25 sierpnia minął równy miesiąc od naszej wyprowadzki ze
Śliwiczek. Tylko miesiąc, a wydaje się jakbyśmy mieszkali w Borach wieki temu -
na szczęście tak działa ludzki umysł, odkłada gdzieś wysoko, na półkę myśli i
wspomnienia, które przeszkadzają w tworzeniu nowego, własnego świata.
Jednak wcale tak łatwo nie jest zacząć wszystko od początku.
Wymaga to ogromnej siły i woli walki, której nam, jak i wielu ludziom
doprowadzonym przez najróżniejsze wydarzenia i ludzi do sytuacji niemal bez
wyjścia, co jakiś czas brakuje.
Przeprowadziliśmy się z powrotem pod Bydgoszcz, gdzie mamy
na szczęście własny kąt. Domek przeznaczony do rozbiórki musi posłużyć nam
jeszcze przez długi czas za lokum. Na nowo trzeba było podłączyć w nim wodę i
prąd. Ma zaledwie 40 m2 powierzchni i jest w opłakanym stanie,
pilnie potrzebuje remontu, na który nas niestety nie stać.
Od marca, czyli od wizyty pseudofundacji Pia Causa w
Śliwiczkach nie mogliśmy normalnie pracować. Musieliśmy odwołać umówionych
klientów oraz zrezygnować z organizacji obozów dla dzieci, gdyż wiedzieliśmy,
że ze strony właścicielki gospodarstwa i jej rodzinki Adamsów niczego dobrego
spodziewać się nie można.
Mieliśmy dużo planów związanych z działalnością w Borach.
Przez 3 lata włożyliśmy w promocję Śliwiczek mnóstwo serca, zaangażowania i
pieniędzy. Wszystko to teraz poszło na marne za sprawą właścicielki mającej od
samego początku naszego pobytu w Śliwiczkach swoje zwierzęta za nic oraz jej
kolesia z pseudofundacji, będącego zarazem inspektorem OTOZu, który na pewno
nie stworzył swojej organizacji z chęci niesienia pomocy zwierzętom.
Inspektor z pseudofundacji nigdy do nas nie zadzwonił, nie
zapytał czy mamy gdzie się wyprowadzić, jak damy sobie teraz radę, co stanie
się z naszymi zwierzakami, jaki los je spotka. A przecież większość naszych
psów, wszystkie sześć kotów i jedna gąska to zwierzaki przez nas adoptowane,
uratowane przed śmiercią.
Czy tak powinna zachowywać się fundacja ochrony zwierząt?!
Inspektora to nic nie obchodzi. To jak działa Pia Causa to jedna wielka kpina i
skandal.
Byliśmy zmuszeni przeprowadzać się w najgorsze upały, które
groziły utratą zdrowia a nawet życia u naszych zwierząt. Wiele z nich to
renciści i emeryci wymagający leczenia i spokoju, i to też nie miało dla
inspektora OTOZu najmniejszego znaczenia.
Codziennie otrzymujemy zapytania o nasze wycieczki z psimi
zaprzęgami, warsztaty, prelekcje, jazdę konną, których przez właścicielkę
gospodarstwa i jej kolesia inspektora z pseudofundacji nie jesteśmy w stanie
realizować.
Ciągle słyszymy od ludzi, że to wielka szkoda dla całego
regionu, że nas już tam nie ma, że stracili niezwykle ciekawą atrakcję.
To niepojęte, że ktoś organizujący wypoczynek dla dzieci i
młodzieży w Borach Tucholskich, jak właścicielka gospodarstwa przyczynił się
obniżenia poziomu atrakcyjności tego miejsca i za jej sprawką znika najbardziej
interesująca możliwość przeżycia niezapomnianej przygody i poznania Borów.
No cóż, tak to właśnie wygląda kiedy nie działa się z sercem
i pasją, a jedynie dla pieniędzy.
My od zawsze powtarzamy, że w życiu najważniejsza jest
miłość do tego co się robi i pełne zaangażowanie, a pieniądze przyjdą wtedy
same - nie są one dla nas celem samym w sobie. Tylko tak działając jest się
szczerym i prawdziwym w swojej pracy. W szczególności jest to ważne,
kiedy pracuje się ze zwierzętami, więcej o naszych zasadach możecie znaleźć
tutaj.
Ta trudna sytuacja, w której się znaleźliśmy ma o dziwo też
pewne plusy, otóż w pełni sprawdziło się stare porzekadło, że "prawdziwych
przyjaciół poznaje się w biedzie". Taki przesiew znajomych jest bardzo
pożyteczny, bo szkoda tracić czas i energię na ludzi, którzy nawet nie potrafią
się do ciebie odezwać, dodać otuchy dobrym słowem, zapytać jak pomóc, którzy
swoimi "dobrymi radami" dokładają jeszcze do pieca i wręcz cieszą się
z twojego nieszczęścia.
Przynajmniej teraz wiemy, na czym stoimy. Dla równowagi
mieliśmy okazję poznać również nowych, dobrych ludzi, którzy potrafili nawet poświęcić swój czas i pomóc nam w budowie kojców - Radek, Kamila, Maciek i Michał
- bardzo Wam dziękujemy!
Śliwiczki miały być nowym, lepszym rozdziałem naszego życia,
niestety przez złych ludzi, których tam spotkaliśmy stało się inaczej. Nie
żyjemy w odizolowanych bańkach, każdego człowieka łączą najróżniejsze
zależności z innymi i choćbyśmy niewiadomo jak bardzo czegoś pragnęli, to bez
wsparcia dobrych, uczciwych ludzi nawet najwspanialsze plany mogą legnąć w
gruzach.
Przez 3 lata z pełnym zaangażowaniem opiekowaliśmy się
zaniedbywanymi przez właścicielkę końmi i psiakiem. Robiliśmy wszystko, aby
konie nie wylądowały w rzeźni, doprowadziliśmy do wykastrowania dwóch ogierów,
które niezgodnie z przepisami chodziły razem z klaczami w stadzie. To tylko
ułamek naszych działań dla dobra tych zwierzaków, które jak wiemy od
okolicznych mieszkańców miały tam obóz koncentracyjny od samego początku ich
pobytu w gospodarstwie, czyli od ponad 20 lat.
Jednak pseudofundacja Pia Causa za nic miała opowieści nasze
i sąsiadów gospodarstwa o gehennie koni. Do spółki z właścicielką posadziła nas
o wszystkie zaniedbania, których dopuściła się właścicielka. Oto Polska
właśnie!
Zostaliśmy bezprawnie wyrzuceni z gospodarstwa w trybie
natychmiastowym i tym samym pozbawieni pracy. Nasza sytuacja jest tragiczna.
Po raz pierwszy w życiu zmuszeni zostaliśmy do poproszenia
Was o pomoc. Jest to dla nas bardzo trudne, gdyż całe życie zawsze sami sobie ze
wszystkim radziliśmy.
Utworzyliśmy więc na facebooku wydarzenie - bazarek, gdzie
można na bieżąco śledzić losy nasze i wszystkich zwierzaków, które otoczyliśmy
opieką.
Możecie licytować przeróżne fanty, które serdeczni ludzie
powrzucali na bazarek - książki, rękodzieło, sesje fotograficzne dla zwierzaków i wiele innych.
Mamy tam nawet takie perełki, jak gadżety przekazane przez
zespół Wilki!
Bardzo Wam wszystkim dziękujemy za dołączenie do naszego wydarzenia.
Liczy się każda złotówka, dzięki której będziemy mogli
zapewnić naszym zwierzakom jedzenie i opiekę weterynaryjną.
Bardzo prosimy Was o pomoc. Nie
ze względu na nas, ale dla naszych zwierząt, z których większość adoptowaliśmy
i stworzyliśmy im dom, którego nikt inny nie chciał im zapewnić. Wiele z nich
już co najmniej raz straciło dom, nie możemy doprowadzić do powtórki.
Z góry, za wszystko, bardzo Wam dziękujemy!
To bardzo przykre, że porządnych ludzi zawsze musi dopaść niesprawiedliwość. :( Powodzenia!
OdpowiedzUsuń