wtorek, 22 czerwca 2010

Młodzi bohaterowie

Dokładnie dwa lata temu w naszym kenelu przyszły na świat najmłodsze psiaki Syberiady.
Rasti, Ruka, Balto, Bongo i Kaksi. Cała piątka od samego początku wykazywała się olbrzymią energią, a zarazem niespotykaną łagodnością do innych psów. W końcu są dziećmi Angi, która jest kompletnie niezainteresowana przepychankami z innymi psami.

Ich narodziny bardzo nas ucieszyły, bo potrzebowaliśmy nowych, dobrych psów do zespołu, a ich pochodzenie w zasadzie to gwarantowało.
Maluchy rosły, bawiły się, bawią się do dzisiaj, aż pewnego dnia nadszedł czas pierwszej próby w zaprzęgu.
Oj nie były łatwe te początki. Wszystkie strasznie źle czuły się w obrożach, uprzężach. Robiły wszystko, aby się ich pozbyć. Wyglądało to jak ujeżdżanie dzikich mustangów.
Krótko mówiąc byliśmy załamani. Z żadnymi psami wcześniej nie mieliśmy takich problemów.

Na szczęście, jak to zwykle u haszczaków bywa, nagle zwyczajnie pobiegły w zaprzęgu przed siebie. I wtedy się zaczęło. Ujawniły się ich charaktery. Dopiero wtedy zobaczyliśmy jakimi są psami. Jak są twarde psychicznie, odporne na zmęczenie i wytrwałe. Jak bardzo chcą przeć naprzód!
Niesamowite jest obserwowanie szczeniaka, który w ciągu kilku dni zamienia się w twardego, pełnego biegowej pasji zaprzęgowca.
W życiu codziennym natomiast nadal pozostaje tym psim dzieckiem, któremu tylko głupoty w głowie.

Przed wyprawą mieliśmy rozmaite problemy z przygotowaniami. Na początku sezonu było bardzo ciepło jak na tę porę roku. Potem przyszły śniegi, jakich wcześniej u nas nie było, co paradoksalnie też wymusiło zmianę planów treningowych.
Jednym słowem wszystko w przygotowaniach było kompletnie nie tak jak powinno być. Wiedzieliśmy, że starsze doświadczone psy dadzą radę na wyprawie mimo wszystko, ale strasznie obawialiśmy się o młodzież. Mała ilość wybieganych przez nią kilometrów nie dawała nam żadnej pewności co do ich formy i możliwości.

Owszem udowadniali na treningach, że dobrze rokują na przyszłość, ale właśnie na przyszłość. Dosłownie nie spaliśmy po nocach, drżąc o nie i wciąż zastanawiając się, czy dadzą radę.
Przed samym wyjazdem okazało się, że dla Ruki wyprawa to jeszcze zbyt duże wyzwanie. Dlatego postanowiliśmy zostawić ją w domu. Jest najdrobniejsza z całego rodzeństwa, ze względu na cieczkę miała najmniej treningu, podobnie zresztą jak Rasti i zabranie jej na wyprawę byłoby zbyt dużym ryzykiem. Ma jeszcze czas na wyczyn w swoim życiu.

Bardzo podobna sytuacja była z Rasti. Ona jednak pokazała na treningach niezwykłą siłę psychiczną i wolę biegania tak wielką, że nie mieliśmy sumienia jej zostawić. Pojechała z założeniem, że jeśli tylko coś będzie nie tak to dalej pojedzie w saniach.

Z chłopakami było znacznie lepiej. Oni jak na całą tą sytuację przygotowani byli dość dobrze, choć też nie brakowało trudnych sytuacji na treningach. Ich przewagą nad siostrami był zdecydowanie brak zmarnowanego czasu na cieczkę.

Wreszcie dzieciaki wyruszyły w swą życiową podróż, która odbyła się bez najmniejszych problemów, mimo iż nigdy nie pokonały tak wielkiej odległości w przyczepie.
Dotarły, tak jak i reszta zespołu na miejsce w doskonałej kondycji psychicznej i fizycznej.

Na miejscu, dzień przed wyruszeniem na trasę wyprawy, wybraliśmy się na rekonesans. Przejechaliśmy około 30 km. Niestety Bongo miał na kilka kilometrów przed bazą jakiś kryzys i do końca jechał w saniach. Reszta dzieciaków nie miała żadnych problemów.
Bongo jednak dal nam mocno do myślenia. To duży pies, ważący swoje, i ewentualne wiezienie go w saniach to spore obciążenie dla innych psów.
Było jednak już za późno na jakiekolwiek zmiany, nie mogliśmy niczego zmienić na tym etapie.

Wyruszyliśmy na drugi dzień. Jechaliśmy spokojnie, nie forsując tempa. Cel był jasny - objechać to jezioro dookoła. Nie ważne ile zajmie nam to czasu, byle tylko dojechać do końca.
Gdybyśmy zrobili na treningach to co zaplanowaliśmy, to grzalibyśmy pełną parą nie oglądając się na nic.

Młodzież od początku szła po prostu obłędnie. Bongo pierwszego dnia do zmroku przebiegł 50 km bez najmniejszych problemów, świetnie też radził sobie Kaksi, zaś Balto kipiał wręcz energią i na postojach nie mógł się doczekać dalszej jazdy.

Największym jednak zaskoczeniem była Rasti. Ta suczka miała za sobą najmniej treningu. W jego czasie przebiegła mniejszy dystans niż podczas tylko pierwszej doby na wyprawie! Dziewczyna, która z założenia miała biec tylko do pierwszych oznak problemów, a potem jechać w saniach, dała znakomicie radę do samego końca, cały czas będąc wesołą i aktywną. To wielokrotnie ona powodowała, że cały zaprzęg przyśpieszał!

Rasti, Bongo, Kaksi i Balto to najwięksi bohaterowie tej wyprawy. Mieli wtedy jedynie 20 miesięcy, a poradzili sobie ze wszystkim tak samo jak starsze doświadczone psy. W szczenięcym niemal wieku dokonali czynu, o jakim większość psów może jedynie marzyć i weszli wszyscy do elitarnej grupy długodystansowców.
To prawdziwi bohaterowie!

Dużo zdrowia i sto lat dzieciaki!!



Ruka




Czarno-biały Balto




Rudy Bongo




Rasti




Kaksi w ostatnim bucie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...