niedziela, 16 września 2012

Poranek


Za piętnaście minut szósta. Trzeba wstać. Dzisiaj nastawiony na szóstą budzik nie był już potrzebny. Zresztą wczoraj też. Organizm sam budzi się do życia, przyzwyczajony do codziennego rytmu. Pięć, sześć godzin snu na dobę na razie wystarcza. Obciążenia nie są wielkie, więc daję radę. Później, kiedy każdy trening będzie znacznie dłuższy, to się zmieni. Ciało zacznie upominać się o swoje.

Wstaję. Trzeba zejść do kuchni nastawić wodę. Bez kawy nie da rady. Żadnego śniadania, na razie głód jeszcze śpi. Obudzi się po treningu.
Po drodze do kuchni trzeba jeszcze włączyć komputer. Przecież nie będę siedział z kawą i gapił się w ścianę.
Woda szybko dochodzi. Siadam przed kompem i czytam jakieś pierdoły na internetowych gazetach. Najgorzej jak na dzień dobry widzę Tuska albo Kaczyńskiego, wtedy żałuję, że tam zajrzałem. Uciekam więc stamtąd. Sprawdzę pocztę, zobaczę co słychać na fb.
Kawa wypita. Zanim do niej usiadłem zdążyłem się ubrać, teraz zostały jeszcze buty i lecę.

Jest dzisiaj na zewnątrz inaczej. Wczoraj było ciepło, jakieś 12 stopni, a dzisiaj są 3. Wyraźnie się to czuje.
Cisza na zewnątrz. Psy jeszcze śpią, chociaż kiedy usłyszały otwieranie drzwi to kilka się ruszyło. Za to konie schowane w stajni. Pewnie śpią. O tej godzinie zazwyczaj się tam zaszywają.

Kto może spać niech śpi. My lecimy na trening.
Kiedy zbliżam się do furtki kenelu, w kojcach już zadyma. Psy wiedzą co się kroi.
Poranną ciszę diabli wzięli. Na szczęście rano trenują same alaskany, więc szybko się zwiniemy.
Wchodzę do kenelu, wypuszczam alaskany na wybieg, niech spokojnie załatwią swoje sprawy przed biegiem, a sam lecę po wózek do magazynu.
Zakladam psom uprzęże, dwa muszę zamknąć znowu w kojcu, bo jak wypuszczam osiem na zewnątrz luzem, to ich czasem nie ogarniam. Do tego nasz sześciomiesięczny kotek jest bardzo aktywny i wszędzie go pełno, więc dodatkowo muszę uważać.

Sześć alaskanów wylatuje przez furtkę jak z procy, dwa trzymam i zaraz zapinam do liny. To Zuza i Dante, para liderów. Napną linę, wtedy sie ona nie plącze. Po kolei zapinam pozostałe psy, muszę jeszcze przebiec się do kojca po pozostałe dwa i jestem gotowy.
Ruszamy. Start zawsze jest na sto procent! Dlatego muszę hamować. Przejeżdżamy przez odgrodzoną część pastwiska, a tam nie jest zbyt równo. Wózek podskakuje na wertepach i trzeba uważać. Za pastwiskiem psy dostają zielone światło. Rura na całego.

Najpierw polną drogą, trochę pod górkę i w piachu. następnie zagajnik, z jednej strony sosnowy, z drugiej brzozowy. Pierwsze skrzyżowanie. Cztery drogi rozchodzą się w różnych kierunkach. Duży wybór. Dzisiaj skręcamy w drugą w lewo. To wąska przecinka. Wokół gęste zagajniki, a dróżka dość kręta. Tutaj psy zawsze biegną na maksimum swoich możliwości. Kiedyś pewien znawca psich zaprzęgów mówił mi, że powinno się psy hamować podczas treningów do długich dystansów. Jak to zrobić kiedy one jednak chcą galopować jak opętane? Odebrać im tę przyjemność? Nie ma mowy!

Trwa ten galop 3-4 kilometry. potem psy się uspokajają. Wchodzą w kłus, swój najwydajniejszy krok. Najmniej się w nim męczą, choć jednocześnie szybko biegną.
Przemierzamy kolejne kilometry trasy. W połowie robimy postój. Wyciągam butlę z wodą, nalewam wody do miski i każdemu psu daję troche się napić. nie mogą wypić dużo od razu, więc wracam do każdego po dwa, trzy razy. Chwilę jeszcze stoimy i wracamy.
Dzisiaj 17 kilometrów. Psy wracają wesołe. Jak zwykle po biegu Dante prowokuje mnie do zabawy. Jest najstarszy z Alaskanów, i najbardziej wyluzowany:) Rzadko bywa zmęczony.

Psy po biegu dostają wodę, łażą po wybiegu, potem znikają w swoich kojcach. Wczoraj zrobiliśmy jeszcze drugi trening wieczorem, ale dzisiaj poprzestaniemy na jednym. Wieczorem pobiegną syberiany. 

6 komentarzy:

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...