sobota, 1 maja 2010

Nocny koszmar

Wszystkie wydarzenia trzeciego dnia spowodowały, że nie mieliśmy innego wyjścia jak biwakować. Marzenia o spaniu w łóżku trzeba było odłożyć na później.
Zbliżała się godzina 23, a wiatr wcale nie miał zamiaru się uspokoić. Wręcz przeciwnie. Zakotwiczyliśmy sanie i rozłożyliśmy psom słomę, która robiła wszystko by odlecieć z wiatrem. Daria przykrywała zwierzaki kocami, a ja próbowałem roztopić dla nich trochę śniegu, żeby się napiły. Chowając się za saniami i zasłaniając palnik własnym ciałem zdołałem uzyskać trochę wody.
Znowu używaliśmy strzykawki i glukozy.

Zaprzęgi ustawiliśmy blisko siebie, aby choć trochę wzajemnie osłaniały się od wiatru. Każde z sań przymocowaliśmy dużymi kotwicami, małymi zaś napięliśmy liny. Ponadto związaliśmy sanie ze sobą, aby stanowiły większą masę, bo wiatr co i rusz szarpał nimi na boki.

Tymczasem robiło się co raz zimniej. Wichura przepędziła niż towarzyszący nam od południa. Około północy termometr wskazywał już -12 i to nie miał być koniec spadku temperatury. Musieliśmy szybko zrobić coś ze sobą. Wypić coś i zjeść. Do tego potrzebny był namiot.
Wyjąłem go z worka. Wiatr wypełnił jego materiał natychmiast powietrzem i niemal wyrwał nam go z rąk! Szybko rzuciliśmy namiot na śnieg i usiedliśmy na nim. To był jedyny sposób, żeby go zatrzymać w miejscu. Ponadto przypięliśmy do sań linką.

Wyciągnąłem aluminiowe pałąki stanowiące stelaż naszego schronienia. Daria przytrzymywała płachtę, a ja wsuwałem pręty tam gdzie ich miejsce. Po kilku minutach zmagań z szarpiącą się materią pałąki znalazły się na swoim miejscu. Teraz pozostało już tylko napiąć to wszystko i ustawić namiot.
Łatwo powiedzieć! Wiatr się wściekł. Szarpał jak opętany materiałem próbując wyrwać nam go z rąk. Kiedy tylko napięliśmy pałąki namiot zamienił się w wypełniony powietrzem balon. Trzymaliśmy chwilę z całych sił mając nadzieję ustawić go na śniegu.
Nie mieliśmy żadnych szans w tej walce. Tylko dzięki linkom mocującym nasze schronienie nie odleciało w mrok nocy!
Musieliśmy jak najszybciej wysunąć pałąki i zmniejszyć "powierzchnię nośną" płachty. To zadanie też nie było proste, ale ostatecznie szczęśliwie zakończone. Namiot spoczął na śniegu jak szmata, a my musieliśmy wsunąć się do niego, jeśli mieliśmy przetrwać tę noc.

Weszliśmy do środka w butach, bowiem ich zdjęcie wydawało nam się zbyt dużym ryzykiem w takiej sytuacji. Jakoś zmieściliśmy się w śpiworach. Tak leżąc w nierozstawionym namiocie, ułożonym w osłonie z sań, próbowaliśmy złapać trochę snu. Nie było to proste, bo ciągle myśleliśmy o psach. Jak one radzą sobie w tej sytuacji. Dwie suczki spały z nami przytulone do mojego śpiwora, ale reszta była na zewnątrz. Dlatego od czasu do czasu wysuwałem głowę na zewnątrz i gadałem coś do psów, a widząc że reagują, uspokajałem się i sam zasypiałem.
Wichura nie słabła. Wciąż szarpało namiotem, bez przerwy przewalał się przez nas nawiewany śnieg. Na szczęście jednak nie miał gdzie się zatrzymać i przelatywał po prostu dalej.

Tak dotrwaliśmy do świtu, który przywitał nas przerażającym obrazkiem.
Otóż kiedy wyszliśmy z namiotu dostrzegliśmy w miejscach, gdzie spały psy kuliste bryły lodu. Śnieg nawiewany na psy w zetknięciu z ich ciepłymi ciałami topił się, aby za chwile zamarznąć na rosnącym mrozie. W efekcie psiaki pokryte zostały lodową skorupą i nie ruszały się.
W pierwszym momencie wyglądały jakby zamarzły!
Podchodziliśmy do każdego z osobna i nakłanialiśmy je do wstania. Bez efektu.
Przestraszyliśmy się nie na żarty. Lodowe bryły leżały bez ruchu ciasno zwinięte w kłębek.

Nagle Moli, najstarszy pies w zespole, jakby nigdy nic, po prostu wstał, otrzepał się z lodu i śniegu, a następnie...zwyczajnie się w tym śniegu wytarzał!
Moli nas dosłownie powalił. Momentalnie prysnęło nagromadzone w nas napięcie. Wiedzieliśmy już, że będzie dobrze, że psiaki dały sobie radę z tą trudną sytuacją o wiele lepiej niż przypuszczaliśmy.
W tym momencie dotarło do nas, że skończymy tę wyprawę, że dojedziemy do końca i nic już nie zdoła nas pokonać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...