niedziela, 10 lipca 2016

Nie ma końca

Trzyletni pobyt w Śliwiczkach i walka o los koni tam mieszkających wciąż tak naprawdę trwa. Ciągle nie sposób zapomnieć o tamtych sprawach. Zwłaszcza, że wciąż docierają do nas jakieś informacje. Niestety złe.
Konie żyły tam od niemal dwudziestu lat w warunkach skandalicznych. Ludzie we wsi mówili o "obozie koncentracyjnym", jaki konie tam miały.

Trzy lata szarpaliśmy się z właścicielką tych zwierzaków, wykłócaliśmy się o każdą kostkę siana, o słomę do ścielenia, o materiał do naprawy boksów i wybiegów. O wszystko. O odseparowanie ogierów od klaczy w rui, o kastrację, by zakończyć niekontrolowany rozród i cierpienia źrebiąt.
Trzy lata!!! Oszukano nas, wykorzystano, a na koniec wyrzucono z gospodarstwa, kiedy wokół koni zrobiło się "gorąco". Ponad rok włóczyliśmy się po sądach, ponieważ próbowano zwalić na nas winę za dwudziestoletnie zaniedbania!
Sprawa w sądzie jest warunkowo zawieszona, bo sąd nie potrafił jednak obarczyć nas winą. Z drugiej natomiast strony zostaliśmy poinformowani, że właścicielka tych koni nie będzie już za nic odpowiadać, bo sprawa się przedawniła. Baba wywinęła się od jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Większość koni sprzedała. Przeważnie do rzeźni, czyli miejsca przed którym je broniliśmy z całych sił. Zamordowała konie, które dla niej pracowały przez wiele lat!

Weronka ze swoim synkiem Wezyrem. Cudowna, mądra klacz, która niestety trafiła do rzeźni
Dzisiaj natomiast przeczytaliśmy na facebooku fundacji, która wtedy wtargnęła do gospodarstwa i zepsuła naszą robotę, takie coś:

"Dawno niczego nie napisałam, ciągły brak czasu. Przedwczoraj byliśmy na kontroli u koni, o których pisaliśmy w ubiegłym roku, a także dwa lata temu. Niestety, miało być inaczej, jest pewna poprawa (nie było opiekującego się 6 końmi), konie nie są zabiedzone, widać, że mają odpowiednią ilość pożywienia, ale końskie kopyta nie widziały kowala od , co najmniej, zeszłego roku. Niektóre wyglądają okropnie; zadzwoniliśmy do właścicielki, tłumaczyła się, że wzywany kowal nie przyjechał! Ale to nie jest tłumaczenie! Ona musi tego dopilnować, bo niektóre z tych koni juz nie mogą normalnie chodzić. Zagroziliśmy, że jeśli w tym tygodniu kopyta nie będą doprowadzone do porządku- zgłosimy sprawę do organów ścigania, bo to jest zadawanie bólu zwierzętom. Jeśli chce się mieć konie, to trzeba o nie dbać. Sami rozmawialiśmy z kowalem, ma przyjechać w poniedziałek. Zobaczymy."

To jest ostateczny dowód na to, że mieliśmy rację. Konie miały tam zawsze przerąbane. Zawsze były na ostatnim miejscu. Okres, kiedy my nimi się zajmowaliśmy, był najszczęśliwszym w ich życiu. Wtedy miały przy sobie człowieka, który o nie dbał. Nie zdołaliśmy co prawda zniwelować zaniedbań. Nie udało się to mimo ogromu pracy jaki wykonaliśmy. W pół roku, bo tyle czasu spędziły one pod naszą wyłączną opieką, nie da się nadrobić w dwie osoby karygodnych zaniedbań z dwudziestu lat. Piszemy pół roku, bo tyle z trzech lat, konie znajdowały się całkowicie w naszym zarządzie. Nie zdążyliśmy, bo to było niewykonalne.

Teraz po dwóch latach, znowu jest duży problem. Znowu fundacja rozważała powiadomienie prokuratury. Nam w tej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak wrócić na drogę prawną, by do końca oczyścić swoje dobre imię, a także zawalczyć jeszcze o nasze zmarnowane trzy lata, a następnie kolejne dwa, gdzie wciąż walczymy o przetrwanie w dziadoskich warunkach, zamiast się rozwijać i kreatywnie działać.  
W Śliwiczkach konie zawsze miały źle i nic się z tym nie zmieni dopóki ta osoba i jej rodzina będzie miała prawo posiadać konie. Ohydne w tym jest jeszcze to, że te same konie pracują potem z dziećmi na obozach i tam tym dzieciom opowiada się banialuki o ekologii i przyrodzie. I to jest skandal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...