Na całym świecie mamy teraz wyjątkowy czas. Coś się zmienia, albo przynajmniej zmieniać próbuje. Do głosu dochodzą idee, które dawno uznaliśmy za wymarłe. Jakże się wszyscy myliliśmy.
My nie o tym jednak dzisiaj. Chociaż korci strasznie, by zabrać głos w sprawach istotnych dla ludzkości, a zwłaszcza dla Europejczyków i nas Polaków.
Dzisiaj jednak napiszemy jedynie o nas samych. O naszej przyszłości. Niebawem nadejdzie czas kiedy ogłosimy nasz nowy projekt. Jeszcze raz spróbujemy zmierzyć się z tym wszystkim co dotąd było nieosiągalne, albo nam wciąż się wymykało. Jeszcze raz spróbujemy. Z jakim efektem? To się okaże.
W każdym razie nasza przyszłość nadciąga nieuchronnie. Młyny czasu mielą i jeśli chcemy jeszcze coś osiągnąć to nie możemy czekać bez końca.
Tym razem jednak to co planujemy mieć będzie wpływ na cale nasze dalsze życie. Nadchodzi bowiem czas wyborów i decyzji takich z gatunku "albo, albo". A raczej "albo wszystko, albo nic".
Ostatnie dwa lata były trwaniem w uśpieniu. Nędza finansowa rodziła mnóstwo problemów i nie pozwalała działać. Nie dawała szans na realizację jakichkolwiek planów. Musieliśmy to przetrwać. I zrobiliśmy to. Wciąż żyjemy, chronimy nasze zwierzaki. Dzięki pomocy wielu osób stało się to możliwe. Także dzięki pomocy ludzi wydaliśmy wreszcie "23 kilometr" Ta książka otworzyła coś w nas. Wyruszyliśmy z nią w Polskę, poznaliśmy wiele świetnych osób. Jakże tego potrzebowaliśmy!
Trzydzieści spotkań autorskich minęło w ekspresowym tempie. Następne czekają nas już we wrześniu. Książka i inne nasze działania, jak choćby bazarek Darii, pozwalają nam utrzymać psy, utrzymać Dom Psiego Seniora. Starcza z tego na tyle tylko i aż na tyle.
Pracujemy ciężko, wciąż szukamy sposobów na sprzedaż "23 kilometra". Szukamy miejsc na spotkania.
Utrzymanie stada psów i kotów wymusza pracę na okrągło, więc tak właśnie pracujemy. Szczęśliwi, że mamy za co utrzymać zwierzaki. Rok temu tak dobrze nie było.
To jednak nie wszystko. Kończymy pracę nad naszym najnowszym projektem. Ten projekt ma dać nam szansę na utrzymanie się w poważnym mushingu. Na realizację ambitnych planów, na dotarcie do mediów i sponsorów. Pragniemy sukcesów z naszym psim zespołem, bo wiemy że ten sukces ułatwi nam codzienną egzystencję i pozwoli podnosić stopę życiową naszych zwierząt. Zwłaszcza, że wszystko mamy w opłakanym stanie. Od samochodu po kojce i dom. Wszystko wymaga natychmiastowego remontu, inaczej się zawali.
Dlatego potrzebujemy sukcesu. Wtedy będzie nam łatwiej promować "23 kilometr", będzie się on lepiej sprzedawał itd. Napiszemy też drugą książkę, a może i trzecią, i w efekcie tego wszystkiego oddalimy się od biedy na bezpieczną odległość. Taką mamy nadzieję.
Nie myślcie jednak, że strach o zapewnienie bytu nam i zwierzakom to jedyne co nas pcha do wyczynów na Dalekiej Północy. Może to i tak zabrzmiało w poprzednim akapicie. Ale nie. To co nas popycha i motywuje to coś znacznie bardziej skomplikowanego. I nie jest to na pewno kasa. Nam się naprawdę wciąż chce! Chce to zresztą za mało powiedziane. Czujemy taką nieprawdopodobną potrzebę wyruszenia na szlak, zmierzenia się z naturą i własnymi słabościami. To tak silne uczucie, że żadne potknięcia nie były go w stanie nawet nadkruszyć. Może nawet wręcz przeciwnie?
Szlak, życie na nim to coś niezwykle istotnego i kuszącego. Coś co śni się po nocach. I co napawa smutkiem, że tak rzadko jest nam dane.
Na szlaku wszystko jest łatwiejsze. Nie ma problemów życia codziennego. Jest tylko przestrzeń i nasz zespół, który mknie przed siebie w jedności psich i ludzkich dusz. Wspólnych celów. Tylko tam, na długim szlaku możemy wejść w psi świat, w którym nie ma trosk o przyszłość. Jest tylko tu i teraz. I nic ponadto. Tak żyją psy i tak żyć nie potrafimy my ludzie. Tylko na szlaku możemy się z nimi zrównać.
To jest nasza motywacja i cel. Miedzy innymi.
Jednak zdajemy sobie sprawę, że nasz projekt może nie znaleźć wsparcia i przepaść z kretesem. Dlatego będziemy walczyć o niego z całych sił, bo to może być nasz ostatni projekt, jeśli się nie powiedzie. Nie wiemy bowiem, czy starczy nam sił na kolejną próbę w jakiejś nieokreślonej przyszłości. Strasznie dużo nas kosztowało utrzymanie się na powierzchni przez ostatnie dwa lata i chyba już nie pozbieramy się po kolejnej porażce.
Z tego powodu napisaliśmy wyżej "albo wszystko, albo nic".
To jednak, mamy nadzieję, ostateczność. A wszystko ułoży się tak jak powinno i dokonamy czynów wielkich i szlachetnych, aby znów nadać życiu wspaniałych barw i sensów.
Bądźcie z nami. Będzie ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)