W kilku poprzednich postach opisaliśmy jak wygląda życie na wyprawie. Wyprawa jednak to święto, coś co zdarza się od czasu do czasu. Zanim będziemy mogli świętować musimy wykonać sporo pracy na treningach. I to one są zaprzęgową codziennością. Tym co wypełnia wielką część naszego życia. Jak one wyglądają?
Szósta rano odzywa się ten cholerny budzik. Jest strasznie głośny, więc nie ma opcji, aby go zignorować. Trzeba się ruszyć. Drań jest pod ręką, więc wystarczy ją podnieść. Wyciszyć lumpa. Wstaję. Kawa i takie tam. Na chwilę wejdę do netu - myślę sobie. Na chwilę! U nas nie ma takiego pojęcia. Internet chodzi wolniej od 87-letniej pani z balkonikiem na wyboistej drodze.
W końcu jest, coś się tam otwiera. Same złe wiadomości na gazecie. Uciekam z niej. Facebook. Dopijam kawę, jem kanapkę, albo dwie i wychodzę na dwór. Aha trzeba się ubrać.
Wypuszczam psy na wybieg. Latają jak opętane. Gonią się, bawią, słowem szał dziki. Skąd tyle u nich tego entuzjazmu? Daleko nam ludziom do zwierzaków pod tym względem.
Kiedy one szaleją ja podpinam przyczepę, leję wodę do baniaków na drogę dla psów. Potem zakładam zwierzom szelki i pakuję je do przyczepy. Zamykam resztę psów w kojcach, odpalam silnik i jadę.
Mamy 3 kilometry do lasu. trochę szosą, trochę wyboistą drogą, jak to w lesie. Miejsce na postój auta mamy genialne. Korzystamy z niego dobre naście lat i tylko raz w tym czasie było przez kogoś zajęte. To ważne, żeby mieć takie miejsce, do którego można legalnie dojechać. Nie chcemy przecież kłopotów ze strażą leśną. Po co to komu?
Ustawiam samochód tak, żeby nikomu nie przeszkadzał i wypakowuję wszystko. Najpierw wózek, potem liny, plecak z wodą i żarciem dla psów. Wreszcie same psy.
Henia z Zuzą, liderki, pierwsze stają przypięte do liny. Zawsze ją naciągną, co pozwala spokojnie przypiąć resztę psów. Henia i Zuza stoją spokojnie i w milczeniu. Kiedy jednak przy linie pojawia się Pips, kończy się leśna cisza. Potem idzie Sofi i Arina i już mamy trio w pełnym składzie. Jako chórek dołącza Klein i Tanda.
Po nich przychodzi czas na gwiazdę, wybitnego solistę Xanto. Jego głos niesie się po scenie, wróć lesie, potężnym barytonem. teraz mamy już chór w pełnym składzie, nawet Henia i Zuza dołączają do ogólnego śpiewu. Teraz psy dają z siebie wszystko w najwyższych rejestrach. Na szczęście odpinam już linę dotąd trzymającą wózek w miejscu i ruszamy. Cisza zapada nagle, jak cięta nożem. Za to teraz mamy szaleńczy bieg. Psy lecą jakby je gonił sam Beliar. Gnają na złamanie karku, więc nieco trzeba je przyhamować. Nie mogą przecież zużyć całej energii już na starcie.
Mija jeden kilometr, drugi, trzeci. Psy wreszcie wchodzą w kłus. Uspokaja się tempo, oddechy. Zaprzęg zamienia się w myślącą istotę.
Zmieniamy często kierunki, skręcamy raz w prawo, a raz w lewo. Tak dla treningu umysłowego. Dajemy też psom podejmować samodzielne decyzje co do kierunku biegu. Muszą czuć, że ich zdanie się liczy. Zresztą psie decyzje zawsze są dobre.
Połykamy kolejne kilometry. Czasem przebiegnie przed nami jakiś leśny zwierz, ale takie spotkania ostatnio są rzadkością. Zwierzaki bardzo się pilnują odkąd w naszym lesie pojawiła się wataha wilków. Kiedyś jelenie włóczyły się niemal wszędzie. Na mało którym treningu nie spotykaliśmy pojedynczych byków, czy całych chmar łań. Teraz można już zapomnieć o takich widokach. Jeleniowate, ale i dziki, pilnują się bardzo i przemieszczają ostrożnie.
Po kilkunastu kilometrach zatrzymujemy zaprzęg na picie. Trochę wody dla każdego i zaraz lecimy dalej. Powtórzymy to po następnych 15 kilometrach, Chyba, że jest ciepło to zrobimy to wcześniej.
Tak mija nam 50 kilometrów. To w listopadzie podstawowa jednostka treningowa. O ile jest odpowiednia do tego temperatura. A z tą jest sprawa bardzo skomplikowana jak się okazuje.
Zaraz po biegu, już przy przyczepie psy dostają wody do oporu, ile chcą oraz tłustą przekąskę.
Pakujemy całe towarzystwo do środka, wózek na dach przyczepy i zasuwamy do domu. Jak dobrze pójdzie to 12-13 jesteśmy z powrotem. Po mniej więcej 5 godzinach. Razem z karmieniem psów, wypuszczaniem ich na wybieg, sprzątaniem kojców to mamy pełny etat. Jakby nie patrzeć. A to dopiero początek sezonu. Później będą biegi dłuższe niż 50 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)