sobota, 4 lutego 2017

Koniec marzeń

Niecały miesiąc temu napisałem ostatni post z Vuollerim. Już wtedy było źle, ale wciąż miałem nadzieję, że jakoś to się wszystko ułoży.
Nie stało się tak.
Finnmarkslopet robi wszystko, aby mnie od siebie odepchnąć. Miałem z tym wyścigiem problem od zawsze. Mimo wszystko jednak zabierałem się za niego kolejny raz i kolejny. Umarł Vili, a teraz musiałem przerwać przygotowania do Trylogii Norweskiej z przyczyny, która nie mieści mi się w głowie.
Kto nie wie o co chodzi może o tym przeczytać tu: https://web.facebook.com/SyberiadaAdventure/posts/1531926396825206

Na tym kończę z marzeniami o wielkim wyścigu. Jego koszt stał się zbyt duży. Co wykombinuje los przy mojej kolejnej próbie? Nie będę tego sprawdzał.
Mam dość ciągłego walczenia z przepisami i spełniania coraz to nowych warunków, które maksymalnie promują Skandynawów, co jest jednym z powodów tak małej liczby zawodników z innych krajów na starcie.
Norwegowie mają ten wyścig pod nosem. Dla wszystkich innych samo dotarcie na jego start to już wyprawa. Bardzo niebezpieczna wyprawa.
Ponadto kiedy oni trenują, to my latamy i załatwiamy bzdurne dokumenty, których nikt i nigdzie jeszcze nie sprawdzał. Ale papiery mieć musimy. Musimy także truć nasze zwierzaki tabletkami na robale przed każdym przekroczeniem granicy. Oni nie muszą tego robić. Przez to nasze psy są słabsze.

W tym sezonie postanowiłem przygotowywać się w szwecji, celowo piszę nazwę tego kraju z małej litery, ale tam okazało się, że muszę wybudować kenel, aby przebywać w tym kraju choćby jeden dzień.
Wszędzie na świecie maszerzy trenując na wyjeździe trzymają swoje psy w przyczepach. W szwecji jest to zabronione. Szwedzki urzędnik wie lepiej co jest dobre dla moich psów niż ja, który poświęciłem całe życie dla mushingu! Znam swoje psy doskonale, wiem który czego potrzebuje i ta wiedza potwierdza się we wszystkich moich działaniach. Ale to młoda inspektorka po 10 minutowej rozmowie ze mną wie lepiej.
Nie mam zamiaru nigdy więcej dać się tak traktować. Tam nie ma żadnej wolności. Ich przepisy są fikcją i totalną ściemą. Według ich idiotycznych wytycznych moim psom było źle w przyczepie, więc postanowili je zabić. Czy ktoś może zrozumieć taki idiotyzm? Takie coś możliwe jest tylko w szwecji, która chwali się brakiem bezdomnych zwierząt, które po prostu są zabijane. Taki mają sposób na bezdomność.

Przyczepa, w której pies po ciężkim treningu ma doskonałe warunki do odpoczynku, jest zła, ale spanie psów na śniegu, bez słomy i kurtek podczas ich "kultowej" imprezy Fjalraven Polar jest ok.
Przyczepa be, a bieganie bez butów i kurtek na tejże imprezie i we wszystkich kenelach turystycznych ok. Przyczepa be, a zabijanie starszych psów ok. Starszy pies w szwecji to już ośmiolatek. Przyczepa be, a eutanazja na życzenie ok! Taka jest szwecja.

Zająłem się mushingiem wiele lat temu, bo dawał w cywilizowanym świecie namiastkę wolności. W terenie z psami, wiatrem i przestrzenią czułem się wolny. szwecja zabiła to poczucie. Nie tylko szwecja zresztą. Przepisy, papiery, ciągłe ich zmiany. To zabija ducha, doprowadza do absurdu, z którego ja się wypisuję. Nie interesuje mnie mushing obarczony coraz głupszymi przepisami i ludźmi.
Do widzenia.











Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...