Wojtek Kurtyka, jeden z największych himalaistów świata, wiele lat temu, swoją życiową drogę przez najtrudniejsze góry świata, nazwał Ścieżką Góry. Nawiązywał w ten sposób do starego samurajskiego kodeksu Bushido i zawierającej się w nim Drogi Miecza.
Drogi, którą podążał świadomie japoński wojownik. Będącej zarazem drogą do celu i celem samym w sobie. To buddyjska filozofia stawiająca na piedestale samą drogę. Samo dążenie do celu.
Kurtyka wzorem samuraja kroczył swoją Drogą Góry poświęcając się jej całkowicie. Stawiając przed sobą wielkie cele i robiąc wszystko co należy, aby je realizować.
To trudna droga. Wymagająca ogromnego samozaparcia i jeszcze większej pewności jej celu. Do tego im cel ambitniejszy tym ryzyko porażki większe. Ale jak ktoś kiedyś powiedział "dla wielkiej sprawy honornie jest nawet zginąć".
Otóż to, tylko wielkie cele warte są tego, aby im się poświęcić. Dla osiągnięcia wielkich celów warto poświęcić całe życie. Choćbyśmy nawet nigdy nie zdołali ich osiągnąć. Ważne, że próbujemy, że walczymy. Bierni nie osiągają niczego. "Kto ryzykuje ten pije szampana":))
czwartek, 29 listopada 2012
środa, 28 listopada 2012
55 dni
Zaledwie 55 dni zostało już do pierwszego startu w tym sezonie. Sedivacki Long zbliża się wielkimi krokami.
Zobaczymy jakie będą warunki na trasie, jak dopisze zima. Termin wyścigu ze względu na śnieg, wydaje się dość bezpieczny, ale...
Różnie to w tej części Europy bywa.
Tymczasem u nas prognozy bardzo obiecujące. Od najbliższego weekendu ma pojawić się po raz pierwszy zima. Podobno przymrozi i pośnieży. Pożyjemy, zobaczymy:)
Najwyższy czas już na ochłodzenie, bo obecne temperatury robią nam trochę bałaganu w planach treningowych, a balaganu nie lubimy. Przynajmniej w tej kwestii.
Do wyścigu zgłosiły się, na ten moment, 92 zespoły. W naszej kategorii oznaczonej LU startuje 18 zaprzęgów złożonych z alaskan husky. Najczęściej z 8 psów.
Mamy konkurentów z Czech, Węgier, Austrii, Niemiec, a nawet ze Stanów Zjednoczonych, choć Rodney jest już mieszkańcem Czech od paru lat.
Zobaczymy jakie będą warunki na trasie, jak dopisze zima. Termin wyścigu ze względu na śnieg, wydaje się dość bezpieczny, ale...
Różnie to w tej części Europy bywa.
Tymczasem u nas prognozy bardzo obiecujące. Od najbliższego weekendu ma pojawić się po raz pierwszy zima. Podobno przymrozi i pośnieży. Pożyjemy, zobaczymy:)
Najwyższy czas już na ochłodzenie, bo obecne temperatury robią nam trochę bałaganu w planach treningowych, a balaganu nie lubimy. Przynajmniej w tej kwestii.
Do wyścigu zgłosiły się, na ten moment, 92 zespoły. W naszej kategorii oznaczonej LU startuje 18 zaprzęgów złożonych z alaskan husky. Najczęściej z 8 psów.
Mamy konkurentów z Czech, Węgier, Austrii, Niemiec, a nawet ze Stanów Zjednoczonych, choć Rodney jest już mieszkańcem Czech od paru lat.
niedziela, 25 listopada 2012
Listopad
Ciepła aura w tym miesiącu nie jest żadnym zaskoczeniem. Można się było tego spodziewać. Zazwyczaj listopad bywa ciepły, choć raz na parę lat potrafi zaskoczyć iście zimową pogodą. Nie tym razem.
W listopadzie zamierzaliśmy zrobić ogrom kilometrów, ale skoro jest tak ciepło, to musieliśmy odstąpić od tego planu. I tak też jest dobrze.
Po bardzo intensywnym treningu w dwóch poprzednich miesiącach, chwilowe odpuszczenie dobrze zrobiło alaskanom. Choć odpuszczenie to trochę na wyrost powiedziane. Ogólny kilometraż listopada i tak zamknie się liczbą ponad 400 km.
Więcej dni bez biegania, krótsze treningi, wszystko to spowodowało faktyczny wzrost formy. Psiaki znowu zrobiły się głodne biegania. Wróciła świeżość i energia z początku sezonu.
Do Finnmarkslopet jeszcze dobre trzy miesiące. To bardzo dużo czasu, zwłaszcza przy pracy jaką już wykonaliśmy. 1200 km z zaplanowanych trzech tysięcy to dobry wynik, dajacy nam pewien komfort psychiczny.
Nadchodzi podobno jakieś ochłodzenie. Temperatury mają zbliżyc się do zera. To pozwoli "nabijać" kolejne długie kilometry. Musimy wyjść daleko poza limit 50 kilometrów, który już regularnie osiągaliśmy w ostatnim czasie.
Póki co, odpukać w nie malowane, obywamy się bez chorób, kontuzji, otarć i tym podobnego świństwa, które lubi przyczepić się do zespołu, zwłaszcza w takiej pogodzie. Cały trening odbywa się gładko i bezproblemowo. Oby nie był to jakiś podstęp losu:))
W listopadzie zamierzaliśmy zrobić ogrom kilometrów, ale skoro jest tak ciepło, to musieliśmy odstąpić od tego planu. I tak też jest dobrze.
Po bardzo intensywnym treningu w dwóch poprzednich miesiącach, chwilowe odpuszczenie dobrze zrobiło alaskanom. Choć odpuszczenie to trochę na wyrost powiedziane. Ogólny kilometraż listopada i tak zamknie się liczbą ponad 400 km.
Więcej dni bez biegania, krótsze treningi, wszystko to spowodowało faktyczny wzrost formy. Psiaki znowu zrobiły się głodne biegania. Wróciła świeżość i energia z początku sezonu.
Do Finnmarkslopet jeszcze dobre trzy miesiące. To bardzo dużo czasu, zwłaszcza przy pracy jaką już wykonaliśmy. 1200 km z zaplanowanych trzech tysięcy to dobry wynik, dajacy nam pewien komfort psychiczny.
Nadchodzi podobno jakieś ochłodzenie. Temperatury mają zbliżyc się do zera. To pozwoli "nabijać" kolejne długie kilometry. Musimy wyjść daleko poza limit 50 kilometrów, który już regularnie osiągaliśmy w ostatnim czasie.
Póki co, odpukać w nie malowane, obywamy się bez chorób, kontuzji, otarć i tym podobnego świństwa, które lubi przyczepić się do zespołu, zwłaszcza w takiej pogodzie. Cały trening odbywa się gładko i bezproblemowo. Oby nie był to jakiś podstęp losu:))
niedziela, 18 listopada 2012
Kompletny brak kultury
Często dyskutujemy o tym dlaczego w Polsce jest tak, a nie inaczej. Dlaczego w naszym kraju ludzie tak mało ze sobą współpracują? Dlaczego wielu spraw nie potrafią załatwiać normalnie? Dlaczego nie ma z kim sensownie rozmawiać o interesach i nie tylko?
W ostatnich dniach i tygodniach parę podobnych do siebie sytuacji dało nam sporo do myślenia.
Otóż bardzo często otrzymujemy, ten rok jest pod tym względem rekordowy, zapytania dotyczące różnych imprez, na których mielibyśmy się pokazać, albo wręcz całe takie imprezy organizować.
Niekiedy wystarczy w takiej sytuacji wysłać jedną z gotowych ofert, jakie mamy w komputerze, ale niekiedy musimy nad taką ofertą solidnie przysiąść. Zaangażować w jej tworzenie firmy skandynawskie. Wykonać ileś tam telefonów i napisać nawet kilkadziesiąt maili.
Jaki jest efekt takiej pracy? Żaden! Jedna firemka z drugą prosi o ofertę, o szczegółowy scenariusz imprezy, a po ich otrzymaniu nie potrafi nawet napisać słowa dziękuję. Czy to takie czasy? Coś przespaliśmy i zmieniły się obyczaje? Dzisiaj już nie obowiązują normy dobrego wychowania? Nie trzeba już mówić dzień dobry, do widzenia, proszę, dziękuję?
W ostatnich dniach i tygodniach parę podobnych do siebie sytuacji dało nam sporo do myślenia.
Otóż bardzo często otrzymujemy, ten rok jest pod tym względem rekordowy, zapytania dotyczące różnych imprez, na których mielibyśmy się pokazać, albo wręcz całe takie imprezy organizować.
Niekiedy wystarczy w takiej sytuacji wysłać jedną z gotowych ofert, jakie mamy w komputerze, ale niekiedy musimy nad taką ofertą solidnie przysiąść. Zaangażować w jej tworzenie firmy skandynawskie. Wykonać ileś tam telefonów i napisać nawet kilkadziesiąt maili.
Jaki jest efekt takiej pracy? Żaden! Jedna firemka z drugą prosi o ofertę, o szczegółowy scenariusz imprezy, a po ich otrzymaniu nie potrafi nawet napisać słowa dziękuję. Czy to takie czasy? Coś przespaliśmy i zmieniły się obyczaje? Dzisiaj już nie obowiązują normy dobrego wychowania? Nie trzeba już mówić dzień dobry, do widzenia, proszę, dziękuję?
środa, 14 listopada 2012
Pierwszy tysiąc
Wczoraj, 13 listopada, przekroczyliśmy pierwsze tysiąc kilometrów w treningu alaskanów.
Nie obyło się co prawda bez pewnych kłopotów, ale jest. Problemy dotyczyły, jak zwykle pogody. Od pierwszego listopada mieliśmy ocieplenie. Temperatury uparcie trzymały się około 10 stopni. Na tym etapie treningowym na jakim jesteśmy obecnie to zbyt dużo. Musieliśmy skrócić dystanse poszczególnych biegów, a nawet kilka razy zupełnie ich zaniechać.
W innym przypadku ten pierwszy tysiąc zamknęlibyśmy ponad tydzień temu.
Zmiany planów są wpisane w mushing:) Zawsze trzeba liczyć się z nieprzewidzianymi sytuacjami. Z doświadczenia wiemy, że one zawsze się pojawią. Prędzej lub później.
Wczoraj na gpsie pojawiło się 1000 kilometrów, a już dzisiaj dołożyliśmy do tego kolejne 50. Powoli wracamy do normalnego rytmu.
Tysiąc kilometrów to już spory dystans. Do końca jednak jeszcze dużo więcej. Druga połowa listopada i grudzień powinny przynieść kolejne 1000 km.
Potem będziemy mieli jeszcze cały styczeń, zakończony Sedivakiem, gdzie do przejechania będzie prawie 250 km. A po nim już z górki. Treningi jedynie podtrzymujące formę. Oszczędzające zdrowie psów i nas.
A potem... oby Finnmark.
To przed nami. Dzisiaj świętujemy pierwszy tysiąc!
Nie obyło się co prawda bez pewnych kłopotów, ale jest. Problemy dotyczyły, jak zwykle pogody. Od pierwszego listopada mieliśmy ocieplenie. Temperatury uparcie trzymały się około 10 stopni. Na tym etapie treningowym na jakim jesteśmy obecnie to zbyt dużo. Musieliśmy skrócić dystanse poszczególnych biegów, a nawet kilka razy zupełnie ich zaniechać.
W innym przypadku ten pierwszy tysiąc zamknęlibyśmy ponad tydzień temu.
Zmiany planów są wpisane w mushing:) Zawsze trzeba liczyć się z nieprzewidzianymi sytuacjami. Z doświadczenia wiemy, że one zawsze się pojawią. Prędzej lub później.
Wczoraj na gpsie pojawiło się 1000 kilometrów, a już dzisiaj dołożyliśmy do tego kolejne 50. Powoli wracamy do normalnego rytmu.
Tysiąc kilometrów to już spory dystans. Do końca jednak jeszcze dużo więcej. Druga połowa listopada i grudzień powinny przynieść kolejne 1000 km.
Potem będziemy mieli jeszcze cały styczeń, zakończony Sedivakiem, gdzie do przejechania będzie prawie 250 km. A po nim już z górki. Treningi jedynie podtrzymujące formę. Oszczędzające zdrowie psów i nas.
A potem... oby Finnmark.
To przed nami. Dzisiaj świętujemy pierwszy tysiąc!
sobota, 10 listopada 2012
Uciekający czas
Przemijanie znowu dało znać o sobie w naszym kennelu.
Po ostatnich treningach doszliśmy do wniosku, że dla Mai i Chiefa nadszedł czas zakończenia kariery zaprzęgowej. To smutny moment świadczący dobitnie o upływającym czasie.
Ciągle zabiegani, ciągle strasznie zapracowani, nie zauważamy jak ulotne jest życie, jak przelatuje między palcami.
Ta ciągła pogoń robi z nas upośledzonych ludzi niezdolnych do delektowania się chwilą obecną, która przecież się nigdy już nie powtórzy.
Maja
Po ostatnich treningach doszliśmy do wniosku, że dla Mai i Chiefa nadszedł czas zakończenia kariery zaprzęgowej. To smutny moment świadczący dobitnie o upływającym czasie.
Ciągle zabiegani, ciągle strasznie zapracowani, nie zauważamy jak ulotne jest życie, jak przelatuje między palcami.
Ta ciągła pogoń robi z nas upośledzonych ludzi niezdolnych do delektowania się chwilą obecną, która przecież się nigdy już nie powtórzy.
środa, 7 listopada 2012
Pięćdziesiąt po raz czwarty
Wczoraj po raz kolejny alaskany przebiegły 50 kilometrowy dystans. Po ociepleniu, które przyszło wraz z początkiem listopada, wcale nie byliśmy pewni, czy takie treningi da się kontynuować. Jak się okazuje jednak się da.
Co prawda wczoraj pomógł w tym wydatnie padający deszcz, który dodatkowo schładza psie organizmy. Z treningami w deszczu nie należy przesadzać, zwłaszcza na takich dystansach. Ten wczoraj jednak padał z dużymi przerwami, podczas których psy wysychały.
Czwarta pięćdziesiątka i po raz czwarty czas leciutko ponad 3 godziny. Ta regularność bardzo nas satysfakcjonuje. To bardzo istotne, aby biegać dystanse w równym i wysokim tempie.
Widać już też po sposobie biegania alaskanów, jaki efekt przynosi trening. Każdą pięćdziesiątkę kończą kilkukilometrowym przyspieszeniem. Mniej więcej 4-5 kilometrów przed domem wjeżdżamy na tereny jeleni. Zawsze tam są. Zostawiają świeże ślady i zapachy. To pobudza psie instynkty. Momentalnie przyśpieszają i trwają w taki rytmie już do końca.
Jeśli przyśpieszają, to znaczy że mogą to zrobić. A skoro mogą to zrobić, to znaczy że są już w niezłej formie. Jednym słowem - jest moc!
Pogoda ma być w najbliższym czasie stabilnie kiepska. Dość ciepło i mokro. Po wczorajszym jednak treningu, mamy nadzieję że uda się kontynuować realizację planu treningowego, czyli bieganie kolejnych 40-50 kilometrowych odcinków. Jeśli ten plan się powiedzie, to jeszcze w listopadzie pojedziemy pierwszą setkę, która dość wyraźnie powie nam w jakiej naprawdę formie jest cały zespół.
Trasa treningu na stronie trail.pl
Co prawda wczoraj pomógł w tym wydatnie padający deszcz, który dodatkowo schładza psie organizmy. Z treningami w deszczu nie należy przesadzać, zwłaszcza na takich dystansach. Ten wczoraj jednak padał z dużymi przerwami, podczas których psy wysychały.
Czwarta pięćdziesiątka i po raz czwarty czas leciutko ponad 3 godziny. Ta regularność bardzo nas satysfakcjonuje. To bardzo istotne, aby biegać dystanse w równym i wysokim tempie.
Widać już też po sposobie biegania alaskanów, jaki efekt przynosi trening. Każdą pięćdziesiątkę kończą kilkukilometrowym przyspieszeniem. Mniej więcej 4-5 kilometrów przed domem wjeżdżamy na tereny jeleni. Zawsze tam są. Zostawiają świeże ślady i zapachy. To pobudza psie instynkty. Momentalnie przyśpieszają i trwają w taki rytmie już do końca.
Jeśli przyśpieszają, to znaczy że mogą to zrobić. A skoro mogą to zrobić, to znaczy że są już w niezłej formie. Jednym słowem - jest moc!
Pogoda ma być w najbliższym czasie stabilnie kiepska. Dość ciepło i mokro. Po wczorajszym jednak treningu, mamy nadzieję że uda się kontynuować realizację planu treningowego, czyli bieganie kolejnych 40-50 kilometrowych odcinków. Jeśli ten plan się powiedzie, to jeszcze w listopadzie pojedziemy pierwszą setkę, która dość wyraźnie powie nam w jakiej naprawdę formie jest cały zespół.
Trasa treningu na stronie trail.pl
niedziela, 4 listopada 2012
Sedivackuv Long
Oto pierwszy nasz sportowy cel tego sezonu.
Sedivacki Long to najdłuższy, po wyścigach skandynawskich i Wielkiej Odysei, europejski wyścig psich zaprzęgów.
W przeciwieństwie do Femundlopet, czy Finnmarkslopet, jest to wyścig etapowy. Oznacza to, że każdego dnia mamy pewien dystans do przejechania, po czym wracamy do hotelu, a psy śpią w ciepłej przyczepie. W przypadku Sedivaka pierwszy etap to 65 km, drugi 55 i po 4-ro godzinnej przerwie 35 km nocny etap. Kolejny dzień to 55 km zakończone biwakiem, po którym nastąpi 35 km finalny odcinek.
Razem 245 km w cztery dni. Wszystko zaczyna się 22 stycznia od kontroli wet. i technicznej. Pierwszy start 23 stycznia i tak do 26.
W Sedivacku startowało już bodaj trzech Polaków, jednak żadnemu z nich nie udało się dojechać do mety. Mamy nadzieję zmienić tę "tradycję":))
Sedivacki Long to najdłuższy, po wyścigach skandynawskich i Wielkiej Odysei, europejski wyścig psich zaprzęgów.
W przeciwieństwie do Femundlopet, czy Finnmarkslopet, jest to wyścig etapowy. Oznacza to, że każdego dnia mamy pewien dystans do przejechania, po czym wracamy do hotelu, a psy śpią w ciepłej przyczepie. W przypadku Sedivaka pierwszy etap to 65 km, drugi 55 i po 4-ro godzinnej przerwie 35 km nocny etap. Kolejny dzień to 55 km zakończone biwakiem, po którym nastąpi 35 km finalny odcinek.
Razem 245 km w cztery dni. Wszystko zaczyna się 22 stycznia od kontroli wet. i technicznej. Pierwszy start 23 stycznia i tak do 26.
W Sedivacku startowało już bodaj trzech Polaków, jednak żadnemu z nich nie udało się dojechać do mety. Mamy nadzieję zmienić tę "tradycję":))
piątek, 2 listopada 2012
Drugi miesiąc za nami
Już dwa miesiące wypełnione treningami mamy za sobą. Podobnie jak we wrześniu alaskany odbyły 24 treningi. Część wspólnie z syberianami przy okazji organizowanych przez nas Husky Adventure.
Po wrześniowym rozruchu, październik miał być miesiącem poważnej, ciężkiej pracy. I był.
Przy tej samej liczbie treningów zaprzęg alaskanów pokonał o ponad 230 km więcej niż we wrześniu. Październik zamknął się w ponad 530 kilometrach. To świetny wynik.
Mróz w ostatnich dniach miesiąca pozwolił w trzy dni pokonać 150 km, w trzech pięćdziesięcio - kilometrowych odcinkach.
Nadal wszystko przebiega bez problemów zdrowotnych i motywacyjnych. Choć momentami odczuwamy już trudy, zwłaszcza ostatnich, treningów. Mieliśmy jednak dwa dni przerwy, więc jest trochę lepiej. Jednak bóle mięśni, stawów oraz zakwasy, niestety są nie do uniknięcia w takim rytmie treningowym i są jego naturalną konsekwencją. Później za to będzie trochę lepiej. Znaczy lżej i mniej, ale to dopiero pod koniec stycznia. Póki co tworzymy ciągle fundament formy.
Długie biegi mają rozbudować wytrzymałość, którą od stycznia będziemy już tylko podtrzymywać.
Cieszy nas bardzo, że alaskany biegają bardzo równo. W trakcie serii 3x50 km, każda pięćdziesiątka na innej trasie, w zasadzie miały takie same czasy. 3 godziny. Druga, co prawda okazała się najszybsza, bowiem osiągnęliśmy czas 2 godz, 58 minut. Najwolniejsza była pierwsza. 3,05, a trzecia 3,01. To dość dobre czasy, zważywszy zwłaszcza na to, że to dopiero zupełny początek sezonu.
Napawa to optymizmem.
Teraz listopad z fatalnym pogodowo początkiem. Po lekkich mrozach na koniec października, początek listopada jest wyraźnie na plusie. Trzeba będzie się do tego dostosować i czekać na poprawę pogody. Wiemy już jak ją wykorzystać:) Jeśli nadejdzie.
Wzrost ilości bieganych kilometrów dał się też odczuć w psiej kuchni. Dużo szybciej zaczęły znikać zapasy mięsa w zamrażarce. Więcej pracy, więcej jedzenia. To prosta zasada:)
Kaloryczność posiłków podkręcamy drobiowym tłuszczem i olejem rzepakowym. Świetnie jako wypełniacz sprawdzają się, od tego sezonu po raz pierwszy, płatki owsiane. Na głowę biją makaron!
Włączyliśmy także alaskanom codzienną dawkę witaminy C i cerutin od czasu do czasu. Niestety duże różnice temperatur powodują u psów przeziębienia tak samo jak u ludzi.
Mamy nadzieję, że listopad okaże się tak samo owocny treningowo jak dwa poprzednie miesiące. Trzymajcie za nas kciuki:)
Po wrześniowym rozruchu, październik miał być miesiącem poważnej, ciężkiej pracy. I był.
Przy tej samej liczbie treningów zaprzęg alaskanów pokonał o ponad 230 km więcej niż we wrześniu. Październik zamknął się w ponad 530 kilometrach. To świetny wynik.
Mróz w ostatnich dniach miesiąca pozwolił w trzy dni pokonać 150 km, w trzech pięćdziesięcio - kilometrowych odcinkach.
Nadal wszystko przebiega bez problemów zdrowotnych i motywacyjnych. Choć momentami odczuwamy już trudy, zwłaszcza ostatnich, treningów. Mieliśmy jednak dwa dni przerwy, więc jest trochę lepiej. Jednak bóle mięśni, stawów oraz zakwasy, niestety są nie do uniknięcia w takim rytmie treningowym i są jego naturalną konsekwencją. Później za to będzie trochę lepiej. Znaczy lżej i mniej, ale to dopiero pod koniec stycznia. Póki co tworzymy ciągle fundament formy.
Długie biegi mają rozbudować wytrzymałość, którą od stycznia będziemy już tylko podtrzymywać.
Cieszy nas bardzo, że alaskany biegają bardzo równo. W trakcie serii 3x50 km, każda pięćdziesiątka na innej trasie, w zasadzie miały takie same czasy. 3 godziny. Druga, co prawda okazała się najszybsza, bowiem osiągnęliśmy czas 2 godz, 58 minut. Najwolniejsza była pierwsza. 3,05, a trzecia 3,01. To dość dobre czasy, zważywszy zwłaszcza na to, że to dopiero zupełny początek sezonu.
Napawa to optymizmem.
Teraz listopad z fatalnym pogodowo początkiem. Po lekkich mrozach na koniec października, początek listopada jest wyraźnie na plusie. Trzeba będzie się do tego dostosować i czekać na poprawę pogody. Wiemy już jak ją wykorzystać:) Jeśli nadejdzie.
Wzrost ilości bieganych kilometrów dał się też odczuć w psiej kuchni. Dużo szybciej zaczęły znikać zapasy mięsa w zamrażarce. Więcej pracy, więcej jedzenia. To prosta zasada:)
Kaloryczność posiłków podkręcamy drobiowym tłuszczem i olejem rzepakowym. Świetnie jako wypełniacz sprawdzają się, od tego sezonu po raz pierwszy, płatki owsiane. Na głowę biją makaron!
Włączyliśmy także alaskanom codzienną dawkę witaminy C i cerutin od czasu do czasu. Niestety duże różnice temperatur powodują u psów przeziębienia tak samo jak u ludzi.
Mamy nadzieję, że listopad okaże się tak samo owocny treningowo jak dwa poprzednie miesiące. Trzymajcie za nas kciuki:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)