środa, 31 grudnia 2008

Bliskie spotkania


W drugi dzień świąt wybrałem się sam na trening z psami. Daria i Kacper byli trochę przeziębieni,więc pojechałem bez nich.Zabrałem dziesiątkę najlepszych psów i ruszyłem.
Nie wiedziałem, że będzie to jeden z najdziwniejszych treningów w życiu. I wcale nie chodzi mi o zachowanie psów, bowiem te jak zwykle pracowały pełną parą, ale o wszystko to co działo się wokół.
Po pierwsze las był kompletnie pusty,absolutnie żadnego człowieka. Nawet śladu samochodów na dwóch przecinających to miejsce asfaltowych drogach. I cisza! Cisza jakiej w lesie nie zaznałem chyba nigdy. Towarzyszył jej dziwny mrok, mimo wczesnej pory. Do tego drzewa pokryte szadzią. Widać to dobrze na zdjęciu.
W tej scenerii gnałem z psami dosłownie na złamanie karku. Anga i Saba co chwila podrywały zespół do jeszcze szybszego biegu, a ja koncentrowałem się głównie na utrzymaniu się na wózku. Wtedy pojawiły się one. Sarny,pięć może sześć. Najczęściej spotykane dzikie zwierzęta polskich lasów. Tego dnia nie widziałem oprócz nich żadnego innego zwierzaka. Nawet ptaka! Tylko te sarny.
Pierwszy raz ujrzałem je na szczycie wzgórza, na które wjeżdżaliśmy.Przeleciały jak duchy z prawa na lewo. Potem przez kilkanaście minut znowu pusto i nagle są po prawej stronie zaprzęgu. Jak zwykle biegną równolegle do psów i nagle znikają gdzieś między drzewami.
Po drugim spotkaniu skręcam w drogę, która pozwoli mi oddalić się od saren,nie specjalnie lubię je niepokoić. Kolejne minuty mijają na samotnym biegu. Psy są w wybornej formie i pokonywanie dystansu przychodzi im z dużą łatwością. To zdecydowanie najszybszy bieg w tym sezonie!
W pewnej chwili dostrzegam jednak jakieś rozkojarzenie u psów,zaczynają się rozglądać. Robię to samo szukając przyczyny. Znajduję ją tym razem po lewej stronie. Wysoko na pagórku stoją sarny i przyglądają się nam. Dam głowę,że to te same, mimo iż oddaliliśmy się od ostatniego miejsca spotkania dobre trzy kilometry. Stały tam i po prostu patrzyły na nas. Odjechaliśmy,one zostały. Nie minęło dziesięć minut i pojawiły się znowu. Przebiegły przed nami i znów rozpłynęły między drzewami. Tak było tego dnia do końca. Sarny towarzyszyły nam prawie do domu!
Oczywiście nie mam pewności, że to te same, jak mi się wydawało, bo ciągle było ich tyle samo. Może sprawił to psychodeliczny nastrój jaki w tym dniu panował w lesie. Może to przez świąteczny nastrój? A może zwierzaki naprawdę chciały nam towarzyszyć? Cóż,to ostatnie najbardziej mi się podoba. W końcu święta to magiczny czas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...