poniedziałek, 21 marca 2011

Rok temu było tak

23 marca 2010 o godzinie 12.45. jako pierwsi Polacy zamknęliśmy pętlę wokół jeziora Inari.
To nasz ogromny sukces, będący ukoronowaniem lat trudnych przygotowań, lat planów i marzeń.

Pięć lat temu siedząc nad mapą Finlandii po raz pierwszy ujrzeliśmy to fantastyczne jezioro. Wtedy pojawiła się pierwsza myśl, by kiedyś objechać je dookoła po zamarzniętej tafli.
W 2005 roku było to jednak dla nas zbyt trudne zadanie. Mieliśmy za mało psów i doświadczenia by podjąć się takiego wyzwania. Ale w naszych głowach zagościło na stałe pragnienie jego zrealizowania.
Od tamtej pory przygotowywaliśmy się do naszej wyprawy. Kompletowaliśmy stopniowo psi team, sprzęt i doświadczenie organizując wyprawy po polskich puszczach.
Wreszcie nadszedł dzień, kiedy stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi.

Inarijarvi okazało się dokładnie tym, czym było w naszych wyobrażeniach. Fantastycznie pięknym jeziorem z nieprawdopodobnym labiryntem wysp i totalnie skomplikowaną linią brzegową.
Pojechaliśmy tam aby zmierzyć się z Północą. Zobaczyć na własne oczy wszystkie jej atrybuty. Wielki mróz, silne wiatry, ale też piękną słoneczną pogodę, zorzę polarną i ogrom śniegu.
Wszystkiego tego doznaliśmy. W ciągu trwającego trzy doby biegu wokół jeziora Północ pokazała nam wszystkie swoje oblicza. Spaliśmy w namiocie przy trzydziestostopniowym mrozie, jechaliśmy naszymi zaprzęgami przy minus dwadzieścia pięć w dzień i w nocy, ale także prażyliśmy się w niemal upalnym słońcu w środku dnia, kiedy to straszliwie dręczyło nas pragnienie.

Ostatniej nocy na jeziorze natura rzuciła do akcji swoją najpotężniejszą broń – wichurę.
Tamtej nocy wiało około 100 km/h. Nie byliśmy w stanie rozbić namiotu, gdyż on robił wszystko, żeby odlecieć w mrok nocy. Psy zasypywał nawiewany zewsząd śnieg. Nie było jak natopić śniegu, ąby mieć wodę dla psów i siebie. Tkwiliśmy na otwartej przestrzeni bez możliwości ukrycia się za jakąś wyspą, których jak na złość nie było w ogóle w tym rejonie.
To był najbardziej dramatyczny moment całej wyprawy.

W końcu udało nam się przykryć psy polarowymi kocami, które mieliśmy specjalnie na takie właśnie okazje, a nam samym ukryć się w ułożonym za saniami jak płachta biwakowa namiocie i dotrwać do świtu, czyli mniej więcej piątej rano.
Wtedy to ujrzeliśmy widok, który dosłownie nas zmroził. Psy w całości pokryte były lodową skorupą. Nawiewany na nie śnieg w styku z ciepłym ciałem psa topił się, a następnie zamarzał. W ten sposób powstała lodowa skorupa. Zwierzaki leżały na resztkach słomy, bardzo ciasno zwinięte w kłębek i kompletnie bez ruchu. To był jedyny moment, kiedy mieliśmy wątpliwości, czy damy radę.

W pewnym momencie weteran Moli, najstarszy pies w całym zespole – 9 lat, podniósł się zwyczajnie i na dodatek dla rozgrzewki zaczął się tarzać po śniegu. Momentalnie całe napięcie minęło. Wiedzieliśmy, że wszystko będzie dobrze. Szybko ruszyliśmy naprzód, żeby znaleźć się w bardziej przyjaznym miejscu.
Tego dnia Północ pokazała nam jeszcze jedno oblicze. Wichura przyniosła niż i zrobiło się ciepło – ok.0 stopni – i przez moment padał nawet deszcz.

Inarijarvi Expedition 2010 to spełnienie naszych marzeń, to bezcenne źródło wiedzy o mushingu, Północy, psach i o nas samych. To wreszcie niesamowite źródło motywacji do realizacji naszych przyszłych projektów, które są już dość ściśle rozpisane. Po takiej wyprawie wiele spraw staje się oczywistych i przestaje być problemem. I tak właśnie miało być!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...