środa, 16 grudnia 2015

Juma Niepokonana



W czerwcu 2013 Jumie wyrósł spory guz blisko pachwiny, na ostatnim z sutków. Drań pojawił się nagle i bez ostrzeżenia. Nie było go aż nagle się pojawił.
Odwiedziliśmy weterynarza w Czersku, mieszkaliśmy wtedy w Borach Tucholskich. Ten wydał na Jumę wyrok śmierci. Stwierdził, ze to na pewno guz złośliwy, niby wskazywał na to jego nieregularny kształt i tempo w jakim się rozrósł. Zrobiliśmy Jumie też prześwietlenie płuc. Na zdjęciu wet zauważył guzy w płucach. Udowadniał nam także, że wyczuwa guzy na kilku sutkach. Był tak sugestywny, ze mu uwierzyliśmy. Na szczęście dla Jumy kłamał.
Ufając jednak jego diagnozie stwierdziliśmy, że pozostaje nam tylko czekać na najgorsze. Operacja nie wchodziła w rachubę, żadne leki. Koniec.
Tylko, że Jumka nie przyjmowała tego kompletnie do wiadomości. Była jak zwykle bardzo aktywna. Biegała razem ze swoją siostrą Szejen i nie przejmowała się chorobą.

Zimą guz zaczął rosnąć. I to szybko. Wet z Czerska powiedział, że zrobimy eutanazję kiedy się rozrośnie tak, że zacznie Jumie przeszkadzać w normalnym życiu. Nie podobała nam się taka wizja. Zabraliśmy Jumę do Bydgoszczy. Tam zrobiliśmy jeszcze raz zdjęcie płuc. Bydgoski lekarz nie potwierdził zmian w płucach. Według niego były czyste! Nie znalazł też żadnych guzów na sutkach. Zatkało nas. Juma natomiast trafiła od razu na stół operacyjny i pozbyła się wrednego guza.


Wróciliśmy do domu ze zdrowym psem. Przez prawie rok cieszyła się dziewczyna normalnym życiem zdrowego psiaka. We wrześniu tego roku wróciła do biegania w zaprzęgu, którego tak bardzo jej brakowało. Biegała we wrześniu i w październiku. W listopadzie pojawił się nagle guz pod okiem. Tak samo gwałtownie jak poprzednio. Do tego Jumka zaczęła kaszleć. Po jednym z ataków kaszlu wypluła krew. Wiedzieliśmy, że jest bardzo źle. Znowu badania i rentgen płuc. Tym razem nawet my zauważyliśmy zmiany nowotworowe płuc. Dużo zmian.
Do tego zaczęły jej puchnąć łapy. Wszystkie cztery. Tak zaczął ją zabijać rak.
Rokowania były fatalne. Pozostało nam czekać na śmierć. Jednak Jumka nie miała zamiaru się poddać. Było z nią bardzo źle. Pojawiły się problemy z chodzeniem. Wszyscy mówili, że to kwestia tygodnia, może dwóch. Jumie pozostał jedynie apetyt. Jadła jak zawsze. Na dodatek pomógł nieco steryd, który podał jej lekarz.
Nasza znajoma lekarka powiedziała, że niekiedy encorton podawany w dużych dawkach powoduje spowolnienie choroby. Powiedzieliśmy o tym wetowi i on to potwierdził. Wyszliśmy od niego z receptą. To było miesiąc temu. Juma wciąż jest z nami, chodzi na wybiegu ze wszystkimi psami i swoją ukochaną siostrą. Jest chora, ale wciąż cieszy się życiem. Jest aktywna, pilnuje nas na wybiegu, macha ogonem. Czasem nawet podbiegnie. I oczywiście wszędzie chodzi z Szejen. Jak zawsze są nierozłączne. Dwa i pół roku temu weterynarz wydał na nią wyrok śmierci, a ona się nie poddała i wciąż żyje. Dwa i pół roku to jak u nas ludzi 15, co najmniej. Duża różnica pożyć 2,5 roku.



Pomagamy jej jak możemy. Mieszka w naszej łazience, bo wszędzie indziej są koty. Jest ze stadem na wybiegu za każdym razem kiedy wychodzą tam psy. Sama się tego domaga wyjąc w łazience. I za każdym razem radośnie wita się z siostrą. Zresztą Szejen też za nią wyje w kojcu. I żyje, ciesząc sie tym życiem ile to tylko możliwe.
Obawiamy się chwili kiedy Juma odejdzie także ze względu na Szejen. One są tak ze sobą związane, że to może się odbić także na Szejence. Póki co jednak Juma się nie daje i odsuwamy ten moment w przyszłość. Jak najdalej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...