W Polsce ciepła dość jesień, a w Laponii zima rozkręciła się na dobre. Jak donoszą nasi znajomi z Vuollerim śniegu leży już pół metra i ciągle pada, a temperatury kręcą się w granicach -6, -10 stopni. Choć były już też dwie dwudniówki z temperaturami -25.
Taka sobie ładna, jeszcze łagodna zima.
Jest też coraz ciemniej, bo skraca się dzień. 13 grudnia oficjalnie w Vuollerim rozpoczyna się noc polarna. Nie wygląda ona jednak tak jak dalej na północy, gdzie przez kilka miesięcy słońce w ogóle nie wstaje. Noc polarna w Vuollerim jest dużo łagodniejsza. Na kilka godzin dziennie robi się widno.
Inaczej będzie podczas pierwszego naszego wyścigu, który otworzy zmagania z Trylogią Norweską.
6 stycznia w Gargii, gdzie start i metę ma Beaskadas 300, noc polarna panować będzie niepodzielnie. Możemy zapomnieć wtedy o najdrobniejszym choćby promyczku słońca. Ono pokaże się tam dopiero 19 stycznia.
To chyba jedyny wyścig w Europie startujący o godzinie 19. Co za różnica zresztą, skoro i tam całą dobę jest ciemno.
Tymczasem kończymy załatwianie naszych spraw w Polsce. Kompletujemy to co będzie potrzebne i powoli zbliżamy się do nieuniknionego pożegnania. Rozdzielimy się na długie pięć miesięcy. Po raz pierwszy nasza rodzina rozłączy się na tak długo, ale innego wyjścia nie mamy.
Nasza działalność pochłania sporo środków, więc musimy działać na wielu polach, aby te środki zdobyć. Dom Psiego Seniora rozrasta się z każdym rokiem. Teraz ma on 27 pensjonariuszy, o których trzeba się troszczyć. Leczyć, karmić, zapewniać dach nad głową. Projekt Trylogia Norweska o nich myśli również, więc pieniądze jakie zdobywamy i zarabiamy realizując projekt, oprócz przeznaczenia na cel sportowy, wspomagają również Dom Psiego Seniora. Zresztą psy, które teraz są w świetnej formie i jadą do Laponii, też kiedyś przecież Dom zapełnią. Dlatego on musi trwać i stawać się coraz lepszym miejscem dla psich weteranów. Będziemy się o to starać, także podczas realizacji największych sportowych planów.
niedziela, 27 listopada 2016
niedziela, 20 listopada 2016
Wielcy bohaterzy
Psy to najwięksi bohaterowie długodystansowych wyścigów psich zaprzęgów. To one biorą na siebie największy wysiłek i składają największą ofiarę ze swego zaangażowania, zdrowia, a bywa i życia.
Dlatego traktujmy je poważnie. Kiedy wybieramy się na taki wyścig jak Femundlopet, Bergebylopet, czy Finnmarkslopet, to przygotujmy nasze psy do wysiłku jaki je tam czeka. Nie szczędźmy treningów i pracy w trakcie sezonu. Tylko doskonale przygotowane psy docierają do mety, choć bywa, że nawet po najlepszym treningu meta okazuje się zbyt odległa. Z różnych powodów. Na kilkusetkilometrowej trasie czyha na każdy zespół mnóstwo pułapek i przeciwności, które zaprzęg musi pokonać, aby osiągnąć sukces.
Dlaczego trening jest tak ważny? Aspekt czysto sportowy jest oczywisty. Rozbudowa siły i wytrzymałości. Zdobywanie doświadczenia biegowego przez psy i doświadczenia w rozmaitych sytuacjach w jakich znajdujemy się my ludzie. Można wymieniać te aspekty długo, ale jest jeszcze jeden, równie ważny. Psy zawsze pracują na sto procent. Niezależnie od warunków, od pogody, od tego czy biegną po śniegu, błocie, w deszczu, czy w słonecznej pogodzie. Zawsze na maksimum swoich możliwości.
Jeśli są do takiego biegania przygotowane, to wszystko jest w porządku. Jeśli nie, to może z tego wyniknąć coś złego dla psów. Nie poradzą sobie one z trudnościami trasy, zimnem, z wysiłkiem. To proste, pies może tylko tyle na ile jest przygotowany. Dlatego porywanie się na wielkie wyzwania bez odpowiedniego treningu, to duża nieodpowiedzialność i brak szacunku dla własnych psów. Pamiętajmy o tym, One mogą naprawdę wiele, a nawet jeszcze więcej. Jednak tylko i wyłącznie po odpowiednim treningu.
Nie wymagajmy zatem od psów rzeczy niemożliwych, tylko zmniejszajmy liczbę tych niemożliwych do osiągnięcia odpowiednim przygotowaniem.
To by było dzisiaj na tyle. Lecimy na trening!
Dlatego traktujmy je poważnie. Kiedy wybieramy się na taki wyścig jak Femundlopet, Bergebylopet, czy Finnmarkslopet, to przygotujmy nasze psy do wysiłku jaki je tam czeka. Nie szczędźmy treningów i pracy w trakcie sezonu. Tylko doskonale przygotowane psy docierają do mety, choć bywa, że nawet po najlepszym treningu meta okazuje się zbyt odległa. Z różnych powodów. Na kilkusetkilometrowej trasie czyha na każdy zespół mnóstwo pułapek i przeciwności, które zaprzęg musi pokonać, aby osiągnąć sukces.
Dlaczego trening jest tak ważny? Aspekt czysto sportowy jest oczywisty. Rozbudowa siły i wytrzymałości. Zdobywanie doświadczenia biegowego przez psy i doświadczenia w rozmaitych sytuacjach w jakich znajdujemy się my ludzie. Można wymieniać te aspekty długo, ale jest jeszcze jeden, równie ważny. Psy zawsze pracują na sto procent. Niezależnie od warunków, od pogody, od tego czy biegną po śniegu, błocie, w deszczu, czy w słonecznej pogodzie. Zawsze na maksimum swoich możliwości.
Jeśli są do takiego biegania przygotowane, to wszystko jest w porządku. Jeśli nie, to może z tego wyniknąć coś złego dla psów. Nie poradzą sobie one z trudnościami trasy, zimnem, z wysiłkiem. To proste, pies może tylko tyle na ile jest przygotowany. Dlatego porywanie się na wielkie wyzwania bez odpowiedniego treningu, to duża nieodpowiedzialność i brak szacunku dla własnych psów. Pamiętajmy o tym, One mogą naprawdę wiele, a nawet jeszcze więcej. Jednak tylko i wyłącznie po odpowiednim treningu.
Nie wymagajmy zatem od psów rzeczy niemożliwych, tylko zmniejszajmy liczbę tych niemożliwych do osiągnięcia odpowiednim przygotowaniem.
To by było dzisiaj na tyle. Lecimy na trening!
Trylogia Norweska - końcówka przygotowań
Zbieramy się w coraz szybszym tempie do wyjazdu. Warunki pogodowe na północy Szwecji sprzyjają naszym planom. W Vuollerim leży już około 30 centymetrów śniegu i zapowiadane są kolejne opady. Miejscowi maszerzy już śmigają na saniach.
My tymczasem trenujemy w Polsce. Tutaj jak zwykle pogoda nie rozpieszcza. Po okresie z temperaturami poniżej zera znowu zrobiło się ciepło. Pierwszy raz nas to niespecjalnie stresuje. Jeszcze dwa tygodnie i wyruszamy do maszerskiego raju.
Forma zespołu rośnie z każdym treningiem. Zaskakują tutaj młode psy, które zachowują się w zaprzęgu niezwykle dojrzale. Dwuletnia Flicka biega po prostu po profesorsku. Tak samo Bajka, Szasta. Cały ten młody zespół jest bardzo zdyscyplinowany w pracy i niezwykle rozsądny.
Na dodatek prowadzi go Zuza, o czym pisaliśmy w poprzednim poście.
Mieliśmy zwiększać dystans treningów, chcieliśmy dojść do 50 kilometrów na koniec listopada, ale ciepła aura pokrzyżowała te plany. Bezpiecznie można biegać w tych temperaturach co najwyżej 20 kilometrów. I to robimy. Stabilizujemy formę na takim poziomie, wiedząc jednocześnie, że jak tylko zrobi się zimno, to wystrzelimy natychmiast w zupełnie inne biegowe rejony. Jesteśmy o to spokojni. U alaskan husky forma rośnie skokowo. I to dużymi skokami.
6 stycznia, jakby nie patrzeć, będziemy gotowi do startu. Beaskadas 300 musimy ukończyć. Też już o tym pisaliśmy.
Dzięki suczkom, które są z nami od października mamy totalny spokój kadrowy w naszym zespole.
Poziom naszych psów w tej chwili jest tak wyrównany, że trudno powiedzieć kto pobiegnie w najlepszej ósemce. Wszystkie opcje są możliwe.
Pewniakiem jedynie wydają się nasze gwiazdy Zuza i Henia. Dwie liderki, obie doświadczone, mające za sobą zarówno wyprawy jak i udział w Finnmarkslopet. Także raczej w zaprzęgu znajdzie się Xanto, choćby ze względu na jego moc. Potem jednak wszystkie warianty są możliwe. Bria jest w świetnej formie, bardzo dobre wrażenie robi Baru, tym bardziej że ma zadatki na liderkę. Są jeszcze dwuletnie Adi i Emi, dziewczyny o fantastycznych warunkach fizycznych.
Pewniakiem wydawała się także Arina, ale ma ona jakieś problemy z dyspozycją fizyczną. Póki co powoli buduje kondycję. No, ale to jest Arina, która w każdej chwili może wrócić do formy, a wtedy nie będzie mieć sobie równych. Zobaczymy. Zawsze można było na nią liczyć, więc jej nie skreślamy.
Czas jednak leci bardzo szybko i to co jeszcze przed chwilą wydawało się odległymi terminami, staje się teraźniejszością. Trzeba to ogarnąć, a potem wyjazd i ciężka praca, która nasze marzenia doprowadzi do realizacji. Tak będzie!
My tymczasem trenujemy w Polsce. Tutaj jak zwykle pogoda nie rozpieszcza. Po okresie z temperaturami poniżej zera znowu zrobiło się ciepło. Pierwszy raz nas to niespecjalnie stresuje. Jeszcze dwa tygodnie i wyruszamy do maszerskiego raju.
Forma zespołu rośnie z każdym treningiem. Zaskakują tutaj młode psy, które zachowują się w zaprzęgu niezwykle dojrzale. Dwuletnia Flicka biega po prostu po profesorsku. Tak samo Bajka, Szasta. Cały ten młody zespół jest bardzo zdyscyplinowany w pracy i niezwykle rozsądny.
Na dodatek prowadzi go Zuza, o czym pisaliśmy w poprzednim poście.
Mieliśmy zwiększać dystans treningów, chcieliśmy dojść do 50 kilometrów na koniec listopada, ale ciepła aura pokrzyżowała te plany. Bezpiecznie można biegać w tych temperaturach co najwyżej 20 kilometrów. I to robimy. Stabilizujemy formę na takim poziomie, wiedząc jednocześnie, że jak tylko zrobi się zimno, to wystrzelimy natychmiast w zupełnie inne biegowe rejony. Jesteśmy o to spokojni. U alaskan husky forma rośnie skokowo. I to dużymi skokami.
6 stycznia, jakby nie patrzeć, będziemy gotowi do startu. Beaskadas 300 musimy ukończyć. Też już o tym pisaliśmy.
Dzięki suczkom, które są z nami od października mamy totalny spokój kadrowy w naszym zespole.
Poziom naszych psów w tej chwili jest tak wyrównany, że trudno powiedzieć kto pobiegnie w najlepszej ósemce. Wszystkie opcje są możliwe.
Pewniakiem jedynie wydają się nasze gwiazdy Zuza i Henia. Dwie liderki, obie doświadczone, mające za sobą zarówno wyprawy jak i udział w Finnmarkslopet. Także raczej w zaprzęgu znajdzie się Xanto, choćby ze względu na jego moc. Potem jednak wszystkie warianty są możliwe. Bria jest w świetnej formie, bardzo dobre wrażenie robi Baru, tym bardziej że ma zadatki na liderkę. Są jeszcze dwuletnie Adi i Emi, dziewczyny o fantastycznych warunkach fizycznych.
Pewniakiem wydawała się także Arina, ale ma ona jakieś problemy z dyspozycją fizyczną. Póki co powoli buduje kondycję. No, ale to jest Arina, która w każdej chwili może wrócić do formy, a wtedy nie będzie mieć sobie równych. Zobaczymy. Zawsze można było na nią liczyć, więc jej nie skreślamy.
Czas jednak leci bardzo szybko i to co jeszcze przed chwilą wydawało się odległymi terminami, staje się teraźniejszością. Trzeba to ogarnąć, a potem wyjazd i ciężka praca, która nasze marzenia doprowadzi do realizacji. Tak będzie!
środa, 16 listopada 2016
Zuza - zjawisko nadprzyrodzone
Zespół Syberiady jest w trakcie kolejnego sezonu. Który to już? Któż by to zliczył. Siedemnaście lat zajmowania się psami zaprzęgowymi i psimi zaprzęgami. Zleciało bardzo szybko.
Nie byłoby jednak tych siedemnastu lat, nie byłoby wielkich emocji, wspaniałych biegów, wypraw za koło polarne i startów w długich wyścigach, gdyby nie psy. Bez nich nie bylibyśmy maszerami, nie odkrylibyśmy świata w taki sposób, w jaki uczyniliśmy to z nimi.
Psy przemierzające z nami życiową ścieżkę były różne. Psy, suczki, syberiany, alaskan husky, młode i stare. Jedne biegały szybciej, inne wolniej, ale wszystkie z wielkim sercem do biegania. Każdy z nich dawał i daje z siebie wszystko, kiedy zatracają się w biegu.
Były i są z nami też psy absolutnie wybitne. Takie, które wskazują kierunek całemu mushingowi. Psy niezwykłe, łamiące stereotypy i dysponujące umiejętnościami o jakich my ludzie możemy co najwyżej pomarzyć.
Zuza, liderka, jest jednym z takich psów. 28 listopada skończy 11 lat. To jednak tylko data, która Zuzę niespecjalnie obchodzi. Ona właśnie trenuje do kolejnej wyprawy i robi to z maksymalnym zaangażowaniem. Jak to ona.
We wrześniu, tuż przed sezonem musiała przejść zabieg usunięcia tłuszczaka. Przy okazji zrobiliśmy jej poszerzone badania. Profile nerkowe, wątrobowe itd. Wyniki jak u młodego psa. To pozwoliło nam spokojnie włączyć ja do treningowego zespołu.
Dzisiaj widzimy, że była to dobra decyzja. Zuza biega wyśmienicie. Wspaniale regeneruje się po wysiłku. Zupełnie nie widać po jej bieganiu upływających nieubłaganie lat. Chociaż nie wygląda już młodo. Osiwiała co nieco, ale to tylko zewnętrzne oznaki poważnego wieku. Wewnątrz Zuzy wciąż bije młode serce.
Oszczędzaliśmy ją na treningach. Nie brała udziału, jak dotąd, we wszystkich biegach. Jej organizm po wielu tysiącach kilometrów przebiegniętych w zaprzęgu nie potrzebuje takiej dawki treningu jak u młodych psów. Zuza szybko buduje dużą formę.
Jednak wczoraj wydarzyło się coś, co zrobiło na nas wielkie wrażenie. Zuzka poprowadziła razem z Henią zespół 2-3 letnich suczek. I to właśnie Zuza była w tym zespole najaktywniejsza. Nadawała wysokie tempo, inicjowała przyspieszenia. Wszystko w lesie zwraca jej uwagę. Biegnie zainteresowana otoczeniem. Nie biega pasywnie, wpatrzona w ziemię przed sobą. Widać, że to bieganie wciąż daje jej dużo przyjemności. Cieszy się biegiem. To z kolei udziela się całemu zespołowi. Młodzież biegnie wspaniale prowadzona przez taką gwiazdę jak Zuza.
Po powrocie do domu, jak zwykle wszędzie było jej pełno. Biega po kojcach, wszędzie zagląda i obszczekuje inne psy. Cała Zuza.
Strasznie się cieszymy, że jeszcze w tym sezonie ta wielka liderka będzie z nami.
Nie byłoby jednak tych siedemnastu lat, nie byłoby wielkich emocji, wspaniałych biegów, wypraw za koło polarne i startów w długich wyścigach, gdyby nie psy. Bez nich nie bylibyśmy maszerami, nie odkrylibyśmy świata w taki sposób, w jaki uczyniliśmy to z nimi.
Psy przemierzające z nami życiową ścieżkę były różne. Psy, suczki, syberiany, alaskan husky, młode i stare. Jedne biegały szybciej, inne wolniej, ale wszystkie z wielkim sercem do biegania. Każdy z nich dawał i daje z siebie wszystko, kiedy zatracają się w biegu.
Były i są z nami też psy absolutnie wybitne. Takie, które wskazują kierunek całemu mushingowi. Psy niezwykłe, łamiące stereotypy i dysponujące umiejętnościami o jakich my ludzie możemy co najwyżej pomarzyć.
Zuza, liderka, jest jednym z takich psów. 28 listopada skończy 11 lat. To jednak tylko data, która Zuzę niespecjalnie obchodzi. Ona właśnie trenuje do kolejnej wyprawy i robi to z maksymalnym zaangażowaniem. Jak to ona.
We wrześniu, tuż przed sezonem musiała przejść zabieg usunięcia tłuszczaka. Przy okazji zrobiliśmy jej poszerzone badania. Profile nerkowe, wątrobowe itd. Wyniki jak u młodego psa. To pozwoliło nam spokojnie włączyć ja do treningowego zespołu.
Dzisiaj widzimy, że była to dobra decyzja. Zuza biega wyśmienicie. Wspaniale regeneruje się po wysiłku. Zupełnie nie widać po jej bieganiu upływających nieubłaganie lat. Chociaż nie wygląda już młodo. Osiwiała co nieco, ale to tylko zewnętrzne oznaki poważnego wieku. Wewnątrz Zuzy wciąż bije młode serce.
Oszczędzaliśmy ją na treningach. Nie brała udziału, jak dotąd, we wszystkich biegach. Jej organizm po wielu tysiącach kilometrów przebiegniętych w zaprzęgu nie potrzebuje takiej dawki treningu jak u młodych psów. Zuza szybko buduje dużą formę.
Jednak wczoraj wydarzyło się coś, co zrobiło na nas wielkie wrażenie. Zuzka poprowadziła razem z Henią zespół 2-3 letnich suczek. I to właśnie Zuza była w tym zespole najaktywniejsza. Nadawała wysokie tempo, inicjowała przyspieszenia. Wszystko w lesie zwraca jej uwagę. Biegnie zainteresowana otoczeniem. Nie biega pasywnie, wpatrzona w ziemię przed sobą. Widać, że to bieganie wciąż daje jej dużo przyjemności. Cieszy się biegiem. To z kolei udziela się całemu zespołowi. Młodzież biegnie wspaniale prowadzona przez taką gwiazdę jak Zuza.
Po powrocie do domu, jak zwykle wszędzie było jej pełno. Biega po kojcach, wszędzie zagląda i obszczekuje inne psy. Cała Zuza.
Strasznie się cieszymy, że jeszcze w tym sezonie ta wielka liderka będzie z nami.
wtorek, 15 listopada 2016
"23 kilometr" i Trylogia Norweska
Nie byłoby Trylogii Norweskiej bez sukcesu książki "23 kilometr". To ona dała impuls i postawiła nas na nogi po wielu miesiącach walki o przetrwanie. "23 kilometr" stał się kołem zamachowym naszych planów i dał im niezbędną energię.
Dzięki tej książce poznaliśmy mnóstwo kapitalnych ludzi, a ludzie jak wiadomo inspirują. Każda rozmowa, każdy kontakt z drugim człowiekiem może otworzyć w nas wejście do korytarza prowadzącego do pokładów kreatywności, do których sami wcześniej nie zdołaliśmy dotrzeć.
To największy atut tej książki dla nas.
Książka wciąż jest dostępna i każdy może w niej znaleźć coś inspirującego dla siebie. Przeczytajcie jej poniższy fragment, a my pójdziemy na kolejny trening. Trylogia w toku, szlak otwarty, teraz trzeba go przebyć do samego końca.
"Pasja to siła napędowa wielu najtrudniejszych zadań. To niezbędny element, pozwalający osiągnąć sukces w różnych dziedzinach życia. Zapewnia go wtedy, kiedy zwykła motywacja już nie wystarcza. Kiedy trzeba się wznieść na wyżyny poświęcenia, bo tylko w taki sposób można dojść do celu. Pasja pozwala na ponoszenie ryzyka, jakiego bez niej byśmy nie podjęli za żadne skarby. I czynienia tego bez specjalnego dyskomfortu.
Pasja to coś więcej niż zamiłowanie, czy hobby. To prawdziwa miłość do czegoś. To pełne przekonanie, do tego, co robimy.
Najczęstsze pytanie, z jakim się spotykam to: Skąd taka pasja? Jak to się stało, że zostałem maszerem? Zrozumiałe, zresztą pytanie. W końcu żyjemy w kraju bez podobnych tradycji i z raczej kiepską zimą. Nie mówiąc już o warunkach śniegowych, których często nie ma w ogóle.
Na takie pytania odpowiadam, że to historia długiej drogi dochodzenia do mushingu. Mówię, że najpierw byłem sportowcem, wyczynowym wioślarzem. Potem alpinistą, aż razem z Darią zajęliśmy się psami zaprzęgowymi. Najpierw psami zaprzęgowymi, a potem samymi zaprzęgami. Bo tak właśnie było. W takiej kolejności.
Prawda jednak jest dużo bardziej skomplikowana, choć tak naprawdę wcale taką nie jest. To tylko pozory. To, czym zajmuję się teraz, jest najzwyklejszą konsekwencją całego wcześniejszego życia. Wszystkiego, co od dziecka robiłem, o czym marzyłem i czego pragnąłem."
poniedziałek, 7 listopada 2016
Przygotowania
Weszliśmy w ostatnią fazę przygotowań do wyprawy. Kompletowanie ekwipunku, sprawdzanie, czy aby nie zmieniły się przepisy weterynaryjne w krajach, przez które pojedziemy, robienie porządków w dokumentach psów. Szczepienia, odrobaczenia i tak dalej.
Jednocześnie ciągniemy treningową pracę. Zespoły biegają na coraz dłuższych dystansach, więc trening zajmuje z każdym tygodniem coraz więcej czasu. Tak już będzie do samego wyjazdu. Planujemy dosłownie zakończyć ostatni bieg w Polsce i następnego dnia wyruszyć w podróż.
Będzie ona bardzo długa. 2300 kilometrów plus przeprawa promowa. Pojedziemy jak zwykle busem ciągnąc za sobą przyczepę z psami i sprzętem. Całość potrwa pewnie trzy doby. Jeśli trafimy dobrze na prom w Tallinie.
Listopad to także miesiąc opłat startowych. W przypadku Finnmarkslopet 30 listopada jest ostatecznym dniem wpłacenia całej sumy, a na Femundzie od tego dnia opłata robi się wyższa o 1500 koron. Zatem i jedną i drugą opłatę musimy uiścić do końca listopada. Zaraz potem otwarta zostanie lista zgłoszeń do najważniejszego wyścigu tego sezonu, czyli 220 kilometrowego Beaskadas 300 i w ciągu kilku dni trzeba będzie zapłacić jeszcze za udział w tym wyścigu. Dlaczego najważniejszym? Ano dlatego, że jest on kwalifikacją do dwóch kolejnych. Nie docierając na metę Beaskadas 300 nasz zespół nie będzie mógł wystartować ani w Femundlopet, ani w Finnmarkslopet. Nie bierzemy jednak takiej ewentualności nawet pod uwagę. Musimy mocno popracować na treningach, a potem skupić się totalnie na trasie i przekroczyć linię mety tego wyścigu, co otworzy nam drogę do "wielkiego świata" psich zaprzęgów.
Beaskadas 300 zastąpił w programie Trylogii Norweskiej wyścig Gausdal Maraton, na który pierwotnie planowaliśmy pojechać. Zmianę wprowadziliśmy tylko i wyłącznie z tego względu, że mieszkając w Vuollerim mamy znacznie bliżej do Gargii, gdzie będzie start Beaskadas niż do Astridbekken, gdzie startuje Gausdal. Do Astribbekken będziemy mieć 1140 km, a do Gargii "ledwie" 590.
Trasa Beaskadas będzie trudniejsza pod względem orientacyjnym, a ponadto biec nią będziemy w trakcie nocy polarnej, ale za to jest zdecydowanie mniej górzysta od tej na Gausdalu.
Poza tym w Gargii już byliśmy, co też nieco ułatwia zadanie.
Te i inne sprawy teraz nurtują nas najbardziej. Stres wyjazdowy rośnie z każdym dniem, aż boimy się pomyśleć jak to będzie na kilka dni przed samym wyjazdem. Na szczęście potem przyjdzie już skupienie niezbędne dla realizacji tego projektu i wtedy będzie już normalnie. Znamy to uczucie nie od dziś i wiemy jak sobie z nim poradzić, więc będzie dobrze.
Jednocześnie ciągniemy treningową pracę. Zespoły biegają na coraz dłuższych dystansach, więc trening zajmuje z każdym tygodniem coraz więcej czasu. Tak już będzie do samego wyjazdu. Planujemy dosłownie zakończyć ostatni bieg w Polsce i następnego dnia wyruszyć w podróż.
Będzie ona bardzo długa. 2300 kilometrów plus przeprawa promowa. Pojedziemy jak zwykle busem ciągnąc za sobą przyczepę z psami i sprzętem. Całość potrwa pewnie trzy doby. Jeśli trafimy dobrze na prom w Tallinie.
Listopad to także miesiąc opłat startowych. W przypadku Finnmarkslopet 30 listopada jest ostatecznym dniem wpłacenia całej sumy, a na Femundzie od tego dnia opłata robi się wyższa o 1500 koron. Zatem i jedną i drugą opłatę musimy uiścić do końca listopada. Zaraz potem otwarta zostanie lista zgłoszeń do najważniejszego wyścigu tego sezonu, czyli 220 kilometrowego Beaskadas 300 i w ciągu kilku dni trzeba będzie zapłacić jeszcze za udział w tym wyścigu. Dlaczego najważniejszym? Ano dlatego, że jest on kwalifikacją do dwóch kolejnych. Nie docierając na metę Beaskadas 300 nasz zespół nie będzie mógł wystartować ani w Femundlopet, ani w Finnmarkslopet. Nie bierzemy jednak takiej ewentualności nawet pod uwagę. Musimy mocno popracować na treningach, a potem skupić się totalnie na trasie i przekroczyć linię mety tego wyścigu, co otworzy nam drogę do "wielkiego świata" psich zaprzęgów.
Beaskadas 300 zastąpił w programie Trylogii Norweskiej wyścig Gausdal Maraton, na który pierwotnie planowaliśmy pojechać. Zmianę wprowadziliśmy tylko i wyłącznie z tego względu, że mieszkając w Vuollerim mamy znacznie bliżej do Gargii, gdzie będzie start Beaskadas niż do Astridbekken, gdzie startuje Gausdal. Do Astribbekken będziemy mieć 1140 km, a do Gargii "ledwie" 590.
Trasa Beaskadas będzie trudniejsza pod względem orientacyjnym, a ponadto biec nią będziemy w trakcie nocy polarnej, ale za to jest zdecydowanie mniej górzysta od tej na Gausdalu.
Poza tym w Gargii już byliśmy, co też nieco ułatwia zadanie.
Te i inne sprawy teraz nurtują nas najbardziej. Stres wyjazdowy rośnie z każdym dniem, aż boimy się pomyśleć jak to będzie na kilka dni przed samym wyjazdem. Na szczęście potem przyjdzie już skupienie niezbędne dla realizacji tego projektu i wtedy będzie już normalnie. Znamy to uczucie nie od dziś i wiemy jak sobie z nim poradzić, więc będzie dobrze.
niedziela, 6 listopada 2016
Ultramaratończyk
Henia i Baru "in lead" |
Ale nie jest maszyną. Jest czującym, żywym stworzeniem, któremu należy się opieka i uczycie. Tym bardziej, że jest wspaniałym sportowcem. Alaskan husky potrafi przebiec 100 kilometrów w ciągu sześciu godzin, przespać się i najeść w ciągu następnych sześciu, a po nich pobiec drugi raz 100 kilometrów. Ponad 200 nawet w ciągu doby.
On to potrafi, ale pod pewnymi warunkami. Musi być do tego wytrenowany, zdrowy i dobrze odżywiony. Inaczej zrobimy z niego ruinę. Granica, przy tak ekstremalnych biegach, jest niezwykle cienka. Kto nie ma pojęcia o treningu i dietetyce, niech się w ogóle za to nie bierze. Narobi tylko psom i sobie kłopotów.
Maja i Bajka |
Ultramaratońskie biegi charakteryzuje ogromny dystans do pokonania i długi czas przebywania na trasie. Aby mieć szansę na ich ukończenie wszystko musi być dograne na maksimum możliwości. Dlatego tak często tych biegów zespoły nie kończą. Nawet te znakomicie przygotowane.
Człowiek biegnący maraton, czy dużo dłuższy bieg ultra, wsłuchuje się w swój organizm. Zna go doskonale dzięki treningom i wie kiedy jest dobrze, a kiedy przekracza linię, zza której nie ma już odwrotu. Wtedy się wycofuje. Przynajmniej powinien tak zrobić.
W zespole zaprzęgowym jest to o tyle trudniejsze, że musimy wsłuchać się w organizmy psów. W ich łapy, mięśnie, serca i rozumy, aby wiedzieć czy dalsza jazda ma sens i czy jest po prostu bezpieczna dla zespołu i jego poszczególnych członków. A przecież one nam tego nie powiedzą.
Bardzo w tym pomaga własne doświadczenie w sportach wytrzymałościowych, dzięki któremu możemy się domyślać co przeżywa pies. Z czym walczy jego organizm i psychika. Warto wiedzieć czym są zakwasy i jak bolą mięśnie kiedy powstają w nich mikrouszkodzenia, normalne przy wysiłku i jak funkcjonuje ciało i mózg w warunkach odwodnienia. To wszystko pozwala nam zrozumieć psa w trakcie biegu i odpowiednio o niego zadbać.
Flicka i Beky |
My sami oczywiście też zmagamy się z bólem mięśni, brakiem snu, odwodnieniem. Kilkuset kilometrowa trasa nie oszczędza nikogo. Samo stanie na saniach długimi godzinami daje w kość, a przecież musimy jeszcze pomagać psom, pchać sanie na podjazdach, czy w głębokim śniegu, biec obok kiedy psom jest ciężko. Przyjmuje się, że 15-20 procent trasy przemierzamy na własnych nogach pomagając psom. W trakcie takiego wyścigu jak Finnmarkslopet 500 jest to 70, albo i więcej kilometrów, zrobionych na własnych nogach w ciągu dwóch dni. Wystarczy żeby poczuć ból wszystkich mięśni. Na dodatek, kiedy zatrzymujemy się na postój, to psy natychmiast kładą się do snu, a my w tym czasie biegamy wokół nich z jedzeniem, masażem, wodą itd. Śpimy dopiero wtedy, kiedy ogarniemy naszych biegaczy.
Jasna Emi i czarna Szasta |
Na sukces w długodystansowym mushingu składa się wiele szczegółów. Jest ich tak dużo, że nie sposób wszystkich wymienić w jednym miejscu. Najważniejsze są jednak trening, dieta i opieka nad psami. Dożo biegania w różnych warunkach, dużo odpoczynku pomiędzy treningami, ogrom jak najlepszego jedzenia i jeszcze więcej uczucia, miłości i pasji. Musimy zjednoczyć się z naszymi psami. Stać się niemal jednym organizmem, bo od nich zależy nasz los i ich los od nas.
Psy są naszymi przyjaciółmi, członkami naszej rodziny. Kiedy są szczęśliwe nam jest dobrze, kiedy cierpią, my cierpimy z nimi. Kiedy odchodzą, płaczemy za nimi i tęsknimy.
One dają w biegu sto procent z siebie, my musimy zrobić tak samo. Tylko wtedy mamy szansę na cokolwiek. I to tylko szansę, bo wiele z kart w mushingu rozdaje los. Dlatego oprócz wszystkiego potrzebujemy też mnóstwo szczęścia. To już jednak temat na osobny post :)
Dbajmy o nasze psy, kochajmy je i czujemy jak one. Dzięki temu możemy stać się prawdziwymi maszerami i wejść naprawdę w świat mushingu, a dzięki temu dotrzeć do sedna kontaktu z naturą. Poczuć jedność ze zwierzętami, wiatrem, śniegiem i mrozem. Być częścią świata tak naprawdę.
Adi |
etykiety
alaskan husky,
Finnmarkslopet,
mushing,
nasze psy,
natura,
pasja,
prawa zwierząt,
psie zaprzęgi,
psy,
treningi,
Trylogia Norweska,
wyprawa,
wyścig,
zwierzęta,
żywienie psów
piątek, 4 listopada 2016
Majka
2 listopada odeszła Maja. Miała prawie czternaście lat. Umarła jedna z weteranek naszych pierwszych wypraw i początków organizowania Syberiady Adventure. Brała udział we wszystkich naszych akcjach w tamtych czasach.
Niestrudzona biegaczka i niezwykle sympatyczna dziewczyna. Miła, łagodna i spokojna.
Trafiła do nas w 2007 roku wraz ze swoim bratem Chiefem, synkiem Lego oraz Odynem i Kleinem.
Ta piątka psów to było duże wzmocnienie dla naszego zespołu, które pozwoliło rozwinąć nam skrzydła. Dzięki nim stworzyliśmy drugi zaprzęg. A trzy lata później zrealizowaliśmy Inarijarvi Expedition 2010. To przez takie psy jak Majka mogliśmy śmiało brać się za najtrudniejsze wyzwania.
Maja zawsze biegała w zaprzęgu tak lekko i swobodnie, jakby w ogóle jej to nie męczyło. Wytrzymywała każdy dystans i każde tempo narzucane przez liderów. Na niej można było polegać w każdej sytuacji. Była idealnym team dogiem, pracującym spokojnie i mocno oraz podąrzającym za liderem.
Poza zaprzęgiem była psem miłym, choć oszczędnym w okazywaniu uczuć. Trochę nieśmiała. Nie angażowała się też w różne burdy wybuchające czasem w stadzie.
Adoptowaliśmy ją i czterech chłopaków od człowieka, któremu rozsypało się życie. Oddawał je nam z wielkim bólem serca. Pamiętamy kartki A4 z rozpiską dotyczącą każdego psa z osobna. Strasznie przeżywał rozstanie z ukochanymi psiakami, ale wtedy nie mógł postąpić inaczej. Prosił nas, abyśmy nie zrobili krzywdy jego psiakom. Nie zrobiliśmy. Maćku, Majka miała dobre życie u nas. Była szczęśliwa. Widzieliśmy to w jej oczach kiedy się z nami bawiła, kiedy biegała w zaprzęgu. Kiedy była z nami i wszystkimi psami. To było dobre, psie życie.
Niestrudzona biegaczka i niezwykle sympatyczna dziewczyna. Miła, łagodna i spokojna.
Trafiła do nas w 2007 roku wraz ze swoim bratem Chiefem, synkiem Lego oraz Odynem i Kleinem.
Ta piątka psów to było duże wzmocnienie dla naszego zespołu, które pozwoliło rozwinąć nam skrzydła. Dzięki nim stworzyliśmy drugi zaprzęg. A trzy lata później zrealizowaliśmy Inarijarvi Expedition 2010. To przez takie psy jak Majka mogliśmy śmiało brać się za najtrudniejsze wyzwania.
Maja zawsze biegała w zaprzęgu tak lekko i swobodnie, jakby w ogóle jej to nie męczyło. Wytrzymywała każdy dystans i każde tempo narzucane przez liderów. Na niej można było polegać w każdej sytuacji. Była idealnym team dogiem, pracującym spokojnie i mocno oraz podąrzającym za liderem.
Poza zaprzęgiem była psem miłym, choć oszczędnym w okazywaniu uczuć. Trochę nieśmiała. Nie angażowała się też w różne burdy wybuchające czasem w stadzie.
Adoptowaliśmy ją i czterech chłopaków od człowieka, któremu rozsypało się życie. Oddawał je nam z wielkim bólem serca. Pamiętamy kartki A4 z rozpiską dotyczącą każdego psa z osobna. Strasznie przeżywał rozstanie z ukochanymi psiakami, ale wtedy nie mógł postąpić inaczej. Prosił nas, abyśmy nie zrobili krzywdy jego psiakom. Nie zrobiliśmy. Maćku, Majka miała dobre życie u nas. Była szczęśliwa. Widzieliśmy to w jej oczach kiedy się z nami bawiła, kiedy biegała w zaprzęgu. Kiedy była z nami i wszystkimi psami. To było dobre, psie życie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)