Na bardzo długo zapanowała cisza na tym blogu. Życie zmusiło nas do trudnej walki o przetrwanie. Dzisiaj nie możemy jeszcze powiedzieć, że tę walkę wygraliśmy. Jest na to zdecydowanie za wcześnie. Tym bardziej, że wciąż tak naprawdę znajdujemy się na granicy klęski.
Ale jesteśmy, wciąż działamy i trwamy.
Kiedy okazało się, że w naszym kraju tak naprawdę nie obowiązują żadne normy, a wszelkie umowy i ustalenia można w dowolnej chwili i pod byle pretekstem, albo i bez niego, unieważnić, to zmuszeni zostaliśmy do kompletnej zmiany podejścia do naszych spraw. Nie możemy już nigdy w przyszłości próbować poprawiać sobie losu na takich zasadach jak dotąd. Ryzyko jest zbyt duże. I nie chodzi nam o nas samych, bo gdyby nie psy to radzilibyśmy sobie pewnie tak jak robią to wszyscy ludzie. Chodzilibyśmy do normalnej pracy i tyle. Są jednak w naszym życiu psy. To o ich los, tak naprawdę walczymy. Stworzyliśmy to stado, całkiem niemałe, i teraz nie mamy już odwrotu. Nie możemy "pozbyć" się psów tylko dlatego, że nasza firma nie zarabia, czy z innego podobnego powodu. Ba, to tak naprawdę nawet nie jest wykonalne. Moglibyśmy, i owszem, poszukać nowych domów dla naszych psiaków, ale ich jest 35. Ile z nich taki nowy dom znajdzie? 2, 3, może 5-6? Nigdy nie znajdziemy domów dla wszystkich. Zresztą jak mielibyśmy gdzieś oddać 15 letniego Nanooka, 14 letniego, schorowanego Moliego? U nas jest ich dom i tu dożyją swojego czasu. Reszta też nie jest wiele młodsza.
Takie stado to jednak duże koszty. Kiedy nasza firma miała pracę, to bez problemu było nas stać na karmę dla zwierzaków i ich leczenie. Kiedy nie zarabiamy, to wszystko to po pewnym czasie staje się kłopotliwe. Od kilku miesięcy przeżywamy właśnie taką sytuację. Robimy co w naszej mocy, ale to na niewiele wystarcza. Ciągle coś próbujemy, ciągle myślimy jak wyjść z tej sytuacji. Zobaczymy co przyniesie czas.
Najwazniejsze jednak, że wciąż mamy plany, wciąż mamy marzenia. To chyba nasz największy kapitał. Mamy też spore doswiadczenie, wiemy jak i co robić z psami.
Pomimo wszystko podjęliśmy w tym sezonie próbę startu w dużym wyścigu. 200 kilometrowy Gausdal Maraton skupił na sobie naszą uwagę. Jednak na jego starcie nie stanął nasz zaprzęg. Zabrakło pieniędzy. Jak zwykle. Rozmawialiśmy z kilkoma firmami, coś nam obiecali, ale jak przyszło co co czego to gdzieś zniknęli. Do szczęścia zabrakło trzech tysięcy zł.
Przygotowania do wyścigu były niezwykle trudne. Najpierw w sierpniu Krzysztof zerwał sobie mięsień łydki, co unieruchomiło go całkowicie najpierw na miesiąc, a potem po odnowieniu kontuzji na kolejne dwa.
Treningi rozpoczął przez to dopiero w listopadzie. Dwa miesiące później niż zazwyczaj.
Do tego było bardzo ciepło. Wysoka temperatura też nie ułatwiała przygotowań. Ale udało sie, kolejny raz zaprzęg złapał wielką formę. Była ona niewątpliwie zasługą wszystkich poprzednich sezonów, bardzo mocno przez nas przepracowanych. Jak sie okazało starsze, doświadczone bardzo psy, nie potrzebują już tak dużej dawki treningu. One po prostu odcinają już kupony od poprzednich sezonów.
Zawiodły jednak finanse. Dlatego teraz zmieniamy sposób szukania sponsorów. Rozmowy zaczynamy już teraz, a nie po sezonie jak czyniliśmy wcześniej. Jakie przyniesie to efekty? Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)