niedziela, 1 maja 2016

Mushing jest do ... bani




Obcowanie z najpiękniejszymi miejscami polarnego świata, wspaniałe emocje, uniesienia podczas współpracy z najcudowniejszymi psami świata, nie są w stanie zrównoważyć codziennego strachu jaki odczuwa maszer. Strachu o własne psy, lęku że coś zrobi się nie tak jak powinno i ucierpią na tym zwierzaki.
Ten strach jest wszechobecny. Nie można go wyrzucić z głowy i zapomnieć o nim. Nie ma od niego chwili wytchnienia.
Kiedy już zdaje się, że jest spokojnie, to zawsze wtedy zdarza się coś, co burzy ten pozorny, jak się okazuje spokój. Przychodzi choroba, a po niej często śmierć, ból po której przekreśla wszelki sens mushingu.

My się do niego nie nadajemy! Zbyt mocno nas uwiera to na co często nie mamy żadnego wpływu. Ze śmiercią nie potrafimy się ogarnąć w ogóle. W tym roku,w ciągu zaledwie jednego miesiąca odwiedziła nas ona dwa razy. Juma i Moli to były psy w solidnym wieku, zwłaszcza 15 letni Moli, ale od wczoraj walczymy o życie dwuletniego Ixiego. I to już jest przegięcie. Wesoły, ciągle skory do zabawy psiur nagle leży jak szmatka i jest na najlepszej drodze na tamten świat. Tylko dlatego, że miał pecha w zabawie ze swoimi kumplami!
Nie zgadzamy się na to! To już grubo za dużo! Los się z nami nie pierdzieli, przyzwyczailiśmy się już do tego. Można nauczyć się z tym żyć. Ale do cholery, niech on da nam czasem trochę oddechu, bo inaczej rozpadniemy się w cholerę jasną.

Są takie momenty, że naprawdę mamy wszystkiego dość. Wrzeszczymy wtedy na siebie, wywalamy całą frustrację w kłótni, całą nienawiść do tego pierdzielonego życia, a potem dalej robimy swoje. Robimy, bo odpowiadamy za nasze psy, bo musimy im zapewnić dach nad głową i pełną miskę.
W mushingu nie ma miejsca dla takich ludzi jak my! Tu potrzeba pancernej skóry i odporności na cierpienie zwierząt i ich umieranie. W ciągu ostatnich siedemnastu lat nie nauczyliśmy się tego. I nie nauczymy się już nigdy. Zwłaszcza, że oznaczałoby to naszą moralną klęskę.
Nienawidzimy czasem mushingu, a z drugiej strony nie możemy uwolnić się od niego, bo robienie tego wszystkiego zapewnia naszym zwierzakom byt. Kochamy mushing, bo od czasu do czasu daje nam całą swoją wspaniałość. Potem jednak zabiera to wszystko. I tak w kółko. Po tylu latach takich doznań i emocji nie mamy już szans na "normalne" życie. Już zawsze  będziemy tym wszystkim naznaczeni.

Dzisiaj z całą odpowiedzialnością możemy powiedzieć, przecież mamy wiele doświadczeń z różnymi aktywnościami, że mushing jest najtrudniejszym ze wszystkich sportów ekstremalnych jakie wykombinował człowiek. Byłem alpinistą i nie raz i nie dwa, stawałem ze śmiercią twarzą w twarz, ale to była moja śmierć, którą sam na siebie mogłem sprowadzić. W mushingu przeżywamy ją tyle razy ile mamy psów. I często nie mamy na to żadnego wpływu. A jeśli mamy, a ona i tak zrobi swoje, to już jest dramat na całego.
To stawia poprzeczkę w mushingu na niedostępnym dla innych sportów poziomie. To  jest przyczyną zmartwień i odbiera motywację do działania.

Mamy długi weekend. Dla nas to będzie najdłuższy długi weekend w życiu. Za chwilę znowu jedziemy do lecznicy. Ixi musi dostać swoją porcję leków i płynów. Dzisiejszy i jutrzejszy dzień ma zadecydować czy chłopak ma szansę.
Całą noc nasłuchiwaliśmy jego oddechu, na szczęście on w miarę ją przespał. To ważne, bo jest strasznie zmęczony.
Trzymajcie kciuki za tego dzieciaka! My idziemy walczyć.















2 komentarze:

  1. Wiem, że żadne słowa w takiej sytuacji nie są pocieszeniem. Mam nadzieję że będzie jak najlepiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy. Też mamy nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Ixi czuje się lepiej i to napawa optymizmem.

      Usuń

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...