Żyje sobie człowiek normalnie, w mieście, na blokowisku. Realizuje się w czymś tam, pracuje, marzy, spełnia w miarę te marzenia. Jest w zasadzie wolny. Może wstać nagle i pójść przed siebie. Może pojechać na wakacje, czy weekend za miasto. Nawet za granicę.
Aż nagle kupuje sobie psa. Kupuje, adoptuje, to nieważne teraz. Ma psa. Wiele się zmienia. Już nie można ze znajomymi bez końca siedzieć w knajpie, bo psa trzeba wyprowadzić na spacer. Jego pęcherz nie jest z gumy. Nie da się też wstać i iść nagle przed siebie, jak robiło się dotąd. Wiadomo ma się pewne obowiązki.
Jeśli mamy dwa psy to obowiązków jest jeszcze więcej. Trzy, cztery, dziesięć ... i tak dalej, to jest już uwiązanie na całego.
Stada psów nie podrzucimy cioci, kiedy chcemy gdzieś pojechać. Ciocia też raczej niechętnie przeprowadzi się do nas na ten czas. Psi hotel dwudziestu, czy trzydziestu psów też nam nie przyjmie. Zresztą koszty byłyby takie, że już lepiej nigdzie nie jechać.
Dużo psów ma się po coś. Jedni po to, żeby mieć więcej materiału genetycznego dla prowadzonej przez siebie hodowli, inni jak my by z psami realizować sportowe pasje. Inni jeszcze mają ich dużo, bo nie mogą stać bezczynnie w obliczu psiej bezdomności i biedy. Wielu psów nie ma się dla "jaj". To zawsze jest nasza decyzja. Będziemy mieli dużo psów, bo... Tutaj każdy może wpisać to co jego umotywowało do takiej decyzji. Za nią idą pewne niewygody i komplikacje. Idą też problemu natury moralnej. Zwierzęta chorują, a najgorsze, że umierają. Wiążemy się z nimi, a im przydarzają się okropne sytuacje. Kiedy pies odchodzi z tego świata nam pęka serce. Za każdym razem. Ile razy może pęknąć ludzkie serce? Sprawdzamy.
Kiedy jeszcze wymyślimy sobie, że z tym naszym stadem psów będziemy realizować pasję, to problemy się nawarstwiają. Mnożą i piętrzą. Tak jak w mushingu. W poprzednim, tym blokowym życiu, kompletnie nam wisiało, czy jest ciepło, czy zimno. Czy pada, czy świeci słońce. Teraz natomiast prognoza pogody w necie to lektura obowiązkowa. I te dywagacje. Jest 10 stopni, ale wilgotność duża. Robić trening, czy lepiej nie. Albo pada. Psy zmokną i może się przeziębią. Albo, czy śniegu jest już dosyć, żeby pojechać na saniach, czy jeszcze zbyt mało.
Drugi obowiązkowy punkt po prognozie to kalendarz. Gdyby miał kartki, a nie był wirtualny, to dawno by one wyleciały w diabły i się rozpadły od ciągłego wertowania. Planowanie treningów, wypraw, wyścigów. Potem sprawdzanie do kiedy jaki wyścig przyjmuje zgłoszenia, do kiedy opłaty startowe. Znamy na pamięć w końcu te wszystkie deadline'y. A kalendarz staje się stałym punktem w życiu codziennym.
Te deadline'y to zawsze jakieś takie nie życiowe, nawiasem mówiąc. Zawsze nieodpowiednie dla naszych możliwości finansowych w danym momencie.
To wszystko razem stresuje, wpędza w psychozę. A mamy przecież psy i pasję, żeby mieć ciekawe i fajne życie. Jakbyśmy zapomnieli.
Dlatego od czasu do czasu coś musi się udać. Nam udają się wyprawy, bo wyścigi to raczej tak nie bardzo. Udane wyprawy nadają sens temu wszystkiemu. Dają napęd do działania, do wstawania po nocach do psów, do zamartwiania się o nie, kiedy chorują i do sklejania serca, kiedy to kolejny raz pęka, gdy psi przyjaciel umiera.
Kiedyś usiądziemy i to wszystko opiszemy. Te strachy, lęki, ciągły obowiązek i służbę wobec zwierząt. Opiszemy też ogromną satysfakcję, kiedy mimo trudności coś się nam z psami udaje, kiedy osiągamy swoje cele, choćby po najbardziej wyboistej drodze idąc. Ta satysfakcja jest bezcenna. I niezbędna do życia.
Kiedyś napiszemy o tym książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)