Pojawił się w naszym życiu latem 2003 razem z Atką, suczką która była matką naszej Baji. Moli miał wtedy półtora roku, a Atka osiem lat.
Mimo młodego wieku Molaczka byliśmy już czwartym jego domem. Kompletnie pozbawiony przyzwoitości i wyobraźni hodowca, handlował tym psiakiem nie starając się nawet znaleźć dla niego odpowiedniego nabywcy. Moli trafiał gdzieś, skąd za chwilę zostawał zwrócony hodowcy. Nawet nie wiadomo z jakich powodów. Następnie kupował go ktoś inny, równie nieprzygotowany do posiadania haszczaka. I historia się powtarzała. Moli znowu wracał do hodowli. Dopiero u nas znalazł dom na całą resztę swojego życia. Razem z nim znalazła go także Atka. Adoptowaliśmy ich oboje, bo hodowcy znudziła się hodowla. Na szczęście dla tych psiaków.
Moli zapowiadał się na świetnego biegacza. I takim się też okazał. Biegał w naszych zaprzęgach, przemierzał wraz z nami polskie lasy i pola. W 2010 był jednym z liderów zaprzęgu Darii w trakcie Inarijarvi Expedition która stała się ukoronowaniem jego zaprzęgowej kariery. Tam miał już 9 lat, ale mimo tego znajdował się w szczytowej formie. To on z Angą prowadził zaprzęg Darii, kiedy walczyliśmy o pozostanie na szlaku i o przetrwanie w czasie burzy, która dopadła nas 50 kilometrów przed końcem wyprawy. To on był tym psem, który po tamtej koszmarnej nocy pierwszy wydobył się spod nawianej na psy lodowej skorupy, która tak nas przestraszyła. W książce "23 kilometr" jest taki fragment:
"Wichura nie słabła. Wciąż szarpało namiotem, bez
przerwy przewalał się przez nas nawiewany śnieg. Na szczęście jednak nie miał
gdzie się zatrzymać i przelatywał po prostu dalej.
Tak dotrwaliśmy do świtu, który przywitał nas
przerażającym obrazkiem.
Kiedy wyszliśmy z namiotu, dostrzegliśmy w miejscach,
gdzie spały psy kuliste bryły lodu. Śnieg nawiewany na psy w zetknięciu z ich
ciepłymi ciałami topił się, aby za chwilę zamarznąć na rosnącym mrozie. W
efekcie psiaki pokryte zostały lodową skorupą i leżały nieruchomo.
W pierwszym momencie wyglądały jakby zamarzły!
Podchodziliśmy do każdego z osobna i nakłanialiśmy je
do wstania. Bez efektu. Przestraszyliśmy się nie na żarty. Lodowe bryły leżały
bez ruchu, ciasno zwinięte w kłębek.
Nagle Moli, najstarszy pies w zespole, po prostu
wstał, otrzepał się z lodu i śniegu, a następnie… zwyczajnie się w tym śniegu
wytarzał!
Momentalnie prysło nagromadzone w nas napięcie.
Wiedzieliśmy już, że będzie dobrze, że psiaki dały sobie radę z tą trudną
sytuacją o wiele lepiej, niż przypuszczaliśmy.
W tym momencie dotarło do nas, że skończymy tę
wyprawę, że dokonamy tego i nic już nie zdoła nas pokonać!"
Wtedy Moli dał nam nadzieję i radość. Nie pierwszy i nie ostatni zresztą raz. Aż do 4 kwietnia 2016, kiedy to jego serce przestało bić. Odszedł wspaniały pies i przyjaciel. Wielki podróżnik i niestrudzony biegacz. Prawdziwy lider psiego zaprzęgu.
Dziękujemy Ci Molaczku za te trzynaście lat, które mieliśmy przyjemność z Tobą spędzić. Będzie nam Ciebie bardzo brakowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)