Na dobre rozpoczął się sezon letni i wiele osób korzysta z rozmaitych atrakcji. Spływy kajakowe, wycieczki piesze i rowerowe, jazda konna. Wszystko to jest dla ludzi i oby jak najwięcej osób było chętnych do uprawiania takiej rekreacji.
Pamiętajmy jednak, że wszystko co czynimy ma wpływ na otoczenie. Zachowujmy się więc tak, aby nasze środowisko miało z tego tylko korzyści, a nie straty.
Kiedy wybieramy się na jazdę konną, to postarajmy się z tego wyciągnąć dla siebie jak najwięcej nauki. Pamiętajmy, że koń to czujący i myślący stwór, który ma swoje potrzeby, który ma lepsze i gorsze dni. Tak samo jak my ludzie. Przy okazji konnego rajdu, czy lekcji jazdy, dowiedzmy się czegoś więcej o koniach. Podrążmy trochę ten temat. Poczytajmy i posłuchajmy o końskiej psychice. Taka wiedza tylko ułatwi nam obcowanie ze zwierzęciem. A jak będzie nam łatwiej, to i przyjemniej zarazem.
Do tego jeździectwo to bardzo dobra okazja do przebywania ze zwierzętami. Mamy wtedy sposobność podotykać wielkiego stwora, poczuć jego zapach, zobaczyć jego relacje z innymi końmi. To wielka przyjemność. Równie duża jak sama jazda.
Koń to nie rower, czy kajak, który po wycieczce zostawiamy na trawie przed garażem, czy hangarem i możemy spokojnie pójść dalej. Z koniem jest inaczej. Trzeba mu podziękować za jazdę, za to ze nas nosił. Pogłaskać, przytulić. Rozsiodłać, pobyć chwilę po prostu z nim.
Często się zdarza, że ktoś wraca z terenu, zsiada z konia i idzie w diabły. Nawet na zwierzaka nie spojrzy. Takie postawy należy tępić. Taka osoba nie powinna jeździć konno. Widać wyraźnie, że nie ma do tego serca, a sama jazda dla niej nie różni się niczym od jazdy quadem. Po co ktoś taki w ośrodku jeździeckim?
Pełnię osiągniemy wtedy, kiedy nauczymy się wyciągać dla siebie jak najwięcej nauki i doświadczenia ze wszystkiego co robimy. To jest prawdziwa turystyka. Aktywność fizyczna i psychiczna. Rozumienie przyczyn i skutków. Nie poziom "funu". Kiedyś jeden z naszych niedoszłych klientów na jazdę psim zaprzęgiem dopytywał sie namolnie - "ale, czy bedzie fun?". Czyli, czy zaprzęg pędzić będzie jak opętany, a sanie latać będą po krzakach, a na koniec tylko cudem ujdziemy z tego z życiem? Takiego "funu" nie będzie, bo to są zwierzaki i my jesteśmy odpowiedzialni za ich życie i zdrowie. Za swoje zresztą też.
Pamiętajmy o tym, a tym, którzy tego nie rozumieją przypominajmy. Może w końcu coś do nich dotrze.
No i jeszcze jedno. Jeśli ważymy 120 kg, to nie pchajmy się na koński grzbiet. Koń to duże i silne zwierzę, ale bez przesady. Weźmy się najpierw za siebie, schudnijmy, pobiegajmy i dopiero wtedy na koń! To i człowiekowi i zwierzęciu wyjdzie jedynie na zdrowie.
Niektórym ludziom przydałaby się porządna lekcja w temacie poszanowania koni. Oprócz kwestii zachowania po jeździe, jest też inna. Wielu zwyczajnie nie potrafi zachować się na ich grzbiecie. Szarpią wodzami, wydają sprzeczne polecenia, nie szczędzą kopniaków. A to nie jest jazda, tylko bezmózgie wożenie się. Po kilku takich delikwentach zwierzę zaczyna się buntować, nierzadko znieczula na subtelniejsze sygnały. I już jest "niedobre", "nie nadaje się", "trzeba wymienić". Za każdym razem, gdy widzę podobne sytuacje (obecnie będę je miała na porządku dziennym), mam ochotę zamienić jeżdżącego miejscem z koniem.
OdpowiedzUsuńMądre jest to, o czym piszecie, oby tylko ludzie mieli więcej oleju w głowie i wrażliwości.
Dokładnie tak, bardzo trafna uwaga! Niestety takie zachowania wynikają często z żenująco niskiego poziomu instruktorów, którzy kompletnie nie nadają się do pracy ze zwierzętami i przymykają oko bądź nie widzą nic w tym złego, bo przecież liczy się kasa. No i sami niejednokrotnie pouczają jeźdźców tekstem: "wal, wal, jak w bęben!".
UsuńPozdrawiam i popieram !!!
OdpowiedzUsuń:)
Usuń