niedziela, 29 listopada 2015

Test czołówki Mactronica - pierwszy trening



W piątek o 21 rozpocząłem pierwszy trening z czołówką M-Force 630 na głowie. Przejechałem 35 kilometrów i po godzinie 23 byłem w domu. Ponad 2 godziny w akcji z non stop włączoną lampką. Ciemna jak smoła noc nie dawała zresztą szans nawet na chwilowe wyłączenie oświetlenia.

Jakie wrażenia? Muszę powiedzieć, że podoba mi się moc tej lampy, ale nie tylko. Światło jest bardzo mocno skupione. Wręcz punktowe, co pozwala na oszczędzanie energii. Praktycznie, poza oczywistymi próbami wszystkich możliwości, większość treningu odbyłem przy pierwszym zakresie pracy tej czołówki, czyli używając mocy tylko 130 lumenów. Wystarczało w zupełności. Dokładnie widziałem całą ósemkę psów w zaprzęgu, a na dodatek oświetlałem całkiem sporą część drogi przed psami. To bardzo istotne dla mnie, bo psy nie potrzebują oświetlenia w ogóle. Ja natomiast potrzebuję go bardzo. Dobrze jest widzieć cały zaprzęg. Dobrze także jest widzieć coś przed nim. Nie raz jeździłem zaprzęgiem po nocy ze słabszymi lampami, przy których nie widziałem wcale liderów, a nawet drugiej pary psów. Kiedy psy poczuły gdzieś leśną zwierzynę i przyspieszały, to ja nie miałem pojęcia, czy coś jest przed zaprzęgiem, czy może z boku. Mając M-Force na głowie można zapomnieć o takich problemach.

Po kilku dniach obcowania z tym sprzętem mogę powiedzieć, że to solidna rzecz. Nieduża, lekka. Nie ma żadnych kabelków, akumulator mieści się z przodu, w jednej obudowie z lampą. Nie ma kabelków, nie ma się co urwać.
Jej rozmiary i waga powodują, że praktycznie, nosząc ja na czapce, nie czuje się jej obecności.
Trochę opornie idzie jej regulacja. Lampa ma możliwość ustawiania jej w pionie. Jest to jednak dość trudne, żeby ją przestawić. Ma to jednak dobrą stronę, bo nie ma możliwości samoistnej zmiany pozycji lustra. Co prawda w zaprzęgu często jest mi to potrzebne, ale dla osoby biegającej z tą czołówką będzie to jednak zaleta.

Na razie nie mogę jeszcze wypowiedzieć się o pojemności akumulatora, bo producent napisał w instrukcji, że ten osiągnie swoje maksymalne możliwości po trzech pełnych ładowaniach. Ja ładowałem go dopiero raz.
W każdym razie ponad dwugodzinny trening i półtora godzinne kręcenie się po nim, zajmując się psami, nie spowodowało utraty mocy świecenia na zakresie 130 lm. Zobaczymy jak to wyjdzie na dłuższym treningu.
I to by było dzisiaj na tyle. Na dniach kolejny nocny bieg, kilkanaście kilometrów dłuższy. Ależ ja lubię to latanie po nocy! Człowiek skupia się tylko na wąskim wycinku świata widzianego w snopie światła lampy. Reszta jakby nie istniała, bo jej nie widać. W lesie nie ma ludzi, samochodów, nawet przekraczane szosy są puste. Czuję się wtedy jakbym był jedynym człowiekiem na świecie. A do tego jeszcze mam świadomość, że poruszam się po terenie, na którym żyją wilki, więc jest, choćby teoretyczna, możliwość ich ujrzenia. To podkręca atmosferę.
Polecam takie  bywanie w nocnym lesie. Jednak wtedy warto przestrzegać pewnych zasad. Zawsze w nocy staram się przemieszczać po w miarę głównych leśnych drogach. Nie zapuszczam się w miejsca, gdzie zwierzęta mogą się ukrywać. Żadne zagajniki, żadne nieuczęszczane drogi. Niech zwierzaki chociaż w nocy mają święty spokój. Wystarczy im stresów.

2 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się efekt, z takim światłem to chyba nie ma co się obawiać nocnego biegania ;).

    OdpowiedzUsuń

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...