poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Trzymajcie za mnie kciuki!!!


Drodzy uczestnicy konkursu, dzisiaj jeszcze jesteśmy dla siebie konkurentami. Ścigamy się na ilość głosów, rywalizujemy swoimi pomysłami, marzeniami, o nagrodę główną, ale ten konkurs za chwilę dobiegnie końca. Konkurs się zakończy, a ja będę kontynuować swoją drogę do marzeń, do realizacji pasji i planów. Mój projekt to coś więcej niż tylko dobra zabawa, to całe życie moje i mojej rodziny. Być może jesteśmy „wariatami”, ale takie życie nas kręci i tak żyjemy i żyć będziemy. Dawno temu rozpoczęłam już przygotowania do wyprawy, którą rozpocznę tej zimy. A może nawet przygotowywałam się do niej przez całe swoje życie.
Wreszcie wyruszę na szlak, aby postawić kropkę nad i w mojej pasji, aby dać puentę swojemu życiu. Inari to jednak tylko początek, to brama do dalszych działań i mam nadzieję kolejnych sukcesów. Realizacja tego projektu pozwoli mi w praktyce zobaczyć czego jeszcze mi brak, aby wziąć udział w największych europejskich wyścigach psich zaprzęgów i nie być jedynie ich uczestniczką, ale mieć także szansę walki o jak najlepszą pozycję. Będzie to tym ciekawsze, że nie próbowała tego jak dotąd żadna Polka.

Także dla mojego męża to spełnienie marzeń i pretekst do skończenia pisanej przez niego książki mówiącej o innym niż znają wszyscy życiu, pełnym pasji i upartego dążenia do spełnienia marzeń pomimo, że często kosztuje to bardzo dużo. Ale na pewno warto tak żyć.
Ponadto zamierzamy z wyprawy przywieźć nakręcony przez nas samych film i z nim odwiedzić parę festiwali, dzięki czemu pokażemy w Polsce zupełnie inne oblicze mushingu niż na co dzień czynią to polskie kluby psich zaprzęgów.
Dzięki udziałowi w tym konkursie miałam okazję poczytać kilka naprawdę ciekawych blogów, życzę ich autorom powodzenia w realizacji marzeń i trzymam za nich kciuki.
O to samo proszę wszystkich tych, którym spodobał się mój projekt i oczywiście zapraszam na www.syberiada-adventure.blogspot.com gdzie na bieżąco opisuję wszystkie przygotowania do wyprawy.
Dziękuję również za zainteresowanie moją pasją, wszystkie dobre słowa oraz oczywiście Wasze głosy!
Pozdrawiam serdecznie :)

czwartek, 20 sierpnia 2009

Sprzęt i inne niezbędne rzeczy

Już zaczynam myśleć o sprzęcie, który będzie niezbędny na wyprawie. Najpierw samochód. Bez niego się tam nie dostanę. Możliwie najlepsze opony zimowe, no i łańcuchy na koła. Na dalekiej północy nie odśnieżają dróg i tylko na łańcuchach albo oponach z kolcami można się tam poruszać. Również opony zimowe do psiej przyczepy. Nowy płyn do chłodnicy, olej do silnika, nowe świece żarowe, żeby w lapońskich mrozach była szansa uruchomić silnik. I chyba nowy akumulator, tak na wszelki wypadek.
To dopiero samochód. Teraz sanie. Na początek muszę wreszcie znaleźć kogoś kto przygotuje nam system wymiennych ślizgów do płóz. Oby dał radę to zrobić nasz dobry znajomy z Czech, Frantisek.

Koniecznie muszę też przygotować nowe zestawy lin, kotwice śnieżne i ich liny. Uprzęże psów, nowe obroże, psie kurteczki i... o rany buty dla psów. Tych ostatnich potrzebuję razem z Krzyśkiem ponad dwieście. Już boli mnie głowa. A to dopiero początek. Teraz namiot, śpiwory, karimaty, kuchenka, gary, noże, łyżki, liofilizaty i chińskie zupki. Ile tego wszystkiego? Cholera trzeba to policzyć.

O rany jeszcze słoma. Psy muszą na czymś spać. Zabrać ją ze sobą z domu? Na ponad miesiąc? To niemożliwe. Muszę w takim razie kupić ją w Finlandii. I znowu trzeba wysłać kilkanaście maili zanim trafię na kogoś, kto mi to załatwi tam na miejscu.

Teraz karma dla psów. Ponad trzydzieści dni na miejscu plus podróż razy pól kilograma dziennie, do tego odżywki, płyny izotoniczne i przekąski razy trzydzieści psów. Jakby nie liczyć wychodzi pół tony ! Nie, na dzisiaj mam dosyć, idę spać :)

środa, 19 sierpnia 2009

Wypad w skałki


Lunę odbieraliśmy w Wieliczce, więc postanowiliśmy po drodze zajrzeć w miejsca dawno nieodwiedzane na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Kiedyś byłem tam bardzo częstym gościem trenując na tamtejszych skałach przed wspinaczkowymi wypadami w Tatry czy Alpy.
Od tamtych czasów jednak "upłynęło już dużo wody w Wiśle", i od kiedy mamy psy nie widywano nas w tamtych rejonach zbyt często. Tym razem pojawiła się świetna okazja. W drodze po Lunkę odwiedziłem z Kacprem stare kąty. Niestety Daria nie mogła nam towarzyszyć, bo ktoś musiał zostać w domu z psami :(
Tak jak się spodziewałem Kacpi ujawnił wielki talent do wspinania i swobodnie pokonywał czwórkowe trudności na bulderach! Dobrze, że mama tego nie widziała!




Zamek w Olsztynie


Widok z zamku




Biwak w Mirowie


Rycerze wrócili?





Pierwsze wspinaczki


Odbudowywany zamek w Bobolicach


Podzamcze


Skała o wdzięcznej nazwie Dupa Słonia


I największa skała Jury - Sokolica

wtorek, 18 sierpnia 2009

Luna


Od soboty wieczorem jest z nami nowa suczka Luna. Zwierzak znalazł się u dobrych ludzi, a następnie u nas, po tym jak jej "pan" stwierdził, że sobie z nią nie radzi. Mało tego, specjalnie się nie certoląc, postanowił ją uśpić przy pomocy jakiegoś tam, pewnie znajomego, konowała.
A wszystko to dlatego, że Luna uciekała i ponoć zagryzła królika/i sąsiada.
Klasyczna historia. Po jakiego grzyba zbudować solidne ogrodzenie, czy kojec, żeby pies nie mógł narobić szkód? Lepiej psa zabić!! Szybciej, taniej i wygodniej!!!
Brawo panie były właścicielu, egzamin z człowieczeństwa koncertowo oblany. A jeśli jeszcze kiedykolwiek przyjdzie ci do łba kupić sobie psa to polecam bardzo,kompletnie nieuciążliwe zwierze, którego nie trzeba karmić, wyprowadzać na spacery, budować płotu, czy o zgrozo kojca. A mianowicie psa PLUSZOWEGO!!!

Lunka jest po przejściach, ale na szczęście jest jeszcze bardzo młoda i miejmy nadzieję, że zapomni o swoim fatalnym początku życia. Zresztą przez dwa tygodnie pobytu w psim hotelu zrobiono bardzo dużo, aby pomóc jej psychice. Dzięki temu mamy teraz łatwiejszą z nią pracę. Wielkie dzięki dla wszystkich ludzi, którzy pomogli Lunie!!!!
Wiele jest takich psich historii. Luna nie jest pierwsza w naszym kenelu z takiej adopcji i wcale z nie najgorszym życiorysem. Jest Adja, Saba, Atka, Moli, Lego, Odyn, Maja, Chief, Klein, Pasik, Whisky, one wszystkie przeszły swoje w życiu. A wszystko to tylko dlatego, że nie pomyślał człowiek. Nie zastanowił się po co w ogóle mu pies, a zwłaszcza husky. Jest to też wina hodowców, bo mało który szczerze powie kupcom jakim psem jest haszczak. Zresztą mizerna ich ilość sama ma o tym jakąkolwiek wiedzę. Ważna jest tylko kasa! Żałosna zazwyczaj.
No cóż Luna miała szczęście, trafiła do nas, gdzie będzie żyć prawdziwym psim życiem, w psim i ludzkim stadzie, w którym to, że husky lubi uciec i zapolować świadczy jedynie o prawidłowych cechach rasy, a nie jest problemem, z którego jedynym wyjściem jest zamordowanie psa.

Mamy 30 psiaków, mamy sąsiadów, którzy hodują kury, kaczki, krowy. Niemal pod ogrodzenie podchodzą lisy, sarny i dziki. Nigdy nie zdarzyło się, aby któryś z naszych psów zwiał z kenelu i zagryzł jakiegoś zwierzaka. Nigdy!
Zawsze jest sposób, aby łowieckie nawyki psa poskromić.
Luna aklimatyzuje się w naszym stadzie kapitalnie, powoli spotyka się na wybiegu z nowymi kumplami, a nasze alfy Saba i Odyn przyjęły ją jako pierwsze!
Będziemy opisywać jej dalsze losy, bo przecież czeka ją to co haszczaki lubią najbardziej!

wtorek, 11 sierpnia 2009

TVN 24

Piątego sierpnia odwiedzili nas reporterzy stacji TVN.
Z czterogodzinnego latania po lesie z psami i kamerą wyszło takie coś.

Reportaż w tvn24

Zaczęło się niewinnie od jednego psa - teraz maja ich już 30. Psy rasy Husky, podobnie jak psie zaprzęgi, to dla państwa Nowakowskich życiowa pasja. Choć lato w pełni, już trenują do zimowych zmagań. Planują w przyszłym roku, jako pierwsi Polacy, objechać psimi zaprzęgami jedno z wielkich, fińskich jezior.(TVN24)

Zapraszamy :)

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Przygotowania

Wyprawa to całkiem spore przedsięwzięcie organizacyjne. Fakt, iż biorą w nim udział psy dokłada kolejnych problemów. Zwiększa radykalnie ilość spraw, o których nie wolno zapomnieć. Kiedy sami jeździliśmy powspinać się w góry, często były to wyjazdy organizowane spontanicznie, w pubie przy szklance piwa. Ktoś rzucał pomysł i na drugi dzień byliśmy już w podróży.
Dzisiaj wszystko wygląda inaczej. Przekraczanie granic z psami nakłada na nas obowiązek spełnienia wielu warunków. Szczególnie trudne są wyjazdy do krajów spoza Unii, jak np. Norwegii, gdzie na pół roku przed przekroczeniem granicy trzeba mieć gotowy komplet psich dokumentów wraz z niezbędnymi badaniami, a największe przecież wyścigi psich zaprzęgów odbywają się właśnie tam.
Do tego przed wyjazdem musimy dokładnie zaplanować trasę, wiedzieć mniej więcej gdzie będziemy mogli zatrzymać się na postój, nocleg itd.
Jednym słowem kiedy już jest blisko do terminu wyjazdu, to bardzo trudno jest nam żyć czymkolwiek innym.

Osobną historią są przygotowania fizyczne do wyprawy. Cały nasz psio-ludzki zespół musi być w znakomitej formie, dlatego też latem, kiedy jest zbyt ciepło na treningi z psami w ruch idą rowery, oprócz tego dużo biegamy i uprawiamy nordic walking. Trwa to mniej więcej do połowy września, kiedy to do treningu wchodzą psiaki.
Tak naprawdę przygotowania rozpoczęliśmy już dość dawno temu. Inari siedzi w naszych głowach od dobrych kilku lat, ale prawdziwy trening prowadzony pod kątem takiej wyprawy rozpoczęliśmy ubiegłej zimy. Pięćdziesięciokilometrowe biegi, a często i dłuższe robiliśmy do samej wiosny. Potem ze względu na wyższe temperatury musieliśmy dystans skracać, ale i tak trenowaliśmy niemal do czerwca.
Treningi, które rozpoczniemy we wrześniu wprowadzą, mam nadzieję, zupełnie nową jakość, a mianowicie wyniosą psy na jeszcze wyższą „orbitę” niż dotychczas. Nasze zwierzaki mają nieprawdopodobne możliwości i odpowiednim treningiem musimy je z nich wykrzesać. Jeśli to się nam uda to wyprawa będzie przebiegać tak jak to sobie zaplanowaliśmy i nie spotkają nas jakieś przykre niespodzianki spowodowane nieodpowiednim przygotowaniem.

Na początku tego sezonu czeka nas jeszcze jedno bardzo poważne wyzwanie, a mianowicie wprowadzenie do zespołu i treningu szóstki półtorarocznych psów, które jak dotąd nie posmakowały jeszcze biegania w zaprzęgu. Musimy tutaj działać niezwykle ostrożnie i spokojnie. Młode psiaki nie mogą już doczekać się pierwszego biegu.
Pierwsze treningi z młodymi zaprzęgowcami mają dać im czystą radość z biegu w psim zespole, dodatkowo muszą być na tyle długie, aby młodzież zobaczyła czym jest zmęczenie, ale zarazem na tyle krótkie, by nie mogły doczekać się następnego razu. Skomplikowane? To dopiero początek! Młode psy strasznie chcą biegać, przed startem dostają szajby. Skaczą i wyrywają się jak opętane, nie mogą ustać w miejscu. Plączą liny. Czasem po kilka razy trzeba schodzić z sań, aby je rozplątać. Istny „krzyż pański”. Kiedy wreszcie uda się ruszyć, pędzą jak opętane, ale jednocześnie interesuje je wszystko wokół! Rozglądają się w pełnym galopie, przez co wpadają w nie starsze psy. Znowu plączą się liny, znowu trzeba zatrzymać zaprzęg i je rozplątywać. Kiedyś, pamiętam, na odcinku dwóch kilometrów zatrzymywałam się kilkanaście razy.
Jednak trzeba przez to przejść i na dodatek zachować jeszcze spokój. Nasze nerwy od razu udzielają się psom i trening mamy w zasadzie z głowy. Pierwsze przymiarki zawsze wyglądają tak samo i jedynym sposobem jest to po prostu przetrwać. Na szczęście wystarczają trzy, cztery takie treningi i młodzieńcy już łapią o co chodzi. Po prostu dociera do nich, że wariackie bieganie odbiera im samym całą frajdę jaką daje bieg w zaprzęgu.
Niestety to dopiero przed nami. W tym roku mamy sześć psiaków, więc ubaw będzie po pachy!
Treningi, warto o tym wspomnieć, będą przedsięwzięciem niezwykle atrakcyjnym, bowiem zamierzamy pokonać non stop kilka polskich puszcz, w tym oczywiście leżące najbliżej naszego domu bydgoską i notecką. Później, kiedy spadnie śnieg jedziemy na spotkanie z prawdziwą zimą w Bieszczadach. Plan treningowy jest niezwykle bogaty, ale też i ten sezon ma być niezwykły.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Gazeta Pomorska o nas


Napęd na 40 psich łapek. Dzień zaczynają o godz. 6 pojeniem psów i sprzątaniem ich kojców. Daria i Krzysztof hodują Syberian Husky. Mają ich 30.

Dominika Kiss-Orska

10 lat temu postanowili kupić sobie pieska. Nie spodziewali sie,że ta decyzja zmieni ich życie o 180 stopni. W marcu jako pierwsi Polacy na psich zaprzęgach objadą fińskie jezioro Inari.

Krzysztof, Kacper i Daria Nowakowscy wspólnie dzielą swoją pasję. 8-letni Kacper na pytanie czym będzie się zajmował jak dorośnie, odpowiada - Pieskami!


(fot. Tytus Żmijewski)

Chcemy przejechać je z zachodu na wschód i z powrotem w ciągu pięciu dni - mówi Daria Nowakowska, współwłaścicielka firmy Syberiada-Adventure i hodowli psów.

- Jedziemy do Finlandii na miesiąc, ponieważ musimy tam poczekać na odpowiednią pogodę. Powinniśmy też mieć czas, by przyzwyczaić psy do śniegu, którego w Polsce jest jak na lekarstwo - dodaje Krzysztof Nowakowski, mąż Darii. Dzielą swoją pracę i pasję.

- Przejedziemy po jeziorze 500 do 600 km w pięć dni. Będziemy mieć dwa zaprzęgi po dziesięć psów. Niezależnie od tego, czy będzie noc, czy dzień będziemy pokonywać 100 km na dobę w trybie najprawdopodobniej 5 godzin jazdy, 5 godzin snu.

Dlatego minionej zimy rozpoczęli przygotowania i treningi.

- Trenujemy w puszczy bydgoskiej, noteckiej i w Borach Tucholskich. Niesamowite jest to, jaką pamięć mają psy. W Borach nie byliśmy od trzech lat. Ja sam nie pamiętałem na skrzyżowaniu leśnych dróg, w którą stronę powinniśmy skręcić. Psy same odnalazły prawidłową - opowiada Nowakowski.

Husky z ADHD
Kiedy Daria lub Krzysztof wychodzą na podwórko z uprzężami to na podwórku podnosi się larum. Psy szaleją do momentu, gdy zostaną w nią zapięte.

- Wówczas zwierzaki milkną i zaczynają swój bieg. Zaprzęg potrafi się rozpędzić do 40 km na godzinę. Taka trasa to kompletnie oderwanie sie od rzeczywistości. Jak przyjeżdżają do nas ludzie, którzy chcą albo sami powozić, albo przejechać się zaprzęgiem jako pasażer, mówią nam, że to niesamowity sposób na odstresowanie.

A do Nowakowskich zjeżdżają się ludzie z całego świata. Krzysztof opowiada:

- Wiedzą o nas z najbardziej popularnej strony internetowej dotyczącej psich zaprzęgów www.sleddogcentral.com, na której, jako jedyni Polacy mamy swój profil. Pierwsi goście, którzy nas odwiedzili byli z RPA. Do tej pory utrzymujemy z nimi kontakt, podobnie jak ze Szkotami, Anglikami, Francuzami i Niemcami, którzy u nas powozili. Ci ostatni najprawdopodobniej pojadą z nami do Finlandii ponieważ są świetnymi fachowcami i chętnie nam pomogą.

Ambitne plany
Wyprawa do Finlandii to pierwszy krok do realizacji sportowych planów małżeństwa.

- Kolejnym naszym marzeniem, jest wzięcie udziału w wyścigu na 1.000 km. By zakwalifikować się do najdłuższego w Europie wyścigu Finnmarkslopet na terenie najdalej wysuniętym na północ trzeba skończyć eliminacyjny bieg na 500 km. Chcielibyśmy regularnie startować w tych zawodach - opowiada Daria. Krzysztof dodaje:

- W 2010 roku najprawdopodobniej odbędzie się pierwszy bieg na 3.300 km. Trasa rozpoczyna się w Murmańsku i będzie przebiegać przez cztery kraje: Rosję, Finlandię, Szwecję i Norwegię. Wystartuje w nim 20 zawodników na specjalne zaproszenie organizatorów. Mamy nadzieje,że kiedyś takie zaproszenie trafi do naszych rąk.

Daria prowadzi blog http://syberiada.dlaniepokonanych.pl/blog/syberiada/index.htm, na którym opisuje swoją pasję. Zachęcamy do odwiedzenia i głosowania na bydgoski zaprzęg.

niedziela, 2 sierpnia 2009

Niepokonana


Największym moim marzeniem jest, aby całe życie obracało się wokół naszej pasji. Rodzimy się tylko raz i tylko tę jedną szansę dostajemy od życia. Od nas samych zależy jak ją wykorzystamy.
Spełnienie takiego marzenia nie jest proste, ba jest piekielnie trudne. Wielu ludzi mających ciekawe pomysły rezygnuje z ich realizacji z rozmaitych powodów. Najczęstszym przeciwnikiem jest szara rzeczywistość. Praca, która wymaga od nas coraz większego poświęcenia i związany z tym brak czasu na dosłownie wszystko, nawet na myślenie o innych sprawach niż gonitwa za zarobkiem. To przytłacza, odbiera chęci i motywację. Stan taki pogłębia się kiedy zakładamy rodzinę i pojawiają się dzieci, którym musimy zapewnić jak najlepsze warunki do życia. Gdzie tu miejsce na pasję ?

Udział w konkursie, w którym trzeba opisać siebie, wymaga spojrzenia na swoją osobę z zupełnie innej strony. Zastanowienia się jakim jestem człowiekiem, czy moje cele są faktycznie warte tego aby opowiedzieć o nich innym ludziom.
Jest to zarazem kapitalna okazja do dokonania pewnej samooceny, zastanowienia nad przeszłymi zdarzeniami, które uczyniły mnie taką, a nie inną oraz jak niewiele brakowało, a byłabym zupełnie kimś innym.
Zabawa w psie zaprzęgi niesie ze sobą pewną zdecydowaną trudność. Jest nią konieczność posiadania psów, czyli istot jak najbardziej żywych :)
I tutaj mamy do czynienia z zasadniczą trudnością – psy wymagają nieustającej opieki. Nie można ich tak jak nart, czy roweru odstawić do garażu, kiedy przestajemy ich używać.
Musimy zapewnić im dach nad głową, wyżywienie, sporą dawkę treningu i uczuć. Na pewnym etapie okazuje się, że nie możemy tak sobie wyjechać na urlop, a właściwie, że w ogóle nie mamy żadnego urlopu !
Nie jest to jednak największy problem, z tym można jakoś sobie z czasem poradzić. Najgorsze co jest związane z uprawianiem tego sportu to przemijanie. Psy niestety żyją od nas znacznie krócej. Bardzo trudno jest poradzić sobie ze śmiercią zwierzaka, z którym przemierzyło się wiele wspaniałych tras. Kilka lat temu straciliśmy naszą wspaniałą liderkę Adję, która tak naprawdę pokazała nam kim, właśnie kim nie czym, jest pies zaprzęgowy. Suczka o wspaniałej psychice i nieprawdopodobnych zdolnościach – można by o niej napisać niejednego posta.
Jej śmierć spowodowała utratę wiary w sens tego co robimy, na dodatek cale nasze stado popadło w głęboką depresję, wszak Adja była nie tylko liderem, ale także szefem wszystkich psów. Nie było mowy o treningach, czy jakiejkolwiek pracy z psami. Jednocześnie zaczynał się sezon, spadł śnieg, a my nie byliśmy w stanie ruszyć na szlak. Stado przestało reagować na bodźce. Normalnie wystarczy ruszyć jakikolwiek element sprzętu, aby psy skojarzyły, że będą biegać i już zaczyna się totalny rwetes w kojcach. Skaczą, wyją i szczekają. W tamtym czasie reakcją była tylko kompletna cisza!
Zmagaliśmy się wtedy ze strasznym pytaniem – Co dalej ?
Sprawę rozwiązało za nas jak zwykle życie. Mieliśmy podpisaną umowę na organizację imprezy integracyjnej z klientem, której nie mogliśmy zerwać, bo zwyczajnie poszlibyśmy z torbami. Musieliśmy się z niej wywiązać.
Z duszą na ramieniu z dwunastką najmocniejszych psów pojechaliśmy pracować. Bez odpowiedniego treningu za to z masą wątpliwości w głowie musieliśmy w trudnym górskim terenie przewieźć pojedynczo kilkanaście osób z jednego miejsca w drugie. Najbardziej obawialiśmy się o to czy psiaki w ogóle będą chciały biec bez swojej liderki.
Napadało strasznie dużo śniegu, pierwszą turę trzeba było przejść przed zaprzęgiem, aby choć trochę udeptać śnieg, gdyż inaczej psy zapadły by się w nim. Było bardzo ciężko. Najpierw zaprzęg z dużymi oporami w ogóle ruszył, potem zwierzaki oglądały się jeden na drugiego, nie wiedząc który ma poprowadzić. Zapowiadała się totalna klapa z imprezy. Klient lada chwila mógł zacząć się denerwować. I kiedy zdawało się już, że jest po wszystkim rolę lidera wzięła na siebie dwuletnia Saba. Dwa lata to mniej więcej o połowę za mało dla psa, by mógł wypełniać tę najbardziej odpowiedzialną rolę w zaprzęgu. Sabcia jednak podjęła to wyzwanie, a reszta psów spragniona już w tym momencie silnego przywództwa, poszła bez szemrania za nią. Tak „wróciliśmy z dalekiej podróży”, odrodził się nasz zespół, a dodatkowo Saba narodziła się po raz drugi, tym razem jako pierwszorzędna liderka, dzisiaj prowadząca największe psie zaprzęgi w naszym kraju.
Wracając we wspomnieniach do tych wszystkich historii, a ta opisana powyżej jest tylko jedną z wielu podobnych, to dochodzę do wniosku, że aby przeżyć z pasją swoje życie trzeba niekiedy naprawdę być niepokonanym.
Mnie się chyba udało !

Dziękuję!

Nadszedł moment, kiedy muszę powiedzieć te słowa – dziękuję bardzo Wam wszystkim. Dziękuję za zainteresowanie moim projektem, za głosy oddane na mojego bloga i za wszystkie dobre słowa, jakie usłyszałam przez pierwsze dni konkursu.
Dziękuję bydgoskim portalom internetowym www.infobydgoszcz.pl oraz www.enjoy.bydgoszcz.pl , a także redaktorom Gazety Pomorskiej. To dzięki zaangażowaniu bydgoskich mediów oraz wszystkich naszych przyjaciół udało się kapitalnie rozpocząć akcję promującą naszą pierwszą w historii polskiego mushingu wyprawę do dalekiej Laponii.
Jeszcze raz bardzo dziękuję!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...