Na Daleką Północ wyjeżdża się także dla zorzy polarnej. Światła Północy, jak wielu je nazywa to widowisko nie porównywalne z niczym innym. Jest w zorzy coś magicznego, jakaś tajemnica, coś co sprawia, że czujemy się przy niej inaczej. Może jest tak dlatego, że ocieramy się o niepojęte? Stajemy oko w oko z jeszcze jedną tajemnicą tego świata? Taką bardziej symboliczną tajemnicą, bo przecież wiemy o zorzy wszystko. Wiemy jak powstaje i dlaczego. Wiemy, że nie ma w tym niczego magicznego, że to czysta fizyka tylko. Ale nie zmienia to faktu, że nawet wyposażeni w wiedzę XXI wieku stajemy wobec zjawiska zorzy polarnej tak samo niepewni i lekko przestraszeni jak ludzie tysiące lat temu. I to jest w obserwacji zorzy fantastyczne.
Wiele osób tak ją postrzega i my również. Pewnie ci wszyscy turyści, nazywający siebie Aurora Hunters, też to odczuwają. Czy tłukliby się na koniec świata tylko dla fizycznego zjawiska. Wątpię. To magia Świateł Północy przyciąga ich do siebie. Choćby to była wymyślona magia.
16 marca 2015 wyruszyłem z jedenastką psów do oddalonego o 100 kilometrów Sevettijarvi. Wystartowałem późno, bo dopiero ok godziny 13. Zmrok dopadł mój zespół w połowie trasy, w osadzie hodowców reniferów Partakko. Dalej podążaliśmy już przy świetle czołówki.
Z doświadczenia wiedziałem, że zorza może się nam pokazać dopiero około godziny 21. Tak w każdym razie zdarzało się nam ją widywać najczęściej, podczas wszystkich naszych pobytów w Laponii. Tak było zarówno w różnych miejscach w Finlandii jak i w Norwegii.
Posuwaliśmy, się więc naprzód bez specjalnego wypatrywania zorzy na niebie. Mieliśmy sporo roboty nawigacyjnej na szlaku, o czym już pisałem w poprzedniej części relacji z tej wyprawy, która mocno absorbowała liderów i mnie.
Zorza pojawiła się kiedy w ogóle już o niej nie myślałem. Jadąc przed siebie, na jakimś długim, prostym odcinku, nagle wyczułem coś w powietrzu. Jeśli tak można to określić. W całym tym skupieniu nad trasą, nagle coś kazało mi spojrzeć w niebo. Nad nami, nieco w lewo, pojawiła się zielona pręga. Bardzo długa i wąska.
Zacząłem ją obserwować. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy nie zatrzymać zaprzęgu i nie robić zdjęć. Jednak byliśmy w drodze od ładnych kilku godzin, przed nami było jeszcze ze 20 kilometrów do końca. Psy musiały dostać solidny posiłek. Mnie też zresztą ssało w żołądku mocno. Zrezygnowałem ze zdjęć. Te można zrobić kiedy indziej.
Od tamtej chwili Światła Północy raz to pojawiały się, innym razem gasły. Niebo żyło swoim życiem. Zorza nigdy nie przestaje się ruszać. Wciąż się zmienia. Zawsze w takich momentach zastanawiam się, jak postrzegali ją ludzie w dawnych czasach. Wiem, że niektórzy się jej bali, wiem że widzieli w niej drogę oświetloną przez dusze zmarłych, które dotarły już na tamten świat. Wierzyli, że w pobliżu zorzy można usłyszeć dźwięki wydawane przez umarłych chcących skontaktować się ze światem żywych. Naukowcom z uniwersytetu Aalto w Finlandii, udało się nawet nagrać coś w rodzaju, klapnięcia, które mi kojarzy się zdecydowanie z westchnięciem.
W Finlandii wierzono również, że światło to ślad po lisim ogonie zagarniającym śnieg do nieba. A w Yukon Teritory widzieli w nich dusze zabitych wrogów, które pragnęły powrócić na ziemię i wziąć odwet za swoją śmierć.
Ludzie zawsze próbowali wyjaśnić sobie wszelkie zjawiska przyrodnicze. Czynili to na różne sposoby. W jednych domysłach się mylili, a w innych byli bardzo blisko prawdy.
Zorza towarzyszyła mojemu zespołowi aż do końca tego biegu. Do samego Sevettijarvi. Tam musiałem zając się psami i przygotować biwak. Nie miałem już ani czasu, ani siły na podziwianie zorzy. Dotarłem do tego miejsca o północy. Rozłożyłem psom na śniegu słomę, którą wiozłem w saniach. Rozłożyły się na niej natychmiast. Zaraz też podałem im tłuste przekąski i przykryłem je grubymi, ciepłymi kocami. Psy mają pod nimi sucho i ciepło. I zaraz po tym zająłem się przygotowywaniem ciepłego posiłku dla psów. I dla siebie.
Uruchomiłem psi cooker. Teraz musiałem już topić w nim śnieg, bo kałuże powstałe za dnia w słońcu już dawno zamarzły, było ponad 20 stopni mrozu. Dla siebie odpaliłem benzynową kuchenkę Primusa.
Czekając na gorącą wodę, sprawdzałem czy wszystkie psy są dobrze przykryte kocami. Coś tam poprawiałem, gdy nagle poczułem dosłowny przymus spojrzenia ponad siebie. Wyprostowałem się i spojrzałem w niebo. Dokładnie nade mną wisiał zielony most stworzony przez zorzę. Most rozpięty od jednego brzegu jeziora, na którym biwakowałem z psami, do drugiego brzegu. Stałem tam z zadartą do góry głową i czułem jakąś dziwną łączność ze światem, z rodziną która została w domu. Pomyślałem w tamtej chwili o Darii i Kacprze. Byliśmy oddaleni od siebie o 3 tysiące kilometrów, a ja miałem nagle wrażenie, że oni są gdzieś zupełnie blisko, niemal czułem ich obecność.
Musiałem wrócić do pracy. Woda w cookerze była gotowa. Psy czekały na ciepły posiłek. Czułem się dziwnie. Mieszałem teraz mięso, tłuszcz i karmę w wiadrze z gorącą wodą i ciągle myślałem o tym co się przed chwilą wydarzyło. Chyba tęskniłem za rodziną.
Raz po raz spoglądałem w niebo. Świetlny most zniknął, potem znowu się pojawił. Trochę mniejszy, węższy. W końcu zgasł zupełnie.
Nakarmiłem bardzo porządnie psy. Wypiłem kubek z zupą z paczki, zjadłem trochę czekolady i schowałem się wreszcie do namiotu. Była 3 nad ranem. Pełne 3 godziny zajęło mi przygotowanie biwaku i nakarmienie psów. Kiedy zapinałem namiot, na niebie nie było już nawet śladu zorzy.
Trzy godziny później byłem z powrotem na nogach. Znowu grzałem wodę. Przygotowywałem zespół do dalszej drogi. Około ósmej zadzwoniłem do domu. Daria z wielkim entuzjazmem zaczęła opowiadać, że w nocy widziała na naszym polskim niebie zorzę polarną. Mówiła, że początkowo nie mogła w to uwierzyć, ale przypomniało się jej, że czytała wcześniej, ze jest mega aktywność słoneczna, i że zorza będzie widzialna nawet w Polsce. I była, faktycznie. Daria powiedziała jeszcze, że bardzo myślała o mnie przyglądając się zorzy.
A jednak zorza polarna to magiczne zjawisko.
Marzę o tym żeby ją kiedyś zobaczyć :). Raz już czaiłam się z aparatem kiedy to miała być widoczna w Polsce, ale mi się nie udało jej upolować.
OdpowiedzUsuńCo raz częściej ostatnio widać ją w Polsce. Niestety trzeba mieć sporo szczęścia, żeby ją zobaczyć. Musi być bezchmurne niebo, a o to nie łatwo u nas zimą. Do tego dochodzi spore oświetlenie w miastach. To też nie ułatwia sprawy. Jednak to możliwe przecież.
Usuń