środa, 14 października 2015

Jeden z tych wielkich



Robimy bardzo dużo treningów. Przez 15 lat uzbierało się tych biegów całe mnóstwo. Różne psy, różne trasy, rejony Polski i Europy. Ogromna ilość wspomnień i przeżyć o rozmaitym zabarwieniu. Od szczęśliwych do tragicznych.
W tym ogromie na czoło wybijają się jednak biegi, które pozostawiają w pamięci ślad na zawsze. Te Wielkie Biegi, podczas których intensywność przeżyć była tak ogromna, że na zawsze wryły się w naszą pamięć.
Nie ma dla nich reguły, miały one miejsce w różnych okolicznościach, najczęściej w trakcie treningów, bo takich biegów jest najwięcej. Tak jak 4 lata temu. Listopad, deszcz, noc. Ciepło, jak na tę porę roku. Gdzieś w Borach Tucholskich. Psy pracujące w całkowitej ciszy. Równy, miarowy bieg. 70 kilometrów zrobionych w warunkach, w których 20 miało być wyczynem. Coś się jednak zacięło w głowach psów i szły naprzód i szły. Też się zaciąłem. Bez widoczności, czołówka wariowała w nocnej mgle i deszczu. To był okres szczytowej formy Dantego. Żaden znany nam pies nie prowadził tak zaprzęgu jak on.

Albo z dziesięć lat temu bieg z 10 syberianów, Na prowadzeniu Adja z Whisky. 26 grudnia, drugi dzień świąt. W pewnym momencie z mgły wyłoniła się pojedyncza sarna. Stanęła przed zaprzęgiem i zaraz potem zniknęła. Po kilkunastu minutach pojawiła się znowu. Zatrzymałem zaprzęg. Stoję i patrzę na nią. Ona na nas. Psy stoją spokojnie, nie szczekają, nie szarpią. Sarna znowu wbiegła w las. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze ze trzy razy. Co to było? Jakiś znak?

Jezioro Inari. Luty dwa lata temu. Idziemy dwoma zaprzęgami przez świeży śnieg. W takich momentach należałoby zwolnić, zejść z tempa, przetrwać ciężki odcinek, aby zachować po nim jak najwięcej sił na dalszą część drogi. Nic z tego. Psy walą do przodu jakby coś je goniło. W takich momentach można poczuć się nieswojo. Wielkie, zamarznięte jezioro, jesteśmy jakiś kilometr od brzegu, a psy jakby uciekały przed czymś. Z boku widzimy potężną sylwetkę świętej wyspy Ukko. Samowie wierzyli, że mieszka tam ich bóg.
Oddalamy się od wyspy. Nagle, w kompletnie zaciągniętym chmurami niebie robi się dziura i pokazuje przez nią słońce, tworząc fantastyczne smugi światła. Psy zwalniają, w końcu zatrzymujemy się i gapimy w tę dziurę. Oko boga Ukko? Dalsza droga odbywa się spokojnie, nie licząc spotkanych już na lądzie reniferów.

Te wielkie biegi zostały w pamięci nie tylko ze względu na wyjątkowe okoliczności. Są to też fantastyczne "przeloty" na długich dystansach z nieprawdopodobną prędkością. Tak jak 3 lata temu z ósemką alaskanów w trakcie przygotowań do Finnmarkslopet 54 kilometry w 2 godziny 50 minut. W tym pierwsze 30 km w półtorej godziny. Takie biegi robi się bez rozmawiania z psami, bez wydawania komend. Dante prowadził całą trasę z pamięci, ani razu się do niego nie odezwałem. To najlepszy bieg pod względem sportowym w całej karierze.

Drugi w tym rankingu odbył się w marcu tego roku między Inari, a Sevettijarvi ponad 300 kilometrów za kołem polarnym w Finlandii. 100 kilometrowy odcinek z pełnymi saniami zrobiony w 7 godzin 20 minut. Większość dystansu w nocy. Popis orientacji w terenie liderów. Zuzy i Kleina. Też bez gadania z psami. Liderzy sami znajdowali szlak nie rzadko krzyżujący się z innymi ścieżkami.
Podobnie było w Gargii, na płaskowyżu Finnmark w Norwegii. Tam było co prawda w dzień, ale z powodu burzy i chmur, w które wjechaliśmy, widoczność spadła do zera. Nie widziałem psów przed saniami. Gorzej niż w nocy.

Nazbierało się tych wielkich biegów przez te wszystkie lata. Pewnie jeszcze wiele ich przed nami, jeśli będzie do nich okazja.
Ta była wczoraj. Zwykły normalny trening, jakich wiele o tej porze roku. Zimno i mokro. Bardzo dobre warunki dla długiego biegu. Już w trakcie zapinania psów stało się coś niesamowitego. Psy zawsze szaleją przed biegiem. Nie chcą czekać na resztę podpinanych psiaków. Chcą biec od razu. Podpinam kolejne psy, i nagle zauważam, że Henia przypięta z przodu, jest przecież liderem, spokojnie siedzi sobie i spogląda na mnie jak latam z innymi psami od przyczepy do liny. Spokojnie siedzi na tyłku! To nie zdarza się często zaprzęgowcom.
Potem ruszamy. Szybkie tempo od początku, hamuję często ze względu na 10 latków w tym zaprzęgu, ale oni tego nie potrzebują. Henia z Zuzą bezbłędnie reagują na komendy dotyczące kierunku biegu. Mija 10, 20, 30 kilometrów i wciąż utrzymuje się równe, bardzo szybkie tempo. Zrobiliśmy ostatecznie 35.
Znakomity bieg, prowadzony płynnie i bez zgrzytów. Młodzież równo z seniorami. Ten zaprzęg prowadzi 10 letnia Zuza z 3 letnią Henią.

Takie biegi czynią z mushingu coś więcej niż tylko sport. To one są jego solą. kwintesencją. Przenoszą tę aktywność z fizyczności do duchowości. Do innego świata, pełnego wielkich, duchowych przeżyć. Oby w przyszłości czekały nas jeszcze takie. .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...