Zorza się nie pokazała. Usłyszałem,
że jest za ciepło. A jest -15. Może coś w tym jest, a może to
wina księżyca, który świeci jak opętany ostatnio. W każdym
razie czekam dalej cierpliwie.
Wieczorem dotarło nareszcie mięso dla
psów. 525 kilogramów mieszanki łososia z kurczakiem i wołowiną.
Psy szczęśliwe, ja również. Nic tak nie poprawia morale zespołu
jak pełne brzuchy.
Wciąż nie mam internetu. Te posty
zamieszczam dzięki uprzejmości dobrych ludzi. Pojawiła się jednak
pewna szansa, że jednak podłączę się do sieci. Najwcześniej
jednak dopiero na koniec przyszłego tygodnia.
Jest tutaj ze mną od dwóch dni
pierwsza uczestniczka Husky Safari. To Erene z Wielkiej Brytanii. Jak
zwykle mam spore kłopoty ze zrozumieniem angielskiego u Anglika.
Rozumiem co po angielsku mówią Niemcy, Szwedzi, Finowie i inni,
natomiast nie rozumiem Anglików. Masakra. Jakoś sobie jednak
radzimy. Wczoraj Erene była pierwszy raz zaprzęgiem w terenie.
Dzisiaj drugi raz. Zobaczymy jak poradzi sobie z psami i trudnościami
trasy, choć dzisiaj spróbujemy poszukać jakiejś mniej
ekscytującej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)