Długi, majowy weekend spędziliśmy w podróżach. Codziennych, do lecznicy. Ixi ma spory problem ze zdrowiem. Pęknięta kość gnykowa napędziła nam sporo strachu.
Każdego dnia woziliśmy go na za zastrzyki i kroplówki do Bydgoszczy. W sobotę wyglądało to tragicznie. Diagnoza była porażająca. Dawała Młodemu duże prawdopodobieństwo opuszczenia tego świata. Wszystko miało się okazać w ciągu dwóch, trzech pierwszych dni leczenia.
W niedzielę zaświeciło światełko w tunelu. W poniedziałek wróciła nadzieja, że będzie dobrze - dostaliśmy już zastrzyki do domu. Kroplówki też można było odstawić, bo Ixi zaczął pić ostrożnie wodę w małych ilościach. Wieczorem zjadł nawet trochę wodnistej papki.
Dzisiaj wszystko wygląda optymistycznie. Jest apetyt, temperatura od dwóch dni w normie, Młody jest aktywny i wesoły.
Jeszcze boimy się kilku następnych dni, bo w jego gardle zachodzą procesy naprawcze. Tworzą się martwicze tkanki, których organizm będzie musiał się z czasem pozbyć. Mamy nadzieję, że poradzi sobie z tym. Inaczej może dojść do zakażenia organizmu i ... wiadomo czego.
Dlatego musimy być czujni. Obserwujemy dzieciaka, mieszka teraz z nami. Przy tej okazji zadziwia nas swoim spokojem. W zaprzęgu wariat, na wybiegu wśród innych psów wulkan energii. A w domu grzeczny, stateczny misio. Tak samo na smyczy w mieście, w lecznicy. Genialnie ułożony chłopak.
Zaskoczył nas tym. Choć z drugiej strony wszystkie nasze alaskany są właśnie takie.
Przy okazji jego choroby znowu dopadł nas lęk o życie psiaka. Tym razem najmłodszego w stadzie. To okropne uczucie, które powoduje zawieszenie wszystkich innych spraw. Nienawidzimy tego uczucia, ale ono jest wpisane w nasze życie. Śmierć wciąż kręci się gdzieś w pobliżu i nie daje wytchnienia. Czasem udaje się ją przechytrzyć i odpędzić na jakiś czas. Ona jednak wraca i ładuje lęk w nasze dusze.
Tym razem jednak coś dzieje się trochę inaczej. Budzi się sprzeciw i kontra dla takiego życia. Zaczynają w głowach kiełkować nam pewne pomysły. Powoli zaczynają przybierać kształt gotowego projektu. Złych myśli nic tak nie odpędza jak poświęcenie się idei. Nie napiszemy nowej, bo to nie byłaby prawda. Rozwijamy w tej chwili starą myśl, ale w nowej formie. Jak ją rozwiniemy to pierwsi się o tym dowiecie.
Coś za coś! Skoro jest lęk, skoro psia śmierć próbuje nas ograbić z marzeń o pięknym życiu, to musimy rzucić jej wyzwanie. Nie tylko jej. Czas na wielkie cele i wielką pracę wiodącą do ich realizacji. Albo wszystko albo nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)