Start w wielkim wyścigu to nie lada wyzwanie. To strasznie dużo pracy i kosztów. Trzeba odpuścić sobie wiele życiowych przyjemności i zrezygnować z wygodnego życia.
W psich zaprzęgach trzeba, po pierwsze, zamieszkać daleko od miasta. Im większe zadupie tym lepiej. Tym samym odciąć sobie łatwy dostęp do kultury, usług i oświaty. Na wsi bardzo trudno jest znaleźć sensowny kurs językowy, na przykład.
Owszem takiego wyboru dokonuje się świadomie i w miarę możliwości jakoś sobie z tymi niedogodnościami radzimy. Niemniej jest to uciążliwość niewątpliwa.
Po drugie, trzeba trenować. Trening długodystansowca to poważne przedsięwzięcie. To mnóstwo godzin spędzonych z zaprzęgiem w terenie. Nierzadko w niesprzyjających okolicznościach pogodowych i o każdej porze doby. Często w deszczu, błocie i w nocy.
Po trzecie, koszty. Odpowiednia dieta pracujących psów to podstawa. Zużywający się, drogi i niełatwo dostępny sprzęt. Opieka weterynaryjna. Kilka miesięcy takich przygotowań potrafi porządnie wydrenować kieszeń. Zawsze coś do tego wyskoczy. Choćby awaria samochodu, czy psiej przyczepy. Tych pieniędzy nawet nie próbujemy liczyć. Lepiej nie stawać przed pewnymi faktami prosto w oczy. Błoga nieświadomość jest w tym wypadku znacznie wygodniejsza i mniej stresująca.
W związku z tym wszystkim co powyżej, od czasu do czasu nachodzi nas, żeby poszukać sponsorów. Błąd! W Polsce nie rozmawia się ze sponsorami tylko żebrze. Żebractwo to najgorsza część mushingu, najbardziej dołująca i stresująca. To na tym etapie najłatwiej ponieść porażkę.
Rozmawiamy z jedną firmą, drugą, trzecią. I mamy nieodparte wrażenie, że człowiek któremu wyłuszczamy korzyści z ewentualnej z nami współpracy, kompletnie nie rozumie co do niego mówimy. Żyje w swoim jakimś tam świecie i nie potrafi poza ten swój świat wystawić nosa.
Kiedy opowiadamy, że możemy stać się ambasadorem marki na zagranicznych rynkach, bo profil firmy jest niezwykle zbieżny z tym co robimy, że dzięki nam ta firma zaistnieje w Skandynawii, że otworzymy dla niej zupełnie nowe możliwości, bo tak postrzegamy współpracę sponsorską. To ta firma w ogóle nie podejmuje dialogu. To ta firma, mimo że nie będzie jej to wiele kosztowało, nawet nie podejmuje takiego tematu.
Tak samo z mediami. Te z kolei ubzdurały sobie, że jak napiszą coś o nas to automatycznie pozyskamy dzięki temu sponsorów. Dlatego żadne media nas nie zasponsorują. Media nie przekładają się na nic. Poza może większą rozpoznawalnością przez panie z warzywniaka.
Mieliśmy nadzieję na sprzedanie reportażu z wyścigu pewnej gazecie. Naczelny był bardzo za, jednak jego szef wydawca wręcz przeciwnie. Stwierdził, że kupując od nas materiał da nam reklamę. Do k...wy nędzy! Materiał, którego zrobienie kosztuje nas ładnych parę lat życia i mnóstwa kasy, nie jest wart uwagi zasranego wydawcy. I dobrze, niech piszą o wypadkach drogowych i matce Madzi tańczącej na rurze. Ich sprawa.
Do wyścigu zostało już bardzo niewiele czasu. Jeśli dojedziemy do Alty to będzie to wyłączną zasługą nas samych i kilku naszych prawdziwych przyjaciół. Bez Marka, Darii, Jarka, Patryka i Karoliny oraz Beaty już dawno byłoby po wszystkim. Taka jest prawda.
Robimy świetną robotę, dbamy o zwierzaki, jesteśmy jedynymi, oprócz Darka Morsztyna ludźmi w tym kraju, którzy biorą się za takie wyzwania jak Finnmarkslopet i nie mamy z kim rozmawiać o finansach. Nie da się robić dużego sportu wyłącznie w oparciu o pieniądze, które samemu trzeba zarobić. To nie udaje się nigdzie na świecie.
Jedno jest pewne - w wiosnę wejdziemy ze sporymi długami,które trzeba będzie szybko spłacić.
Dlatego niech nie wybierają się do nas żadni dziennikarze, niech nie dzwonią, nie piszą maili. Chyba, że wcześniej zrobią odpowiedni przelew. Skoro wszystko robimy za własne pieniądze, to nie może być mowy o żadnych prezentach dla mediów. W tym będziemy konsekwentni jak w mało czym.
Ów wydawca, wspomniany powyżej, powiedział, że nie "będzie rozdawał pieniędzy". Potraktował nas jak żebraków, a tymczasem my nie prosiliśmy o nic za darmo. Bylismy gotowi wykonać dużo porządnej roboty i tylko chcieliśmy, żeby chociaż zwrócił nam koszty.
Pieprzyć takie media!
Widze ze kompletnie nie rozumiecie na czym polega zaleznosc miedzy mediami sportem a firmami prywatnymi. To te ostatnie moga byc waszymi sponsorami, na pewno nie media (no chyba ze uzyskaliscie status gwiazdy, jesli tak to przepraszam) Moja firma sponsoruje miedzy innymi zuzel w bydgoszczy, ale na pewno nie robilibysmy tego gdyby o zuzlu nikt nigdy nie slyszal. Niestety tak to dziala zeby jakakolwiek firma widziala ewentualne profity plynace ze wspolpracy z wami, ktos musi o was uslyszec, bo w innym przypadku na co komu taki "ambasador" o ktorym nikt nigdy nie slyszal i nic nie wie. I tu jest wlasnie rola mediow, media nie sa wiec sponsorem w tym przypadku a swoistym przekaźnikiem. Oczekiwanie pieniedzy od mediow za to z o was napisza na pewno wam nie pomoze w pozyskaniu sponsorow w przyszlosci. paradoksalnie im wiecej o was bedzie slychac, im wiecej beda pisac i pokazywac (a chetniej zrobia to za darmo) tym łatwiej bedzie wam pozyskac upragnionych sponsorów. Pozatym mam watpliwosci czy takie narzekanie i wyrazanie sie w niepochlebnych slowach o polskich przedsiebiorcach (jak i polakach wogole) przysporzy wam jakichkolwiek korzyści. Tak czy inaczej podoba mi sie wasza inicjatywa, to co robicie i to ze zyjecie pasja. Tak trzymac, mam nadzieje ze zrealizujecie swoje plany. Mam nadzieje ze nie zrozumieliscie mnie źle, po protu nie zgadzam sie z waszym podejsciem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Z całym szacunkiem, ale to Ty nie zrozumiałeś tego tekstu. My doskonale rozumiemy mechanizmy rządzące sponsorowaniem sportu i rolą mediów w tym wszystkim. W tym jednak przypadku chodzi o coś innego. Gazeta nie miała być naszym sponsorem, a jedynie klientem, dla którego mieliśmy wykonać odpowiednią pracę. Nie prosiliśmy, żeby gazeta o nas napisała, tylko proponowaliśmy kupno naszego materiału. W tym przypadku reportażu z naszego udziału w wyścigu. To proste, my przygotowujemy tekst, zdjęcia i filmy i sprzedajemy to mediom. To nie jest sponsoring. To normalna praca. Na dodatek to właśnie my jesteśmy w stanie najlepiej ją wykonać. Znamy temat od podszewki, a na dodatek potrafimy opowiedzieć tę historię.
OdpowiedzUsuńCo do pozostałej części Twojej wypowiedz, to powiem jedynie tyle, że kiepska jest ta sfera biznesowa skoro nie daje sama sobie szans na zaistnienie w niedostępnych dla siebie obszarach marketingowych. To co piszesz, o ewentualnych profitach jakie firma może osiągnąć dzięki współpracy z nami, to co my określiliśmy słowem ambasador, to w nowoczesnych gospodarkach dziś norma. Są firmy branży outdoorowej, które nigdy nie dotrą do pewnych klientów, my natomiast w ich imieniu zrobimy to z dziecinną łatwością. Tylko, ze nikt z tych firm nie widzi tych możliwości. Firmy nie potrafią skorzystać z naszego potencjału. I nie ma tu nic do rzeczy bywanie w mediach.
My nie proponujemy zamieszczenia banerka na naszej stronie, my oferujemy całą filozofię opartą na wielkiej pasji. To jest marketing XXI wieku. W Polsce jeszcze długo nikt nie będzie tego rozumiał. Na nasze nieszczęście.
Jeszcze na koniec o mediach. One są takimi samymi firmami jak każda inna. Zwłaszcza obecnie. Dlatego, jeśli chcą pisać o czymś ciekawym to dlaczego nie miałyby za podsunięcie takiego tematu płacić? Nikt za darmo niczego nie robi. To, że ktoś coś osiąga, to wynik najczęściej jego ciężkiej pracy i poniesionych kosztów. Dlaczego ktoś, kto żyje ze sprzedaży gazet ma to dostać za darmo?
Co do narzekania na Polaków, to nie jesteśmy odosobnieni w takich poglądach. A poza tym, w czym miałoby nam to zaszkodzić?
Pozdrawiam.
ok, nie zamierzam Was juz przekonywać, mamy po prostu odmienne zdanie i tyle. Troche to tylko mało logiczne... jesli sie nie myle to marketing XXI wieku z ambasadorami itd itp, który to jak rozumiem tak świetnie funkcjonuje na zachodzie, a u nas nie ma go wcale dziala wlasnie na zasadzie wyzej przeze mnie opisanej. Przeciez na tych ambasadorow firmy outdoorowe wybieraja sobie wlasnie tych ktorzy istnieja w mediach, nie odwrotnie. To ze macie pasje trzeba Wam tylko zapisac na plus, ale to ze obrazacie sie na media i "polskie firmy" ze tej pasji nie kupują (dosłownie za przysłowieowe PLN-y) juz moim zdaniem plusem nie jest. Juz na koniec, nie pisałem ze narzekanie na polakow Wam w czymkolwiek zaszkodzi, napisalem ze na pewno wam nie pomoże - subtelna ale jednak różnica. Z jednej strony piszecie ze polska to jedno wielkie bagno, ze polscy przedsiebiorcy są do kitu... polskie media nie chca placic za to ze o was napiszą (ciekawe tylko czy na wspanialym zachodzie placą... szczerze watpie, no chyba ze nazywasz sie Paris Hilton) i wogole jest do d***, a z drugiej strony tu mieszkacie, i jak sami wspomnieliscie od czasu do czasu szukacie wsparcia ze strony innych polakow wlasnie. Nie wiem moze cos ze mna nie tak ale widze tu jakas sprzecznosc. Oczywiscie kazdy ma prawo do wlasnego zdania, ja mam takie Wy inne. Moznaby zacytowac słowa klasyka glupawych powiedzonek Jana Tomaszewskiego "Takie jest moje zdanie i ja sie z nim zgadzam" ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak to my możemy bić pianę bez końca. Ani nie ma to sensu, ani nie mam na to ochoty. Zamierzam doprowadzić swoją robotę do końca i mam gdzieś wszystko inne. Ty widzisz sprzeczności, a dla mnie wszystko jest logiczne. Masz jakieś zamiłowanie do celebrytów, Twoja sprawa. Prawda jest taka, że w naszym pięknym kraju naprawdę jest do dupy. I to jest powodem większości problemów.
UsuńZnam mnóstwo ludzi, których świetne projekty sportowe, czy jakiekolwiek inne wylądowały na śmietniku, bo nie mieli z kim o nich rozmawiać.Tutaj rządzą układy i znajomości, a nie wartość projektów. W takim razie Polska to bagno, bo nie ma tutaj jasnych i przejrzystych zasad tylko układ. I nie ma co filozofować.
Przede wszystkim to bardzo mi się podoba Wasza działalność. Ale gdyby nie chociażby facebook (który tez jest jakimś tam medium), przez który Was znalazłam, to bym o Was nie wiedziała.Zgodzę się więc z "tadkiemniejadkiem", że im więcej o Was będzie w gazetach, w internecie, tym lepiej dla Was, bo ktoś zobaczy, że warto w to inwestować. Niestety firmy nie będą inwestować w coś, co nie wiedzą, czy im się zwróci - podejrzewam, że tak jest na całym świecie i chyba nie jest to kwestia układów czy czegoś tylko czystej kalkulacji. Na pewno jest ciężko, bo reprezentujecie niszową dziedzinę. Trzymam kciuki za to, żebyście mieli jak najwięcej fanów - takich jak ja, którzy po prostu śledzą Wasze dokonanie - oraz takich, którzy wesprą Was finansowo. Życzę powodzenia na zbliżających się wyścigach!
OdpowiedzUsuńTo, że jesteśmy niszowi, to nie ma znaczenia, bo z takimi samymi niszowymi firmami rozmawiamy. One też nie są znane publicznie. Wiedzą o nich jedynie ludzie z branży. Nasza obecność w mediach nic im, więc nie da. My jesteśmy w stanie otworzyć im drogę do obecnie niedostępnej dla nich klienteli. Ot co. Czy im się to zwróci? Nigdy nie ma takiej pewności, przy każdym zresztą z działań marketingowych, reklamowych. Reklamujemy coś, a tak naprawdę nie wiemy jaki będzie efekt takiej reklamy. Zresztą nie ma to już żadnego znaczenia,przynajmniej tym razem, bo nasz start w całości będzie sfinansowany przez nas samych i naszą firmę. Taki zresztą jest nasz cel, aby nasz wyczynowy zespół był niejako "teamem fabrycznym" naszej firmy. Co też nie wyklucz udziału i innych sponsorów. Wyścigowy zaprzęg uwiarygodnia zaprzęgową firmę. Skoro sami dajemy sobie radę na wielkich wyścigach, czy wyprawach, to znaczy że zagwarantujemy bezpieczeństwo naszym klientom podczas komercyjnych wypraw. To tak w uproszczeniu, bo przecież nie to jest dla nas motywacją
Usuń