Wczoraj, podczas spotkania z przyjaciółmi, zrozumieliśmy wreszcie dlaczego sporo naszych znajomych przestało się do nas odzywać po śmierci Vilego na tegorocznym wyścigu Finnmarkslopet w Norwegii.
My jesteśmy jej winni! To przez nas Vili umarł! Tak twierdzą te osoby.I dlatego spotkał nas z ich strony ten ostracyzm.
Wydano na nas wyrok nie znając szczegółów, nie znając faktów. Nie mając pojęcia ile nas ta śmierć kosztowała w sensie psychicznym i jak ciężko jest nam po niej żyć i działać.
Wciąż nie mamy wyników autopsji Vilego. Ma je Hanna Fredriksen, szef weterynarzy na Finnmarkslopet. Nawet przysłała nam przedwczoraj maila z tymi wynikami. Po norwesku, rzecz jasna. Dołączyła do tego komentarz po angielsku. Już zaczęliśmy dyskutować nad tym komentarzem. Zadawać sobie pytania, jak do tego doszło. Analizować go. Ale wtedy otworzył się wreszcie załącznik z wynikami. Tam okazało się, że to nie wyniki Vilego. Tylko jakiejś norweskiej suczki, zmarłej kiedy indziej.
Jakiż bajzel panuje na biurku, czy w komputerze Hanny Fredriksen? Ciekawe do kogo wysłała nasz załącznik? Od przedwczoraj nie mamy znowu z nią kontaktu. To jest w ogóle ciekawa postać. Będziemy mieli sobie sporo do powiedzenia jeśli kiedykolwiek spotkamy się w cztery oczy. Bo takiej dawki olewania nas to nie zaznaliśmy jeszcze od nikogo w całym naszym życiu.
Kolejny raz cała ta makabryczna historia stanęła nam przed oczami. Przeżyliśmy ją raz jeszcze. Znowu były łzy i długa dyskusja. I pytania o sens tego wszystkiego.
Ale kilkoro naszych znajomych wie przecież o nas i tej sytuacji wszystko. Wydali wyrok. To przez ten wyrok nigdy nie potrafili się do nas odezwać. Zadzwonić, napisać maila. Wcześniej dzwonili bardzo często. Po śmierci Vilego nigdy. Łatwo jest ferować wyroki. Ale sprawa nie jest taka prosta jakby się mogło wydawać.
Vili umarł na samym początku biegu. Nie po kilkuset kilometrach, kiedy jego serce zaprzestało pracy w wyniku przemęczenia. Nie, Vili umarł na samym początku, po stosunkowo spokojnym biegu.
A co to oznacza? Ano tyle, że spotkać to może każdego z nas. Każdego z naszych psów. Dosłownie wszędzie. Pies może umrzeć w trakcie dzikiej zabawy z innym psem, w czasie biegu przy rowerze, który tak uwielbiają ci wydający wyroki na nas znajomi. To może spotkać każdego z Was, bo nie wiecie, czy wasz pies nie ma jakiejś ukrytej choroby, czy genetycznej wady.
Przez to co spotkało Vilego i nas, strasznie mocno zaczęliśmy się zajmować tymi kwestiami. Przeprowadziliśmy mnóstwo rozmów i przeczytaliśmy tyle samo opisów podobnych zdarzeń w necie. Takich historii jest na pęczki. Psy, tak samo jak ludzie od czasu do czasu umierają nagle i gwałtownie. Mimo, ze nic wcześniej nie wskazywało na taką możliwość.
Ale po co drążyć temat, po co rozmawiać z ludźmi, czytać książki, czy artykuły? Lepiej wydawać wyroki. Przecież wszystko już wiemy.
Strasznie to przykre. Mamy nadzieje, że nie spotka was nic podobnego w życiu, choć osobiste doświadczenie byłoby tutaj najlepszą formą nauki.
Wczoraj mieliśmy spotkanie z naszymi przyjaciółmi. Z ludźmi, z którymi można szczerze porozmawiać. To od nich dowiedzieliśmy się dlaczego tak zwane środowisko odwróciło się od nas. Dlaczego nikt nie zadzwonił, nie napisał, choćby maila.
Co ciekawe odzywali się do nas ludzie, których znamy wyłącznie z facebooka, z którymi nigdy się nie spotkaliśmy w realu. To samo dotyczy także naszej obecnej sytuacji. "Środowisko" i w tym przypadku zamilkło.
Tragedie, które nas wszystkich spotykają, jak widać, najlepiej weryfikują prawdziwość różnych znajomości. Potwierdza się po raz kolejny powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
To prawda, w trudnych chwilach poznaje sie tych prawdziwych przyjaciół. To smutne co przeczytałam, współczuję straty psa, to bardzo traumatyczne przeżycie, niestety takie sytuacje wciąż mają miejsce, psiaki żyją o wiele za krótko. Weterynarz rzeczywiście wyjątkowa (przepraszam!) fleja :( Jesteście wspaniali, trzymajcie się, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDzięki kass, pozdrawiamy.
UsuńJuż kilka razy to pisaliśmy, ale zrobimy to jeszcze raz. Nie publikujemy anonimowych komentarzy. Piszemy posty jako my, wiec jeśli chcecie podyskutować to podpiszcie się pod komentarzem, nickiem bądź nazwiskiem. Na dodatek nie będziemy publikować oczywistych bzdur i pierdół. Nie zamierzamy dyskutować z ludźmi, którzy oskarżają nas o jakieś bzdury, czy też ze zwykłymi idiotami. Mamy nadzieje, że wreszcie to dotrze do kilku osób i zaprzestana bezowocnie klikać po klawiaturze.
OdpowiedzUsuńWspółczuje straty psiaka, to smutne :(. Trzymam kciuki, żeby wszystko się wyjaśniło i dobrze skończyło. :)
OdpowiedzUsuń