Kiedy wszystko jest wreszcie ogarnięte, to znaczy nakarmione psy śpią na słomie przykryte kocami, a namiot stoi już rozbity, możemy wreszcie wejść do niego i zaszyć się w ciepłym śpiworze. Namiot stoi, bo przecież wszystko robimy na wyprawie jednocześnie. W cookerze grzeje się woda dla psów, mięso i karmę mamy przygotowaną i tylko czekamy na ciepłą wodę, aby je do niej wrzucić. Wtedy mamy trochę czasu, żeby na przykład rozbić namiot. Jednocześnie też gotujemy coś dla siebie. Najczęściej gorącą wodą zalewamy chińską zupkę albo liofilizat.
Wreszcie następuje koniec całej tej roboty. Wszyscy najedzeni leżą i śpią. My w namiocie, psy na zewnątrz. Jest im ciepło. Przytulone do siebie i opatulone kocami. My w śpiworach. Zazwyczaj też w spodniach i kurtkach. Puchowe kurtki powodują, że leżąc w nich w śpiworach jest nam znacznie cieplej. Poza tym nie musimy się ubierać po przebudzeniu. A to ważne, bo każda czynność wymaga czasu i energii, a tej nigdy nie pozostaje zbyt wiele, kiedy wcześniej jednym ciągiem pokonujemy 100 kilometrów.
Wreszcie mamy czas spokojnie zastanowić się nad tym co się wydarzyło, jak i o tym co czeka nas kolejnego dnia. Spania dużo w trakcie wyprawy nie ma. Jeśli docieramy na miejsce biwaku o północy, albo o pierwszej, to zazwyczaj sami kładziemy się spać około trzeciej. Natomiast szósta, siódma wstajemy i zaczynamy działać na nowo. Zanim przygotujemy śniadanie dla siebie i psów, zrobimy kawę, czy herbatę, jakieś płatki, otworzymy konserwę, która zamarzła, miną znowu ze dwie godziny. My się krzątamy, a psy wciąż śpią. Nawet nie wychylają się spod koców. Najwyżej wychyną spod nich na moment, zrobią siku i myk z powrotem pod koc.
Psy wykorzystują każdą okazję do odpoczynku. Potrafią leżeć i spać do samego końca. Kiedy już przyjdzie moment ruszenia w dalszą drogę podrywają się nagle, otrzepią, przeciągną i biegną dalej.
W namiocie dobrze się śpi kiedy jest mróz. Wtedy powietrze jest suche i takie też, w miarę, pozostaje wnętrze namiotu. W miarę, bowiem i tak zawsze człowiek sam produkuje wilgoć. Choćby wydychając parę wodną. W mrozie jednak część z niej wydostanie się na zewnątrz przez system wentylacji namiotu a reszta zamarznie na jego ścianach. Śpiwory zazwyczaj pozostają wtedy suche.
Najgorzej jest kiedy jest ciepło. To znaczy temperatura kręci się wokół 0 stopni. Wtedy wszystko jest mokre po kilku godzinach spania. Wilgoć oblepia z zewnątrz śpiwory, więc trzeba twarz i dłonie trzymać wewnątrz, aby nie dotykać do mokrego. Najczęściej też śpimy w czapkach i rękawiczkach, które, jeśli wystają na zewnątrz, też robią się mokre. Średnia przyjemność.
Na szczęście jednak na wyprawy nie jeździ się po to, by wylegiwać się w śpiworach. Te 3, 4 godziny idzie wytrzymać.
W trakcie przygotowywania śniadania zwijamy obóz. Śpiwory pakujemy do worów, to samo robimy z namiotem.
Podajemy psom ciepłą zupkę, żeby je nawodnić. Fajnie jak mamy kawałki łososia, które kupuje się w Polsce za około 10 zł za kilogram. Warto też dać tłuste mięso. Psy sobie to zjedzą, wypiją i jeszcze poleżą pod kocami. Te zwijamy w ostatniej kolejności. Upychamy je w sanie, przysypujemy słomę warstwą śniegu, żeby nie latała na wietrze po okolicy, a tę jej część, która jeszcze nadaje się do użytku, jest jej większość, pakujemy do worów i przytraczamy do sań.
Wtedy możemy jechać dalej.
Po pierwszym biwaku jeszcze tego nie czujemy, ale po drugim, trzecim zaczyna nas wszystko boleć. Nierozciągnięte i zakwaszone mięśnie łapią skurcze. Bolą kolana od stania, od pchania sań, od przebijania się przez głęboki śnieg. Dłonie robią się obolałe od dzielenia mięsa, od rąbania go siekierą, kiedy zamarznięte musimy podzielić na małe kawałki. Bolą także od trzymania sań.
Szumi nam w głowie od niewyspania. 3, czy 4 godziny na dobę to zdecydowanie zbyt mało, aby się zregenerować po 200 kilometrach pokonanych w ciągu doby.
Oj tak, psy są znacznie lepiej przystosowane do takich akcji. One biegną, ale ten bieg nie wykańcza ich tak jak nas. Owszem też są bardzo zmęczone, ale spokojny sen przywraca im siły. Nam tego snu brakuje. I jeszcze luzu psychicznego. Stres jest wciąż z nami. Jest tak dużo elementów, które mogą pójść nie tak.
Po kilku godzinach biegu robimy postój. 2-3 godziny. Znowu przygotowujemy psom zupę. Musimy je regularnie nawadniać. Sami pijemy herbatę, albo zupkę, albo jedno i drugie. Dieta cud!
Znowu ruszamy dalej. Teraz ciągniemy już do wieczora, czy do nocy właściwie. Robimy tylko krótkie przerwy.
A potem znowu, gary, gotowanie, namiot, smarowanie psich łap, zdejmowanie zużytych psich butów, karmienie, spanie. I tak do końca wyprawy. Do bazy, w której jest raj. W której jest ciepło, jest dużo żarcia i gdzie można spać do wiwatu. Śpią psy w przyczepie i śpimy my w chacie. Cudownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)