sobota, 28 października 2017

23 kilometr

Moja książka jest już dostępna od niemal dwóch lat. Przeczytało ją w tym czasie spore grono osób. Dokładnie trudno oszacować ilu tych czytelników może być. Wiem tylko ile książek sprzedaliśmy. Jednak osoby, które książkę kupiły to nie jedyni czytelnicy, bowiem "23 kilometr" znajduje się dzisiaj w kilkudziesięciu bibliotekach i tu wszelkie nasze spekulacje się kończą. Nie znamy statystyk czytelnictwa w bibliotekach. Wiadomo tylko, że ono istnieje. Potwierdzeniem na to są zaproszenia na spotkania autorskie i konkretne pytania w ich trakcie, związane z tym co ta książka opisuje. Czyli uczestnicy spotkania wcześniej książkę czytali.

Najczęściej pytania dotyczą zakończenia książki, czyli śmierci Vilego. Czytelnicy pytają jak to możliwe, że młody zdrowy pies umiera nagle i to na samym początku wyścigu. To jest chyba najtrudniejsze pytanie, na które sami długo nie mogliśmy znaleźć odpowiedzi. wydawało nam się, że Vili musiał mieć jakąś ukrytą chorobę, bardzo długo obstawialiśmy tętniaka w mózgu, czy sercu. Jednak, kiedy dotarł do nas raport z sekcji zwłok Vilego, to okazało się, że nie dręczyły go żadne tego typu problemy. Mało tego, nie znaleziono w jego organizmie niczego, co mogłoby być przyczyną śmierci. Pozornie jego śmierć zaczynała wyglądać bardzo tajemniczo. Można by zadawać rozmaite pytania. Może był przemęczony, może dostawał jakieś leki, choćby te uznawane za doping w sporcie psich zaprzęgów. Otóż nic z tych rzeczy. Vili był dobrze przygotowany do sezonu, odpowiednio wytrenowany. Odpowiednio oznacza ni mniej, ni więcej tylko tyle, że treningu było w sam raz. Nie było więc mowy o przemęczeniu. Vili był w znakomitej formie zarówno w trakcie wyprawy treningowej odbytej w lutym na jeziorze Inari, jak i przed samym startem. Nawet na kilka minut przed jego śmiercią, opisuję to w książce, nic nie wskazywało na tragedię, która nastąpić miała dosłownie za moment.

Mimo to wciąż znajdują się osoby, które obarczają nas winą za śmierć Vilego. Nie czynią tego jednak w trakcie spotkań, w cztery oczy. Robią to "zza węgła", znad klawiatury, siedząc w domowym zaciszu i wymyślając niestworzone historie. Niestety najczęściej są to nasi znajomi, którzy przestali nimi być już jakiś czas temu. Mamy taki klubik "fanów", który bardzo się uaktywnił po szwedzkiej wpadce. Nawet nie będziemy się zastanawiać, co spowodowało ich przejście na "złą stronę mocy". Oni lubią rozpowszechniać mit padaczkowy. Otóż według ich wersji, Vili cierpiał na padaczkę, a ja zaciągnąłem go mimo to do Norwegii i tym samym zabiłem. Po pierwsze żadna z tych osób Vilego nawet na oczy nie widziała, Vili był z nami zaledwie półtora miesiąca, które spędził w większości w Finlandii, a więc nie miała najmniejszego pojęcia jaki to był pies, jak się zachowywał, jak biegał i jak się regenerował po biegu.
Tak to już jest, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy wiedzą najmniej.

Dlatego, w każdym razie, dementuję te plotki. Vili nie cierpiał na żadną chorobę, ukrytą, czy jawną. Był zdrowy i w pełni sprawny. W czasie treningów w Inari, przebiegł z całym zespołem niemal pięćset kilometrów i był jednym z najsilniejszych psów. W ogóle to był jeden z najsilniejszych biegaczy, z jakimi spotkaliśmy się w życiu. Zabiła go natomiast niewydolność serca, która pojawiła się w tym pechowym momencie na dwudziestym trzecim kilometrze trasy wyścigu Finnmarkslopet.
Jak wiemy takie śmierci się zdarzają, zarówno wśród zwierząt, jak i wśród ludzi sportowców.

Nie wiedzą tylko tego, jak widać, albo nie chcą wiedzieć rozmaici hejterzy. Spotkałem się z opinią jednego z nich, że cała moja książka jest wymyślona i oparta na kłamliwej wersji śmierci Vilego. Nawet do tego dochodzi. Jak to traktować? Chyba tylko spuścić w toalecie, bo nie warto brać takich rzeczy do siebie i zatruwać sobie życia. Hejterzy niech się bawią internetem, to on jest ich jedynym teatrem działań. Poza nim nie istnieją. I to by było na tyle o nich. No może jeszcze to, że w "23 kilometrze" dziewięćdziesiąt procent książki poświęcone jest innym sprawom, niż śmierć Vilego. Ta pojawia się na samym końcu. Wypadałoby zatem najpierw książkę przeczytać, a dopiero potem ją ewentualnie krytykować.

Książka jest wciąż dostępna, przed nami kolejne spotkania autorskie, na których będzie dobra okazja porozmawiać o tym dlaczego start w wyścigu skończył się tragedią. Rozmawiamy o tym nie tylko zresztą w trakcie tych spotkań, bo i zdarza się, że ktoś zapyta o to w internecie. Tam też jesteśmy dostępni. To nie są żadne tajemnice, a nawet wręcz przeciwnie. Może dzięki naszym doświadczeniom ktoś zrozumie swoją tragedię, czy nawet jej zapobiegnie. To drugie jest niestety znacznie trudniejsze, bowiem w przypadku Vilego nie sposób było tego przewidzieć. Nawet w komentarzu do autopsji, norwescy lekarze napisali, że taka chwilowa niewydolność jest niezwykle trudna, o ile nie niemożliwa, do wychwycenia w badaniu ambulatoryjnym. W przypadku Vilego tak się stało. Badania, które przeszedł przed wyjazdem nie wskazały niczego niepokojącego.

Jak w takim razie zapobiec takim nieszczęściom w przyszłości? trudno powiedzieć. Tutaj nawet uprawianie sportu przez psa nie jest wyłączną przyczyną śmierci. Ona może dopaść psiaka również w zabawie, czy podczas spaceru.
Opowiadała nam pani weterynarz, która zajmuje się naszymi psami, jak to kiedyś przyszedł do jej gabinetu pan z suczką. Normalną, na oko zdrową, kilkuletnią. Przyszła na szczepienie. Pani doktor nabrała do strzykawki szczepionkę, odwraca się do suczki, a ta leży na podłodze. Zaczęła ją reanimować, ale bezskutecznie. Zwierzątko umarło. Być może była to reakcja serca na stres związany z przyjściem do lecznicy? 
Takich opowieści po śmierci Vilego usłyszeliśmy mnóstwo. Wiele osób pisało do nas o swoich przypadkach z psami. To jest okropne, jak wielu ludzi straciło swojego zwierzaka w taki nagły sposób. Życie jest nieprawdopodobnie kruche, aż trudno w to uwierzyć, dopóki samemu się przez taką tragedię nie przejdzie. Oby Was i nas one omijały z daleka.



















1 komentarz:

  1. Dzień dobry ,miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z panią Darią i panem Krzysztofem oraz uroczą Henią ,która na "dzień dobry skradła moje serce " ;).Spotkanie miało miejsce w Domu Legend i nie ukrywam że jestem pod ogromnym wrażeniem cudownej pasji państwa Nowakowskich ale chyba jeszcze bardziej że jest to pasja która ma "początek i koniec", mam tu na myśli Dom Psiego Seniora ,lojalność do końca .... ogromny szacunek za to , i za poświęcenie , dbałość,troskę i miłość jaką otoczone są psiaki.
    Książkę mam zamówioną z niecierpliwością czekam , pewnie będzie mi ciężko przebrnąć przez "moment 23 kilometra" ....wiem jak to jest stracić przyjaciela a wiem także że Vilii właśnie nim był.
    Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...