w pozytywne wibracje i dający mnóstwo satysfakcji nam i naszym przyjaciołom, którzy są z nami, wspierają nas i życzą nam jak najlepiej.<br />
<br />
Zostało nam jeszcze do załatwienia kilka spraw, kilka napraw w domu, pakowanie... i w sobotę ruszamy. Jeszcze o tym napiszemy.Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-35944367768462595622016-12-04T13:40:00.001+01:002016-12-04T13:40:37.407+01:00"23 kilometr" idealnym pomysłem na prezent<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-itnMMz4VdpY/WEQBDrsrjOI/AAAAAAAAJbc/oWylWcDlQq4HbcSBnRLT5uKvwBz2Ia8XACLcB/s1600/IMG_20161127_144155.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://3.bp.blogspot.com/-itnMMz4VdpY/WEQBDrsrjOI/AAAAAAAAJbc/oWylWcDlQq4HbcSBnRLT5uKvwBz2Ia8XACLcB/s640/IMG_20161127_144155.jpg" width="640" /></a></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px;">
"23 kilometr" - jedyna taka książka na polskim rynku wydawniczym idealnym pomysłem na świąteczny prezent <span class="_47e3 _5mfr" style="line-height: 0; margin: 0px 1px; vertical-align: middle;" title="Emotikon smile"><img alt="" aria-hidden="1" class="img" height="16" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v6/f4c/1/16/1f642.png" style="border: 0px; vertical-align: -3px;" width="16" /><span aria-hidden="1" class="_7oe" style="display: inline-block; font-size: 0px; width: 0px;">:)</span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
To opowieść o podróży przez życie psim zaprzęgiem, o pasji, miłości i rodzinie, która wbrew przeciwnościom losu konsekwentnie dąży do realizacji obranych celów i marzeń. To książka podróżnicza, ale też o życiu, o szukaniu siły w sobie, która pozwoli podnieść się po niezliczonej ilości upadków i niepowodzeń, i oczywiście o psach - wspaniałych przyjaciołach na wspólnej śc<span class="text_exposed_show" style="display: inline;">ieżce życia.</span></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Od 25 lutego 2016, kiedy to "23 kilometr" miał swoją premierę w Kinoteatrze Rialto w Katowicach odbyliśmy ok. 50 spotkań autorskich i prelekcji w bibliotekach, domach kultury i na festiwalach podróżniczych. Spotkaliśmy mnóstwo zakręconych, niezwykle ciekawych i inspirujących osób. A reakcje, które wywołuje "23 kilometr" przeszły nasze najśmielsze oczekiwania:</div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="background-color: white; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<span style="color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px;">"<i>to jedna z najważniejszych książek, jakie czytałam w ostatnich latach, polecam!!</i>"</span></div>
<div style="background-color: white; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<span style="color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 14px;">Mirosława<br /><br />"<i>(jestem) zafascynowany i w sposób oczywisty wzruszony Państwa wysiłkiem i działaniem, dyktowanym wielkim sercem i humanizmem, którego próżno szukać we współczesnym świecie</i>"</span></span></div>
<div style="background-color: white; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<span style="color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 14px;">Maciej</span></span></div>
<div style="background-color: white; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<span style="color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 14px;"><br /></span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
"<i>Jedna z bardziej interesujących książek jakie ostatnio przeczytałam. (...) Czytając czuje się tą wielką pasję i miłość do zwierzaków</i>"</div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Irena</div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<span class="text_exposed_show" style="display: inline;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<span class="text_exposed_show" style="display: inline;">Dziękujemy za te słowa. Są one dla nas olbrzymią motywacją do dalszych działań.</span></div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<span class="text_exposed_show" style="display: inline;"><br /></span></div>
<div class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #1d2129; display: inline; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px;">
<div style="margin-bottom: 6px;">
"23 kilometr" - wyłącznie do kupienia u nas. Jej koszt to 35 zł plus 10 zł za wysyłkę priorytetową pocztą.<br />Zamówienia prosimy składać na<a href="mailto: info@syberiada-adventure.com" target="_blank"> info@syberiada-adventure.com</a></div>
<div style="margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Kilka recenzji:</div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
"<i>Piękna, wzruszająca, dosadna. O oddaniu, miłości i poświęceniu. Wyciska łzy i rwie dusze w cichej bezsilności. Historia zmagania się z wszelkimi przeciwnościami losu, by ostatecznie dać nadzieję na lepsze jutro...</i>"<br />Alina</div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
"<i>Książka jest GENIALNIE napisana - tak jak powinna być pisana książka o podróży i życiu. Zachęcam każdego do przeczytania książki "23 kilometr" - bo naprawdę warto!</i>"<br />Irek</div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
"<i>Historia prawdziwa, szczera, wzruszająca. Pełna energii, pozytywna, motywująca ale także i smutna. Czyli taka jak życie. Wciągająca od początku do ostatniej kartki.(...) pasjonująca historia niezwykłej rodziny. Tak, na pewno motywuje do działania. A autorowi można pozazdrościć uporu i wiary w to co robi. Świetna robota, polecam każdemu do przeczytania!</i>"<br />Kazimierz</div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;"><span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: Helvetica, Arial, sans-serif;">"<i>Przyniosłam
dzisiaj do domu... Miałam tylko "rzucić okiem" na
początek , obejrzeć "obrazki" żeby zastanowić się
kiedy podjąć próbę "bliższego poznania materiału"....
Po pierwszej stronie uznałam że zastanawianie się jest już
bezprzedmiotowe :) Gratuluję :)</i>"</span></span></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;"><span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: Helvetica, Arial, sans-serif;">Katarzyna</span></span></span></div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
I fragment książki:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 11pt;">"<i>Wpatrywaliśmy
się oboje w ciemną, nieprzeniknioną dal. Przed nami było
Inarijarvi. Pierwszy raz zobaczyliśmy jezioro. Zobaczyliśmy
zaledwie tyle ile widać było w świetle reflektorów. Jednak ten
drobny wycinek wtedy wystarczył. Zresztą nie to co było widoczne
miało znaczenie. Od jeziora wiał wiatr. Dość mocny, jednostajny
podmuch idący z mroku. Czuć było w tym wietrze długą drogę jaką
przebył. Czułem w nim ogrom przestrzeni jaka rozciągała się w
ciemnościach, gdzieś tam daleko, gdzie wzrok nie mógł sięgnąć.</i></span></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 11pt;"><i>Przestraszyłem
się. Poczułem prawdziwy lęk. Taki pierwotny strach głęboko w
sercu.</i></span></span></div>
<div style="margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 11pt;"><i>-
Jak my damy radę objechać to jezioro - pomyślałem wtedy. Tak
naprawdę pierwszy raz od czasu kiedy zaczęliśmy planować tę
wyprawę nagle ogarnęły mnie wątpliwości. Było bardzo zimno,
dwadzieścia parę stopni poniżej zera. Do tego dość mocno wiało.
I to coś, co trudno opisać. Jakaś groza.</i>"</span></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 11pt;"><br /></span></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: #1d2129;"><span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 11pt;"><br /></span></span></span></div>
</div>
Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-63045683049095058702016-11-27T09:06:00.000+01:002016-11-27T09:06:04.276+01:00Wieści z Laponii<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-k26v4nRmN_o/WDqTwZErTXI/AAAAAAAAJbM/5M3w7G20QzoJRjzyT0p26q80eN3dlwtbQCLcB/s1600/DSC00050.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://2.bp.blogspot.com/-k26v4nRmN_o/WDqTwZErTXI/AAAAAAAAJbM/5M3w7G20QzoJRjzyT0p26q80eN3dlwtbQCLcB/s640/DSC00050.JPG" width="640" /></a></div>
W Polsce ciepła dość jesień, a w Laponii zima rozkręciła się na dobre. Jak donoszą nasi znajomi z Vuollerim śniegu leży już pół metra i ciągle pada, a temperatury kręcą się w granicach -6, -10 stopni. Choć były już też dwie dwudniówki z temperaturami -25.<br />
Taka sobie ładna, jeszcze łagodna zima.<br />
<br />
Jest też coraz ciemniej, bo skraca się dzień. 13 grudnia oficjalnie w Vuollerim rozpoczyna się noc polarna. Nie wygląda ona jednak tak jak dalej na północy, gdzie przez kilka miesięcy słońce w ogóle nie wstaje. Noc polarna w Vuollerim jest dużo łagodniejsza. Na kilka godzin dziennie robi się widno.<br />
<br />
Inaczej będzie podczas pierwszego naszego wyścigu, który otworzy zmagania z Trylogią Norweską.<br />
6 stycznia w Gargii, gdzie start i metę ma Beaskadas 300, noc polarna panować będzie niepodzielnie. Możemy zapomnieć wtedy o najdrobniejszym choćby promyczku słońca. Ono pokaże się tam dopiero 19 stycznia.<br />
To chyba jedyny wyścig w Europie startujący o godzinie 19. Co za różnica zresztą, skoro i tam całą dobę jest ciemno.<br />
<br />
Tymczasem kończymy załatwianie naszych spraw w Polsce. Kompletujemy to co będzie potrzebne i powoli zbliżamy się do nieuniknionego pożegnania. Rozdzielimy się na długie pięć miesięcy. Po raz pierwszy nasza rodzina rozłączy się na tak długo, ale innego wyjścia nie mamy.<br />
Nasza działalność pochłania sporo środków, więc musimy działać na wielu polach, aby te środki zdobyć. Dom Psiego Seniora rozrasta się z każdym rokiem. Teraz ma on 27 pensjonariuszy, o których trzeba się troszczyć. Leczyć, karmić, zapewniać dach nad głową. Projekt Trylogia Norweska o nich myśli również, więc pieniądze jakie zdobywamy i zarabiamy realizując projekt, oprócz przeznaczenia na cel sportowy, wspomagają również Dom Psiego Seniora. Zresztą psy, które teraz są w świetnej formie i jadą do Laponii, też kiedyś przecież Dom zapełnią. Dlatego on musi trwać i stawać się coraz lepszym miejscem dla psich weteranów. Będziemy się o to starać, także podczas realizacji największych sportowych planów. <br />
<br />
<br />
<br />Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-2389168970710259412016-11-20T00:22:00.004+01:002016-11-25T08:15:13.753+01:00Wielcy bohaterzy<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-hvlqR2GOY54/WDfkbWOSssI/AAAAAAAAJa8/XJw5FSY1-ps-yXqsyvrkR-OBmjkIGMl9QCLcB/s1600/DSC09321-001.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://4.bp.blogspot.com/-hvlqR2GOY54/WDfkbWOSssI/AAAAAAAAJa8/XJw5FSY1-ps-yXqsyvrkR-OBmjkIGMl9QCLcB/s640/DSC09321-001.JPG" width="640" /></a></div>
Psy to najwięksi bohaterowie długodystansowych wyścigów psich zaprzęgów. To one biorą na siebie największy wysiłek i składają największą ofiarę ze swego zaangażowania, zdrowia, a bywa i życia.<br />
Dlatego traktujmy je poważnie. Kiedy wybieramy się na taki wyścig jak Femundlopet, Bergebylopet, czy Finnmarkslopet, to przygotujmy nasze psy do wysiłku jaki je tam czeka. Nie szczędźmy treningów i pracy w trakcie sezonu. Tylko doskonale przygotowane psy docierają do mety, choć bywa, że nawet po najlepszym treningu meta okazuje się zbyt odległa. Z różnych powodów. Na kilkusetkilometrowej trasie czyha na każdy zespół mnóstwo pułapek i przeciwności, które zaprzęg musi pokonać, aby osiągnąć sukces.<br />
<br />
Dlaczego trening jest tak ważny? Aspekt czysto sportowy jest oczywisty. Rozbudowa siły i wytrzymałości. Zdobywanie doświadczenia biegowego przez psy i doświadczenia w rozmaitych sytuacjach w jakich znajdujemy się my ludzie. Można wymieniać te aspekty długo, ale jest jeszcze jeden, równie ważny. Psy zawsze pracują na sto procent. Niezależnie od warunków, od pogody, od tego czy biegną po śniegu, błocie, w deszczu, czy w słonecznej pogodzie. Zawsze na maksimum swoich możliwości.<br />
Jeśli są do takiego biegania przygotowane, to wszystko jest w porządku. Jeśli nie, to może z tego wyniknąć coś złego dla psów. Nie poradzą sobie one z trudnościami trasy, zimnem, z wysiłkiem. To proste, pies może tylko tyle na ile jest przygotowany. Dlatego porywanie się na wielkie wyzwania bez odpowiedniego treningu, to duża nieodpowiedzialność i brak szacunku dla własnych psów. Pamiętajmy o tym, One mogą naprawdę wiele, a nawet jeszcze więcej. Jednak tylko i wyłącznie po odpowiednim treningu.<br />
Nie wymagajmy zatem od psów rzeczy niemożliwych, tylko zmniejszajmy liczbę tych niemożliwych do osiągnięcia odpowiednim przygotowaniem.<br />
<br />
To by było dzisiaj na tyle. Lecimy na trening!Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-12884560298975501562016-11-20T00:22:00.002+01:002016-11-20T00:22:36.548+01:00Trylogia Norweska - końcówka przygotowań <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-y9E0I0kkg2c/WDDemUIO8GI/AAAAAAAAJao/qbo5mJgOip0VBhBdIyc1pePvE1PGEffXQCLcB/s1600/DSCF8934-001.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="462" src="https://2.bp.blogspot.com/-y9E0I0kkg2c/WDDemUIO8GI/AAAAAAAAJao/qbo5mJgOip0VBhBdIyc1pePvE1PGEffXQCLcB/s640/DSCF8934-001.JPG" width="640" /></a></div>
Zbieramy się w coraz szybszym tempie do wyjazdu. Warunki pogodowe na północy Szwecji sprzyjają naszym planom. W Vuollerim leży już około 30 centymetrów śniegu i zapowiadane są kolejne opady. Miejscowi maszerzy już śmigają na saniach.<br />
<br />
My tymczasem trenujemy w Polsce. Tutaj jak zwykle pogoda nie rozpieszcza. Po okresie z temperaturami poniżej zera znowu zrobiło się ciepło. Pierwszy raz nas to niespecjalnie stresuje. Jeszcze dwa tygodnie i wyruszamy do maszerskiego raju.<br />
<br />
Forma zespołu rośnie z każdym treningiem. Zaskakują tutaj młode psy, które zachowują się w zaprzęgu niezwykle dojrzale. Dwuletnia Flicka biega po prostu po profesorsku. Tak samo Bajka, Szasta. Cały ten młody zespół jest bardzo zdyscyplinowany w pracy i niezwykle rozsądny.<br />
Na dodatek prowadzi go Zuza, o czym pisaliśmy w poprzednim poście.<br />
<br />
Mieliśmy zwiększać dystans treningów, chcieliśmy dojść do 50 kilometrów na koniec listopada, ale ciepła aura pokrzyżowała te plany. Bezpiecznie można biegać w tych temperaturach co najwyżej 20 kilometrów. I to robimy. Stabilizujemy formę na takim poziomie, wiedząc jednocześnie, że jak tylko zrobi się zimno, to wystrzelimy natychmiast w zupełnie inne biegowe rejony. Jesteśmy o to spokojni. U alaskan husky forma rośnie skokowo. I to dużymi skokami.<br />
<br />
6 stycznia, jakby nie patrzeć, będziemy gotowi do startu. Beaskadas 300 musimy ukończyć. Też już o tym pisaliśmy.<br />
Dzięki suczkom, które są z nami od października mamy totalny spokój kadrowy w naszym zespole.<br />
Poziom naszych psów w tej chwili jest tak wyrównany, że trudno powiedzieć kto pobiegnie w najlepszej ósemce. Wszystkie opcje są możliwe.<br />
<br />
Pewniakiem jedynie wydają się nasze gwiazdy Zuza i Henia. Dwie liderki, obie doświadczone, mające za sobą zarówno wyprawy jak i udział w Finnmarkslopet. Także raczej w zaprzęgu znajdzie się Xanto, choćby ze względu na jego moc. Potem jednak wszystkie warianty są możliwe. Bria jest w świetnej formie, bardzo dobre wrażenie robi Baru, tym bardziej że ma zadatki na liderkę. Są jeszcze dwuletnie Adi i Emi, dziewczyny o fantastycznych warunkach fizycznych.<br />
Pewniakiem wydawała się także Arina, ale ma ona jakieś problemy z dyspozycją fizyczną. Póki co powoli buduje kondycję. No, ale to jest Arina, która w każdej chwili może wrócić do formy, a wtedy nie będzie mieć sobie równych. Zobaczymy. Zawsze można było na nią liczyć, więc jej nie skreślamy.<br />
<br />
Czas jednak leci bardzo szybko i to co jeszcze przed chwilą wydawało się odległymi terminami, staje się teraźniejszością. Trzeba to ogarnąć, a potem wyjazd i ciężka praca, która nasze marzenia doprowadzi do realizacji. Tak będzie!Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-6171699063430909402016-11-16T10:05:00.001+01:002016-11-16T10:05:56.224+01:00Zuza - zjawisko nadprzyrodzone<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-gr-jsRxUCVg/WCwg-IHuBYI/AAAAAAAAJaY/8xoMm5lLoss5LpnoVcaEs1cKvgplAPaEwCLcB/s1600/15086974_1344168012261202_2053524533_n-1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="528" src="https://3.bp.blogspot.com/-gr-jsRxUCVg/WCwg-IHuBYI/AAAAAAAAJaY/8xoMm5lLoss5LpnoVcaEs1cKvgplAPaEwCLcB/s640/15086974_1344168012261202_2053524533_n-1.jpg" width="640" /></a></div>
Zespół Syberiady jest w trakcie kolejnego sezonu. Który to już? Któż by to zliczył. Siedemnaście lat zajmowania się psami zaprzęgowymi i psimi zaprzęgami. Zleciało bardzo szybko.<br />
<br />
Nie byłoby jednak tych siedemnastu lat, nie byłoby wielkich emocji, wspaniałych biegów, wypraw za koło polarne i startów w długich wyścigach, gdyby nie psy. Bez nich nie bylibyśmy maszerami, nie odkrylibyśmy świata w taki sposób, w jaki uczyniliśmy to z nimi.<br />
Psy przemierzające z nami życiową ścieżkę były różne. Psy, suczki, syberiany, alaskan husky, młode i stare. Jedne biegały szybciej, inne wolniej, ale wszystkie z wielkim sercem do biegania. Każdy z nich dawał i daje z siebie wszystko, kiedy zatracają się w biegu.<br />
<br />
Były i są z nami też psy absolutnie wybitne. Takie, które wskazują kierunek całemu mushingowi. Psy niezwykłe, łamiące stereotypy i dysponujące umiejętnościami o jakich my ludzie możemy co najwyżej pomarzyć.<br />
<br />
Zuza, liderka, jest jednym z takich psów. 28 listopada skończy 11 lat. To jednak tylko data, która Zuzę niespecjalnie obchodzi. Ona właśnie trenuje do kolejnej wyprawy i robi to z maksymalnym zaangażowaniem. Jak to ona.<br />
We wrześniu, tuż przed sezonem musiała przejść zabieg usunięcia tłuszczaka. Przy okazji zrobiliśmy jej poszerzone badania. Profile nerkowe, wątrobowe itd. Wyniki jak u młodego psa. To pozwoliło nam spokojnie włączyć ja do treningowego zespołu.<br />
<br />
Dzisiaj widzimy, że była to dobra decyzja. Zuza biega wyśmienicie. Wspaniale regeneruje się po wysiłku. Zupełnie nie widać po jej bieganiu upływających nieubłaganie lat. Chociaż nie wygląda już młodo. Osiwiała co nieco, ale to tylko zewnętrzne oznaki poważnego wieku. Wewnątrz Zuzy wciąż bije młode serce.<br />
<br />
Oszczędzaliśmy ją na treningach. Nie brała udziału, jak dotąd, we wszystkich biegach. Jej organizm po wielu tysiącach kilometrów przebiegniętych w zaprzęgu nie potrzebuje takiej dawki treningu jak u młodych psów. Zuza szybko buduje dużą formę.<br />
Jednak wczoraj wydarzyło się coś, co zrobiło na nas wielkie wrażenie. Zuzka poprowadziła razem z Henią zespół 2-3 letnich suczek. I to właśnie Zuza była w tym zespole najaktywniejsza. Nadawała wysokie tempo, inicjowała przyspieszenia. Wszystko w lesie zwraca jej uwagę. Biegnie zainteresowana otoczeniem. Nie biega pasywnie, wpatrzona w ziemię przed sobą. Widać, że to bieganie wciąż daje jej dużo przyjemności. Cieszy się biegiem. To z kolei udziela się całemu zespołowi. Młodzież biegnie wspaniale prowadzona przez taką gwiazdę jak Zuza.<br />
<br />
Po powrocie do domu, jak zwykle wszędzie było jej pełno. Biega po kojcach, wszędzie zagląda i obszczekuje inne psy. Cała Zuza.<br />
Strasznie się cieszymy, że jeszcze w tym sezonie ta wielka liderka będzie z nami.Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4080226811355971727.post-74079868815078556632016-11-15T08:24:00.000+01:002016-11-15T08:24:46.822+01:00"23 kilometr" i Trylogia Norweska<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-hcBXg-YpAdI/WCq3za-bKKI/AAAAAAAAJaI/BOX_dWUt4F8zoaf5uqpwWl7l8235eWnZwCLcB/s1600/DSC02547-001.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://3.bp.blogspot.com/-hcBXg-YpAdI/WCq3za-bKKI/AAAAAAAAJaI/BOX_dWUt4F8zoaf5uqpwWl7l8235eWnZwCLcB/s640/DSC02547-001.JPG" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie byłoby Trylogii Norweskiej bez sukcesu książki "23 kilometr". To ona dała impuls i postawiła nas na nogi po wielu miesiącach walki o przetrwanie. "23 kilometr" stał się kołem zamachowym naszych planów i dał im niezbędną energię. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dzięki tej książce poznaliśmy mnóstwo kapitalnych ludzi, a ludzie jak wiadomo inspirują. Każda rozmowa, każdy kontakt z drugim człowiekiem może otworzyć w nas wejście do korytarza prowadzącego do pokładów kreatywności, do których sami wcześniej nie zdołaliśmy dotrzeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
To największy atut tej książki dla nas.</div>
<div style="text-align: justify;">
Książka wciąż jest dostępna i każdy może w niej znaleźć coś inspirującego dla siebie. Przeczytajcie jej poniższy fragment, a my pójdziemy na kolejny trening. Trylogia w toku, szlak otwarty, teraz trzeba go przebyć do samego końca.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Pasja to siła napędowa wielu najtrudniejszych zadań. To niezbędny element, pozwalający osiągnąć sukces w różnych dziedzinach życia. Zapewnia go wtedy, kiedy zwykła motywacja już nie wystarcza. Kiedy trzeba się wznieść na wyżyny poświęcenia, bo tylko w taki sposób można dojść do celu. Pasja pozwala na ponoszenie ryzyka, jakiego bez niej byśmy nie podjęli za żadne skarby. I czynienia tego bez specjalnego dyskomfortu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pasja to coś więcej niż zamiłowanie, czy hobby. To prawdziwa miłość do czegoś. To pełne przekonanie, do tego, co robimy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Najczęstsze pytanie, z jakim się spotykam to: Skąd taka pasja? Jak to się stało, że zostałem maszerem? Zrozumiałe, zresztą pytanie. W końcu żyjemy w kraju bez podobnych tradycji i z raczej kiepską zimą. Nie mówiąc już o warunkach śniegowych, których często nie ma w ogóle. </div>
<div style="text-align: justify;">
Na takie pytania odpowiadam, że to historia długiej drogi dochodzenia do mushingu. Mówię, że najpierw byłem sportowcem, wyczynowym wioślarzem. Potem alpinistą, aż razem z Darią zajęliśmy się psami zaprzęgowymi. Najpierw psami zaprzęgowymi, a potem samymi zaprzęgami. Bo tak właśnie było. W takiej kolejności. </div>
<div style="text-align: justify;">
Prawda jednak jest dużo bardziej skomplikowana, choć tak naprawdę wcale taką nie jest. To tylko pozory. To, czym zajmuję się teraz, jest najzwyklejszą konsekwencją całego wcześniejszego życia. Wszystkiego, co od dziecka robiłem, o czym marzyłem i czego pragnąłem."</div>
Droga Psahttp://www.blogger.com/profile/06397178196439050233noreply@blogger.com0