czwartek, 27 sierpnia 2015

Syzyfowa praca


Mityczny Syzyf poczułby się z całą pewnością znacznie raźniej, gdyby mógł przyjrzeć się pracy właściciela kennelu, w którym żyją 34 psy. Zobaczyłby bowiem, że w daremnym trudzie nie jest sam.
Idziemy, jak każdego poranka, sprzątać kupy. Zaczynamy z jednego końca wybiegu z taczką, łopatą i grabiami, i przesuwamy się ku drugiemu końcowi. Za nami postępują również psy. I zostawiają w posprzątanych już miejscach to samo znowu. Wracamy więc i sprzątamy. W tym czasie przybywa nam tam dokąd zmierzaliśmy. Powoli jednak odkrywamy trawnik. Mimo wysiłków psów w końcu jesteśmy górą. Tak nam się w każdym razie wydaje.

Pewni efektów swojej pracy zdążamy w kierunku kojców. Tam w ruch idzie woda z węża i miotła. Lejemy wodę, wymiatamy ją szczotką. Mieszają nam się źdźbła słomy, która wydostała się z budy z sierścią i piaskiem naniesionym przez psy.
W tym czasie kundle zdradziecko znów zanieczyszczają wybieg. Kiedy zatem ledwo kończymy porządki w kojcach natychmiast wyruszamy do boju na wybieg. Taczka skrzypi, grabie się rozpadają, nas łupie w krzyżu.
Z wybiegu znowu do kojca, bo wiatr wszystko to co wymietliśmy, wepchnął nam tam z powrotem.
I tak bez końca, od świtu do wieczora. Jedynie noc pozwala odetchnąć.

W kennelu dzień zaczyna się od kupy i na kupie kończy. Najważniejsze zadanie maszera to jej sprzątanie. Podstawowy sprzęt to wcale nie wózek, sanie, czy liny, ale taczka, łopata, grabie i miotła. I chodzimy tak w kółko, nabijamy kilometry. To jest cała prawda o mushingu. Jego magia i okrycie z legendy Dalekiej Północy, do której droga wiedzie przez tylko przez pokłady kupy. Innej drogi nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...