sobota, 17 grudnia 2016

Początek w Vuollerim

Dojechałem, to pierwsza informacja. Długa droga za mną i muszę napisać, że samotna jazda przez niemal 2300 km, to żadna frajda. Na pamięć znam teksty wszystkich piosenek które, miałem w odtwarzaczu i wszystkie audiobooki. Tak to jest, kiedy nie ma do kogo otworzyć ust. Zwłaszcza nie jest to proste dla takiego gaduły jak ja :)

W każdym razie jestem. Dotarłem tutaj wczoraj około godziny 4 nad ranem. Końcówka podróży była straszna. Piekielnie straszna. Co kilka kilometrów musiałem się zatrzymywać i wychodzić z samochodu na mróz. Inaczej zasnąłbym za kierownicą. Pchała mnie do przodu jedynie świadomość, że to ostatnie 80 km i położę się do łóżka w ciepłym domu. Choć tak naprawdę, to jechałem jedynie dlatego, że wyjechali mi na przeciw moi przyjaciele. Ania, Mikołaj i Kuba. Skoro postanowili poprowadzić mnie na ostatnim odcinku, to nie byłoby w porządku powiedzieć im nagle, że staję i śpię w samochodzie. Musiałem dojechać do domu.

Poranek był straszny. Przed pójściem spać musiałem oczywiście zająć się jeszcze psami, wypuścić je z przyczepy, napoić, dać coś do jedzenia. Do tego zabrałem z samochodu wszystko to co mogło w nim zamarznąć. Soki, mokre jedzenie, warzywa, komputer, aparat foto i kamerę.
Spać położyłem się około piątej, a budzik dzwonił o ósmej trzydzieści. Słysząc go nie mogłem zrozumieć o co mu chodzi, ani gdzie ja właściwie jestem.

Dzisiaj jest już dużo lepiej. Jedna przespana normalnie noc poprawiła zdecydowanie mój stan.

No dobrze, teraz o Vuollerim i północy Szwecji w ogóle.
Jest ciemno, to po pierwsze. Noc polarna jest w rozkwicie. Co prawda robi się widno tak mniej więcej około dziewiątej, ale już po trzynastej powoli zaczyna zapadać zmrok. Przez te cztery godziny jest na tyle jasno, że można swobodnie robić coś na zewnątrz, natomiast w domach ludzie i tak palą światła. Nie jest to jakoś specjalnie uciążliwe, mam tylko wrażenie, że od czternastej jest już noc. Czekałem na mięso dla psów, które obiecali dowieść mi dziś wieczorem. Słyszę to i myślę sobie, jak to wieczorem, jak już jest wieczór i to raczej późny, po czym zerkam na zegarek, a ten pokazuje dopiero piętnastą, a tu mrok jak o drugiej w nocy. No cóż trzeba się do tego przyzwyczaić. Tu i tak nie jest tak źle. Jeszcze ciemniej jest teraz dalej na północy. Choćby w Inari, czy Alcie.

Ciemność to jedno, ale opowiem wam teraz trochę o jeżdżeniu samochodem tutaj. Otóż drogi są kompletnie zalodzone. Asfaltu nie widać spod lodu zupełnie. Wygląda to na jakiś koszmar. Jak po tym jeździć? Zwłaszcza, że tutaj są góry. Jest na to jednak sposób. Opony z kolcami. Te kolce to takie niewielkie stalowe wypustki, ledwo wystające ponad bieżnik opony. One jednak wystarczają w zupełności, aby zapewnić samochodom przyczepność. Dzięki nim ludzie jeżdżą tutaj jak po asfalcie. Szwedzi i inni mieszkańcy północy pędzą po tych lodowiskach z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę, za nic mając zakręty i strome zjazdy. Kolce tak świetnie trzymają, że jest to możliwe.
Kiedyś myślałem, że nigdy nie będę w stanie po lodach jeździć tak szybko jak oni, a tymczasem już w Finlandii gnałem z przyczepą dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę, co wcześniej wydawało mi się czystym szaleństwem. Jest bowiem coś irracjonalnego w jeździe samochodem z takimi prędkościami, po ciemku, drogą, którą niemal nie daje się iść pieszo, gdyż jest tak okropnie ślisko.

Teraz parę słów o dzikich zwierzętach. Laponia to oczywiście renifery. Widziałem dzisiaj mnóstwo ich śladów na śniegu, ale żadnego z nich osobiście. Gdzieś się kręcą, nawet jeden musiał być dzisiaj blisko mojego domu, ale widziałem tylko ślady. Renifery to oczywistość. Spotkania z nimi są bezpieczne, choć oczywiście nie zawsze. One też nie lubią kiedy ktoś jest nachalny i kręci się blisko nich. Wtedy najczęściej po prostu uciekają. Jest jednak zwierzę tutaj, które raczej nie będzie uciekać. To łoś. Jednego z nich spotkaliśmy wczoraj w nocy na trasie. Stanął na środku jezdni i patrzył na samochód. W takiej sytuacji nie wolno go poganiać, ani straszyć. Na łosia to nie podziała. Wręcz przeciwnie. Wszyscy opowiadają tutaj historię jak to pewien kierowca zaczął na tego zwierza trąbić. Łoś potraktował to jako agresję do jego własnej osoby i agresją postanowił odpowiedzieć. Facet uciekał na wstecznym biegu, a łoś demolował mu samochód. Rozbił przednią szybę, zniszczył maskę, a w końcu uszkodził i silnik. Nie wolno poganiać łosi. Jedyny bezpieczny sposób to stać spokojnie i łaskawie czekać aż on sobie pójdzie. Pod żadnym też pozorem nie wolno wychodzić z samochodu.
Ciekawe jak wyglądają tu spotkania z łosiami podczas jazdy psim zaprzęgiem? Czy obecność psów przegoni łosia, czy też może właśnie sprowokuje go do ataku? Mam nadzieję, że nigdy tego nie sprawdzę.

Jest tu jeszcze jedno duże zwierzę, ono jednak teraz śpi pogrążone w zimowym śnie. To niedźwiedź. Jest podobno ich tu sporo i nierzadko zaglądają do wiosek. Zwłaszcza wiosną kiedy budzą się głodne i chude i wyruszają na poszukiwanie żywności. Niedźwiedzie będą jednak spały jeszcze do kwietnia.

Napiszę też, że Vuollerim to bardzo urokliwe miejsce. Wszyscy mieszkają w tradycyjnych skandynawskich, drewnianych domach. Większość z nich ma bordowy, albo żółty kolor. Mój jest żółty. Jest tutaj szkoła, biblioteka, sklep, stacja benzynowa i dom kultury. Jest hotel i czynny tylko latem camping. Cisza i spokój. Ludzie żyją w swoim spokojnym rytmie. Miasteczko sprawia wrażenie dość sennego, pewnie dlatego, że ludzie tu tylko mieszkają, a większość z nich dojeżdża gdzieś do pracy. Choćby do odległego o czterdzieści kilometrów Jokkmokk.

No dobrze, to byłoby na tyle jeśli chodzi o moje pierwsze wrażenia. Jestem, jakby nie patrzeć, na końcu cywilizowanego świata. Tutaj bezkresna natura przenika się z cywilizacją na każdym kroku. Ma się wrażenie bycia na granicy. Zasięg telefonów, samochody, telewizory, a tymczasem kilkaset, a może nawet kilkadziesiąt metrów obok panuje już natura i jej ogrom. Dziś pojechałem zaprzęgiem w teren po raz pierwszy. Szlak najpierw prowadził niemal obok domów, a za moment, dosłownie za zakrętem, zaczął się dziki bór. Gęsty las, zwalone stare drzewa, potoki, mnóstwo śladów zwierząt i śnieg. Dużo śniegu. Im bardziej jechałem przed siebie tym bardziej oddalałem się od cywilizacji. Psy biegły przed siebie jak oszalałe, szybko oddalając nas od Vuollerim, od ludzi i ich świata. Pierwszy bieg w nowym miejscu zawsze jest szalony. Psy wyspane w podróży roznosi dosłownie energia. Chcą działać, biegać, i kiedy już mogą, robią to z dziką pasją. Zazwyczaj zapominają przy tym o niemal wszystkich zasadach, Robią się głuche na moje komendy i prośby o odrobinę choćby spokoju, tak mi przecież potrzebnego kiedy rozpoznaję dopiero teren. Nic z tego. Psy robią to po swojemu.
Jutro na szczęście powinno być już spokojniej. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Pierwszy kontakt z terenem pokazał mi też jego trudności. To nie jest płaska powierzchnia wielkiego zamarzniętego jeziora. To góry z krętymi ścieżkami, podbiegami i szalonymi zjazdami. Będzie niełatwo, ale przecież właśnie takich trudności szukałem. Im ciężej będzie na treningu tym mniej nas zaskoczy na trasach wyścigów.

Pozdrawiam z zimowego na maksa Vuollerim. Dzisiaj -15 i niemal czyste niebo w tej chwili, więc może pokaże się zorza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...