Nie od dziś istnieje powiedzenie "strzeż mnie panie przed przyjaciółmi, bo z wrogami sam sobie poradzę". Z całą pewnością dotyczy ono także zwierząt.
Wiele osób podających się za miłośników zwierząt, to tak naprawdę nieczułe kreatury, żądne jedynie zysków. Tacy są wszyscy ci, którzy twierdzą, że kochają konie, ale nie widzą niczego zdrożnego w końskich rzeźniach, czy długodystansowych transportach do nich. Tak samo z wielbicielami psów nie zważającymi na ich bezdomność i wciąż je rozmnażającymi. Psów, które potem chore, głodne, zaniedbane trafiają, w najlepszym wypadku do schronisk. W najlepszym, powtarzamy przypadku, bo wiele z nich kończy żywot w makabrycznych okolicznościach.Także opowiadanie bajek, głupot i powielanie zabobonów o sterylizacji zwierząt nie jest przejawem miłości do nich.
Biedne te zwierzaki, które mają takich "przyjaciół'. Jak jest ich dużo przekonaliśmy się dopiero wtedy, kiedy na dobre zajęliśmy się końmi. Koń jest fantastycznym kompanem człowieka. O wiele lepszym od psa. Koń może na człowieka pracować, może go nosić na sobie, ciągnąć ciężkie ładunki, a na koniec można go zjeść.
W Polsce, co prawda, koni się nie jada, ale za granicą gdzieniegdzie już tak. Można naszego przyjaciela tam sprzedać. W ten sposób na koniu nie można stracić. Najpierw na siebie i człowieka zarobi, a kiedy nie może już pracować, czy też jego praca nie jest opłacalna, to przerabia się go na kiełbasy. I znowu jest zysk.
Tak właśnie robią przyjaciele zwierząt. czy mają oni prawo uznawać siebie za miłośników zwierząt? Co kochają tak naprawdę? Zwierzę, czy jego mięso?
Na pewno wielu spośród tych, którzy być może przeczytają ten tekst, będzie na nas obrażonych. Poczuje się dotkniętymi. Guzik nas to obchodzi. Na co dzień jesteśmy świadkami niewłaściwego stosunku do zwierząt, ich zaniedbywania, braku zainteresowania ich potrzebami. Ciągle jesteśmy świadkami przedmiotowego traktowania zwierzaków. To wszystko jest dziełem ich "miłośników". Nie wrogów, bo wrogowie przynajmniej nie dręczą własnych zwierząt, bo ich zwyczajnie nie mają.
Ostatnio szukając informacji na temat koni pociągowych, trafiliśmy na pewien blog, którego autor zajmuje się hodowlą polskiego konia zimnokrwistego. Wiadomo jaką hodowlą. Ciężkie konie hoduje się w Polsce niemal w 100 procentach na mięso. Niekiedy tylko przy okazji używając je do zaprzęgów, czy jeszcze rzadziej jazdy wierzchem.
Ów autor ubolewa w jednym z postów na działania fundacji Tara i Viva, które jego zdaniem zmierzają do całkowitej likwidacji polskich hodowli koni i pozbawienie setek ludzi pracy i zarobku. Co za wredne fundacje.
Całkowicie popieramy Tarę, Vivę i wszystkie inne organizacje walczące o wykreślenie konia z listy zwierząt rzeźnych. To jest cywilizacyjnym wymogiem. Zdajemy sobie sprawę, że jeszcze bardzo długa droga czeka wszystkich starających się o to ludzi, ale mamy nadzieję, że to kiedyś nastąpi.
Co to bowiem za hodowla, która ma na celu produkcję mięsa? Jakie ma znaczenie, czy taka, czy inna rasa koni będzie istniała jeśli jedynym sensem jej egzystencji będzie produkcja kiełbas?
Walka o przetrwanie rasy to doskonały pretekst do utrzymania niehumanitarnej działalności. Do tego świetnie to brzmi. Tara chce zniszczyć hodowlę polskiego konia. A zatem ma w tym jakiś interes! Przy takiej retoryce, takie wnioski nasuwają się same. Tępe umysły pójdą już tylko dalej, zadając sobie pytanie: skoro chce zniszczyć polską hodowlę, to jaka inna ją sponsoruje? Pewnie niemiecka, która chce przejąć rynki po Polakach.
Tylko wykreślenie konia z listy zwierząt rzeźnych może zakończyć tę chorą historię. Nie będzie wtedy problemu z końmi do Morskiego Oka i wielu podobnych historii. Zwyczajnie nikt, kto koni naprawdę nie kocha, nie będzie się ich hodowlą zajmował. To sie poprostu nie opłaci.
Z koniem, czy psem trzeba pracować od momentu jego urodzenia. Szczepić, leczyć, odrobaczać. Dbać o niego. Uczyć go współpracy z człowiekiem. Pies może zacząć pracę najwcześniej po roku życia, koń po czterech. Potem kiedy już pracuje, to trzeba stale o niego dbać. Ponosić duże koszty jego utrzymania. A potem przychodzi nieunikniona starość. Z nią choroby. Ich leczenie też kosztuje. I to nie mało. Pies przechodzi na emeryturę plus minus w wieku 10 lat, żyje potem jeszcze z 5. Koń może pracować do dwudziestego roku życia, czasem nieco dłużej, a dożyć może nawet trzydziestki, albo i lepiej. I co wtedy?
Psa po śmierci można, choć to nielegalne, pochować w przydomowym ogródku, na działce, czy w ulubionym lesie. Zmarłego konia trzeba utylizować, takie są wymogi prawa. Ale nawet jakbyśmy się upierali, że pochowamy go sami, to kto poradzi sobie z pogrzebem ważącego 600 kilogramów zwierzaka we własnym ogrodzie?
Niemal z całą pewnością możemy stwierdzić, że zaprzestanie hodowli koni na mięso, wyzwoliłoby ten gatunek od większości problemów. A że ileś tam ras przestałoby istnieć? No i cóż z tego?
Zaraz odezwa się głosy, że piszemy o psach i koniach, a gdzieś mamy inne zwierzęta. Zawsze docierają do nas takie głosy, więc od razu odpowiadamy na możliwe komentarze. Tak samo jesteśmy przeciwni hodowlom innych zwierząt rzeźnych. Tak samo boli nas krzywda krów, świń, czy kurczaków. Jesteśmy wegetarianami i nie potrzebujemy dla siebie żadnego mięsa. Niestety musimy mieć z nim kontakt ze względu na psy, których nie da się przestawić na pokarm wege.
Świnie i inne zwierzęta cierpią tak samo jak konie i zdecydowanie nie jest to powód do dumy dla człowieka. Pisząc, natomiast, zawsze opieramy się na przykładzie psów i koni, bo ich sprawy są nam doskonale znane. Od lat siedzimy w ich problemach i możemy być w pełni pewni swoich przekonań.
I jeśli jest coś, co w przyszłości może nas zniechęcić do pracy z psami, to właśnie konieczność karmienia ich mięsem. Jakby nie patrzeć w ten sposób przykładamy się do mordowania zwierząt. I nie mamy na to żadnego usprawiedliwienia, bo takie nie istnieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)