Od ostatniego posta minęło dużo czasu, a jeszcze więcej się wydarzyło.
Kłopoty zaczęły się gdzieś pod koniec stycznia, kiedy to człowiek, który miał jechać jako pomocnik na Finnmarkslopet poinformował nas, że jednak nie pojedzie. Rozpoczęliśmy intensywne poszukiwania zastępcy. Bezowocnie. Nie mamy wśród znajomych ludzi mówiących po angielsku i potrafiących jeździć samochodem w lapońskich warunkach. To znaczy mamy jednego takiego, ale on również poszukiwał pilnie pomocnika na wyjazd do Laponii z klientami. I też nie znalazł.
Ogólnie rzecz biorąc przygotowania do Finnmarka upłynęły pod znakiem niezawodnych psów, ogromnego zaangażowania w trening całego naszego zespołu i kompletnie zawodzących ludzi dookoła.
Zaczęło się od firmy, która miała nas sponsorować. Przygotować mieli szelki, kurtki i buty dla psów. Zapowiadało się ciekawie, zwłaszcza, że ich wyroby są bardzo zawodowo uszyte. Niestety problemem był kontakt z firmą. Nigdy nie wiedzieliśmy, czy kurtki i buty się szyją czy nie. Przyszedł moment, że znaleźliśmy już innego dostawcę, to wtedy nagle okazało się, że buty jednak będą, a brak kontaktu przez dwa tygodnie spowodowany był - 'zapomniałam wysłać maila". Zdarza się. Kiedy jednak musieliśmy załatwić elastycznego rzepa do butów, i kiedy do dzisiaj nie otrzymaliśmy informacji, czy ów rzep wysłany do firmy miesiąc temu w ogóle tam dotarł, postanowiliśmy zakończyć tę żenującą sytuację. Zostaliśmy bez butów, bez kurtek i bez zaufania do kogokolwiek z polskiej branży sprzętu zaprzęgowego.
Kolejny zawód to pomocnik. Na taki wyścig nie można jechać bez niego. Ktoś musi jechać samochodem od checkpointu do checkpointu samochodem, aby w razie czego miał kto zająć się kontuzjowanym, czy chorym psem.
Kiedy od kilku miesięcy przygotowujemy się do wyjazdu i umawiamy z konkretnym człowiekiem to bardzo trudno jest potem znaleźć kogoś innego. No cóż stało się, człowiek miał swoje bardzo ważne powody. takie jest życie. Nam to jednak zadania nie ułatwiło.
Największym jednak problemem okazały się konie. To one ostatecznie pogrzebały wszelkie wyścigowe plany na ten sezon.
Otóż jak wiecie, zajmujemy się dziewiątką koni. Nie są one nasze, zajmujemy się nimi. Ich właściciel natomiast nie miał pojęcia, że klacze są w ciąży. Ma w tym towarzystwie jednego, młodego ogiera. 30 stycznia urodził się Felek. 28 lutego na świat przyszła Dumka. W najbliższych dniach oczekujemy porodu u Schiery. Potem będzie Weronka i Bryza. Jak dotąd porody przebiegają bezproblemowo, jednak musimy być czujni.
Maluchy są zdrowe, rosną w oczach.
Cała ta sytuacja początkowo doprowadzała nas do szału. Biorąc konie pod opiekę nie wiedzieliśmy co nas czeka. Pierwszy poród nas co prawda nie zaskoczył, bo Daria od jakiegoś czasu twierdziła, że Feta jest źrebna. U klaczy brzuchy rosną intensywnie tak plus minus na miesiąc przed rozwiązanie, a ciąża trwa 11 miesięcy. Jednak nie umawialiśmy się z właścicielem na takie historie!
I tak już w trakcie szukania kogoś do opieki nad zwierzakami na czas naszego wyjazdu do Laponii, okazało się, że Daria będzie musiała zostać z końmi i nici ze wspólnego wyjazdu.
Teraz jednak kiedy rodzą się źrebaki także wyścig stał się nierealny.
Jedna osoba nie może zostać sama z całą tą sytuacją. Musimy przez to przejść razem.
Z drugiej jednak strony, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Możliwość brania udziału w przychodzeniu na świat nowych koni jest niesamowita. Oglądać jak się rodzą, jak stają na nogach, jak zaczynają biegać, jak rosną, to coś nieprawdopodobnego. To bezcenne doświadczenie!
Być może nigdy w życiu już czegoś takiego nie przeżyjemy, więc w ten sposób osładzamy sobie gorycz rezygnacji z wyścigu.
Zresztą Femund, czy Finnmark odbywa się już od 30 lat i jeszcze długo odbywać się będzie. Przychodzące na świat źrebaki to coś co w naszym życiu wydarza się po raz pierwszy i kto wie, czy kiedykolwiek jeszcze będzie nam dane w takim wydarzeniu uczestniczyć! Nie ma więc czego żałować!
Zaskoczona jestem,że nie pojechaliście.
OdpowiedzUsuńSzkoda, czekałam już na relacje.
Niestety odpowiedzialnych ludzi jakoś jest mało.
Wiemy to na co dzień.
W firmach też siedzą niefrasobliwi ludzie.
Szkoda,że padło na Was.
Życzę by udało się w następnym sezonie.
Bogatsi o złe doświadczenia będziecie wiedzieli, co robić.
Chyba trzeba przygotowania robić dużo wcześniej.
Będzie mniej niespodzianek.
Ech szkoda ...
Pozdrawiam pieski i koniki ! :-)))
Was również :-)
Dziękujemy. Faktycznie wiemy dużo więcej niż jeszcze jakiś czas temu. To jest trudny dla nas sezon. Najpierw przeprowadzka, doszły nam konie i cała masa pracy z tym wszystkim związana. Bardzo dużo także mamy tej zimy klientów, nasze wycieczki stały się pożądanym towarem. To też nowość. Wcześniej takiego zainteresowania nie było. Nie jest łatwo to wszystko ogarnąć i ze wszystkim dać sobie radę. Jednak się udaje. To, że nie pojechaliśmy do Norwegii to żaden dramat, nie ma nad czym płakać, trzeba tylko po prostu podjąć następną próbę. Może do trzech razy sztuka:)
OdpowiedzUsuń