poniedziałek, 16 września 2013

Przyjaciele

Niebawem minie rok odkąd w naszym domu pojawił się kocur Rudzik, który na początku swojego pobytu u nas został omyłkowo uznany za kotkę. Śmiechu było co niemiara, kiedy okazało się, że Rudzia to w rzeczywistości Rudzik - do dzisiaj żartujemy, że kot przeszedł najszybszą w dziejach medycyny zmianę płci :)




Rudzik, zwany przez nas "kotem bojowym" bardzo szybko pokazał Pakowi - labradorowi, którym się też opiekujemy -  gdzie raki zimują. Pies nie ma za wiele do gadania i czasami zdarza mu się jeszcze oberwać od rudego zupełnie bez przyczyny.
Właśnie ta pewność siebie Rudzika w stosunku do psów spowodowała, że postanowiliśmy nie wypuszczać go na dwór. Jak się okazuje, dla niektórych jest to dziwne - nie wychodzący kot na wsi, ale my dobrze wiemy do czego zdolne są psy husky, kiedy spotkają na swojej drodze kota. Z Rudzika zostałaby może garstka kłaków. I właśnie tego chcemy uniknąć. 
Takie już są niestety husky, mają ogromny instynkt łowiecki, za który nie możemy ich przecież winić. Każdy właściciel tych psiaków powinien sobie zdawać z tego sprawę i nie puszczać ich luzem, aby nie doszło do tragedii.

Przez parę miesięcy Rudzik żył sobie spokojnie razem z nami i Pakiem, aż pewnego grudniowego dnia w domu pojawili się "obcy"...


Ropek i Tosia

Runek

Te trzy małe stwory przyszły na świat 15 września 2012 roku w naszej stodole, a ich rodzicami są Kiciula i Żbik. Tak więc wczoraj obchodziły swoje pierwsze urodziny :)
Przez pewien czas po ich urodzeniu nie mieliśmy pojęcia, gdzie Kiciula je ukryła. Chodziliśmy i szukaliśmy, ale niestety bezskutecznie. Aż któregoś dnia wieczorem poszliśmy do stodoły po siano dla koni i przez przypadek zobaczyliśmy za balotem słomy śpiące maluchy. 
Okazało się, że były chore, dopadł je koci katar - kichały, a jeden z kotków miał zaropiałe oczka - stąd wzięło się jego imię, Ropek. Oczywiście zaraz przystąpiliśmy do akcji. Od naszego weta dostaliśmy antybiotyk w proszku, który mieszaliśmy z jedzonkiem oraz kropelki do oczu. Stan zdrowia maluszków szybko się poprawił, co nas bardzo ucieszyło. 

Mieszkały one cały czas w stodole, którą zaczęły pomału eksplorować. A kiedy trochę podrosły wyruszyły poznawać resztę naszego gospodarstwa. I tak coraz częściej zdarzało się nam znajdować dwa maluchy w oddalonym o kilkadziesiąt metrów magazynie, podczas gdy trzeci siedział samotnie w stodole. Przenosiliśmy więc małych odkrywców z powrotem do przytulnej stodoły. Cały czas jednak martwiliśmy się, że kotki zawędrują na psi wybieg i stanie im się krzywda. 

Dni stawały się coraz chłodniejsze,a kociszony ponownie zaczęły kichać, stwierdziliśmy więc, że oprócz podawania im leków, na parę godzin będziemy brać je do domu, aby trochę się ogrzały i jeszcze bardziej z nami oswoiły - by było potem łatwiej je złapać i wykastrować.
I jak to bywa w takich sytuacjach, z paru godzin zrobiło się kilkanaście, a z kilkunastu parę dni, aż zostały na stałe :) Tym oto sposobem mamy w domu cztery koty!

Na początku Rudzik był trochę zdezorientowany i nie wiedział jak ma się zachować, więc kiedy maluchy się do niego zbliżały profilaktycznie karcił je łapką. Szybko jednak się ze sobą dogadały i teraz poza sobą świata nie widzą :)

Przytulanki :)

   
Runek samotnik

Runek, Tosia i Ropek zostali przez nas wykastrowani, Rudzik był już po, jak do nas trafił. Polecamy ten zabieg wszystkim opiekunom kotów i psów. Redukuje ilość urodzeń, zmniejsza ryzyko schorzeń o podłożu hormonalnym, całkowicie eliminuje możliwość wystąpienia niezwykle wstrętnej choroby, jaką jest ropomacicze, zwierzaki stają się spokojniejsze i mniej agresywne. Jak dla nas same plusy. 

Zwierzęta są naszym zdaniem niezwykle fascynujące i niezmiernie cieszymy się, że możemy na co dzień obserwować zachowania poszczególnych stworów wobec nas oraz relacje jakie tworzą między sobą. 
A i świat staje się przyjemniejszy, kiedy np. Rudzik wskakuje na kolana i mrucząc nadstawia głowę do głaskania.

17 komentarzy:

  1. Cudowna opowieść o miłości. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczne kociaki ♥, a Tosia ma wyjątkowe umaszczenie :3.

    OdpowiedzUsuń
  3. I tym sposobem, po raz kolejny nasze czworonogi udowodniły, że powiedzenie ,,jak pies z kotem" ma sens bardzo, bardzo pozytywny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, fantastycznie wyglądają tacy przytuleni do Rudzika!
    Swoją drogą, ta historia nie mogła się inaczej skończyć. Tak to się zaczyna: "pobędą przez kilka dni" i ostatecznie zostają. Człowiek się przyzwyczaja i zakochuje. (:

    Wielu ludzi powinno brać z Was przykład. Mało kto ma tak odpowiedzialne podejście do zwierząt, choć w teorii społeczeństwo powinno robić pod tym względem postępy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, bardzo często tak to się kończy :) Z korzyścią dla obu stron.
      Ojej, dziękujemy. Staramy się pomagać zwierzakom na tyle, na ile jest to możliwe - niestety nie zawsze tak mocno jak byśmy chcieli, głównie z powodów finansowych. Ale walczymy :)
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  5. Wspaniałe kociaki, takie obrazy dają dużo radości:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniała historia, cudowne kociaki <3
    Życzymy im z Sashą wielu radosnych dni : )

    Pozdrawiamy, ŁAPKA!

    OdpowiedzUsuń
  7. uwielbiam obserwować zwierzaki w stadzie i jak się tulą i śpią razem :) cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cytuję Cię "Można na nie patrzeć godzinami". Daria - nic już nie dodam :) Serdeczności i wiele radości życzę,I. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Eh, jak patrzę na te wtulone w siebie kocie kłaczki to aż mi się szkoda robi, że sama kota nigdy nie miałam. Tylko pozazdrościć - tyle futer do miziania! Obecność tylu zwierząt z pewnością gwarantuje dobre wyniki w badaniu zdrowia :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowne kociaki.Sama jestem miłośniczką kotów, mam kota od zawsze w domu i nie wyobrażam sobie bez niego życia :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj,
jeśli dodajesz komentarz jako Anonimowy, przedstaw się proszę, lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...